niedziela, 30 czerwca 2013

Chapter 13: Monster

W sumie to oczekiwałam obudzić się w szpitalu. To znaczy... zanim straciłam świadomość, jedyne co czułam to przeraźliwy ból. I byłam wtedy cała zakrwawiona i bez wątpliwości ze złamaną kością tu czy tam.
Nie zdziwiłabym się też, gdybym obudziła się w tym ciemnym zaułku... No bo kto wie czego spodziewać się po Zaynie?
Kiedy otworzyłam oczy i zamrugałam kilkakrotnie, by przyzwyczaić je do światła, nie obudziłam się w żadnym z tych miejsc. Leżałam teraz na ogromnym łóżku, w pokoju, którego nigdy wcześniej nie widziałam, ale jego urządzenie było mi znajome.
-Nie śpisz już? Ktoś szepnął obok mnie. Obróciłam głowę w jej stronę i zobaczyłam osobę, którą najbardziej w tym momencie chciałam widzieć; Eleanor z apteczką pierwszej pomocy. Nie byłam w szpitalu, ale to jest o wiele lepsze od zakrwawienia się na śmierć w ciemnym zaułku...
-Ugh. Co mi się stało?- Jęknęłam nie zdając sobie do końca sprawy ze wszystkich moich urazów. Całe moje ciało było obolałe, ale ukryte pod kołdrą w łóżku.
-Cóż... z tego co słyszałam- Zaczęła, ale jej przerwałam.
-To było pytanie retorycznie. WIEM co mi się stało. Przewróciłam oczami i posłałam jej przyjazny uśmiech. El przybliżyła się do mnie i zaczęła obmywać mi twarz.
-Więc mogę ci powiedzieć co stało się PO tym kiedy cię pobito. Przytaknęłam, na znak by kontynuowała.
-Któryś z chłopców zadzwonił do Louisa by mnie tu przyprowadził. Kiedy przyszłam, leżałaś w łóżku cała poobijana i zakrwawiona. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to, że Zayn chciał cię zabić, ale wiem, że zbyt bardzo cię kocha, by to zrobić.
-Oh, daj spokój... Nie mogłam się oprzeć by jej przerwać.
-On naprawdę cię kocha, Hannah.- naciskała. Wywróciłam oczyma, ale nic nie powiedziałam.
-Mam dość duże doświadczenie w pielęgniarstwie, ale nie mam rzeczy, które są mi potrzebne, w czym zawinił Louis. Dostałam jakieś mokre szmaty i apteczkę i kazali mi się tobą zająć.
-Jesteś pielęgniarką? Przypuszczałam, że modelką czy coś.- mruknęłam. El zaśmiała się na mój komentarz i przerwała tą ponurą atmosferę.
-Tak, na pewno.
-Nie, Eleanor, mówię serio. Teraz to ona przewracała oczyma.
-NIE jestem pielęgniarką, tak przy okazji. Byłam w szkole dla pielęgniarek, ale poznałam Louisa. Zaczęliśmy się spotykać, ale kiedy to przerodziło się w coś poważniejszego, musiałam rzucić szkołę, rzucić moją tymczasową pracę i wyprowadzić się do niego. Tak to tutaj działa.- wyszeptała niemal z utęsknieniem. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią ze smutkiem.
-Byłaby z ciebie świetna pielęgniarka.
-Dzięki. Uśmiechnęła się z uznaniem.
-W każdym razie- kontynuowała -oczyściłam twoje rany i pomogłam ci się przebrać. I tak oto tu jesteśmy.- podsumowała.
-Byłam naga, kiedy chłopaki mnie znaleźli?- zapytałam z nadzieją, że nie widzieli mnie nago. Naprawdę nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie, ale musiałam zapytać. El skrzywiła się i przygryzła wargę.
-Cóż... kiedy cię tutaj znalazłam byłaś goła, ale Zayn okrył cię płaszczem, gdy cię tu przenosił, by nie robić zamieszania. Wzdrygnęłam się na myśl o nim, dotykającym moje nagie ciało, niosąc mnie tutaj bez ubrań. Tak w ogóle gdzie jest TUTAJ?
-Gdzie my jesteśmy? Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko naokoło mnie było dziwnie znajome, ale wiedziałam, że nigdy tu nie byłam.
-W pokoju gościnnym Zayna.- powiedziała, jakby to było oczywiste. Przewróciłam oczyma i westchnęłam. Oczywiście. Spędziłam tak dużo czasu, by wydostać się z tego miejsca, a teraz jestem tu z powrotem...tyle, że w o wiele gorszym stanie.
-Zaraz skończę, więc będę musiała cię obandażować. Skinęłam głową i zamknęłam oczy.
-A ty na początku próbowałaś uciekać?- zapytałam ją kiedy skończyła. Leżałam w wygodniej pozycji, wciąż z zamkniętymi oczami.
-Szczerze? Nie. Louis zawsze chciał mieć nade mną kontrolę i władzę, ale nie w takim stopniu jak reszta chłopaków. Naprawdę go kocham i zamierzam spędzić z nim resztę mojego życia.- odpowiedziała szczerze. Słychać było w jej głosie miłość do Louisa, a ja naprawdę nie mogłam zrozumieć skąd się to brało.
-Ale.. on nigdy... no wiesz.. nie ukarał cię? Ani nic z tych rzeczy? Na przykład kiedy pomagałaś mi tyle razy?- zapytałam niepewnie. Nawet nie musiałam na nią patrzeć, żeby widzieć, że się rumieni. Już chciałam przeprosić za to, że zbyt bardzo na nią naciskam, ale zaczęła mówić.
-Cóż... szczerze to nie ufałam nigdy nikomu na tyle by mu o tym powiedzieć, ale myślę, że ty nie będziesz jak inni i to zrozumiesz. Lou nie bije mnie, tak jak Zayn bije ciebie. On kara mnie ummm... w inne sposoby.- wytłumaczyła mi powolnie, zastanawiając się przy tym, jak mi to wyjaśnić.
-Oh? Zaintrygowała mnie. Bałam się na nią naciskać, bo to jedyna osoba, która jest w identycznej sytuacji jak moja.
-Tak... cóż... on... hmm.... gwałci mnie.- powiedziała cicho. Otworzyłam oczy by na nią spojrzeć. Przybliżyła się do mnie, by obandażować moją rękę starając się ukryć róż na jej policzkach.
-Że co?- wydyszałam. Nikt nie ma prawa robić tego kobiecie, bez względu na to kim on do cholery myśli, że jest.
-To nie tak, Hannah, przysięgam. Louis i ja jesteśmy w seksualnym związku. Po prostu kiedy chce mnie ukarać, to jest dla mnie bardziej bolesne niż przyjemne. Starała się go bronić, widząc moje niedowierzanie.
-Nie wiem co o tym sądzić.- westchnęłam i obróciłam głowę tak, że wpatrywałam się w ciemny sufit. El również westchnęła, dalej starając się przekonać mnie, że to co robi jej Lou jest w porządku.
-Cóż.. to nie jest tak, że.. gdy jestem karana to...- jąkała się.
-Okej, okej. Nie musisz mi tego mówić.- zapewniłam ją. Jeśli był to dla niej niewygodny temat, to nie zamierzałam jej zmuszać.
-On robi to analnie. Kurewsko boli, ale chociaż trzyma mnie w ryzach. W końcu wyznała i od razu skierowała swój wzrok na podłogę by ukryć jej policzki koloru pomidora.
-Awww...El. Nie do końca wiedziałam jak ją pocieszyć. Musiała radzić sobie z tym sama już przez długi czas.
-Nie, jest ok. Ze mną wszystko ok. Przywróciła się do pionu i usiadła koło mnie.
-To już nie boli tak jak kiedyś. To po prostu jest żenujące, to wszystko. Już się z tym pogodziłam, ale tak czy inaczej to ty jesteś tutaj najbardziej poszkodowana. Ja wybrałam sobie taki los, ty nie. Starała się przenieść rozmowę z powrotem na mój tor. To jak kara ją Louis z pewnością nie był dla niej komfortowy temat, więc jej odpuściłam.
-Tak, ale rany szybko się goją. Kilka siniaków mnie nie powstrzyma. A tym bardziej nie powstrzyma mnie Zayn głupi Malik.- syknęłam. Roześmiała się lekko, ale dalej miała poważny wyraz twarzy.
-Muszę powiedzieć Louisowi, że wstałaś, żeby powiedział Zaynowi.- powiedziała z rezygnacją. Wywróciłam oczyma.
-Jakie to ma dla niego znaczenie? I w sumie to dlaczego sama nie możesz mu tego powiedzieć?
-To zasada. Jestem dziewczyną Louisa. Nie mogę rozmawiać z innymi chłopakami, a oni nie mogą odzywać się do mnie. Nawet chłopaki z gangu. Tak to tutaj działa. To dlatego też nie mogą wpychać nosów w związki innych. Lou czy Niall nie mogą stanąć pomiędzy tobą a Zaynem. Przytaknęłam głową. Teraz to miało sens- popieprzony, ale sens.
