poniedziałek, 29 grudnia 2014

Chapter 49: Moving On

Głupi, pojebany popapraniec, pierdoła, chuj, kretyn, cipa, dupek, sukinsyn, zjeb…
Wymieniałam wszystkie słowa z mojego ubogiego słownictwa, które mogły opisać Zayna. 
W mniej niż dwadzieścia cztery godziny zerwał ze mną, zmusił ryczącą Eleanor do spakowania moich rzeczy i wpakował mnie do samolotu. Tak, do samolotu. Spoglądałam przez małe okienko w dół na niekończące się wody Atlantyku.
No bo ile razy chciałam od niego uciec? Ile razy dosłownie marzyłam o tym, żeby wskoczyć w samolot i go zostawić? Ile razy próbowałam od niego uciec? A teraz, gdy moje marzenia się ziściły, chciałam po prostu do niego wrócić.
Zayn był lekceważącym dupkiem, który zawsze musiał kontrolować wszystko i wszystkich. Był strasznie zaborczy i nienawidził dzielić się niczym związanym z jego gangiem nawet ze swoją dziewczyną.Wszyscy się go bali, bo był znany w całym Londynie za jego nieposkromiony temperament. Wywoływał u ludzi ból i zadawał cierpienie bez krzty współczucia.
Jakkolwiek źle by to wszystko nie brzmiało to i tak go kochałam. Kochałam sposób w jaki się ze mną kłócił. Tak, może i był agresywny, ale ja też nie próżnowałam. Nie dawałam mu się poniewierać. Uwielbiałam sposób w jaki się mną opiekował, robiąc mi jedzenie, bo ja za chuja nie umiałam gotować. Uwielbiałam sposób w jaki mnie przytulał, gdy nikt nie patrzył. Uwielbiałam to, że gdy byliśmy odizolowani od innych, zamieniał się w słodkiego i opiekuńczego dżentelmena. 

Uwielbiałam sposób, w jaki na mnie patrzył.
Nawet gdy byliśmy w trakcie najpoważniejszych kłótni, on i tak nie przestawał patrzeć na mnie z uwielbieniem.
Kochał mnie.
A teraz mnie zostawił.
Cóż, techniczne to ja go zostawiłam, ale on mnie do tego zmusił. Dosłownie. Wytargał mnie z mieszkania do samochodu. Potem musiał pozamykać wszystkie zamki w aucie, żebym mu nie uciekła. Wniósł mnie do samolotu, posadził mnie na fotelu i zapiął mnie, zanim pocałował mnie w czoło i dał znak pilotom na odlot. 
Wszyscy pasażerowie byli już na swoich miejscach i nawet nie mogłam sobie wyobrazić co czuli, gdy zobaczyli Zayna i jego dziewczynę. Zayn odwiózł mnie aż pod sam samolot. Chyba po prostu zapomniałam, że Zayn Malik to Zayn Malik. Zapomniałam już jaką władzę miał nad tymi ludźmi... więc chyba mógł ignorować przepisy.
Co za głupi idiota.
Pożegnania były najcięższe. Sama się dziwie, ale zdążyłam przyzwyczaić się do tej naszej paczki wyrzutków, do której byłam wciągnięta siłą.
Żegnanie się z Eleanor składało się z łez, przytulania, płakania i jeszcze raz ryczenia, dopóki Louis i Zayn musieli nas rozdzielić. Louis uścisnął mnie lekko i powiedział:
-Będę tęsknił za tymi twoimi wybrykami, to na pewno. Mam nadzieję, że ci się wszystko ułoży. zanim pocałował mnie w policzek i wrócił do pocieszania jego dziewczyny. Liam mnie wpółprzytulił. Ze wszystkich chłopaków, go znałam najmniej. Ale tak samo jak Zayn, zmusił Danielle żeby go zostawiła dla jej własnego dobra. Z tą różnicą, że ona wyjechała dobrowolnie.
Niall szybko mnie przytulił i wymamrotał coś o tym, że będzie nudno.
-Bez ciebie w pobliżu, założę się, że poumieramy z nudów.- powiedział coś w tym stylu.
Harry rozłożył ramiona, czekając aż go przytulę, ale pokazałam mu tylko środkowy palec. Chyba go pojebało, że go w ogóle dotknę. Oczywiście moja odpowiedź rozpoczęła pomiędzy nami kłótnię.

