poniedziałek, 30 grudnia 2013

Chapter 38: Stages

Następne sześć dni jak do tej pory były najcięższym czasem w moim życiu.
Po tym jak Zayn powiedział mi, że jego tata nie żyje, siedzieliśmy w ciszy przez około godzinę, a potem wpadł w pierwszą fazę żałoby; wyparcie się wszystkiego.
Nie zaprzeczał niepotrzebnie faktowi, że jego tata zmarł, ale fakt, że mógł odbudować z nim relacje. Spędził tylko około sześć godzin w tym stanie. Myślałam, że to dobrze, że tak szybko przechodził przez te fazy, ale się myliłam. 

Było to następnego ranka podczas wyczerpującego śniadania- nie spaliśmy całą noc, gadając o tym co stało się jego tacie, podczas gdy Zayn obwiniał się, że nie było nic co mógłby zrobić, a i tak mieliśmy dosyć nawet bez tego.
Zayn z pewnością mógł złapać kontakt z ojcem i odbudować z nim relacje podczas tych czterech lat, kiedy go nie widział.  Ale to nie znaczy, że to jego wina. Te sześć lat, które Zayn spędził sam z jego tatą było dla niego szkodliwe i pewnie uformowały tego skomplikowanego chłopaka, którego poznałam. 
Niemniej jednak przy śniadaniu byłam nie w humorze tak jak Zayn. Żadne z nas nie odezwało się słowem, po prostu siedzieliśmy tam dłubiąc w jajkach, które przygotowałam.
-Zapomniałem dlaczego nie pozwalam ci gotować, ale teraz już pamiętam.- wymamrotał niewdzięcznie. Spojrzałam na niego przez zwężone powieki. Musiałam wziąć głęboki oddech, żeby utrzymać nad sobą panowanie. Dopiero co zmarł mu tata, musiałam być wyrozumiała. 
-Następnym razem ty możesz gotować.- odpowiedziałam tak spokojnie jak tylko potrafiłam. Jego oczy wystrzeliły z powrotem w moją stronę.
-A niby kiedy mam to zrobić? Hmm, kochanie? Pomiędzy tym, gdy zajmuję się twoim niewdzięcznym tyłkiem i staram się być idealnym chłopakiem, którego najwyraźniej oczekujesz?- uderzył gwałtownie sztućcem o stół, by podkreślić swoją rację.
Mój tata jest terapeutą. Dorastałam obserwując go, gdy pomagał ludziom przechodzić przez cierpienie spowodowane stratą bliskiej osoby, więc powinnam wiedzieć, co będzie następne. Powinnam się była tego spodziewać. Myślę, że gdzieś w mojej podświadomości tak naprawdę wiedziałam co robię. Chyba po prostu chciałam popchnąć go poprzez te etapy żałoby. Tak czy inaczej, to co zrobiłam potem było głupim posunięciem.
-Może pomiędzy tym, gdy cię ponosi i gdy musisz zbijać na kwaśne jabłko innych chłopaków, żeby podnieść swój poziom pewności siebie, który masz ze swojego spieprzonego dzieciństwa! No, to było dość głupie z mojej strony. A jeszcze gorszym głupstwem było odejście od stołu, gdy mnie nie zatrzymał.
Powinnam była wiedzieć.
Próbowałam stamtąd wyjść, ale Zayn chwycił mnie szorstko za ramię i uderzył mną o ścianę. Jego oczy były kompletnie czarne.
-Powtórz to.- syknął. Przełknęłam w strachu, niemal od razu żałując, że się na niego wydarłam, gdy jest w tak delikatnym stanie.
-Zayn-
-Powtórz to.- krzyknął na mnie. Przygryzłam w zdenerwowaniu wargę i pokiwałam przecząco głową w jego stronę. Wiedziałam dokąd to prowadziło i miałam świadomość, że mówienie tego ponownie tylko jeszcze szybciej zepchnęłoby go na skraj.
To jedno zdanie, które mu wykrzyczałam wkurzyło go bardziej niż miałam okazję zobaczyć od dłuższego czasu. Tylko dla tego, że byłam zmęczona, zestresowana i nie w stanie przezwyciężyć chęci do kłótni. 

To jedno zdanie wpędziło go w następną fazę żałoby: gniew.
Oczywiście, że chciałam, żeby Zayn przeszedł szybciej przez te wszystkie fazy, ale podczas tej chciałam żeby pozostał w tej irytującej fazie wyparcia się wszystkiego na zawsze.  

To było jeden z tych razy, kiedy Zayn pobił mnie najmocniej i od tamtej pory jeszcze nie wydobrzałam. Wypieranie się wszystkiego trwało sześć godzin, a gniew cztery dni...
Pierwszy raz gdy mnie pobił był najgorszy, ale przez większość tych czterech dni Zayn przekładał swój gniew na przemoc. Wyładowywał to wszystko na mnie. Oczywiście, że nie tylko mnie bił. Było też dużo krzyczenia.
Myślę, że dostałam nauczkę już za pierwszym razem, bo na szczęście trzymałam buzię na kłódkę.

