sobota, 27 grudnia 2014

Chapter 48: Over

Leżałam w łóżku i bez celu wpatrywałam się w sufit. Zayn kazał pobyć mi przez chwile w naszej sypialni, więc oczywiście tak zrobiłam.
Nie chciałam być tu uwięziona, ale bałam się, że jeśli się mu sprzeciwie, to pobije mnie tak jak zrobił to Jay. Miałam nadgarstek w gipsie, co dokładnie przypominało mi, co się stanie jeśli mu odmówię.

Chciałabym myśleć, że Zayn nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego, ale to co przeżyłam wskazywało na zupełne przeciwieństwo. 
Moje oczy wędrowały po malunkach zrobionych mazakami, które zdobiły gips. Louis podpisał się jako pierwszy, jego imię napisane było dużymi czarnymi literami otoczonymi uśmiechniętymi buźkami. Eleanor zostawiła mi zapiskę o szybkim powrocie do zdrowia i podpisała ją swoim imieniem. Oboje, Niall i Liam napisali mi małymi literkami swoje imiona, a Zayn udekorował resztę miejsca bazgrołami i szlaczkami, które wyglądały na robione przez profesjonalistę.
-Hannah!- głos Zayna zagrzmiał na końcu korytarza.
To był znak, że już mogę stąd wyjść. Powoli wyszłam z łóżka i zaczęłam kierować się do kuchni. 
Louis i Zayn stali przy blacie, a Eleanor grzebała w lodówce. 
Cała nasza paczka została u nas na tydzień, ale potem się wynieśli. A teraz, trzy tygodnie po tym, gdy Zayn mnie uratował, wyglądało na to, że Eleanor i Louis na stałe osiedli się w pokoju gościnnym. 
-Nie mamy żarcia.- Eleanor burknęła, gdy się podniosła i położyła sobie ręce na jej drobnej tali.
Louis zwęził na nią oczy i sięgnął, by mocno klepnąć ją w tyłek, sprawiając, że zaskoczona podskoczyła z pół metra w przód.
-Wyrażaj się. Ile razy mam ci to powtarzać?- warknął na nią. Pomasowała bolące miejsce i zmarszczyła brwi.
-Przepraszam.
Obserwowałam to wszystko w szoku. Położył na niej ręce. Uderzył ją…
Instynktownie zrobiłam krok w tył, gdy tylko mój mózg zarejestrował co się stało. Zobaczyłam jak oczy Zayna zamigotały w zrozumieniu, gdy spojrzał w moją stronę. 
-Louis, weź się kontroluj.- warknął, gdy odepchnął się od blatu. Podszedł do mnie i przyglądał się mi ostrożnie.
-Głodna, kochanie?- zapytał. Pokręciłam głową, gdy próbowałam przełknąć kulę podchodzącą mi do gardła na samą myśl o tym, że ktoś może poniewierać Eleanor.
Od samego początku naszego związku, to ja byłam tą niesforną. Przeklinałam, byłam chamska, nigdy nie słuchałam poleceń, kłóciłam się, byłam agresywna i tym podobne. Ja, nie Eleanor. Ona była posłuszna, dobra i opiekuńcza. Jak ktokolwiek w ogóle mógł ją skrzywdzić?
-Wszystko okej?- zapytał cicho, uważnie mnie obserwując. Przytaknęłam i się od niego oddaliłam, żeby podejść do Eleanor. Położyłam jej dłoń na plecach, gdy wzrokiem ciskała pioruny w stronę Louisego.
-Możemy iść na zakupy.- zasugerowałam miękko. 