-Ty tak na serio? Już nigdy w życiu cię nie zobaczę, a ty tak chcesz to zakończyć? Chyba stara wredna suka wróciła, Zayn.- parsknął. Przewróciłam oczami i wystawiłam też w jego stronę środkowy palec mojej drugiej dłoni. 
-Pierdol się, Harry! Na ludzi takich jak ty czeka w piekle specjalne miejsce.
-Załatwię ci w tym piekle miejsce obok mnie, skarbie.- wyszczerzył się w moją stronę. Zayn złapał mnie w momencie, w którym rzuciłam mu się na gardło i mnie odciągnął. Próbowałam go ode mnie odepchnąć, żeby dorwać Harrego, ale był za silny.
-To jeszcze nie koniec!- krzyknęłam do niego, gdy Zayn wyciągał mnie za drzwi.
-A ja myślę, że koniec. Dobrej zabawy w Ameryce!- zawołał, śmiejąc się, bo wiedział, że wygrał w naszej sprzeczce.
-Myślicie, że tu nie wrócę? To jeszcze zobaczycie!- było ostatnią rzeczą, którą do nich skierowałam, głównie do Harrego. Oczywiście, że wrócę. To nie było przecież pożegnanie, prawda? Nie mogło być. Jeśli Zayn myślał, że tak łatwo odejdę to chyba mnie nie doceniał.
Serio.
Przez całą drogę na lotnisko powiedziałam mu dokładnie co myślę o tym, co aktualnie odwalał. Dodając do tego parę nie za ładnych przymiotników i niedojrzałych gestów, chyba zrozumiał co miałam mu do przekazania. Siedział obok i przyjął to na klatę jak prawdziwy facet, ale widziałam, że chciał spędzić nasze ostatnie chwile razem w spokoju.
Cóż, chuj z nim. Cały nasz związek był jednym wielkim bałaganem, więc stwierdziłam, że taki też powinien być nasz ostatni moment. A potem, gdy już byłam w samolocie, nawet nie powiedziałam mu, że go kocham, zanim zmusił mnie do odejścia. Ignorowałam wszystkie współczujące spojrzenia, które kierowała w moją stronę reszta pasażerów. Wyglądało na to, że nawet stewardessy wiedziały kim był Zayn.
Para siedząca obok mnie najwyraźniej była przerażona. Przez cały lot nawet nie odezwali się słowem.
Ale mnie to nie obchodziło.
-Proszę pani, musi pani wysiąść. Już wylądowaliśmy.- ktoś lekko szturchnął mnie w ramię.
-Mhm.
-Halo, proszę pani?- aż podskoczyłam w siedzeniu i przetarłam oczy. Stewardessa stała nade mną ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Pomogła mi wstać i szła za mną do momentu, aż wyguzdrałam się z samolotu.
Świetnie. I co ja mam teraz zrobić?
Przeszłam aż do końca lotniska, żeby odebrać bagaż. Poczekałam, aż wszyscy zabiorą swoje walizki, aż zostaną tylko moje. Wzięłam to co zostało i udałam się do budek telefonicznych.
-Mamo- powiedziałam płaczliwym głosem do słuchawki- możesz odebrać mnie z lotniska? Wiedziała, że sprawa była poważna, więc byłam wdzięczna, że nie naciskała na jakiekolwiek wyjaśnienia. Powiedziała tylko, żebym czekała przy wyjściu, a ona przyjedzie tak szybko jak tylko się da.
Dwadzieścia minut później, podjechał po mnie samochód moich rodziców, z którego wybiegła moja mama.
Wyglądała tak samo jak rok temu, gdy wyjeżdżałam. Jej blond loki były spięte w luźnego koka z siwymi pasemkami po bokach. Wciąż była lekko przy kości, ale jej ciuchy ją wyszczuplały.
Podbiegła do mnie i od razu zgarnęła mnie do łamiącego kości uścisku. Też ją mocno przytuliłam, zaplatając wokół niej moje wymizerniałe ręce i chowając głowę w jej ramieniu. Może i była ode mnie niższa, ale i tak trzymała mnie przy sobie mocno, tak, jakbym znów była małym brzdącem.
-Skarbie, tęskniłam za tobą. Ledwo co się odzywałaś przez cały ten czas, gdy cię nie było. Musisz mi wszystko opowiedzieć. Jak tam ta twoja praca? A ten chłopak?- z ekscytacją zasypała mnie potokiem słów, gdy już mnie puściła, jej akrylowe paznokcie wbijały mi się w ramiona.
Zaczęłam jeszcze bardziej płakać, przez co znów mnie do siebie przytuliła. Jej ręce masowały mi plecy, próbując mnie uspokoić. 
-Wszystko będzie dobrze, skarbie. Jestem przy tobie. Jesteś już w domu.
Całą drogę się nie odzywałyśmy. Wiedziałam, że moja mama wręcz umierała, żeby zapytać mnie o moim pobycie w Anglii, ale wiedziała, że nie byłam gotowa.
Wiedziała też, że potrzebuje tej chwili spokoju, zanim dotrzemy do domu. W moim domu było wszystko oprócz ciszy.