Teraz już nie wspominałam o tych gównach z przemocą, ale czułam się winna. Ja byłam powodem, który wpędził go w ten stan. A poza tym zmarł mu tata, więc to go usprawiedliwiało, prawda?
Pomiędzy jego napadami złości podczas żałoby, Zayn miał zorganizować całą ceremonię.  Starałam się pomagać tam gdzie mogłam, ale to tylko powodowało, że jeszcze bardziej się wkurzał. Reszta One Direction bardzo mu pomogła, co sprawiło, że zrozumiałam jak bardzo chłopaki są ze sobą związani.
Nie byli tylko gangiem; byli jak bracia.
I po tym gdy Zayn uderzył mnie w twarz, sprawiając, że nos mi krwawił znalazł mnie w łazience. Gapiłam się w moje odbicie w lustrze, przykładając do nosa wilgotną ściereczkę. Rzuciłam okiem w róg lustra i prawie podskoczyłam, gdy zobaczyłam Zayna pochylającego się we framudze drzwi.  Nasze spojrzenia oczywiście się skrzyżowały, ale udawałam, że go nie zauważyłam.
Bałam się, że jakiś gwałtowny ruch mógłby go zezłościć jak jakieś dzikie zwierze.
-Wszystko dobrze?- jego aksamity głos lekko mnie przestraszył. Nie słyszałam, żeby mówił tak do mnie już przez jakiś czas. Przytaknęłam głową do lustra i dalej skupiłam moją uwagę na obmywaniu twarzy.  Miałam podbite prawe oko i rozcięcie na szczęce. Moja twarz nawet nie oddawała części moich obrażeń. Rany rozsiane były po moim ciele i byłam naprawdę wdzięczna, że nie mam złamanego żebra czy coś. 
-Nic nie jest dobrze. Daj sobie pomóc.- wszedł do łazienki. Nie chciałam, żeby mnie dotykał, ale bałam się, że jeśli odrzucę jego pomoc to się rozzłości.  

Powolnie wziął ode mnie materiał i położył go w zlewie. Delikatnie chwycił mnie za uda, przygryzając wargę, gdy zauważył jak wzdrygam się, gdy dotknął wielkiego siniaka i posadził mnie na kancie zlewu. Namoczył nową ściereczkę żeby ostrożnie mnie domyć.
Trzymałam spojrzenie wbite w podłogę, nie chcąc na niego patrzeć, ale zmusił nasze oczy do spotkania się przez podniesienie w górę mojego podbródka.
-Nie mogę uwierzyć, że ci to zrobiłem.- wyszeptał ze smutkiem. -Tak mi przykro, kochanie...tak bardzo mi przykro. Nie wiem co jest ze mną nie tak.
Ludzie radzą sobie ze smutkiem po stracie kogoś na różne sposoby. Gdy odszedł mój dziadek, mój tata bardzo często krzyczał na mnie i mojego brata. Gdy zdechł nam pies, mój brat dostawał napadów złości. Kiedy umarł jego tata, Zayn pobijał swoją dziewczynę... oczywiście, że było z nim coś nie tak, ale wiedziałam to już przedtem. Wiedziałam, że Zayn był inny i miałam świadomość w co się pakuję, kiedy zgodziłam się na to by z nim zostać. 
-Tak bardzo cię kocham, proszę, nie zostawiaj mnie.- wyszeptał, delikatnie pocierając mój policzek. To, dzięki Bogu, zakończyło jego stadium gniewu i przerodziło się w fazę depresji.

Chodził po mieszkaniu osowiały i całkowicie się ode mnie odciął. Często znajdowałam go siedzącego i wpatrującego się tępo w przestrzeń. Chciałam, żeby się przede mną otworzył, ale był niczym uszczelniony.
Te kilka razy, kiedy się do mnie odezwał, mówił rzeczy typu:
-Osiągnął sukces, ożenił się i miał czwórkę dzieci. Doszedł w życiu daleko. Jeśli umarł w samotności i nieszczęściu, to dlaczego ja miałby w ogóle próbować być szczęśliwym? Nie mam na to szans.
-Ostatnią rzeczą jaką do niego powiedziałem było 'Do zobaczenia w piekle, staruszku'. Co ze mnie za syn? Zgniję za to w piekle... 

-Zostawiłem go samego, do kurwy. Obwiniałem go przez cztery lata, odkąd byłem siedemnastolatkiem, ale przez ten czas to wszystko było moja wina. Ja jestem tym, który go zostawił.
Wciąż byliśmy w tym stanie, gdy miał odbyć się pogrzeb, który zaplanowaliśmy.
Jechaliśmy w ciszy do meczetu. Zayn miał na sobie spodnie i koszulkę z długim rękawem, ubrany cały na czarno. Powiedział, że nie było konieczne ubranie się na muzułmański pogrzeb na czarno, ale on zawsze się tak ubierał, więc tak czy siak to zrobił.
Powiedział mi, żebym ubrała się przyzwoicie, więc miałam na sobie spódnicę maxi i luźną czarną koszulkę. Zayn powiedział, że jego rodzina nie była zbyt religijna, więc nie muszę zakładać chusty na głowę, ale żeby oddać szacunek, nie powinnam się malować.