-Nie!- oboje aż podskoczyli, nie zgadzając się. Nawet El nie była w stanie nie przestraszyć się ich reakcji.
-Czemu nie?- naciskałam. Widziałam, że Zayn zaskoczony moją odpowiedzią unosi w zdziwieniu brwi. To był już czwarty raz w tym tygodniu, kiedy podważałam albo nie zgadzałam się z tym, co powiedział. Ale nie mogłam się powstrzymać.. nie mogłam przecież siedzieć tu z założonymi rękoma i patrzeć, że to Eleanor jest brana za tą ''złą''. Nie była tą, która zasługiwała na uderzenie. 
Może jeśli jeszcze bardziej będe testować ich cierpliwość, to Louis i Zayn zobaczą, że to ja tu jestem nieposłuszna i dadzą El spokój.
-Bo obydwie nie możecie wychodzić z tego mieszkania bez przynajmniej dwójki z nas.- Louis odparł szorstko, gdy sięgnął po swoją dziewczynę. Widziałam, że oddala się od niego, przez co spojrzał na nią srogo. Musiałam interweniować zanim znów się rozzłości.
-Nie mamy po dwanaście lat. Nie zgubimy się przecież w sklepie.- przewróciłam oczami.

-Już mówiliśmy, nie. Musi być przynajmniej czwórka osób z gangu żeby z wami gdzieś wyjść, dwóch na każdą.- Zayn powiedział powolnie. Widziałam, że stara się trzymać swój gniew w ryzach. 
-No to idźcie we trójkę, a ja tu zostanę.- zaproponowałam, odsuwając się od wszystkich na wypadek, gdyby Zayn się wkurzył i się na mnie rzucił.
-Nie myśl sobie, że cię kurwa, zostawię samą.- warknął cierpko, a jego oczy zaszły gniewem. Przytaknęłam tylko bezgłośnie, od razu cofając się, widząc, że się rozzłościł. Westchnął i zaczął pocierać sobie skronie wskazującymi palcami.

Spuściłam wzrok na moje stopy i pocierałam gips moją nieuszkodzoną dłonią.
To zabawne, a raczej ironiczne, że myślałam, że Jay tylko zwichnął mój nadgarstek, ale ten dupek go złamał. Chyba nie bolało aż tak bardzo, jak myślałam, że boli złamie kości...
-Po prostu... Wyśle do sklepu Nialla i Harrego.- stwierdził. Usłyszałam śmiech Eleanor i od razu na nią spojrzałam. 
-Sorry, ale to... możecie sobie wyobrazić tą dwójkę na zakupach?- jej śmiech rozchmurzył pomieszczenie, nawet Zayn uśmiechnął się na samą myśl. Widziałam, że Louis też wyobraża to sobie w głowie i nagle też wybuchnął śmiechem. 
Obserwowałam ich w rozbawieniu, ale sama tylko uśmiechnęłam się lekko.
Dość śmiesznym było wyobrażenie sobie dwóch członków gangu, których się wszyscy bali, wybierających produkty.
-Może zadzwonię po Nialla i weźmie ze sobą chłopaków i zabiorę z nami El?- Louis zasugerował, gdy opadł jego śmiech. Wciąż miał na twarzy wyryty uśmiech i zmarszczone w kącikach oczy, gdy wymieniali z Eleanor spojrzenia. Myśl o Niallu i Harrym wciąż gościła im na myśli, bo nie mogli opanować rozbawienia.