-Możesz tu ze mną zostać, kiedy skończysz? Będę potrzebowała moich wszystkich sił, by się z nim zmierzyć.- westchnęłam. El kiwnęła ochoczo głową i wzięła się do dalszej pracy.
-Skończone.- odetchnęła i wstała z łóżka. Spędziłyśmy resztę czasu w ciszy, ciesząc się swoim towarzystwem. Wiedziałam, że będę musiała się z nim zmierzyć. Powstrzymałam łzy strachu, tak by nie okazać przed nią słabości.
-Więc co ze mną będzie, doktorze?- dokuczyłam jej z uśmiechem. Obserwowałam jak chowa przybory do apteczki.
-Brak poważnych złamań, dzięki Bogu. Dużo siniaków, otarć, drobne stłuczenia i skręcenia. Będzie bolało jeszcze przez jakiś czas, ale jesteś cała poobijana. Na szczęście to nic poważnego, miałaś dużo szczęścia. Widać, że walczyłaś, żeby nie było gorzej.- westchnęłam. Czyli moje próby wyrwania się im nie poszły na marne.
-Możesz zawołać bestię. Zamknęłam oczy. Słyszałam, że El wychodzi tak cicho jak to było możliwe. Minęło kilka minut, zanim usłyszałam ciężkie kroki, które były zupełnym przeciwieństwem chodzenia Eleanor.
Szedł w pośpiechu i czym bliżej pokoju był, tym jego kroki były głośniejsze. Słyszałam, że otworzył drzwi, ale nie otwierałam oczu, póki nie było to konieczne. Starałam wyobrazić sobie, że jestem teraz w lepszym miejscu; z Clarie, albo w domu- w moim prawdziwym domu w Ameryce.
-Kochanie, wstałaś? Jego gruby, głęboki głos w końcu się odezwał. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego wciąż stojącego w drzwiach. Głupi sukinsyn. Ugryzłam się w język, by nie powiedzieć tego na głos.
-Jak się czujesz?- zapytał cicho, wchodząc w głąb pokoju, zamykając za sobą drzwi. Podszedł do łóżka, na którym leżałam i przykucnął. Wpatrywałam się w sufit i udawałam, że go tam nie ma. Wiedziałam, że ta taktyka nie działa, ale może zrozumie, że go tu nie chce i sobie pójdzie.
-Kochanie, spójrz na mnie.- powiedział już trochę bardziej stanowczo, starając się by nie brzmieć zbyt ostro. Obróciłam się w jego stronę, wpatrując się w niego spod przymrużonych powiek.
-Co?- warknęłam. Uniósł brwi w zdziwieniu.
-Nie bądź na mnie zła, kochanie. Sama się doigrałaś.- zaśmiał się. Co do chuja on widzi zabawnego w tej sytuacji? To, że leżałam ranna w łóżku? Oh tak. To jest cholernie zabawne.
-Niby dlaczego? Nie prosiłam, by ktoś napadł mnie w alejce. Zaatakowali mnie tylko dlatego, że starałam się unikać CIEBIE!- syknęłam. Ten pierdolony dupek myśli, że może winić mnie za to wszystko? Jego niedoczekanie!
-To TY szłaś tamtą alejką, kochanie. To TY ukryłaś swoje oznaczenie pod makijażem.- wytknął mi. Nie był już w stanie ukrywać surowości jego głosu.
-Zrobiłam to przez CIEBIE. Kiedy ostatni raz cię widziałam, groziłeś mi. Nie chciałam byś znów mnie pobił.- prychnęłam. Jak on może sądzić, że to moja wina?
-Taka szkoda, kochanie... Unikając pobicia przeze mnie, wpadłaś na kogoś kto pobił cię jeszcze bardziej. Wygląda na to, że to było nieuniknione.- zaśmiał się. Ten sukinsyn ma pojebane poczucie humoru.
-Równie dobrze możesz zrobić to teraz. Miejmy to już z głowy.- wyszeptałam niechętnie. Jeśli mam czuć ból, to teraz, gdy i tak umieram od samego leżenia w łóżku. Zayn zmarszczył brwi i przesunął palcami po mojej zabandażowanej ręce.
-O czym do cholery mówisz, kobieto?- mruknął, wyraźnie zorientowany. Spojrzałam na niego równie zmieszana co on.
-Nie zamierzasz mnie ukarać?- wyszeptałam tak cicho, że zdziwiłam się, że mnie usłyszał.
-Dlaczego miałbym to zrobić, kochanie?- zapytał delikatnie, prawie przyjaźnie. Nie, Zayn Malik NIE jest miły.
-Bo byłam nieposłuszna. Odmówiłam ci. Uciekłam od ciebie. Ukryłam swój znak pod makijażem. Unikałam cię. Leżałam naga przez trzema obcymi facetami. Skrzywił się, gdy usłyszał ostatnią rzecz, ale poza tym nic nie zrobił. Mogłam jeszcze długo wymieniać, co zrobiłam ''źle'', ale stwierdziłam, że te powody wystarczą.
-Karałem cię tylko ze względu na to, żebyś nauczyła się co zrobiłaś źle i nigdy nie robiła tego ponownie. Tym razem dostałaś dość cenną lekcję, by przede mną nie uciekać i nie ukrywać znaku na swojej szyi. Pogłaskał mnie delikatnie po policzku.
-Poza tym, nie byłaś nago przed tymi facetami z własnej woli. Jeśli byłabyś, to byłaby zupełnie inna historia. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Czy on mi tak po prostu odpuścił? Zrobił to bo było mnie mu żal i byłam cała posiniaczona i pobita? Czyżby Zayn Malik miał serce?
-Co się stało po tym gdy zemdlałam?- zapytałam. Co zrobił z tymi ludźmi? Zapewne byli w o wiele gorszym stanie niż Andrew. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Nie chciałam o tym myśleć.
-Pilnuj swoich spraw.- rzucił wyraźnie poirytowany, że o to pytam. Spojrzałam mu w oczy; były wściekłe. Poczułam przypływ paniki, ale starałam się jej nie okazywać.
-To jest moja sprawa! Oni mnie zaatakowali. Zgwałciliby mnie jeśli przyszedłbyś parę minut później.- warknęłam.
-Zmień ton.- ostrzegł.
-Czyli co? Zostawiłeś ich w śmietniku tak jak Andrew? Jesteś potworem...- mruknęłam pod nosem. Nie miał tego usłyszeć, ale z moim szczęściem usłyszał tak czy inaczej.
-Chyba się przesłyszałem! Pobili cię aż do krwi i chcieli cię zgwałcić, a ty mówisz, że to JA jestem potworem? Wstał na równe nogi i górował nade mną swoim wzrostem. Wzdrygnęłam się ze strachu, ale i tak nie zamierzałam mu odpuścić. 
-TY też mnie tak pobiłeś!- przypomniałam mu.
-To była dla ciebie nauczka! Dostałaś wtedy to na co zasłużyłaś; kilka dni bólu. Tamci faceci nie mieli zahamowań! Nie byłaś wtedy świadoma!- wykrzyczał mi prosto w twarz.
-Gdyby LIAM ci wtedy nie przeszkodził, pobiłbyś mnie na śmierć!- krzyknęłam z powrotem. Co z tego, że leżę chora i posiniaczona w łóżku? Nie jestem słaba. Chciałam walczyć.
Zayn podniósł dłoń, tak jakby zamierzał mnie uderzyć. Miał rozwarte nozdrza, a jego oczy płonęły. Opuścił rękę i zamknął oczy. Widziałam, że liczy w pamięci do dziesięciu, by się uspokoić. Gdy to zrobił, znów przykucnął obok łóżka.
-Oni też byli potworami. Dostali to, na co zasłużyli.- powiedział cicho, chociaż wiedziałam, że całymi siłami próbuje powstrzymać swój gniew.
-To znaczy co?- zapytałam.
-W przeciwieństwie to twojego byłego przyjaciela Andrew, ta trójka nie miała tak lekko. Chłopcy już o to zadbali...-wyszeptał powoli, uważnie obserwując moją reakcję na jego słowa.
Szczęka mi opadła, a oczy otworzyły się szeroko w szoku. Wiedziałam, że Zayn jest zły... ale żeby był mordercą? Nie znałam tych ludzi, ale na pewno nie chciałam ich śmierci, nawet po tym co mi zrobili. Kurwa. W co ja się wpakowałam?
-Jesteś potworem.- wyszeptałam bez zastanowienia. Bardzo mądrze, Hannah. Dalej wkurzaj kogoś, kto przed chwilą przyznał się do morderstwa. Stawałam się głupsza coraz bardziej...
Ku mojemu zaskoczeniu, Zayn się nie wkurzył. Wstał i skierował się w stronę wyjścia. Otworzył cicho drzwi i stał odwrócony do mnie plecami. Kiedy już myślałam, że odejdzie, on zapalił światło i spojrzał na mnie przez ramię z jego diabelskim uśmiechem.
-Każdy ma potwory wewnątrz siebie, kochanie. Ja po prostu dałem swoim wyjść na zewnątrz.- powiedział, po czym zamknął drzwi i zniknął.