Oczywiście musiałam użyć korektora by zakryć sińce na mojej twarzy, ale mu tego nie powiedziałam. Nie chciałam go smucić, a ruszały go teraz najmniejsze rzeczy.
Zayn ciągle powtarzał jego nerwowy nawyk; żucie jego wargi i trzęsły mu się ręce, gdy przytrzymywał dla mnie drzwi. Gdy usiedliśmy w pierwszym rzędzie, tupał nogą i bawił się moimi palcami w naszych splecionych dłoniach.

Usiadłam stulona pomiędzy Zaynem i Eleanor. Louis usiadł z jej drugiej strony obok Harrego. Niall był obok Zayna, a dalej Liam z Danielle. Ciało ojca Zayna nie miało być na widoku, owinięte było całun w kolorze kości słoniowej, tak, że nie było widać jego skóry.
Było dużo ludzi, którzy przyszli, by oddać szacunek. Widziałam małą garstkę mężczyzn i kobiet ubranych podobnie do mnie i Zayna. Wszyscy z nich mieli opaloną skórę, ciemne włosy i brązowe oczy jak Zayn, więc nie ciężko było wywnioskować, że należeli do rodziny Malików.

Kolejna garstka ludzi była złożona tylko z facetów w garniturach- mężczyzn, którzy pracowali z ojcem Zayna, tak przypuszczałam. I byliśmy my; gang Zayna. Za naszą ósemką siedziało około dwudziestu chłopaków. Gdy zapytałam o to Eleanor, powiedziała, że to członkowie One Direction. Chyba do tej pory nie zdałam sobie sprawy, ze One Direction nie ogranicza się tylko do piątki chłopaków, których znam. El powiedziała, że chłopaki byli czymś w stylu liderów, ale nie mniej jednak ludzie tchórzyli przed każdym członkiem. 
Każde miejsce mogło być zajęte, ale dużo ludzi stało na tyłach, żeby zrobić miejsce w kilku rzędach dla osławionego gangu. Było to tylko znajomym mi już przypomnieniem tego kim był mój chłopak i jaką władzę miał nad Londynem.
Zayn wstał, gdy była kolej na jego przemowę.

Poprzedniej nocy, prawie się rozpłakał starając się wymyślić co ma powiedzieć. A gdy próbowałam go pocieszyć, wracał do swojego 'kokonu', ukrywając przede mną swojego uczucia i się nie odzywając.
Nie miałam pojęcia, co planował powiedzieć.
-No więc...- w tej niezręczności pocierał swój kark i rozglądał się po wnętrzu. Obserwowałam jak jego oczy wędrują na tyły, ale szybko zawracają z powrotem, jakby zobaczył coś czego nie powinien. Chciałam się obrócić i zobaczyć to co sprawiło, że się zdenerwował, ale zanim miałam okazję, Zayn wyłapał moje spojrzenie. Spojrzał na mnie przenikliwie i zaczął mówić. Przez całą przemowę nie oderwał ode mnie oczu nawet przez chwilę.
-Wszyscy myślą, że mój tata i ja bardzo się różnimy. To znaczy... w moim wieku był już menadżerem u siebie w pracy, był żonaty i czekał na narodziny dziecka. Ja nie jestem nawet w pobliżu tego stadium. -Zayn wciąż na mnie patrzał, gdy wszyscy inni wpatrzeni byli w niego. 
-Ale w jakiś sposób, ja i mój ojciec jesteśmy dość podobni. Dużo z tego kim dzisiaj jestem, pochodzi z tego kim był on i z tego kim nauczył mnie być. Pokazał mi jak dążyć do celu. Nauczył mnie jak się czemuś naprawdę poświęcić. Nauczył mnie jak być niezależnym. Nauczył mnie jak być bardzo...- widziałam, że Zaynowi trudno było mówić o jego tacie w ten sposób. Wiedziałam, że były też dobre czasy, jeszcze przed rozwodem, ale Zayn powiedział mi, że jego rodzice zaczęli mieć problemy, gdy był dziewięciolatkiem, ale nic z tym nie zrobili, bo jego mama była w ciąży.
To znaczy, że minęło ponad dwanaście lat bez przyzwoitego wspomnienia o jego tacie. W zasadzie to Zayn nawet nie odezwał się do swojego ojca przez cztery lata. 
-Pamiętam, gdy dostałem zaproszenie na siódme urodziny mojego kolegi z klasy nad basenem. Nie mieliśmy basenu jak mój kumpel, Billie, więc nigdy nie miałam okazji nauczyć się pływać. Wciąż tego nie umiem.- Zayn zażartował. Im więcej czasu mijało, wydawał się być bardziej przyzwyczajony do mówienia, ale wciąż nie odrywał ode mnie wzroku.
-Nie chciałem iść, ale tata mnie zmusił. Poradził mi żebym po prostu posiedział przy basenie i pokomplementował siostrę Billiego. Więc kiedy wszyscy moi znajomi grali w Marco Polo, ja siedziałem na boku z jego siostrą, która miała wtedy 9 lat tak przy okazji i z dwiema jej przyjaciółkami. Ciągle powtarzałem im jakie to one nie są ładne i że mają fajne buty i w ogóle. Pozwólcie, że powiem wam, że następnego dnia w szkole wszyscy moi znajomi pojawili się z opalenizną, a ja z trzema dziewczynami, które były starsze ode mnie o całe dwa lata.- Zayn zaśmiał się lekko na wspomnienie, a ja ciepło się do niego uśmiechnęłam. 