-Nikt jeszcze nie wie, że wróciłaś. Cholercia, ja sama dowiedziałam się z godzinę temu, więc reszta będzie w szoku.- przytaknęłam jej w odpowiedzi, gdy wyciągałam z bagażnika walizki.
-Jim! Kristen! Frankie! Chodźcie tutaj! Mam dla was niespodziankę!- krzyknęła z przedpokoju, gdy już byłyśmy wewnątrz. Dokładnie tak jak gdy wyjeżdżałam, w domu panował istny rozgardiasz. Zabawki i buty porozrzucane po korytarzach. Zewsząd dochodziły hałasy, ludzie gadali, psy szczekały, a dzieci się darły.
Nie ma to jak w domu.
-Barbara, lepiej, żebyś wołała nas w jakiejś słusznej sprawie. Dopiero co rozdzieliłem od siebie Krisa i Fran- mój tata wszedł do przedpokoju paplając o uspokajaniu mojego młodszego rodzeństwa. 
Tak samo jak moja mama, miał lekką nadwagę i też był ode mnie niższy. Trochę już łysiał, ale wciąż miał tyle włosów, że można było zauważyć, że są siwe. Na twarzy prawie w ogóle nie miał zmarszczek, z wyjątkiem tych od uśmiechania się zbyt często.
W chwili, w której mnie zobaczył, rozbłysły mu oczy.
-O mój boże...- zaciągnął się powietrzem. Spojrzał na mnie, jakby nie wierzył w to co widział. 
-Hannah? O boże!- ruszył w moją stronę i mnie przytulił. Ściskał mnie tak mocno, jakby bał się, że mu ucieknę, gdy tylko mnie puści.
-Tata!- zaplątałam wokół jego szyi ręce i spoczęłam łokcie na miękkiej tkaninie swetra, który miał na sobie.
-Moja mała córeczka. Tak strasznie za tobą tęskniłem!
-Hannah!- mój siedmioletni, a skoro nie było mnie tu rok to w sumie to już ośmioletni brat podbiegł do mnie i przytulił mi się do biodra. Zaraz za nim była najmłodsza z naszej gromady, pięcioletnia Kristem, która powtórzyła to co jej brat.
Gdy już się ze wszystkimi przywitałam, nawet z trzema naszymi psami, dwoma kotami, dwoma żółwiami, moją rybką i czwórką chomików, to mogłam się w spokoju rozpakować. Moja mama poszła zadzwonić po mojego starszego brata, który już z nami nie mieszkał.
Mieszkał ze swoją dziewczyną z dziesięć minut drogi na tej samej ulicy, więc zaprosiła ich na kolację.
Nie miałam ochoty na jedzenie.
Nie miałam ochoty na rozpakowywanie walizek.
Wgramoliłam się na łóżko i płakałam.
Tego wieczora wszyscy zawzięcie próbowali wyciągnąć mnie z łóżka i zaciągnąć na dół. David nawet groził, że zrobi z mojej rybki sushi, ale nic z tego nie podziałało. 
W sumie to przez następne cztery tygodnie było tak samo.
Ledwo co się ruszałam, rzadko kiedy jadłam. Jedyne co robiłam to spanie, moje sny były o wiele lepsze od rzeczywistości, w której żyłam.
W moich snach byłam z Zaynem. Przytulał mnie. Całował mnie. Śmiał się ze mną. Krzyczał na mnie. Droczył się ze mną. I nawet ze mną tańczył.
Po obudzeniu płakałam zwykle z parę godzin.
-Koniec. Mam tego dosyć. Hannah, wyłaź z tego pieprzonego łóżka.- głos Davida rozbrzmiał w moim pokoju. Wymamrotałam kilka przekleństw i schowałam głowę pod kołdrę.
-Nie będę się z tobą cackał.- zerwał ze mnie kołdrę i usiadł obok.
-Wyjeżdżasz do Londynu, żeby studiować, spotykasz jakiegoś chłopaka, wywalają cię ze szkoły, wprowadzasz się do niego, idziesz do pracy, a teraz pojawiasz się tu ot tak wyglądając jak jakaś jebana katastrofa. Wszyscy się o ciebie martwią. Zbladłaś, schudłaś i jesteś przygaszona. Kiedyś taka nie byłaś.- prawił mi kazanie. Bolało słyszeć, że sprawiam ból swojej własnej rodzinie, ale naprawdę nie miałam siły na robienie czegokolwiek innego niż użalanie się na sobą. Może powinnam była brać antydepresanty, czy leki tego typu, żeby mi się poprawiło. 
-Widzimy przecież twoje blizny, rany i siniaki. Ten pieprzony gips też trudno przeoczyć. Powiesz mi, co ci się stało, albo już w życiu się do ciebie nie odezwę.- stwierdził.
-Ja pierdole, ale dramatyzujesz.- próbowałam odwrócić się do niego plecami, ale mnie chwycił i przygwoździł do łóżka. Dokładnie tak, jak byliśmy mali, wspiął się na mnie i usiadł mi na biodrach. 
-No gadaj!- rozkazał.
-Złaź ze mnie, spaślaku.
-To mi powiedz kto ci to zrobił! To ten chłopak?