piątek, 28 czerwca 2013

Chapter 12: Attack

Przez dłuższy czas byłam w uścisku Clarie. Siedziałyśmy w salonie płacząc sobie nawzajem w ramię. Clarie była przerażona moimi obrażeniami i znakiem na mojej szyi, a ja bałam się o to, w jakim stanie był Andrew.
Zapadł w medyczną śpiączkę z powodu jego rozległych urazów. Będzie potrzebował dużo czasu, by wyzdrowieć. W drodze do szpitala powtarzał ciągle 'ona nie była naznaczona, ona nie była naznaczona'. Myślę, że nic mu nie będzie... Chociaż nie rozumiem jednego. Jak do cholery można zostawić w śmietniku krwawiącą osobę!? Bezwzględne potwory! Tyle dowiedziałam się od Clarie.
W końcu postanowiłam się umyć i zdjąć z siebie JEGO ubrania. Oderwałam się od Clarie, posyłając jej wdzięczny uśmiech, który odwzajemniła.
Rzuciłam okiem na nasze mieszkanie i od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak.
-Po co te pudła? Co się dzieje?- wyjąkałam i uniosłam brwi w kompletnej dezorientacji. Oczy Clarie spojrzały na pudła ze smutkiem.
-Miranda.. ona, cóż.. wyrzucili ją z uniwersytetu. Nie chodziła na zajęcia i je zawaliła.
-O kurwa. To jedyne co udało mi się w tej chwili powiedzieć.
-No właśnie...Niedługo wróci żeby się pożegnać. Jest załamana, ale myślę, że powinnyśmy dać jej odejść bez tej całej dramy. Wraca do Ameryki, to jedyne do możemy dla niej teraz zrobić. Przytaknęłam i ruszyłam do mojej sypialni. Biedna Miranda... Będzie mi brakować jej wybryków. Teraz będę jedyną Amerykanką w naszym mieszkaniu.
Po wzięciu prysznica i zmienieniu ubrań, postanowiłam iść spać. Była dopiero 4 po południu, ale po tym całym dniu byłam wyczerpana. Ruszyłam w stronę mojego łóżka, które wyglądało coraz bardziej zachęcająco, ale w oczy rzuciła mi się biała karteczka leżąca na poduszce.
Delikatnie ją podniosłam i moje oczy zaczęły wertować niechlujne pismo.