-Więc to chyba mój tata nauczył mnie jak obchodzić się z kobietami.- puścił oczko w moją stronę, a ja nie mogłam powstrzymać się przez zarumienieniem. 
-Pamiętam inny moment, gdy byłem prześladowany, gdy miałem sześć lat. Wróciłem do domu, by mu o tym powiedzieć, ale poradził mi, żebym się nie przejmował, bo wszyscy ci, którzy kogoś dręczą, kończą pracując dla dzieciaków, którzy dręczyli. Powinienem poczuć się po tym lepiej, ale stwierdziłem, że podzielę się z tą informacją z tym, który mnie prześladował. Pobił mnie na kwaśne jabłko...
-Gdy wróciłem do domu z podbitym okiem, tata zmienił strategię. Nauczył mnie jak się bić, nawet pomimo tego, że mój tata jest- to znaczy był najbardziej przeciwnym przemocy facetem na świecie. Co za ironia...- Zayn zaśmiał się ponuro. Nie trzeba było geniusza, by zorientować się, że wszyscy tu obecni dokładnie wiedzieli kim jest Zayn i co robi na co dzień, więc nie byłam zaskoczona, kiedy wniósł do przemowy małe odniesienie o jego nielegalnym, związanym z przemocą charakterze.
-Kiedy byłem dzieciakiem, tata był moim bohaterem- był jak jakiś heros, który nie mógł zrobić nic złego. Kiedy byłem nastolatkiem, było przeciwnie. Teraz zdaję sobie sprawę, że mój tata z pewnością miał wady, ale nauczył mnie jak się do nich przyznać. Pokazał mi jak rozświetlić jego zalety, by nadrobić to w czym był zły. Wiem, że minęło trochę czasu odkąd go widziałem, ale to nie znaczy, że kiedykolwiek przestał być moim ojcem. 

-Gdziekolwiek jesteś tato, dziękuję ci, za wszystko czego mnie nauczyłeś. Będę za tobą tęsknił.- i z tym Zayn spuścił głowę i przyszedł z powrotem, by usiąść obok mnie. Położyłam mu dłoń na kolanie i dałam mu ją mocno ścisnąć, by pozbyć się resztek niepokoju.
To przeniosło go do ostatniego etapu żałoby; akceptacji. Przemawiając przed tymi wszystkimi ludźmi o jego ojcu dało mu zakończenie tego wszystkiego, którego tak desperacko potrzebował i pozwoliło mu to by w końcu ruszyć na przód ze swoim życiem.
Gdy już było po wszystkim, Zayn praktycznie mnie stamtąd wypchnął. Celowo unikał kondolencji i jakiejkolwiek sympatii ze strony jego dalszej rodziny i kolegów z pracy jego taty. Chociaż to nie było zbyt trudne, rzadko który z nich podszedł by z nim pogadać. Wszyscy zbyt bardzo się bali. 

Podczas naszej drogi do wyjścia minęliśmy małą dziewczynkę, około dziesięcioletnią, siedzącą na schodach na zewnątrz meczetu. Zayn się zatrzymał i wpatrywał się przez nią przez chwilę i całkowicie zmiękły mu oczy, zanim obrócił się i wskoczył do swojego samochodu. Weszłam do środka tak jak on, ale gdy już miałam zamknąć drzwiczki, wybiegła piękna kobieta w średnim wieku.
-Safaa!- zawołała z troską. Widząc małą dziewczynkę, odetchnęła z ulgą i posłała jej lekki uśmiech. -Safo Malik, dostałam przez ciebie zawału serca, skarbie. Proszę, powiedz mamusi następnym razem gdzie idziesz.- i z tym zatrzasnęłam drzwiczki i pozwoliłam Zaynowi wyjechać z chodnika i przedzierać się ulicami. 
Nie mogłam się powstrzymać przed spojrzeniem na niego ostrożnie.
Mała dziewczynka, którą tam widzieliśmy bez wątpienia była jego siostrzyczką, którą zabrała ze sobą jego matka, gdy go opuściła. Ta kobieta była jego matką. Były tam przez całą uroczystość i Zayn to zauważył. 