-Nie. Proszę, daj temu spokój, dobra?- wyszeptałam. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i pokręcił głową.
-Nie mogę. Czy ci się to podoba czy nie, jesteś moją małą siostrzyczką i moją robotą jest zajmowanie się tobą i wnerwianie cię aż do granic. Proszę, powiesz mi co się stało?- prawie że błagał. Zamknęłam szczelnie oczy i wyobraził sobie, że rozmawiam z Zaynem. Byłam tylko ja i on. Mogłam nawet wyczuć jego leśno, dymowo papierosowy zapach.
-Ja kochałam go, a on mnie.- zaczęłam, nie otwierając oczu, żeby nie zepsuć urojenia Zayna, które miałam przed sobą. Widziałam jego każdy pojedynczy tatuaż. Widziałam jego zarost i jego nieposkromione włosy. Widziałam jego czekoladowe oczy, które zawsze były na mnie złe, ale jednocześnie patrzyły na mnie z uwielbieniem. 
-Byliśmy popaprani. Oboje. Ale to nie było aż takie złe, byliśmy przecież popaprani razem.- poczułam, że na ustach formuje mi się lekki uśmiech, ale jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął.
-Był przeciwieństwem dobrego chłopaka. Był zamieszany w rzeczy, które do tej pory nie wiem co znaczą. Był niebezpieczny. Ale mnie kochał i to wszystko co się liczyło. Opiekował się mną. Utrzymywał mnie. Wspierał mnie. Dopełniał mnie.- wyobrażałam sobie jak jego mięśnie napinają się pod moim dotykiem tak jak kiedyś. Mogłam wręcz zobaczyć jego zapierający dech w piersi uśmiech z językiem przyciśniętym do zębów.
-Ale jeden z jego wrogów się do mnie dobrał i to przez niego taka jestem. Skrzywdził mnie i zrobił mi rzeczy, które nigdy nie wylecą mi z pamięci. Ale Zayn mnie uratował. Sprowadził mnie do domu i wyleczył. Dzięki niemu było mi lepiej. Gdy tylko zaczęłam powracać do mojego normalnego stanu, wywalił mnie z domu. Zmusił mnie żebym tu wróciła. Powiedział, że to dla mojego dobra, ale ja chyba wiem lepiej, co jest dla mnie lepsze i to teraz, nie jest. On jest dla mnie najlepszy. On jest wszystkim czego potrzebuje.- poczułam gorące łzy spływające mi po policzkach, gdy wyobraziłam sobie Zayna idącego w moją stronę. 
Widziałam jak jego szeroka postura sięga w moją stronę, ale zniknął, a moje oczy były już otwarte oceniając reakcje Davida.
-Nie brzmi mi to na dobry związek. Wiem, że cię to krzywdzi, ale ten koleś zrobił dla ciebie to, co najlepsze.- powiedział cicho. Przystawił mi dłoń do twarzy i wytarł mi łzy, zanim ze mnie zeszedł. 
-To nie był dobry związek, ale on robił wszystko co w jego mocy, żeby mnie chronić. Ja go potrzebuje, David.- powiedziałam płaczliwie. David pomógł mi usiąść i posadził mnie tak, że nogi zwisały mi z łóżka.
-Wiem, że myślisz, że go potrzebujesz, ale-
-Serce mnie boli, gdy go przy mnie nie ma. Gdy mnie nie dotyka, nie przytula, nawet gdy na mnie nie krzyczy. To boli, David.
-A co z tym?!- warknął, przytrzymując mi przy twarzy mój gips- to cię nie bolało? Jeśli byś z nim była, znów wydarzyło by się coś takiego! 
-To wszystko co mi po nim zostało.- trzymałam delikatne uszkodzony nadgarstek w drugiej ręce. Mogłam się założyć, że już był cały i zdrowy, ale ten gips był moim jedynym przypomnieniem o Zaynie.
-Zobacz, Louis mi się podpisał i Liam i Niall też. A patrz tutaj, nawet Eleanor się podpisała. Harremu nie pozwoliłam. Harry nie mógł mnie dotykać.- wyjaśniłam. David pokręcił tylko na mnie głową. Widziałam, że stara się uspokoić, ale to chyba nie działało.
-Nie mam, kurwa, pojęcia o kim ty gadasz.
-O mojej drugiej rodzinie. O rodzinie Zayna. Patrz na to, Zayn to zrobił. Przyozdobił mi gips, żeby był ładniejszy. Ma wielki talent.- wskazałam na te wszystkie kręte wzory wytatuowane na gipsie. Małe zawijasy i komiksowe postacie. Serduszka i kwiaty. Pojedyncze słowa i bazgroły. 
-Zayn? Tak ten koleś ma na imię?- David zapytał, gdy pomagał mi wstać. Przytaknęłam w odpowiedzi i dalej śledziłam palcem wzorki.
-Dasz sobie radę, mała. Sam tego dopilnuję.
Przez następne dwa tygodnie, David naprawdę starał się, żebym wydobrzała. Powiedział rodzicom, co się stało. Przekonał mamę, żeby pogadała ze mną o Zaynie. Zmusił tatę, żeby zabrał mnie do doktora, żeby usunąć gips. Nazwijcie mnie dziwną, ale i tak go zatrzymałam. Miałam go w małym pudełku po butach pod łóżkiem i zawsze gdy nie mogłam spać, co było każdej nocy, wyciągałam gips i przyglądałam się małym notkom i rysunkom. David i jego dziewczyna, Cassie umówili mnie nawet na randkę w ciemno.
-Nigdzie nie idę.- stwierdziłam po tym, gdy Cassie zrobiła mi makijaż. Nawet nie mogła równać się w tym z Eleanor, ale jej tego nie powiedziałam. 
-Och, no weź. Nie musisz od razu wychodzić za tego chłopaka za mąż, idziesz się tylko zabawić.- Cassie uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-I tak pójdziesz.- David powiedział, stojąc w drzwiach i nas obserwując. 
-Nie dam rady. Proszę, nie zmuszajcie mnie.- zaczęłam ich błagać, mając nadzieje, że chociaż jedno z nich się nade mną zlituje i dadzą mi spokój.
-Hannah, minęło sześć tygodni. Musisz iść, to ci pomoże ruszyć na przód.- powiedział surowo, dając znać, że nie mam się z nim kłócić.
-Nigdy nie ruszę na przód. Ten koleś do stóp Zaynowi nie dorasta.- warknęłam. Dopóki ten gościu nie będzie Zaynem, to nie ma mowy, że gdzieś z nim pójdę.
-Bo sam cię tam zaciągnę, Han. Nawet ze mną nie zaczynaj.- włączył się jego tryb starszego brata i od razu zaczął mnie szantażować. W przeciwieństwie do innych ludzi, wiedziałam, że David nigdy nie rzucał słów na wiatr. Zawsze tak jakby... popędzał mnie nimi do robienia różnych rzeczy. Ale i tak wszyscy wiemy, że urocza mała siostrzyczka zawsze wygrywa. 