Niezła próba, widzimy się wkrótce, kochanie. 

Zayn xx


Moje serce przestało pompować krew, a ja od razu wiedziałam, że tej nocy nie usnę.


*Kilka dni później* 
Po dość płaczliwym wyjeździe Mirandy, atmosfera między nami byłą napięta. Natasha podejrzewała, że coś przez nią ukrywamy. Ukrywałyśmy prawdę o moich kłopotach z One Direction, ale tylko i wyłącznie dla jej dobra.  
Od tamtej pory nie pokazywałam nikomu rany na szyi, którą zostawił mi Zayn. Pamiętam, że gdy przytulałam Eleanor, zauważyłam u niej kilka blizn. Tak jak ja, miała dość dużą malinkę w pobliżu obojczyka. Było widać, że to ślady z jej poprzednich ugryzień, które ukrywała pod makijażem.
Zrobiłam dokładnie to samo. Jednak ludzie i tak dowiedzą się, że należę do Zayna, nie ważne jak bardzo bym to ukrywała. To może tyczyć się Andrew... No ale przynajmniej się starałam.
-Do zobaczenia później!- krzyknęła do mnie Clarie, kiedy ruszyła do sali, gdzie odbywały się jej zajęcia. Posłałam jej uśmiech, pomachałam na pożegnanie i udałam się w stronę naszego mieszkania. Nie przejmowałam się już tym, że wracam sama, wręcz przeciwnie- cieszyłam się z tego. Przynajmniej Zayn nie skrzywdzi nikogo z mojego powodu. Stwierdziłam, że dopadnie mnie prędzej czy później, niezależnie od tego, czy ktoś będzie ze mną.
Nadal jednak unikałam podejrzanych ulic. Chodzenie nimi byłoby wręcz proszeniem się o to by mnie złapał.
Rozpoczęłam szybki marsz w dobrze znanym kierunku mojego domu. Zimne londyńskie powietrze nie przestało mnie zaskakiwać. Mocniej owinęłam się płaszczem, by choć trochę się ogrzać.
Spojrzałam w lewo i o mało nie dostałam zawału serca. Przez kręgosłup przeszedł mi dreszcz i czułam strach rosnący w moim ciele z każdą chwilą. Zobaczyłam Harrego i Liama opierających się o ścianę budynku skrytego w głębi ulicy. Palili papierosy i zagadywali ludzi z mojej uczelni, którzy ich mijali. Szybko pobiegłam w stronę innej uliczki, tak by mnie nie zauważyli.
Wiedziałam, że Zayn i tak mnie dopadnie... ale po co miałam to przyśpieszać?
Szłam tą alejką, mając nadzieję, że prowadzi do ulicy, którą mogłabym dojść do domu.
-Co my tutaj mamy? Męski głos zabrzmiał po mojej prawej stronie. Podskoczyłam ze strachu i obróciłam głowę w jego kierunku. Stało tam trzech kolesi, którzy mieli na sobie postrzępione jeansy i koszulki.Widać było, że cała trójka dawno się nie goliła.
-Hej skarbie, co powiesz, by spędzić ze mną chwilę?- krzyknął któryś z nich. Wywróciłam oczyma i szłam dalej. Banda pijaków...
-Dokąd się wybierasz hmm?- zapytał kolejny.
-Zostawcie mnie w spokoju!- warknęłam gdy zaczęli się do mnie zbliżać. Starałam się iść w szybkim tempie, ale lider grupy stanął mi na drodze.
-Czyżby Amerykanka?- parsknął śmiechem. Wyprostowałam się, podniosłam wysoko głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy.
-Zejdź mi z drogi! Starałam się brzmieć tak odważnie, jak tylko mogłam. Oni tylko parsknęli śmiechem... a panika ogarnęła całe moje ciało. Byłam wręcz pewna ich intencji, ale żałuję, że się nie myliłam.
-Daj spokój, cukiereczku. Nie bądź taka.- zaśmiał się. Poczułam, że owinął rękę wokół mojej tali, ale zanim zdążyłam zareagować i krzyknąć, zacisnął też rękę na moich ustach. Nie mając zbyt dużo możliwości uwolnienia się, ugryzłam go w jego obrzydliwą, brudną łapę.
Mężczyzna krzyknął z bólu, by za chwilę uderzyć mnie prosto w twarz.
-Ty suko!- warknął. Opadłam na ziemię pod wpływem kolejnego ciosu.
-Walczysz jak baba.- zaszydziłam z niego. Wiedziałam, że to tylko pogorszy moją sytuację. Był teraz porządnie wkurzony, ale nie mogłam się powstrzymać.
Kopnął mnie prosto w brzuch, przez co momentalnie zachłysnęłam się i zaczęłam pluć krwią. Pięknie... na pewne zrobiłam to z gracją. Z ust wyrwał mi się krzyk, który przypominał zabijane zwierzę. Mimo to jeden z mężczyzn postawił mnie z powrotem na nogi i znów przycisnął mi dłoń do ust.
-Myślę, że na razie ci wystarczy.
-Ej, poznaję tę dziewczynę. Najcichszy z nich się odezwał. Pozostała dwójka gapiła się na niego w szoku.
-O czym do cholery gadasz?- westchnął lider.
-Czy to przypadkiem nie jest dziewczyna Malika?- kontynuował Devon.
Część mnie wzdrygnęła się w obrzydzeniu na samą myśl o Zaynie. Od razu chciałam stanąć w swojej obronie i wyjaśnić im, że nie należę do niego i jestem niezależna. Za to inna część mnie była wdzięczna, za to, że Zayn rządził tymi ulicami i wszyscy się go bali. Może ci faceci dadzą mi spokój, jeśli zorientują się, że należę do niego..?
Jeśli mam być szczera, to cieszę się, że miałam dłoń przyciśniętą do ust, bo nie byłam pewna, czy mam się przyznać.
-Oszalałeś?- rzucił drugi.
-Nie jest nawet naznaczona.- stwierdził lider. Devon wzruszył ramionami i pozwolił im kontynuować, co zaczęli.
-Nie ruszaj się, skarbie, to minie szybko. Lider zwrócił się do mnie. Devon zajął miejsce za mną, trzymając mnie w miejscu i pilnując, by z moich ust nie wyszedł żaden dźwięk.
Powinnam się ich słuchać i nie sprzeciwiać się ani nie walczyć. Posłuchałam? Oczywiście, że nie. Nigdy nie będę posłuszna.
Mężczyzna zachłannie zrywał ze mnie ubrania, ale starałam się stawiać opór. Starałam się kopać Devona, mimo, że go to nie ruszało. Wkrótce przybrało to wymiar bardziej pobij-Hannę niż zgwałć-tą-dziewczynę.
Z każdym uderzeniem, okładaniem pięścią, kopnięciem traciłam siłę i coraz bardziej się poddawałam. Gdy już na prawdę nie miałam sił, po porostu pozwoliłam tym bandziorom zrobić co chcą. Wskóram w ogóle coś moim próbami wydostania się? Oczywiście, że nie.
Moja twarz była postrzępiona od każdego uderzenia. Moje ciało zaczęło pokrywać się niebiesko- fioletowymi siniakami, a oprócz tego było całe czerwone. Miałam wszystko odrętwiałe, ból był zbyt duży.
Najgorsze było chyba to, że nie mogłam wołać o pomoc, bo wciąż miałam rękę na ustach. Byłam pod wrażeniem wytrzymałości Devona. Na początku ugryzłam go dość mocno kilka razy, mimo to i tak nie zabrał ręki.
Do niczego jeszcze nie doszło. Chodzi mi o to, że wciąż miałam na sobie majtki i stanik. Mój oprawca całował moje ciało w niektórych miejscach. Nazwałabym to raczej aktem przemocy, a nie gwałtem.
Ale chyba stwierdziłam to zbyt szybko...
Jak już wspominałam wcześniej, byłam w samej bieliźnie, która najwyraźniej ich podnieciła. To i fakt, że byłam bezbronna, pokryta krwią z moich ran. Popieprzone dupki.
Lider jeszcze bardziej się nade mną pochylił i owinął mi rękę wokół szyi. Jego język zaznaczał mokrą ścieżkę, a jego palce jednym szybkim ruchem zerwały ze mnie stanik.
Drugi facet kucnął obok nas, ściągając mi majtki, aż zatrzymały się na moim kostkach. Jego palce drażniły moje i tak obolałe już uda.
Lider przejechał językiem, po znaku, który zrobił mi Zayn i zamarł w bezruchu.
-Cholera, co to ma być?- wysyczał, przejeżdżając palcami po mojej szyi, a gdy znów dotknął mojego znaku, jęknął i odskoczył jak najdalej ode mnie.
-D-Devon miał rację! Jest oznaczona! Miała na sobie makijaż!- wyjąkał zszokowany. Facet klęczący obok mnie odszedł w tył, patrząc na mnie w przerażeniu.
-O kurwa!
Byłam ledwie świadoma, ale poczułam iskierkę nadziei, że zostawią mnie teraz w spokoju.
-Co do cholery się tu dzieje? Dobrze znany mi, chrapliwy głos warknął. Nie zdążyłam nawet spojrzeć w stronę, z której pochodził głos.
-Zayn... Devon wydyszał i odskoczył jak poparzony, byleby jak najdalej ode mnie.
Próbowałam wstać, ale moje nogi były zbyt słabe by mnie utrzymać, więc uderzyłam głową prosto o ziemię.
Nie minęła nawet sekunda gdy moi oprawcy zniknęli mi z pola widzenia, a mój umysł ogarnęła ciemność.