Zayn zgodził się na ten pomysł i w przeciągu dwudziestu minut już ich nie było, zostawiając mnie z nim sam na sam.
Zasadziłam się na kanapie i zaczęłam przeskakiwać po kanałach w telewizji, niezdecydowana na żaden program. Zayn przyszedł i usiadł ze mną, zostawiając pomiędzy nami z pół metra przestrzeni.
-Możesz wybrać coś do oglądania? To latanie w kółko mnie wkurza.- jęknął po kilku minutach oglądania jak szybko latam z kanału na kanał.
-Jeśli ci to tak przeszkadza, to sobie stąd idź. Ja tu byłam pierwsza.- odcięłam się, nawet na niego nie patrząc, gdy kontynuowałam zmienianie kanałów. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi, spojrzałam na niego kątem oka.
On się... uśmiechał?
Moja głowa gwałtowanie powędrowała w jego kierunku, jego białe zęby były na widoku. Pokręcił na mnie tylko głową, ale nie mogłam zignorować tego, jak smutne i nieobecne były jego oczy.
-Z czego ty się, kurwa, tak cieszysz?- warknęłam. Co było dla niego takie zabawne?
-Z niczego.- dalej kręcił głową, gdy się ode mnie odwrócił. Dziwak.
To czemu był taki smutny, jeśli się uśmiechał?
Trzy dni później dowiedziałam się, przez co się tak smucił.
Dom znów opustoszał, z wyjątkiem mnie i Zayna. Siedziałam właśnie przy stole w kuchni, siłując się w moim gipsem.
-Co ty robisz?- zapytał, gdy obserwował mnie, stojąc w drzwiach.
-Ręka mnie swędzi i przez ten pieprzony gips nie mogę się nawet podrapać.- odpowiedziałam i wetknęłam sobie końcówkę łyżki pod gips. Westchnęłam zadowolona, gdy przestało swędzieć, a Zayn jęknął obrzydzony.
-Jezu, my tym gotujemy. W sumie wiesz co... wyrzuć to, jak już skończysz.- pokręcił głową i usiadł naprzeciwko mnie.
Wyrzuciłam łyżkę do śmieci, nie trafiając nawet do kosza, ale nawet nie trudziłam się podnieść jej z podłogi.
-Więc o co chodzi?- zapytałam, z o wiele lepszym nastrojem, po tym gdy sprawa z moją swędzącą ręką się rozwiązała.
-O nic nie chodzi. Czemu miałoby o coś chodzić?- spojrzałam na niego podejrzliwie, gdy tylko otworzył usta. Już wcześniej coś wyczuwałam, ale teraz na pewno coś było na rzeczy.
-Tak tylko pytałam... wszystko w porządku?- zapytałam cicho. Nie chciałam napierać na niego za mocno, wiedząc, że jego gniew to nie za fajna rzecz. Nie zrobił mi krzywdy ani nic... W sumie to nawet nieźle się kontrolował odkąd mnie uratował, ale wciąż nie byłam zbyt pewna tego ile jeszcze wytrzyma.