Ale cóż, najwyraźniej nie tym razem, bo mniej niż trzydzieści minut później siedziałam już w samochodzie jakiegoś idioty o imieniu Will.
-Jedziemy?- uśmiechnął się, gdy odpalił samochód, sprawiając, że z radia zaczęła grać wieśniacka muzyka country.

O ja pierdole.
-Jak tam chcesz.- wzruszyłam ramionami, wyglądając tęsknie przez okno i myśląc, co zrobiłby Zayn, gdyby nakrył mnie z Willem. Hm, Will pewnie skończyłby w kontenerze walcząc o życie. A mi z drugiej strony...nie miałam pojęcia co by zrobił mi. 

Ale właśnie o to chodziło, że wolałabym być z Zaynem, który by mnie krzywdził, niż spędzić chociaż chwilę dłużej z tym głupkiem.

sobota, 27 grudnia 2014

Chapter 48: Over

Leżałam w łóżku i bez celu wpatrywałam się w sufit. Zayn kazał pobyć mi przez chwile w naszej sypialni, więc oczywiście tak zrobiłam.
Nie chciałam być tu uwięziona, ale bałam się, że jeśli się mu sprzeciwie, to pobije mnie tak jak zrobił to Jay. Miałam nadgarstek w gipsie, co dokładnie przypominało mi, co się stanie jeśli mu odmówię.