środa, 26 czerwca 2013

Chapter 11: Fire Escape

-Otwieraj, kochanie!- zawołał zbyt uprzejmie zza drzwi. Miałam ochotę wymiotować na myśl jaki to on nie jest ''miły''. Słyszałam, że wciąż uderza w drzwi, więc odsunęłam się od nich, tak że natknęłam się na ścianę, byle by jak najdalej od niego.
-Nie mam problemu z wyważeniem tych drzwi, kochanie. Otwieraj! Znów ten miły głos. Nie odpowiedziałam. Nie mogłam... i nie chciałam. Nigdy mu nie otworzę; byłam pewna jak cholera, nigdy nie otworzę mu tych drzwi!
-HANNAH!- krzyknął, przerywając mój spokój. Usłyszałam głośne uderzenie w drzwi. Nie miałam wątpliwości, że to jego pięść. Byłam niezmiernie wdzięczna, że dzieliła nas ta drewniana bariera. Nie wyobrażam sobie, gdyby celował tą pięścią we mnie...
-Dobrze! Zobaczymy czy dasz radę siedzieć tam cały pieprzony dzień. I tak w końcu wymiękniesz.- zaśmiał się ponuro. Czekałam na jego dalsze krzyki, ale nie usłyszałam nic.  Zajrzałam przez dziurkę od klucza by zobaczyć czy dalej tam był. Był.
Siedział na podłodze na przeciwko drzwi i oparty był o ścianę. Nadal miał na sobie tylko bokserki, tak jak minionej nocy, co przypomniało mi, że dalej mam ubraną jego koszulkę. Zerwałam ją z mojego ciała i rzuciłam w kierunku toalety. I wtedy zorientowałam się, że zostałam w samym staniku i majtkach... bardzo mądrze.
Oparłam się o kabinę prysznicową i schowałam głowę w dłoniach. Co ja zrobiłam!? Siedziałam tak w ciszy przez około godzinę, póki nie odezwał się Zayn.
-Gotowa by się poddać, kochanie?
-Nie! Mogę siedzieć tu cały dzień!- krzyknęłam pewnym głosem, choć nie czułam się tak w ogóle.
-Jakoś w to wątpię.- dokuczał mi.
-A ty? Masz zamiar siedzieć tu cały dzień?- rzuciłam mu wyzwanie.
-W zasadzie to i tak nie miałem planów na dzisiaj. Zamknęłam oczy i starałam się go ignorować.
-Zaprosiłem kilku przyjaciół, żebyśmy wszyscy razem mogli siedzieć tu i czekać aż postanowisz wyjść.- poinformował mnie przez drzwi.
-Jestem z ciebie taka dumna, Zayn! Masz przyjaciół!- krzyknęłam sarkastycznie. Usłyszałam tylko cichy śmiech zanim odpowiedział.
-Tylko poczekaj, aż cię dopadnę. Moje serce momentalnie przyśpieszyło, czułam, że przez moje żyły przepływa strach. Nie odpowiedziałam mu, bo uznałam, że nasza chamska wymiana zdań została zakończona. Przycisnęłam ucho do drzwi, by sprawdzić co robi Zayn.
-Hej, jak leci?- powiedział, ale nie usłyszałam odpowiedzi, mimo to mówił dalej. Musiał rozmawiać przez telefon.
-Tak, jestem w domu.- roześmiał się przez coś, co powiedziała osoba po drugiej stronie.
-Słuchaj, wiem, że mieliśmy spotkać się u ciebie, ale mam ummm... mały problem. Może przyszlibyście do mnie? Zapadła cisza, podczas gdy jego rozmówca mu odpowiadał.
-Tak, mógłbyś przekazać to reszcie? Kolejna przerwa.
-Dzięki, Lou. I oczywiście weź ze sobą El. Tak czy inaczej potrzebuje jej pomocy. Słyszałam, że odkłada telefon. Zajrzałam do otworu od klucza i zobaczyłam, że wstał i zaczął kierować się w głąb jego sypialni. Odetchnęłam z ulgą, ale i tak nie mogłam wykonać żadnego ruchu, dopóki nie wrócił. Trzymał w ręce poskładane ubrania, wsunął je na siebie i oparł się o ścianę na przeciwko drzwi.
Przesunął swój wzrok na dziurkę, jakby wiedział, że go obserwuję. Westchnęłam i cofnęłam się do tyłu, tak, żeby dystans pomiędzy nami mógł chronić mnie od jego przenikliwego spojrzenia. Moja klatka piersiowa opadała szybko w górę i w dół z każdym oddechem.
On jest po drugiej stronie drzwi. Muszę się uspokoić...
Stałam w bezruchu przez kilka minut starając się uspokoić mój oddech. Zanim znów odważyłam się spojrzeć w otwór w drzwiach, usłyszałam za drzwiami inne głosy.
-Co jest? Słyszałem od Lou, że masz jakiś problem?- zapytał go jeden z przyjaciół. Harry?
-Taaak, Hannah zamknęła się w łazience. Zayn skarżył się tak, jakby myślał, że go nie słyszę.
-Musisz kontrolować swoją dziewczynę.- zachichotał.
-No co ty nie powiesz. Wywróciłam oczyma, opierając się pokusie, by otworzyć drzwi i zdzielić obydwu po twarzy. Z JAKIEGOŚ powodu wiedziałam, że to się dla mnie dobrze nie skończy. Usłyszałam inne osoby wchodzące do pokoju.
-Co się dzieje? Myślę, że zapytał Liam. 
-Hannah zamknęła się w łazience.- wyjaśnił cicho Harry. Zamknęłam oczy i udawałam, że ich nie słyszę. Zastanawiałam się czy nie odkręcić wody w kranie, by nie słyszeć ich w ogóle, ale usłyszałam głos, który wyróżniał się spośród reszty.
-Louis, Lou, mogę z nią pogadać? Mogę jej pomóc. Delikatny, damski głos zapytał. Szybko stanęłam na nogi i ruszyłam w stronę drzwi. Bez zastanowienia je otworzyłam, wybiegłam z łazienki i rzuciłam się, by ją przytulić. 
-Lepiej pilnuj swoich spr-.  Louis przerwał przez moje nagłe wyjście.
Eleanor była zaskoczona moim atakiem, ale również delikatnie mnie przytuliła. Louis stał naprzeciwko niej, pewnie odepchnęłam go od niej, no cóż... Kątem oka zauważyłam, że Zayn zbliża się w naszą stronę, więc odruchowo się cofnęłam, a El razem ze mną.
-Wyjście przeciwpożarowe jest w jego gabinecie, obok jego sypialni.- wyszeptała szybko, zanim Zayn mnie od niej odciągnął. Rzuciłam jej szybkie spojrzenie, by zobaczyć jak bardzo ucierpiała zeszłej nocy. Ku mojemu zdziwieniu nie miała żadnego obrażenia- czyżby jej nie pobił? Albo siniaki nie były widoczne w odkrytych miejscach. 
-Gdzie się podziała twoja koszula?- warknął. Widziałam, że wszyscy chłopcy odwrócili wzrok, rozumiejąc, że to nie ich sprawa i nie mają patrzeć. Spojrzałam w dół i się zarumieniłam. No tak... byłam przecież w samej bieliźnie. 
-Oh, masz na myśli ten obrzydliwy materiał, który mi wczoraj dałeś? Pływa pewnie w toalecie.- splunęłam w jego stronę. Widać było złość w jego oczach. Złapał mnie za rękę i zaciągnął w stronę jego sypialni. 
-Włóż coś na siebie. Policzę się z tobą później.- warknął. Wywróciłam oczyma i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-Nie.- rzuciłam mu wyzwanie. Odwrócił się do mnie z wyrazem twarzy pytającym ''zabić cię czy zabić cię?'' 
-Nie denerwuj mnie, Hannah.- wysyczał i odszedł ze swoimi przyjaciółmi do innego pokoju. Eleanor posłała mi zachęcające spojrzenie, zanim została pociągnięta przez Louisa.
Kręciłam się po jego sypialni, załamana moją porażką, zanim wsunęłam na siebie jego ubrania, żeby nie chodzić pół naga. Wciąż nie rozumiałam, dlaczego Eleanor chciała mi pomóc, zapewne tylko pogorszyła swoją sytuację. Nie mniej jednak, byłam jej nieskończenie wdzięczna. 
Po cichu wymknęłam się z pokoju Zayna, by zbadać pokój naprzeciwko. Były w nim półki sięgające od podłogi aż do sufitu, ciemna podłoga z mahoniowego drewna. Za olbrzymim biurkiem i nowoczesnym komputerem stał skórzany fotel. Przypuszczałam, że to jego biuro. Udałam się do okna i spojrzałam w dół.
Wyjście przeciwpożarowe.
Starałam się je otworzyć, ale sprawiało za dużo hałasu. Wiedziałam, że Zayn przyjdzie sprawdzić co się dzieje, jeśli to usłyszy.
Z przypływem adrenaliny otworzyłam okno z głośnym, skrzeczącym hałasem. Słyszałam krzyki z salonu, a następnie ciężkie kroki. Zanim stchórzyłam, wyszłam przez okno i zaczęłam schodzić w dół drabiny ewakuacyjnej. Słyszałam, że drzwi do pokoju zostały otwarte, ale się nie zatrzymałam. Nie mogłam, zabiłby mnie. 
-HANNAH! Słyszałam, że ktoś krzyczał nade mną. Nawet nie podniosłam wzroku, wciąż się oddalałam. Poczułam, że drabina zaczęła drżeć, bo ktoś schodził po niej nade mną. To tylko przyśpieszyło moje tempo.
-Hannah. Przysięgam na Boga, jeśli się teraz nie zatrzymasz... Zayn urwał.
-Jeśli się nie zatrzymam to co? Mam przewagę, i tak mnie nie złapiesz. Nie mogłam się powstrzymać, by mu tego nie powiedzieć. Głos mi trochę drżał, ale wiedziałam, że Zayn doskonale mnie zrozumiał. Podniosłam wzrok w górę, by potwierdzić swoje podejrzenia.
Zayn niemal pędził schodami przeciwpożarowymi prawie mnie doganiając. Mogłam wręcz poczuć gniew, który od niego bił. Widziałam głowy Nialla i Harrego wyglądające przez okno, obserwując naszą gonitwę, ale nie palili się do pomocy Zaynowi. Nigdy nie zrozumiem ich relacji...
Wciąż pędziłam w dól, bez momentu przerwy. Nie mogłam pozwolić by mnie złapał. 
Oczywiście on był w znacznie lepszej formie niż ja, więc pomału mnie doganiał. 
Kiedy wreszcie dotknęłam bosymi stopami bruku, poczułam niesamowitą ulgę. Zaczęłam uciekać w przypadkowym kierunku i biegłam tak długo, póki nie znalazłam sklepu, w którym mogłam się schować.
Stałam schowana za półką w księgarni, a sprzedawca i klienci spoglądali na mnie jakbym uciekła z psychiatryka. Cóż... nie dziwię się im. Miałam włosy w nieładzie, byłam zdyszana, byłam boso i miałam na sobie męskie ciuchy. Nieważne. To nie było tak, że osądzałam tych ludzi. Nikt mi nie pomógł, bo nie wiedzieli co mi się przydarzyło...
Kiedy zauważyłam, że Zayn przebiegł tędy nie zwracając nawet uwagi na ten sklep, odetchnęłam z ulgą. Jego umięśnione nogi ruszyły dalej szukać mnie w tłumie ludzi. Wyszłam ze sklepu i ruszyłam w przeciwnym kierunku niż on, ale starałam się nie zbliżać w stronę jego mieszkania. 
Nie oglądałam się już przez ramię, gdy byłam już na dobrze znanej mi ulicy. Kiedy stanęłam przed moim mieszkaniem, poczułam łzy radości spływające mi po policzkach. Uciekłam mu. Byłam bezpieczna.
Przynajmniej teraz.