Ich wina czy nie, mama Zayna i jego siostry zostawiły go całkiem samego z ojcem alkoholikiem. Skrzywdziły go i zniszczyły emocjonalnie. Dopiero co przeszedł śmierć swojego ojca i ostatnią rzeczą jaka mu była potrzebna był psychiczny trud, przez ich spotkanie. Minęło dziesięć lat, odkąd ostatni raz je widział. Dziesięć lat temu Zayn był tylko jedenastoletnim dzieckiem, a ona odwróciła się do niego plecami.
A teraz Zayn jest dobrze wszystkim znanym przestępcą i bałam się wiedzieć co stałoby się, gdyby spróbowali ponownie się zjednać.

wtorek, 24 grudnia 2013

Chapter 37: Comfort

-Jakiś problem?- Zayn syknął, stając przede mną, by dostać się do chłopaka. Chwyciłam go za ramię i starałam się pociągnąć go w tył.
-Ej, ej. Spokojnie.- mówiłam mu do ucha uspokajające słowa, ale odepchnął mnie do tyłu, tak że na kogoś wleciałam. 
-Chcesz mi wytłumaczyć co ja, kurwa, dopiero widziałem, stary?- warknął na biednego chłopaka, a ten cofnął się w tył i wyraźnie było widać, że się trząsł.
-Przepraszam. Nie wiedziałem. 
-Zayn!- krzyknęłam na niego, wkurzona za to, że był w stosunku do mnie taki brutalny. Obrócił się na dźwięk mojego głosu i skinął na kogoś za mną. Momentalnie para rąk zacisnęła się na moim torsie ograniczając moje ruchy.
-Chodźmy.- Louis odezwał się do dwóch dziewczyn, z którymi tańczyłam.
-Lou, to nie jest w porządku. On tylko-

-Powiedziałem, chodźmy!- przerwał Eleanor, wywlekając mnie z klubu, kopiąc i drąc się. Danielle i Eleanor szły za nami w ciszy. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam zanim wyciągnięto mnie z klubu był Zayn i Harry idący za Niallem i Liamem, którzy wyciągali chłopaka z budynku. 
-Puść mnie!- szamotałam się z Louisem. Szybko mnie uwolnił i skinął w stronę jednego z Range Roverów. 
-Jedziemy stad.- poinformował nas. Danielle wgramoliła się do samochodu, a Eleanor zatrzymała się na sekundę, ale posłał jej spojrzenie, które spowodowało, że nawet ja zaczęłam kwestionować kłócenie się z nim. Tak więc Eleanor dołączyła do Danielle. Próbowałam go wyminąć, ale popchnął mnie w tył.
-Właź do tego cholernego samochodu, Hannah.- zarządził, gdy pojawił się jego gniewny temperament.
-Jeśli myślisz, że rzeczywiście cię posłucham, to mam dla ciebie niespodziankę.- odsyknęłam. Nie dałam mu nawet szansy na odpowiedź, gdy mu się wymknęłam i pobiegłam naokoło niego. Zobaczyłam jego rękę wyciągniętą, by mnie złapać, więc byłam w stanie jej uniknąć i dostać się do klubu. Rozglądając się dokoła, nigdzie nie mogłam znaleźć Zayna. Przepychałam się pomiędzy rozgrzanymi, spoconymi ciałami i wybiegłam tylnym wyjściem w alejkę.
-Nie obchodzi mnie, że kurwa, nie wiedziałeś! UDERZENIE -Dotykałeś ją!- usłyszałam krzyk Zayna. Skrzywiłam się na całkowitą wściekłość i mrok w jego głosie. Niemal natychmiast ruszyłam w stronę ich ciemnych postur.
-P-proszę.- zabłagał słaby głos. Słyszałam ponury śmiech Zayna i jego przyjaciół, zanim w uliczce zabrzmiał głośny łomot, a zaraz po nim odgłos łamanych kości i krzyku z bólu.
Gdy podeszłam bliżej, zobaczyłam tą scenę aż za wyraźnie. Harry, Liam, Niall i Zayn stali przed zmiętą postacią leżącą na ziemi.
-Dosyć!- warknęłam odważnie, gdy wślizgnęłam się pomiędzy ofiarę na ziemi, a niebezpiecznego faceta, stojącego przede mną.
-Jezu Chryste.- Liam przeklął pod nosem, gdy czwórka chłopaków zorientowała się kto wkroczył.
-Kochanie, nie mam na to cholernego humoru. Gdzie jest, kurwa, Louis?- krzyknął na mnie, odciągając brutalnie mnie z dala od chłopaka leżącego na ziemi i uderzył mną o ceglaną ścianę naprzeciwko. Skrzywiłam się na ból w dole pleców przez siłę zderzenia.  