Chciałabym myśleć, że Zayn nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego, ale to co przeżyłam wskazywało na zupełne przeciwieństwo. 
Moje oczy wędrowały po malunkach zrobionych mazakami, które zdobiły gips. Louis podpisał się jako pierwszy, jego imię napisane było dużymi czarnymi literami otoczonymi uśmiechniętymi buźkami. Eleanor zostawiła mi zapiskę o szybkim powrocie do zdrowia i podpisała ją swoim imieniem. Oboje, Niall i Liam napisali mi małymi literkami swoje imiona, a Zayn udekorował resztę miejsca bazgrołami i szlaczkami, które wyglądały na robione przez profesjonalistę.
-Hannah!- głos Zayna zagrzmiał na końcu korytarza.
To był znak, że już mogę stąd wyjść. Powoli wyszłam z łóżka i zaczęłam kierować się do kuchni. 
Louis i Zayn stali przy blacie, a Eleanor grzebała w lodówce. 
Cała nasza paczka została u nas na tydzień, ale potem się wynieśli. A teraz, trzy tygodnie po tym, gdy Zayn mnie uratował, wyglądało na to, że Eleanor i Louis na stałe osiedli się w pokoju gościnnym. 
-Nie mamy żarcia.- Eleanor burknęła, gdy się podniosła i położyła sobie ręce na jej drobnej tali.
Louis zwęził na nią oczy i sięgnął, by mocno klepnąć ją w tyłek, sprawiając, że zaskoczona podskoczyła z pół metra w przód.
-Wyrażaj się. Ile razy mam ci to powtarzać?- warknął na nią. Pomasowała bolące miejsce i zmarszczyła brwi.
-Przepraszam.
Obserwowałam to wszystko w szoku. Położył na niej ręce. Uderzył ją…
Instynktownie zrobiłam krok w tył, gdy tylko mój mózg zarejestrował co się stało. Zobaczyłam jak oczy Zayna zamigotały w zrozumieniu, gdy spojrzał w moją stronę. 
-Louis, weź się kontroluj.- warknął, gdy odepchnął się od blatu. Podszedł do mnie i przyglądał się mi ostrożnie.
-Głodna, kochanie?- zapytał. Pokręciłam głową, gdy próbowałam przełknąć kulę podchodzącą mi do gardła na samą myśl o tym, że ktoś może poniewierać Eleanor.
Od samego początku naszego związku, to ja byłam tą niesforną. Przeklinałam, byłam chamska, nigdy nie słuchałam poleceń, kłóciłam się, byłam agresywna i tym podobne. Ja, nie Eleanor. Ona była posłuszna, dobra i opiekuńcza. Jak ktokolwiek w ogóle mógł ją skrzywdzić?
-Wszystko okej?- zapytał cicho, uważnie mnie obserwując. Przytaknęłam i się od niego oddaliłam, żeby podejść do Eleanor. Położyłam jej dłoń na plecach, gdy wzrokiem ciskała pioruny w stronę Louisego.
-Możemy iść na zakupy.- zasugerowałam miękko. 

-Nie!- oboje aż podskoczyli, nie zgadzając się. Nawet El nie była w stanie nie przestraszyć się ich reakcji.
-Czemu nie?- naciskałam. Widziałam, że Zayn zaskoczony moją odpowiedzią unosi w zdziwieniu brwi. To był już czwarty raz w tym tygodniu, kiedy podważałam albo nie zgadzałam się z tym, co powiedział. Ale nie mogłam się powstrzymać.. nie mogłam przecież siedzieć tu z założonymi rękoma i patrzeć, że to Eleanor jest brana za tą ''złą''. Nie była tą, która zasługiwała na uderzenie. 
Może jeśli jeszcze bardziej będe testować ich cierpliwość, to Louis i Zayn zobaczą, że to ja tu jestem nieposłuszna i dadzą El spokój.
-Bo obydwie nie możecie wychodzić z tego mieszkania bez przynajmniej dwójki z nas.- Louis odparł szorstko, gdy sięgnął po swoją dziewczynę. Widziałam, że oddala się od niego, przez co spojrzał na nią srogo. Musiałam interweniować zanim znów się rozzłości.
-Nie mamy po dwanaście lat. Nie zgubimy się przecież w sklepie.- przewróciłam oczami.

-Już mówiliśmy, nie. Musi być przynajmniej czwórka osób z gangu żeby z wami gdzieś wyjść, dwóch na każdą.- Zayn powiedział powolnie. Widziałam, że stara się trzymać swój gniew w ryzach. 
-No to idźcie we trójkę, a ja tu zostanę.- zaproponowałam, odsuwając się od wszystkich na wypadek, gdyby Zayn się wkurzył i się na mnie rzucił.
-Nie myśl sobie, że cię kurwa, zostawię samą.- warknął cierpko, a jego oczy zaszły gniewem. Przytaknęłam tylko bezgłośnie, od razu cofając się, widząc, że się rozzłościł. Westchnął i zaczął pocierać sobie skronie wskazującymi palcami.