niedziela, 23 czerwca 2013

Chapter 10: Overnight

Przypatrywałam się ze strachem w jego ciemne oczy. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Zayn wpił się w moje usta. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp do wnętrza moich ust. Dostęp, którego mu nie dałam.
Przejął całkowitą kontrolę nad moimi ustami, mimo, że starałam się trzymać je tak nieruchomo jak tylko się dało. Nie próbował już wepchnąć do nich języka, bo i tak bym mu nie pozwoliła. Po kilku minutach pocałunku, którego nie odwzajemniałam, Zayn zszedł ze mnie.
Bez słowa odwrócił się, kierując się do jakiegoś pokoju. Rzuciłam szybkie spojrzenie na wnętrze jego mieszkania. Było urządzone prawie jak jaskinia. Ściany były ciemne, meble były z ciemnego drewna, a kanapy z ciemnej skóry. Na ścianach wisiały obrazy sztuki współczesnej, ale moją największą uwagę przykuła wielka plazma zajmująca prawie całą ścianę. Chyba nigdy nie widziałam bardziej kosztownego mieszkania. Ruszyłam w stronę windy, widząc w niej możliwość ucieczki.
Nacisnęłam przycisk przywołujący windę, modląc się, by przybyła szybko. Trzęsłam się ze strachu, nerwowo zerkając przez ramię. Gdziekolwiek jest teraz Zayn, może wrócić w każdej chwili...i... nie mogłam tego znieść.
Drzwi windy się otworzyły, pozwalając mi wejść do środka. Nacisnęłam przycisk zamykania drzwi, a następnie przycisk kierujący do holu, ale winda nie ruszyła. Zaczęłam wściekle naciskać wszystkie przyciski moimi drżącymi palcami, ale to nie pomagało.
Co jest kurwa?
-Wybierasz się dokądś, kochanie? Usłyszałam rozbawiony głos kilka metrów dalej. Podskoczyłam ze strachu i jeszcze szybciej zaczęłam naciskać przyciski w windzie. Zayn wszedł do windy i przycisnął mnie do ściany. Jego ręce trzymały mnie, niczym w więzieniu....straciłam już nadzieję na ucieczkę.
-Możesz uciekać ile chcesz, kochanie, ale i tak ci się nie uda. Winda na tym piętrze jest wyłączona.- wysyczał mi do ucha. Przełknęłam głośno ślinę. To oznacza tylko jedno... ja i on. Sami na tym piętrze.
Zostawił mnie oniemiałą w windzie i udał się tam, skąd przyszedł. Osunęłam się na podłogę, mając ochotę rozpłakać się jak małe pieprzone dziecko... ale nie mogłam. W ciągu ostatnich dni wyczerpałam już chyba limit łez do końca życia. Wyszłam z zimnej windy z powrotem do mieszkania potwora.
Czekałam aż Zayn przyjdzie i mnie stąd zabierze, ale się nie doczekałam, więc sama postanowiłam się trochę rozejrzeć. Miałam nadzieję, że znajdę inną drogę ucieczki. Wyjrzałam przez okno... wow, jesteśmy na najwyższym piętrze, na pewno nie przeżyłabym skoku.
Kontynuowałam zwiedzenie licząc, że znajdę wyjście ewakuacyjne czy coś w tym stylu. Nie mogłam znaleźć nic w tym pomieszczeniu, więc udałam się do następnego i od razu pożałowałam. Kuchania. A w niej Zayn.
-Skończyłaś już swoje próby ucieczki?- zapytał od niechcenia, unosząc wzrok znad płyty indukcyjnej. Nie odpowiedziałam, wciąż stojąc w drzwiach. Wrócił do tego co gotował, nucąc cicho jakąś nieznaną mi melodię.
Obserwowałam każdy jego ruch, ale zbyt bardzo bałam się do niego podejść. Patrzałam, jak jego mięśnie napinają się z każdym ruchem jego rąk. Obserwowałam jak doskonale radzi sobie w kuchni. Co jakiś czas jego ciemne oczy zerkały w moją stronę, ale poza tym zachowywał się tak, jakby mnie tu nie było.
-Jesteś głodna? Przerwał ciszę w całym pomieszczeniu. Spojrzałam na niego i pokręciłam głową. Niski, pozbawiony humoru śmiech wydobył się z jego ust.
-Już przez to przechodziliśmy, kochanie.- westchnął. Cofnęłam się do tyłu, gdy tylko do mnie podszedł.
-Musisz być głodna. Jest prawie północ, a ty zapewne nie jadłaś dziś zbyt dużo. Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć przez kuchnię, w kierunku stołu. Delikatnie posadził mnie na krześle i postawił przede mną talerz z jedzeniem.
Wziął talerz dla siebie i usiadł naprzeciwko mnie. Spożywał swoja kolację jakby naprawdę był głodny, nie zwracając na mnie uwagi. Nie tknęłam jedzenia, które zrobił. Nie zamierzałam. Nie mogłam.
Gdy skończył, odsunął swój talerz na środek stołu i odchylił się na krześle patrząc na mój nietknięty talerz, a potem na mnie.
-Zjedz to cholerne jedzenie, Hannah. Nie będę prosił ponownie.- warknął. Jak zwykle gdy na mnie krzyczał, moje serce biło nadzwyczaj szybko, a dłonie się pociły.
-Nie jestem głodna.- wyszeptałam, nie podnosząc wzroku. Zayn sięgnął ręką nad stołem i złapał mnie za podbródek, tak, że byłam zmuszona patrzeć prosto w jego gniewne oczy.
-Gówno prawda. Zjedz te cholerne jedzenie.- syknął. Zastygłam w jego uścisku, zanim mu odpowiedziałam.
-Nie zamierzam jeść niczego, co zrobiłeś.- syknęłam, równie zła jak on. Uniósł brwi w zdziwieniu na moje zachowanie i przechylił się tak, by znajdować się bliżej mnie.
-Zmień ton, kochanie. A jeśli nie, to ci w tym pomogę.
-P-przeprszam, ale nie mogę.- szepnęłam, patrząc w dół.
-Dlaczego, do cholery? Dlaczego nie pozwalasz sobie pomóc?- splunął. Zszedł ze swojego krzesła i przykucnął obok mnie, tak, że byliśmy na tym samym poziomie wzroku.
-Bo prawdopodobnie dodałeś coś do niego... albo je otrułeś.- powiedziałam na głos moje obawy. On tylko ponuro się uśmiechnął.
-Dlaczego miałbym to zrobić? Nigdy bym cię nie zabił, kochanie. Jesteś przecież moja. Zabicie cię byłoby głupstwem. Wciąż się uśmiechał, jakby mówił coś nie wiadomo jak śmiesznego. Uważałam zupełnie inaczej. Po tym co mi dzisiaj zrobił, uznawałam moją śmierć za prawdopodobną.
-Mogłeś coś do niego dosypać...- odparłam jak małe dziecko, któremu brakuje argumentów. Zayn uśmiechnął się do mnie, przechylając głowę w bok.
-Niby po co? Mam cię przecież tutaj, w dźwiękoszczelnym mieszkaniu. Oboje wiemy, że mógłbym zrobić z tobą, co tylko bym chciał. Gdybym chciał cię zgwałcić, narkotyki czy alkohol nie byłby mi potrzebne. Spojrzałam na niego ze strachem w oczach. Wiedziałam, że to zauważył.
-Zjedz to, Hannah.- wyszeptał. Skinęłam tylko głową, nie patrząc mu w oczy. Zabrałam się za jedzenie i zjadłam około 1/3 talerza. Spojrzałam na Zayna, który cały czas kucał i przez cały czas patrzał jak jem.
-Zayn... już nie m-mogę. Naprawdę czułam się, jakbym miała zaraz zwymiotować.
-Dobrze.- szepnął. Wyciągnął rękę w moją stronę i pomógł mi wstać z krzesła. Prowadził mnie w ciszy korytarzem w stronę jakiegoś pokoju. Szłam za nim w milczeniu. No bo co miałam zrobić? Uciekać? Nawet jeśli, to dokąd..?
-Czas spać, kochanie.- skinął w stronę łóżka królewskich rozmiarów stojącego na środku pokoju. Czułam, że całe moje ciało drży.
-Nie. Nie, chcę iść do domu, Zayn. Proszę. Zaczęłam płakać. Owinął delikatnie rękę wokół mojej talii i zaczął prowadzić mnie do łóżka, przynajmniej próbował, bo opierałam się, jak tylko mogłam. Zaczęłam go kopać i szarpać, gdy dalej mnie ciągnął. Nie używał zbyt dużo siły, zachowywał się jak rodzic, który próbuje zmusić swoje dziecko do pójścia spać. 
-Daj spokój, kochanie. Nie utrudniaj tego jeszcze bardziej.- powiedział cicho, gdy wciąż walczył ze mną by zaciągnąć mnie w stronę łóżka. Zdjął koszulkę i podał mi ją, ale nie miałam zamiaru brać jego ubrań.
-Możesz spać w tym, lub możesz spać nago. Twój wybór, kochanie. Wzruszył ramionami. Szybko chwyciłam materiał i trzymałam go mocno, nie bardzo wiedząc co mam z nim zrobić. Zayn zdjął spodnie rzucając je gdzieś w róg pokoju. Położył się po jednej stronie łóżka i patrzał na mnie wyczekująco.
-Chyba pójdę do łazienki...-wymruczałam, przerywając tą niezręczną sytuację. Westchnął i podparł się na łokciu.
-Nie musisz się wstydzić. Widziałem cię przecież w samej bieliźnie już wcześniej, kochanie. Pamiętasz naszą pierwszą randkę? Przebierz się w tą cholerną koszulkę. Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam się do niego plecami. Zdjęłam moją bluzkę, ale zostawiłam stanik. Założyłam koszulkę Zayna i zsunęłam moje brudne i porwane dżinsy.
Ostrożnie wśliznęłam się na drugą stronę łóżka, tak daleko od Zayna jak to tylko możliwe i zwinęłam się w kłębek. Nie był z tego zadowolony, więc pociągnął mnie w swoją stronę i delikatnie owinął rękę wokół mojej talii.
-Nie trzęś się, kochanie. Obiecuję, że cię nie skrzywdzę.- próbował mnie pocieszyć; nie pomagało. Zaczął nucić mi do ucha melodię, którą nucił przedtem. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim sądzić... No bo przecież jeśli chciał mnie zgwałcić, zrobiłby to już wcześniej, prawda?
Z całym bólem i zmęczeniem przez ten cały dzień, słysząc miarowy oddech Zayna, usnęłam w jego ramionach. Tej nocy nic mi się nie śniło. Sen był mi potrzebny tylko do leczenia ran fizycznych, jak i psychicznych spowodowanych dzisiejszym dniem. Obudziłam się przez zbyt duże uczucie ciepła. Byłam wciśnięta pomiędzy jego prawie nagie ciało i obejmowały mnie jego muskularne ramiona. Jego prawa ręka ściskała lekko moje piersi podczas, gdy druga spoczywała na wewnętrznej stronie mojego uda. Jego palce sprawie stykały się z moją strefą intymną.
Mój oddech przyśpieszył, gdy przypomniałam sobie, co tak naprawdę tu robię; byłam tu pod przymusem. Próbowałam uwolnić się z jego uścisku, a przynajmniej go poluzować, ale nic nie wskórałam. Zayn spał, a mimo to miał nade mną całkowitą kontrolę.
-Przestań się wiercić, kochanie. I tak cię nie puszczę.- szepnął swoim porannym, ochrypłym głosem, nie otwierając nawet oczu.
-Zabierz swoje brudne łapy z moich majtek, Zayn!- krzyknęłam na niego, wciąż próbując się uwolnić. Oh, wspominałam już, że nie jestem rannym ptaszkiem? Zayn zaśmiał się głośno i przesunął swoje ręce. Dzięki Bogu!
Jego prawa ręka przesunęła się na moją talię, a jego lewa ręka przesunęła się w dół mojej nogi. Odetchnęłam z ulgą, że nie dotyka mnie już we wrażliwych miejscach. Jednak moja ulga nie trwała zbyt długo, bo Zayn obrócił mnie tak, że znalazłam się nad nim. Moje nagie nogi były splątane z jego, a nasze nagie klatki piersiowe dzielił tylko materiał jego koszulki, którą miałam na sobie.
Obrócił mnie teraz tak, że to ja znajdowałam się pod nim. Nie czułam na sobie jego ciężaru, bo podpierał się na łokciach, ale wciąż byłam uwięziona pomiędzy nim, a miękką pościelą.
-Co powiedziałaś?- warknął.
-Mam powtórzyć?- syknęłam, wywracając oczyma. Jeśli on próbuje mnie zastraszyć, to mu się nie udało. Miałam już dosyć tkwienia w tym gównie. Zawsze mogę to gdzieś zgłosić, mam przecież blizny, by to udowodnić.
Podniósł brwi w zdziwieniu i zmrużył oczy, wyraźnie wściekły.
-Zmień ton, kochanie.- ostrzegł mnie głębokim głosem.
-Pierdol się. Zayn uśmiechnął się złowrogo.
-Skoro nalegasz...- wyszeptał i wpił się w moje usta. Tym razem nie leżałam bezczynnie. Złapałam w zęby jego dolną wargę tak mocno, że poczułam w ustach metaliczny posmak krwi.
Zayn puścił mnie i przebiegł palcami po jego zranionej wardze. Miałam szansę by uciec, więc wygramoliłam się z łóżka. Wiedziałam, że nie mogę uciec głównym wyjściem, ale miałam nadzieję, że znajdę wyjście awaryjne, albo dobrą kryjówkę, czy coś takiego.
Słyszałam, że ruszył za mną, więc nie miałam czasu na przemyślenia dokąd mogłabym uciec.
-Jesteś skończona, kochanie.- roześmiał się złośliwie. Pobiegłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. To powinno go zatrzymać, a mi da kilka minut, by wszystko przemyśleć.