-Nie, nie jest okej. Muszę z tobą o czymś porozmawiać. O nie. Zaczęłam panikować, od razu zastanawiając się, co zrobiłam źle. 
Dużo rzeczy.
Spieprzyłam dużo rzeczy.
Nie odpowiedziałam, czekałam tylko aż rozwinie to co ma do powiedzenia. Nie chciałam jeszcze pogarszać tego, cokolwiek zrobiłam źle, więc siedziałam cicho. 
-Musimy pogadać o tym, co ci się stało. Wiem, że to moja wina i wiem, że to było okropne przeżycie i, że nigdy nie powinnaś do tego wracać. Ale musisz wyrzucić to z siebie, żeby ci się poprawiło. 
-Już mi lepiej. Oprócz tego głupiego gipsu nic mi nie jest.- powiedziałam mu zdezorientowana. To znaczy... pewnie, miałam blizny, ale nie miałam nigdzie krwi, żadnych otwartych ran ani bolących siniaków. Tylko ten gips przez który wyglądałam jak kaleka.
-Nie mówię o twoim ciele, kochanie. Wiem co ten facet ci zrobił. Widzę to. Za każdym razem, gdy cię dotykam albo całuje, albo broń boże położę na tobie rękę poniżej twojej talii, to widzę, że w środku panikujesz. Wiem co on ci zrobił...- powiedział powolnie. Mówił przez zaciśnięte zęby, widać, że ten temat jest dla niego niewygodny.
Czekajcie... on wiedział? Wiedział, że dałam się dotknąć innemu mężczyźnie? Że pozwoliłam komu innemu, żeby miał nade mną kontrolę? A co dopiero to, że pozwoliłam komu innego być... we mnie? I nie chciał mnie za to zabić? Nie chciał zadźgać mnie na śmierć? Nie był zły, że pozwoliłam, żeby się to wydarzyło? 
-Przepraszam.- wyszeptałam i tak wiedząc, że to mu niczego nie wynagrodzi.
-Nawet nie waż się tego mówić. Nie chcę nigdy więcej słyszeć tego jebanego słowa wychodzącego z twoich ust, zrozumiano? Nie masz mnie za co przepraszać.- warknął, jego głos stał się głośniejszy, gdy pochylił się do przodu, by być ze mną twarzą w twarz i podkreślić swoją rację.
Przytaknęłam szybko, nie wiedząc jak odpowiedzieć.
-Muszę wiedzieć, dlaczego cały czas jesteś taka przestraszona. Wiem, że Jay cię skrzywdził, ale chcę żebyś wiedziała, że ja nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy i nigdy nie pozwolę, żeby ktokolwiek znów cię skrzywdził.- powiedział, jego ręka sięgnęła przez stół po moją, ale nie mogłam się powstrzymać przed instynktowym cofnięciem się w tył.
-Nie wiem, co chcesz żebym ci powiedziała- wyszeptałam -Jay mnie bił, obmacywał, gwałcił. Złamał mi rękę, zrzucił mnie ze schodów, kopał mnie, popychał, i znów bił i chciałam tam po prostu umrzeć. Jedynym powodem dla którego zmusiłam się do przetrwania, było to, że przyjdziesz po mnie. Potrzebowałam cię, byś znów trzymał mnie w swoich ramionach.
-Proszę, nie mów mi o tym.- jęknął. Zaczęłam się martwić, co zrobiłam źle. Nie wiedział o tym, co mi się stało? Myślałam-
-Proszę, nie mów mi, że mnie potrzebowałaś. Błagam.- prosił, a smutek wypełnił jego piękne orzechowe oczy.
-Ale tak jest. Potrzebuję cię.- upewniłam go. Nie mogłam być bez niego. Nawet nie wiem dlaczego, przecież jeszcze nie dawno temu go nienawidziłam. Kiedyś chciałam dźgnąć go nożem w śnie, żebym mogła od niego uciec. A teraz nie mogłam zasnąć bez niego przy moim boku.
I wiedziałam, że z jakiegoś powodu, on też mnie potrzebował.
-Nie możesz mnie potrzebować. Musisz być niezależna i sama się sobą zająć.-przekonywał mnie. Widziałam, że coś rozrywało go od zewnątrz. Nie mogłam powstrzymać uczucia dyskomfortu.
Co się działo?
-D-dlaczego?
-Bo nie możesz dłużej ze mną być. Nie możesz dłużej tutaj zostać. Musisz stąd wyjechać. Wrócić do Ameryki, jak najdalej ode mnie i po prostu kontynuować swoje życie, jakbym nigdy ci go nie spieprzył.- jego ochrypły głos wyszedł jako łamiący się szept, a sam twardy Zayn Malik musiał powstrzymywać łzy.
Ale ja się nie powstrzymywałam.
Zaczęłam płakać jak małe dziecko, coś co ostatnimi czasy robiłam bardzo często.
-Nie mogę stąd wyjechać. Nie zmusisz mnie, nie poddam się bez walki.- wyskrzeczałam, gdy odepchnęłam się od stołu. On też wstał i po mnie sięgnął, ale odepchnęłam jego rękę. 
-Kochanie, nie obchodzi mnie, jeśli będę musiał cię zmusić, ale i tak stąd wyjedziesz. Wyjedziesz stąd, bo obiecałem, że nie pozwolę cię skrzywdzić i wiem, że jeśli dalej ze mną będziesz, stanie się coś niedobrego... znowu. Więc wrócisz do swojej rodziny i zostawię cię w spokoju. Na zawsze.
-Nie. Nigdzie się nie wybieram.- podciągnęłam nosem.
-Myślałem o tym już od jakiegoś czasu. Nie mogę pozwolić, by znów stała ci się krzywda, więc musisz wyjechać. Koniec dyskusji.- powiedział tak surowo, jak tylko potrafił. Jego oczy całkowicie oddawały prawdziwy smutek i mękę, którą czuł, gdy zobaczył moją zrozpaczoną posturę.
-Nie rób mi tego.- wyszeptałam.
-Muszę. Kocham cię, ale z nami koniec.