-Najwidoczniej zapominasz z kim masz do czynienia, Zayn. Naprawdę myślałeś, że Louis sobie ze mną poradzi? Proszę cię, nawet ja myślałam, że jesteś mądrzejszy.- zaszydziłam srogo. 
-Dam ci nauczkę.- ostrzegł mnie powolnie, jego dłoń weszła w kontakt w moją szyją, i spoczęła tam niezbyt mocno.
-Co zrobisz, twardzielu?- zakpiłam z niego. -Pobijesz mnie?
Czułam, że jego palce zacieśniają lekko uścisk, a jego wyraz twarzy sprawiał wrażenie jakby rozmyślał moją sugestię.
-Widzimy się w domu.- to była zdecydowanie bardziej groźba niż jakakolwiek forma romantycznej obietnicy czy zwykłego gestu. Jego głos był napięty i wściekły i nawet pomyślałam, że może najlepiej było się wycofać. A wtedy moje oczy powędrowały do zmasakrowanego chłopaka, który leżał na ziemi, w swojej krwi i stwierdziłam, że poddanie się byłoby godne tchórza.
Próbowałam go kopnąć, ale Zayn łatwo przytrzymywał mnie przy ścianie, gdy odwrócił się do swojego przyjaciela.
-Niall, zajmij się nią. Rób co chcesz, byle by ją tylko zabrać do mnie i rozliczę się z nią, gdy skończę już to tutaj. Tylko nie uszkodź jej zbyt mocno, dobra?- Zayn praktycznie cisnął moim ciałem w stronę Irlandczyka i obserwował szamotaninę naszej dwójki. 

Na próżno z nim walczyłam, gdy bez wysiłku mnie podniósł i wyniósł z alejki, z powrotem na ulicę. Louis czekał na zewnątrz Range Rovera i gniewnym wyrazem twarzy. Opierał się o samochód z rękoma założonymi na piersi.
Słyszałam mamrotanie o mnie jakiś obraźliwych i uwłaczających rzeczy, gdy otworzył tylne drzwiczki, przez które niemal zostałam wrzucona prosto na biedną Danielle. Gdy tylko Niall i Louis byli już w środku, samochód pokierował się do końca ulicy, w stronę mieszkania Zayna.

-Pójdziecie wszyscy do piekła. To co się tam dzieje nie jest w porządku.- starałam się pochylić by odezwać się do Nialla i Louisego, ale to było dość trudne z Danielle siedzącą na środkowym siedzeniu.
-Jakby nas to obchodziło.- Niall parsknął. 

-Jesteście bandą bezdusznych draniów. Cała wasza piątka. 
-Louis, nie sądzę, że postępujemy właściwie.- Eleanor powiedziała cicho, pochylając się do przodu tak jak ja, by przytrzymać rozmowę. 
-Przysięgam na Boga, El, jeśli w tej chwili nie zamkniesz jadaczki, to zaraz postawię cię do pionu. Zatrzymam się na poboczu i rozprawię się z tobą na oczach tej trójki.- głośność jego głosu wzrosła, gdy na nią warknął. Jego srogie spojrzenie utkwione było w niej przez lusterko, by upewnić się, że zrozumiała przekaz.
-Ale-
-Jeśli wiesz co dla ciebie najlepsze, to się kurwa zamknij. 

Reszta drogi minęła w ciszy. Wiedziałam, że gdy dotrzemy już do mieszkania Zayna, nie będzie szansy, żebym wymsknęłam się Niallowi i jakimś cudem wróciła do klubu, ale to nie powstrzymało mnie przed próbowaniem. 
To znaczy, muszę przecież podtrzymywać swoją reputację.
Niall szorstko wytargał mnie z samochodu i gdy tylko byliśmy już na zewnątrz, Louis odjechał do mieszkania Liama, żeby odwieść Danielle. 
Walkę czas zacząć.  
Chyba uderzyłam Nialla gdzieś w twarz... chociaż i tak powinien spodziewać się czegoś gorszego. Nie jest tak łatwo sobie ze mną poradzić. Nie zważając na to i tak udało mu się dotrzeć do mieszkania Zayna i dosłownie rzucić mnie na podłogę i wyjść.
Nawet nie próbowałam stąd uciekać. Winda była zablokowana, a wyjście przeciw pożarowe zaplombowane. 

Wydostanie się stąd było niemożliwe.
Zamiast tego, skupiłam moją energię na byciu złą na Zayna. Zobaczymy jaki potężny i nieustraszony będzie ten skurwiel, gdy wróci do domu by się ze mną zmierzyć. Zmasakrowałabym mu mieszkanie jeśli nie wiedziałabym, że i tak potem ja to będę musiała sprzątać.
Niedługo po tym wrócił mój 'bandyta'. Słyszałam dźwięk otwieranych drzwi windy z sypialni, gdzie się przebierałam. Szybko wsunęłam na siebie koszulkę i naładowałam się psychicznie, w pełni przygotowana werbalnie (i w jakimś stopniu fizycznie) na atak.
Weszłam do salonu, ale go tam nie było. Zobaczyłam klucze na stoliku i jego skórzaną kurtkę leżącą na kanapie, tak jakby zostawiał krótką ścieżkę, za którą miałam powędrować za nim do kuchni.
Więc poszłam jej śladami, tylko po to by znaleźć tego dupka biorącego łyka piwa. Stał plecami do mnie, ale wiedziałam, że słyszał jak weszłam, bo mięśnie na jego plecach się napięły. 