środa, 19 czerwca 2013

Chapter 9: Home

Bałam się, że Zayn będzie na mnie wściekły i wydarzenia, które działy się w ślepym zaułku się powtórzą, tylko dlatego, że dzwoniłam do Clarie. Nie był na mnie wściekły, nie był nawet zły... przynajmniej tak mi się wydawało.
Czekał aż przekroczę próg mieszkania Louisa i Eleanor i zamknął za mną drzwi nie odzywając się nawet słowem. Kiedy staliśmy sami, na środku korytarza spojrzał na mnie wymownie.
-Musisz być głodna. Naprawdę!? Po tym wszystkim co się dzisiaj wydarzyło, po tym wszystkim co mi zrobił, po tym wszystkim co dzisiaj przeszłam, to wszystko co był w stanie powiedzieć?
-Nie bardzo.- powiedziałam cicho. Przewrócił teatralnie oczami.
-Oczywiście, że nie jesteś- parsknął -chodź, wychodzimy. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę windy. Nawet nie obejrzał się by sprawdzić czy za nim idę. Nie musiał, wiedział, że będę posłuszna.
Jego długie, umięśnione nogi powędrowały szybko do końca korytarza, a ja poobijana i posiniaczona ledwo szłam, więc nie mogłam go dogonić. Zayn zatrzymał się przed windą i nacisnął guzik, a ja byłam daleko w tyle. Szłam najszybciej jak mogłam, wciąż podtrzymując się ściany i czułam coraz większy ból w okolicy brzucha.
-Nawet chodzenie zajmuje ci tak cholernie długo?- rzucił w moją stronę. Wyjąkałam coś co brzmiało jak przeprosiny i starałam się zwiększyć tempo. Zayn westchnął z rezygnacją i zaczął iść w moją stronę. Nawet nie zauważyłam, gdy jednym szybkim ruchem złapał mnie za nogi.
Trzymał mnie jak pannę młodą, jego ręce chwyciły moje uda i bok. Momentalnie skrzywiłam się, gdy jego palce wbiły się w siniaki na moim brzuchu.
Syknęłam z bólu, gdy zacieśnił uścisk. Od razu spojrzał na mnie z niepokojem.
-Co się stało, kochanie?- zapytał gdy wniósł mnie już do windy.
-N-nic. Wszystko okej.- skłamałam unikając jego wzroku. Delikatnie postawił mnie na nogi, opierając moje ciało o ścianę windy. Przybliżył się jeszcze bardziej i spojrzał na mnie badawczym wzrokiem.
-Spytam jeszcze raz, ale chcę szczerej odpowiedzi. Co jest nie tak?- zapytał mnie cichym lecz stanowczym głosem. 
-Boli.- szepnęłam, patrząc na moje stopy. Jego długie, chłodne palce podniosły mój podbródek, tak bym na niego spojrzała. 
-Co cię boli, kochanie? Powiedz mi, mogę pomóc.- spojrzałam na niego wzrokiem pełnym niedowierzania. Ten skurwiel naprawdę zamierza grać teraz w te swoje gierki? On DOSKONALE wie co mnie boli. 
-Ummm... mój brzuch.- odpowiedziałam ledwo słyszalnym tonem. Zayn uniósł brwi w zdziwieniu i lekko się uśmiechnął. Momentalnie zamarłam, a moje serce zaczęło łomotać gdy schylił się i podciągnął moją koszulkę w górę. Zaczął zostawiać delikatne pocałunki na każdym siniaku, a jego palce muskały mój brzuch gdy na mnie spojrzał. 
-Lepiej? Nie odpowiedziałam. Byłam w szoku na widok klęczącego przede mną chłopaka.
-Już nie boli?- zapytał z uśmiechem, ukazując rząd białych zębów. Widocznie nie tylko amerykańscy chłopcy przywiązują dużą wagę do takich rzeczy.
-Mmhmm.- wymamrotałam, nie chcąc by pozostawił jeszcze więcej pocałunków na moim ciele.
-Nie prawda. Możesz mi powiedzieć co cię boli. Zamiast odpowiadać wysunęłam w jego stronę obie dłonie. Muskał ustami każdy najmniejszy siniak i zadrapanie na nadgarstkach. Jego wzrok powędrował do siniaków na moim rękach, gdzie po chwili powędrowały jego usta. 
Drżałam za każdym razem gdy jego wargi stykały się z moją skórą. Przeniósł się na szyję i poczułam jego gorący oddech na skórze pokrytej siniakami, które były jego dziełem.
Przejechał językiem po ugryzieniu, którym mnie naznaczył.
-Mogę sprawić, że ból odejdzie.- wyszeptał mi do ucha. Wzdrygnęłam się na samą myśl.
-Z-Zayn.- wybłagałam.
-Dobrze kochanie, mów moje imię. Pomimo przerażenia jego reakcją, odepchnęłam go od siebie i wyszłam z windy. Szłam tak szybko jak mogłam, ale oczywiście Zayn znalazł się tuż obok mnie, z łatwością mnie doganiając.
-Zostaw mnie w spokoju.- wysyczałam. Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, dając do zrozumienia, że stąpam po cienkim lodzie.
-Dokąd się wybierasz, Hannah?- zapytał mnie w pełni poważnie, zastawiając mi drogę, zanim zdążyłam opuścić budynek.
-Do domu.- splunęłam. Zmrużył gniewnie oczy przez moje buntownicze zachowanie, przez co serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Nie chciałam się poddawać, nie chciałam okazywać mu słabości, żeby mógł przejąć nade mną kontrolę. No bo co mi może zrobić? Pobić mnie kolejny raz? Nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli...
-Okej. Zabiorę cię do domu.- powiedział cicho. Co!? powiedział, że zabierze mnie do domu? Chyba się przesłyszałam. Zszedł mi z drogi i owinął rękę wokół mojej talii, przytrzymując drzwi bym mogła przejść. Zaprowadził mnie do samochodu i pomógł usiąść na siedzeniu pasażera.
W samochodzie panowała niezręczna cisza, jedyne co było słychać to mój ciężki oddech. Zayn skupiony był na drodze, a ja obserwowałam mijane przez nas budynki. To była droga do mojego mieszkania, więc nie miałam powodu do zmartwień.
Kiedy przeoczyliśmy drogę kierującą w stronę mojej ulicy, poczułam przypływ strachu i złości. Spojrzałam na Zayna, który wciąż wpatrywał się w drogę.
-Zayn, przegapiłeś zjazd.- powiedziałam cicho. Rzucił mi tylko krótkie spojrzenie, ale nic nie powiedział.
-Zayn.- powiedziałam głośniej.
-Coś nie tak, kochanie?
-Przegapiłeś zjazd na moją ulicę. Spojrzał w moją stronę i zmarszczył brwi.
-Tak, i co z tego?- powiedział z rozbawieniem.
-P-powiedziałeś, że w-weźmiesz mnie DO DOMU.- wyjąkałam. Kłamał. Dlaczego byłam tym zaskoczona...?
-Mmhmm.- wymruczał.
-Kłamałeś?- szepnęłam z niedowierzaniem. Czułam, że głos zaczyna mi się łamać, ale nie mogłam na to zaradzić.
-Nie kłamałem.- odpowiedział od razu.
-A-ale...
-Zabieram cię do domu, do MOJEGO domu.- zaśmiał się. Spojrzałam na niego gniewnie i zmarszczyłam brwi. Moja warga zaczęła drżeć i czułam, że zaraz pociekną mi łzy. Nie zwracałam uwagi na Zayna i wpatrywałam się w okno.
Słyszałam, że do mnie mówi, ale go nie słuchałam. Wiedziałam, że mnie zgwałci. Najpierw mnie pobił, a teraz to... jak mam połapać się w tym całym bałaganie?
-HANNAH! Wściekły głos wyrwał mnie z zamyślenia. Stał na zewnątrz samochodu, trzymając otwarte drzwi. Wyglądał na dość wkurzonego.
-P-przepraszam.- wyszeptałam.
-Kochanie, będziesz mnie cały czas ignorować?- zapytał, gdy wyciągnął mnie z samochodu, po czym od razu owinął rękę wokół mojej talii. Nie odpowiedziałam mu.
-Kochanie, chyba nie będziesz płakać?- zapytał i przejechał palcem po mojej drżącej wardze.
-Zamierzasz coś powiedzieć?- warknął. Nie odpowiedziałam.
Zamiast tego próbowałam wyrwać się z jego uścisku i stąd uciec; to była moja jedyna nadzieja.
-Możemy to zrobić w łatwy lub przykry sposób, kochanie. Tak czy inaczej... mam zamiar dostać TO, czego chcę.- wyszeptał mi do ucha. Wzdrygnęłam się na samą myśl i dalej próbowałam się od niego uwolnić. 
-No cóż... rozumiem, że wybierasz trudny sposób?- zaśmiał się i przerzucił sobie moje ciało przez ramię kierując się w stronę wysokiego budynku. Biłam i kopałam go gdy przekroczyliśmy wejście. Ludzie wokół nas przyglądali się nam ze zdziwieniem, lecz szybko odwracali wzrok, zupełnie jakby nie widzieli porywanej dziewczyny. 
Zayn zaniósł mnie na ostatnie piętro i otworzył drzwi do mieszkania... lub raczej apartamentu. Nadal trzymał mnie przerzuconą przez ramię, kompletnie ignorując moje próby wyrwania się.
 Rzucił mną o kanapę i pochylił się nade mną, próbowałam go kopać i odpychać, ale to jak zwykle było na nic. Złapał mnie za nadgarstki i trzymał je nad moją głową i pochylił się tak, że jego oddech owiał moją twarz.
-Uważaj, kochanie. Lepiej mnie nie denerwuj.- ostrzegł mnie. Oddech ugrzązł mi w gardle. 
-Proszę, Zayn. Puść mnie.- wyszeptałam. On tylko uśmiechnął się z wyższością i wziął nadgarstki znad mojej głowy w jedną rękę, a drugą przeniósł na ugryzienie, którym mnie naznaczył.
-Jesteś moja... i nigdy nie pozwolę ci odejść.