Spuściłam wzrok na moje stopy i pocierałam gips moją nieuszkodzoną dłonią.
To zabawne, a raczej ironiczne, że myślałam, że Jay tylko zwichnął mój nadgarstek, ale ten dupek go złamał. Chyba nie bolało aż tak bardzo, jak myślałam, że boli złamie kości...
-Po prostu... Wyśle do sklepu Nialla i Harrego.- stwierdził. Usłyszałam śmiech Eleanor i od razu na nią spojrzałam. 
-Sorry, ale to... możecie sobie wyobrazić tą dwójkę na zakupach?- jej śmiech rozchmurzył pomieszczenie, nawet Zayn uśmiechnął się na samą myśl. Widziałam, że Louis też wyobraża to sobie w głowie i nagle też wybuchnął śmiechem. 
Obserwowałam ich w rozbawieniu, ale sama tylko uśmiechnęłam się lekko.
Dość śmiesznym było wyobrażenie sobie dwóch członków gangu, których się wszyscy bali, wybierających produkty.
-Może zadzwonię po Nialla i weźmie ze sobą chłopaków i zabiorę z nami El?- Louis zasugerował, gdy opadł jego śmiech. Wciąż miał na twarzy wyryty uśmiech i zmarszczone w kącikach oczy, gdy wymieniali z Eleanor spojrzenia. Myśl o Niallu i Harrym wciąż gościła im na myśli, bo nie mogli opanować rozbawienia.
Zayn zgodził się na ten pomysł i w przeciągu dwudziestu minut już ich nie było, zostawiając mnie z nim sam na sam.
Zasadziłam się na kanapie i zaczęłam przeskakiwać po kanałach w telewizji, niezdecydowana na żaden program. Zayn przyszedł i usiadł ze mną, zostawiając pomiędzy nami z pół metra przestrzeni.
-Możesz wybrać coś do oglądania? To latanie w kółko mnie wkurza.- jęknął po kilku minutach oglądania jak szybko latam z kanału na kanał.
-Jeśli ci to tak przeszkadza, to sobie stąd idź. Ja tu byłam pierwsza.- odcięłam się, nawet na niego nie patrząc, gdy kontynuowałam zmienianie kanałów. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi, spojrzałam na niego kątem oka.
On się... uśmiechał?
Moja głowa gwałtowanie powędrowała w jego kierunku, jego białe zęby były na widoku. Pokręcił na mnie tylko głową, ale nie mogłam zignorować tego, jak smutne i nieobecne były jego oczy.
-Z czego ty się, kurwa, tak cieszysz?- warknęłam. Co było dla niego takie zabawne?
-Z niczego.- dalej kręcił głową, gdy się ode mnie odwrócił. Dziwak.
To czemu był taki smutny, jeśli się uśmiechał?
Trzy dni później dowiedziałam się, przez co się tak smucił.
Dom znów opustoszał, z wyjątkiem mnie i Zayna. Siedziałam właśnie przy stole w kuchni, siłując się w moim gipsem.
-Co ty robisz?- zapytał, gdy obserwował mnie, stojąc w drzwiach.
-Ręka mnie swędzi i przez ten pieprzony gips nie mogę się nawet podrapać.- odpowiedziałam i wetknęłam sobie końcówkę łyżki pod gips. Westchnęłam zadowolona, gdy przestało swędzieć, a Zayn jęknął obrzydzony.
-Jezu, my tym gotujemy. W sumie wiesz co... wyrzuć to, jak już skończysz.- pokręcił głową i usiadł naprzeciwko mnie.
Wyrzuciłam łyżkę do śmieci, nie trafiając nawet do kosza, ale nawet nie trudziłam się podnieść jej z podłogi.
-Więc o co chodzi?- zapytałam, z o wiele lepszym nastrojem, po tym gdy sprawa z moją swędzącą ręką się rozwiązała.
-O nic nie chodzi. Czemu miałoby o coś chodzić?- spojrzałam na niego podejrzliwie, gdy tylko otworzył usta. Już wcześniej coś wyczuwałam, ale teraz na pewno coś było na rzeczy.
-Tak tylko pytałam... wszystko w porządku?- zapytałam cicho. Nie chciałam napierać na niego za mocno, wiedząc, że jego gniew to nie za fajna rzecz. Nie zrobił mi krzywdy ani nic... W sumie to nawet nieźle się kontrolował odkąd mnie uratował, ale wciąż nie byłam zbyt pewna tego ile jeszcze wytrzyma.