-Odłóż to przeklęte piwo.- oburzyłam się, krzyżując ramiona na piersi. Zayn mnie nie posłuchał, tylko zamiast tego po prostu obrócił się w moją stronę.
Niemal od razu wiedziałam, że coś jest nie tak.
Jego oczy były zaczerwienione, a jego źrenice ukazywały smutek i samotność i to łamało mi serce. Miał zmarszczone w zmartwieniu brwi, a całe jego ciało się trzęsło.
-Co się stało?- powiedziałam na wydechu, tym razem o wiele mniej szorstko. Potrząsnął głową i wziął kolejnego łyka piwa.
-Zayn- szepnęłam, podchodząc do niego, żebym mogła złapać w rękę jego trunek i go od niego oderwać. -Co się stało?- powtórzyłam.
Szybko owinął wokół mnie ramiona i trzymał mnie ciasno przy swojej piersi. Oparłam głowę o jego klatę, a on zanurzył twarz w moich włosach. Czułam jego pierś podnoszącą się i opadającą, gdy wdychał mój zapach.
-Straciłem moją szansę.- wyszeptał chrapliwie. Jego głos brzmiał na załamany i smutny bardziej niż kiedykolwiek miałam okazję słyszeć.
-O czym ty gadasz?- poganiałam, naśladując jego zachowanie i owinęłam ręce wokół jego długiego torsu.
-Straciłem moją szansę i już nigdy tego nie naprawię.- jego druga wypowiedź dała mi nie więcej informacji niż ta pierwsza.
Kreśliłam kółka na jego plecach w nadziei, że go pocieszy. Pamiętam, że moja mama robiła to kiedyś gdy byłam smutna, i jakkolwiek głupio to brzmi to jednak pomagało.
-Nigdy mnie nie zostawisz, prawda?- zapytał po kilku minutach ciszy.

Umilkłam.
Nie mogłam mu tego obiecać. Nie mogłam obiecać mu tego, że pewnego dnia nie będę miała dosyć takiego życia, że nie będę w stanie tego znieść. Nie mogłam obiecać mu, że nie doprowadzi mnie na skraj.
-Kocham cię.- odpowiedziałam, wypowiadając te słowa po raz pierwszy. 
Wciąż byłam na niego zła, nawet bardzo, ale nasze problemy znów muszą być zignorowane i zamiecione pod dywan. Widząc Zayna w takim stanie sprawiało, że natychmiast widziałam, że coś jest nie tak. Nigdy się tak nie zachowywał.
Byłam przyzwyczajona do kłótni, do walki z nim. Nie byłam przygotowana by sobie z tym poradzić.  Byłam do bani w pocieszaniu ludzi.

-Chcesz powiedzieć mi o co chodzi?- namawiałam go delikatnie, moje ręce nie puszczały jego pleców, by dać mu znać, że tu dla niego jestem.
-J-ja też ciebie kocham.- wyjąkał nerwowo.

-Zayn... - zabłagałam. Nie mogłam mu pomóc jeśli nie wiedziałam co się działo.  
-Kochanie, nie wiem co robić.- zaczął. Pozostałam cicho, nie chcąc naciskać bardziej niż do tej pory to zrobiłam. 
-Nigdy nie miałem z nim za dobrych relacji, ale to nie znaczy, że nigdy tego nie chciałem. Kocham go. Zmarszczyłam brwi na to jego tajemnicze wyjaśnienie, ale czekałam aż dokończy, zanim otworzyłam usta.
-Ale jest już za późno żeby cokolwiek zmienić. 

Zayn miał swój sposób na płakanie bez rzeczywistego płakania. Lekko się trząsł, ale nie wydawał z siebie żadnego dźwięku ani nie uronił ani łzy. To po prostu nie było w jego stylu. Dziwnym uczuciem było trzymać go w ramionach, zamiast w jakiś inny sposób... ale Zayn mnie potrzebował, ja jestem jego dziewczyną, musiałam przy nim być. To moja robota.
-Dostałem przed chwilą telefon.- kontynuował. 
-Mój tata nie żyje.

niedziela, 15 grudnia 2013

Chapter 36: Clubbing

Stałam przez chwilę przed lustrem, przeglądając się w nim. Miałam na sobie obcisłą sukienkę, która kończyła się około osiem centymetrów przed kolanami. Zaokrąglała mój tyłek i piersi, sprawiając, że moje sylwetka przybrała kształt klepsydry. By nadrobić długość sukienki, jej kołnierzyk był z wycięciem, które odsłaniało dekolt.
Próbowałam zakręcić sobie włosy, ale nawaliłam i skończyło się na tym, że związałam je w luźną kitkę. Starałam się też zrobić smoky eyes, ale też mi się nie udało. Skończyło się na tym, że nałożyłam dobrą warstwę podkładu, błyszczyk, eyeliner i tusz do rzęs. 
Gdy Zayn już ochłonął, wrócił po chwili do kuchni, by mnie tam znaleźć. 
-Wychodzimy z chłopakami żeby świętować wczorajsze zwycięstwo.- wymamrotał, opierając się o framugę drzwi, gdy obserwował jak sprzątam.
-Podwójnie zanotowane. 