sobota, 15 czerwca 2013

Chapter 8: Not Alone

Niall podszedł do mnie powoli, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Przykucnął tuż obok, zostawiając pomiędzy nami dość dużą odległość. Otworzył usta by się odezwać, ale zaraz je zamknął jakby sam nie wiedział co chce powiedzieć.
-Dasz radę się podnieść?- zapytał cicho, jakby od niechcenia. Skinęłam głową i starałam odepchnąć się od ziemi. Moje ciało wciąż było obolałe i bez życia, więc średnio mi to wychodziło. Nawet nie próbował mi pomóc, po prostu stał i patrzał się na mnie ze współczuciem widocznym w jego niebieskich oczach.
W końcu stanęłam na nogi, bez konieczności podpierania się o mur. Niall skinął głową w moją stronę, pokazując mi, że mam za nim iść. Miałam wielką chęć ucieczki, ale się nie odważyłam. Nie byłam w stanie przed nim uciec. Zepchnęłam moje rozmyślania o uciekaniu na dalszy tor i udałam się za nim w stronę ulicy.
Szedł powoli, co chwilę odwracając się i patrząc czy sobie radzę, ale nie odezwał się ani nie chciał mi pomóc. Wyglądało to tak, jakby chciał, ale niewidzialna siła go powstrzymywała. Pokonaliśmy krótki odcinek zatrzymując się przy czarnym sportowym samochodzie. Otworzył drzwi i obserwował moje próby wspięcia się na tylne siedzenie.
Podczas jazdy panowała niezręczna cisza. Nie miałam pojęcia dokąd mnie zabiera, ale musiałam iść z nim tak czy inaczej. Przejechaliśmy około milę i zatrzymaliśmy się pod wysokim apartamentowcem. Otworzył mi drzwi, ale znów nie próbował pomóc. Zaczynałam się do tego przyzwyczajać...
Szczerze mówiąc, myślę, że Niall miał za zadanie pomóc mi bez jakiegokolwiek dotykania i kontaktu. Starał się mówić tak rzadko jak tylko się dało. Zaprowadził mnie do windy, unikając patrzenia się na mnie przez ten cały czas.
-Dokąd mnie zabierasz? zapytałam gdy drzwi windy rozsunęły się na piętrze. Wysiadł z windy i dał znak, że mam za nim iść. Zastanawiałam się, dlaczego wciąż mnie ignoruje. Zapukał do drzwi i czekał.
Kilka sekund później otworzył nam chłopak, którego pamiętałam z nocy, w której natknęłam się na One Direction. Miał jasnoniebieskie oczy, które miały złośliwy wyraz i sterczące na wszystkie strony brązowe włosy. Przypuszczałam, że to Louis.
-Niall? Nie wiedziałem, że przyjdz- urwał gdy tylko mnie dostrzegł. Uniósł brwi w zdziwieniu faktem, że tu jestem. Spojrzał na blondyna zaciskając usta. 
-Co się do cholery dzieje? Zayn wie, że ją tu przyprowadziłeś?- zapytał gdy zaciągnął go wgłąb mieszkania. Nie wiedząc co mam zrobić, szłam skrępowana za nimi pod ostrym spojrzeniem Louisa.
-Louis, El musi jej pomóc- mruknął do niego. -wyjaśnię ci to gdy zostaniemy sami. Szatyn tylko pokiwał głową.  
-ELEANOR!- zawołał. Skorzystałam z okazji by rozejrzeć się po mieszkaniu. Było wyposażone w drogie sprzęty i miało naprawdę wielką powierzchnię. 
Chłopak z kręconymi włosami, który przespał się z Clarie kilka tygodni temu również tu był. Spojrzał w dezorientacji najpierw na Louisa i Nialla, a potem na mnie. Jego uśmiech zamienił się w grymas, ale nie odezwał się ani słowem.
Usłyszałam kroki kierujące się w naszą stronę. Wow, ta dziewczyna była naprawdę ładna. Była wysoka i chuda- zupełne przeciwieństwo mnie. Miała długie brązowe włosy lekko zakręcone na końcówkach. Mogłabym przysiąc, że jest modelką. Wyglądała na starszą ode mnie, ale niewiele. 
-Nie wołaj mnie jak psa, Louboo.- dokuczyła mu z uśmiechem. Jej uśmiech zgasł, a brwi zmarszczyły się gdy tylko mnie zobaczyła. 
-Czy to jest-? Spojrzała na mnie znacząco. Nie było potrzeby by kończyła swoje pytanie.
-Tak- odpowiedział Louis -mogłabyś zabrać ją do pokoju gościnnego i oczyścić jej rany? W sposób w jaki odnosił się do dziewczyny był inny niż jego typowe zachowanie. Jego głos złagodniał i było widać miłość w jego oczach. 
-Oczywiście- zachichotała, wymuszając uśmiech na jej idealnej twarzy. Podeszła do mnie i zarzuciła rękę na moje ramiona.
-Chodź. Zaczęła odciągać mnie z dala od chłopaków. Byłam bardziej niż szczęśliwa, że mogę z nią iść. Nie mogłabym, a raczej NIE POTRAFIŁABYM przebywać z nimi sam na sam. Zaprowadziła mnie do ładnie urządzonego pokoju i posadziła na wygodnym łóżku. Zamknęła drzwi i podeszła do mnie. 
-Jestem Eleanor.- pisnęła z uśmiechem, przytulając mnie lekko.
-Hannah.- opowiedziałam cicho.
-Oh, doskonale wiem kim jesteś. Mrugnęła z uśmiechem, a ja zmarszczyłam brwi, domagając się wyjaśnień. Nie odpowiedziała, tylko zaczęła przyglądać się siniakom na całym moim ciele.
-Mogę?- zapytała wskazując na mój brzuch. Skinęłam głową i zamarłam, gdy tylko podciągnęła moją koszulkę w górę. Jej twarz wykrzywiła się w obrzydzeniu gdy tylko zobaczyła wszystkie rany i siniaki, ale szybko to zamaskowała.
-Naprawdę bardzo mi przykro, że ci się to przydarzyło, Hannah. Współczuję ci też, że jakiś chłopak, który nie jest Zaynem odważył się nie ciebie spojrzeć...- szepnęła z żalem w głosie.
-Co masz na myśli?
-No cóż...Siedzę w tym na tyle długo, by poznać każdego z chłopaków. Wszyscy są dość zaborczy i chcą mieć całkowitą kontrolę. Właściwie to mało powiedziane. Jesteśmy ich obiektami, Hannah. Ze wszystkich Zayn jest najbardziej umm.. zawzięty.- powiedziała cicho.
-Zawzięty?
-Chodzi o to, że szybko się denerwuje, kiedy czegoś nie dostanie. Nie rozmawiałam nigdy bezpośrednio z żadnym z chłopaków. No wiesz... należę do Louisa, więc oni nie powinni się do mnie odzywać. Wzruszyła ramionami, jakby to było normalne. 
-Oh!- wydyszałam. To zapewne dlatego Niall tak niechętnie się do mnie zwracał i unikał jakiegokolwiek dotyku. Eleanor zaczęła przemywać rany i zadrapania z mojej twarzy i rąk. To były najbardziej poszkodowane miejsca, reszta mojego ciała była w miarę czysta.
Zayn nie zrobił mi jakiś wielkich szkód, więc El zrobiła mi okłady z lodu, aby zniwelować ból. Próbowała też poszukać mi jakiś ubrań na zmianę, bo te które miałam na sobie były podarte i brudne. Problem w tym, że byłam zbyt niska i gruba by zmieścić się w jej ubrania.
To znaczy nie byłam otyła, ale Eleanor wyglądała jak patyk... więc utknęłam w ubraniach, które miałam na sobie. 
-Wiem. To jest do bani, że jesteś jego celem, ale muszę powiedzieć, że cieszę się, że tu jesteś, Hannah. Cieszę się, że nie jestem teraz jedyną.- wyszeptała.  
-Co masz na myśli?- zastanowiłam się na głos. 
-Cóż, Louis jest jedynym z nich, który ma dziewczynę. Inni sypiają z przypadkowymi dziewczynami. Jesteś pierwszą, którą kiedykolwiek spotkałam. Naprawdę cieszę się, że nie jestem jedyna. Uśmiechnęłam się do niej. 
-Tak, na pewno.- powiedziałam sarkastycznie. Szkoda tylko, że Zayn pobił mnie bo widział mnie z innym facetem.- wzruszyłam ramionami. El wytrzeszczała oczy.
-Że co!?
-Nie byłam wtedy przez niego naznaczona. Bałam się, więc miałam wracać z uniwersytetu z przyjaciółką, ale musiała wrócić do domu wcześniej, bo nasza współlokatorka zachorowała. Wtedy jej kolega zaproponował, że mnie odprowadzi.
-Mogłaś powiedzieć Zaynowi...
-Myślisz, że to by coś dało?- zapytałam niepewnie. 
-Nie, raczej nie...- westchnęła zrezygnowana.
-Szczerze mówiąc naznaczył mnie i pobił, tylko dlatego, że go sprowokowałam.- westchnęłam, a El znów wytrzeszczyła oczy.
-Co zrobiłaś?- spytała zaciekawiona. Poczułam się jak za czasów liceum, plotkując z koleżanką na szkolnym korytarzu.
-Musiałam zobaczyć co z Andrew. Musiałam się upewnić, że był cały po tym jak Niall i Liam go pobili. Był... kompletnie pobijany, ledwo żył. Zayn wściekł się, że tak bardzo się nim przejmuję, dlatego zrobił mi to.- wskazałam na moje posiniaczone ciało.
-O mój Boże...Biedny chłopak. Nie byłaś naznaczona gdy cie odprowadzał, więc nie wiedział, że należysz do Zayna, prawda?
-Tak. O-oni zostawili go ledwo żywego w śmietniku. Muszę iść zobaczyć czy z nim wszystko w porządku. Chwyciła mnie za rękę. 
-Nie możesz!- wydyszała. Skinęłam głową, by się z nią nie kłócić.
-W takim razie zadzwonię do mojej przyjaciółki Clarie, może ona coś wie. Eleanor miała rację, pójście tam byłoby jak samobójstwo. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie, ale nie znalazłam telefonu.
-Cholera, Zayn musiał mi go zabrać.- syknęłam. Dziewczyna przygryzła wargę, nerwowo spoglądając w stronę drzwi jakby nad czymś rozmyślała. 
-Masz- podała mi iPhone'a -użyj mojego. Tylko się pośpiesz, będziemy martwe jak chłopaki się dowiedzą. Skinęłam głową i szybko wybrałam numer Clarie.
-Halo?
-Clarie, to ja.
-OMÓJBOŻEHANNAHGDZIEJESTEŚWSZYSTKOOKEJ!?- krzyknęła.
-Clarie, uspokój się. U mnie wszystko dobrze. Wyjaśnię ci wszystko gdy wrócę do domu. Musisz coś dla mnie zrobić.- poprosiłam.
-Masz mi wiele do wyjaśnienia.- warknęła.
-Tak, wiem. Mogłabyś sprawdzić co dzieje się z Andrew? O-oni pobili go i wrzucili do kontenera kilka przecznic od naszego uniwersytetu.- wyszeptałam, ledwo wymawiając te zdania. El dawała mi znak, że nasza rozmowa trwa zbyt długo.
-Co się do cholery stało, Hann? Gdzie jesteś?- zapytała wyraźnie zmartwiona. 
-Nie wiem. Wytłumaczę ci wszystko kiedy wrócę. Zrób to o co cię prosiłam i poszukaj Andrew. On naprawdę potrzebuje pomocy lekar-. Drzwi otworzyły się z hukiem, a ja zamarłam. Zayn spojrzał na mnie i dostrzegł telefon w mojej dłoni. 
-Hannah? Hann, co się dzieje?
-Muszę kończyć Clarie.- wyszeptałam. Zakończyłam połączenie, kładąc telefon na kolanach i głośno przełknęłam ślinę.
-Kochanie, oddaj telefon Eleanor.- powiedział cicho. Jego głos był spokojny... zbyt spokojny.
-On j-jest m-mój.- skłamałam chowając go do kieszeni.
-Gówno prawda. Ja mam twój. Oddaj jej telefon.- powiedział przez zaciśnięte zęby. Oddałam El telefon i powiedziałam bezgłośne ''przykro mi''. Zayn skinął w moją stronę bym poszła z nim, nie miałam wyboru, więc wykonywałam polecenie. Usłyszałam kroki brunetki zaraz za mną. 
-Z kim rozmawiałaś przez telefon?- zapytał gdy tylko weszliśmy do salonu, gdzie była reszta gangu.
-Z moją współlokatorką -Clarie.- powiedziałam najodważniejszym tonem na jaki było mnie w tej chwili stać. Niall zmarszczył brwi. 
-Myślałem, że zabrałeś jej telefon?- zapytał Zayna. Chłopaki całkowicie ignorowali obecność moją i Eleanor. 
-Zabrałem.
-Więc skąd miała telefon?- domagał się odpowiedzi. Widziałam, że Eleanor spoglądała niezręcznie w dół, jej ręce drżały ze strachu.
-A jak myślisz?- syknął niecierpliwie. Niall tylko pokiwał głową na znak zrozumienia. Obserwowałam wyraz twarzy Louisa gdy patrzył przez zaciśnięte powieki na swoją dziewczynę. 
-Eleanor, zaczekaj na mnie w sypialni.- rozkazał. Sposób w jaki mówił do niej wtedy z miłością i szacunkiem zniknął. Był teraz innym człowiekiem. 
Eleanor widocznie wiedziała, że nie warto się kłócić. Obserwowałam jak oddala się korytarzem i znika w jednym z pokoi. Nie mogłam nic zrobić, ale miałam straszne poczucie winy, że będzie miała kłopoty tylko dlatego, że chciała mi pomóc. 
-Zaraz wracam, chłopaki. Muszę się czymś zająć. Louis powiedział chłodno i udał się w stronę pokoju, w którym zniknęła jego dziewczyna. Zayn szybko wyprowadził mnie z ich mieszkania, nie chcąc żebym słyszała co spotka Eleanor. Poczucie winy mnie zabijało, ta niewinna dziewczyna poniesie konsekwencje za mój głupi błąd...