-Nie, nie jest okej. Muszę z tobą o czymś porozmawiać. O nie. Zaczęłam panikować, od razu zastanawiając się, co zrobiłam źle. 
Dużo rzeczy.
Spieprzyłam dużo rzeczy.
Nie odpowiedziałam, czekałam tylko aż rozwinie to co ma do powiedzenia. Nie chciałam jeszcze pogarszać tego, cokolwiek zrobiłam źle, więc siedziałam cicho. 
-Musimy pogadać o tym, co ci się stało. Wiem, że to moja wina i wiem, że to było okropne przeżycie i, że nigdy nie powinnaś do tego wracać. Ale musisz wyrzucić to z siebie, żeby ci się poprawiło. 
-Już mi lepiej. Oprócz tego głupiego gipsu nic mi nie jest.- powiedziałam mu zdezorientowana. To znaczy... pewnie, miałam blizny, ale nie miałam nigdzie krwi, żadnych otwartych ran ani bolących siniaków. Tylko ten gips przez który wyglądałam jak kaleka.
-Nie mówię o twoim ciele, kochanie. Wiem co ten facet ci zrobił. Widzę to. Za każdym razem, gdy cię dotykam albo całuje, albo broń boże położę na tobie rękę poniżej twojej talii, to widzę, że w środku panikujesz. Wiem co on ci zrobił...- powiedział powolnie. Mówił przez zaciśnięte zęby, widać, że ten temat jest dla niego niewygodny.
Czekajcie... on wiedział? Wiedział, że dałam się dotknąć innemu mężczyźnie? Że pozwoliłam komu innemu, żeby miał nade mną kontrolę? A co dopiero to, że pozwoliłam komu innego być... we mnie? I nie chciał mnie za to zabić? Nie chciał zadźgać mnie na śmierć? Nie był zły, że pozwoliłam, żeby się to wydarzyło? 
-Przepraszam.- wyszeptałam i tak wiedząc, że to mu niczego nie wynagrodzi.
-Nawet nie waż się tego mówić. Nie chcę nigdy więcej słyszeć tego jebanego słowa wychodzącego z twoich ust, zrozumiano? Nie masz mnie za co przepraszać.- warknął, jego głos stał się głośniejszy, gdy pochylił się do przodu, by być ze mną twarzą w twarz i podkreślić swoją rację.
Przytaknęłam szybko, nie wiedząc jak odpowiedzieć.
-Muszę wiedzieć, dlaczego cały czas jesteś taka przestraszona. Wiem, że Jay cię skrzywdził, ale chcę żebyś wiedziała, że ja nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy i nigdy nie pozwolę, żeby ktokolwiek znów cię skrzywdził.- powiedział, jego ręka sięgnęła przez stół po moją, ale nie mogłam się powstrzymać przed instynktowym cofnięciem się w tył.
-Nie wiem, co chcesz żebym ci powiedziała- wyszeptałam -Jay mnie bił, obmacywał, gwałcił. Złamał mi rękę, zrzucił mnie ze schodów, kopał mnie, popychał, i znów bił i chciałam tam po prostu umrzeć. Jedynym powodem dla którego zmusiłam się do przetrwania, było to, że przyjdziesz po mnie. Potrzebowałam cię, byś znów trzymał mnie w swoich ramionach.
-Proszę, nie mów mi o tym.- jęknął. Zaczęłam się martwić, co zrobiłam źle. Nie wiedział o tym, co mi się stało? Myślałam-
-Proszę, nie mów mi, że mnie potrzebowałaś. Błagam.- prosił, a smutek wypełnił jego piękne orzechowe oczy.
-Ale tak jest. Potrzebuję cię.- upewniłam go. Nie mogłam być bez niego. Nawet nie wiem dlaczego, przecież jeszcze nie dawno temu go nienawidziłam. Kiedyś chciałam dźgnąć go nożem w śnie, żebym mogła od niego uciec. A teraz nie mogłam zasnąć bez niego przy moim boku.
I wiedziałam, że z jakiegoś powodu, on też mnie potrzebował.
-Nie możesz mnie potrzebować. Musisz być niezależna i sama się sobą zająć.-przekonywał mnie. Widziałam, że coś rozrywało go od zewnątrz. Nie mogłam powstrzymać uczucia dyskomfortu.
Co się działo?
-D-dlaczego?
-Bo nie możesz dłużej ze mną być. Nie możesz dłużej tutaj zostać. Musisz stąd wyjechać. Wrócić do Ameryki, jak najdalej ode mnie i po prostu kontynuować swoje życie, jakbym nigdy ci go nie spieprzył.- jego ochrypły głos wyszedł jako łamiący się szept, a sam twardy Zayn Malik musiał powstrzymywać łzy.
Ale ja się nie powstrzymywałam.
Zaczęłam płakać jak małe dziecko, coś co ostatnimi czasy robiłam bardzo często.
-Nie mogę stąd wyjechać. Nie zmusisz mnie, nie poddam się bez walki.- wyskrzeczałam, gdy odepchnęłam się od stołu. On też wstał i po mnie sięgnął, ale odepchnęłam jego rękę. 
-Kochanie, nie obchodzi mnie, jeśli będę musiał cię zmusić, ale i tak stąd wyjedziesz. Wyjedziesz stąd, bo obiecałem, że nie pozwolę cię skrzywdzić i wiem, że jeśli dalej ze mną będziesz, stanie się coś niedobrego... znowu. Więc wrócisz do swojej rodziny i zostawię cię w spokoju. Na zawsze.
-Nie. Nigdzie się nie wybieram.- podciągnęłam nosem.
-Myślałem o tym już od jakiegoś czasu. Nie mogę pozwolić, by znów stała ci się krzywda, więc musisz wyjechać. Koniec dyskusji.- powiedział tak surowo, jak tylko potrafił. Jego oczy całkowicie oddawały prawdziwy smutek i mękę, którą czuł, gdy zobaczył moją zrozpaczoną posturę.
-Nie rób mi tego.- wyszeptałam.
-Muszę. Kocham cię, ale z nami koniec.