-Okej, nie długo wychodzimy.
-Okej.
-Zamierzasz się przebrać... czy sam to będę musiał to zrobić?- wszedł do kuchni, uśmiechając się do mnie, a ja wyłapałam jego piękne, piwne oczy. 
-O co ci chodzi? 
-No... idziesz z nami, nie? 
-Nie wiedziałam, że mogę.
-Możesz. Eleanor i Danielle też idą, jeśli ci to pomoże.- drapał się nerwowo po karku, jakbym miała odmówić mu na jego niezręczne zaproszenie.  
-No dobrze. Co mam ubrać?- odepchnęłam się od blatu by przejść obok niego i wejść w korytarz.
-Jakiś strój na imprezę, ale bez zbytnego odsłaniania ciała. Nie potrzebny mi widok obczajających się chłopaków. 

Stąd sukienka, która sięgała mi tuż przed kolano. Przerzuciłam włosy przez ramię, by zakryć blednący znak, który zostawił mi Zayn jako ostrzeżenie dla innych chłopaków. Wciąż uważałam to za zawstydzające, że muszę być oznaczona jak jakiś pies, ale poddałam się w tej bitwie i trzymałam usta zamknięte.
-Gotowa?- zawołał Zayn. Wybiegłam z sypialni, chwytając w rękę szpilki i natknęłam się na niego w drzwiach. Obserwowałam jak jego oczy skanują mój strój, ale westchnęłam z ulgą, że nic nie powiedział.
-To dobrze, reszta już tu jest.- wymamrotał, popychając mnie w stronę drzwi. Powędrowaliśmy na dół do lobby, ręka w rękę, ale w ciszy. Wyprowadził mnie na ulicę, gdzie czekały na nas dwa Range Rovery z przyciemnionymi szybami.  
Latałam pomiędzy nimi wzrokiem tam i z powrotem, nie pewna, do którego mam wsiąść.
-Ten.- wskazał na Range Rovera z tyłu. Przytaknęłam i poszłam w jego kierunku. Jak prawdziwy gentelmen, Zayn przytrzymał dla mnie drzwi i pomógł mi pokonać odległość pomiędzy samochodem a chodnikiem. 
Wślizgnęłam się na tylne siedzenie, gdzie Zayn usiadł obok mnie. 
Na siedzeniu kierowcy był Liam, a na siedzeniu pasażera była Danielle.

-Zayn, chcesz usiąść z przodu? Możemy się zamienić.- Danielle zapytała delikatnie, obracając się na siedzeniu by na nas spojrzeć.
-Dzięki za troskę, skarbie, ale nie.
-Zgaduję, że reszta jest w drugim samochodzie?- pomyślałam na głos.
-Ta, Niall, Harry, Louis i Eleanor. Stwierdziliśmy, że tak będzie najlepiej.- Liam odpowiedział, gdy Zayn nie zrobił tego wystarczająco szybko. 
-Liam nie sądził, że Danielle czułaby się dobrze z Harrym w jednym samochodzie. A ja nie czuję się dobrze z wizją ciebie i Harrego w jednym samochodzie z zupełnie innego powodu.- Zayn mnie oświecił, szepcząc mi do ucha, by utrzymać naszą rozmowę z dala od pary z przodu.
Gdy dotarliśmy do klubu, Zayn upewniał się by przez cały czas mnie trzymać. Ale to dobrze, byłam trochę zbyt onieśmielona przez tą atmosferę by iść sama. Poszliśmy grupą na tyły, gdzie była sekcja dla VIPów.
-Idę zamówić drinki, jakieś specjalne życzenia?- Harry zawołał do wszystkich, gdy już usiedliśmy.

-Żurawinową wódkę, poproszę.- Eleanor mruknęła cicho, nie wyłapując wzroku Harrego.
-Wiesz co zazwyczaj zamawiam a Danielle chce Spritzera.- poinformował go Liam.
-Wodę.- poprosiłam chłodno. Starałam się nie brzmieć zbyt suczowato, ale fakt, że wciąż nienawidziłam Harrego był przeważający.
-Naprawdę? 
-Ty tak na serio?
-Zayn zmusza cię do picia wody?
-Nie możesz pić?
Gdy tylko te słowo wyszło z moich ust, wszyscy się obrócili i zaczęli nabijać się z mojego wyboru. Jeszcze bardziej przysunęłam się do Zayna i posłałam im piorunujące spojrzenie.
-Och, zamknijcie się. To mój wybór- nie chcę alkoholu to go nie piję.- skrzyżowałam ramiona na piersi, pewna tego co chcę zamówić, ale nie wyglądało na to, żeby ktoś zauważył.

-Och, no weź!
-Tylko spróbuj!
-Słabeusz... 

-Powiedziała, że nie chce, to nie. Koniec tematu.- Zayn warknął, na dobre kończąc rozmowę. Pocałowałam go z wdzięcznością w policzek i uśmiechnęłam się zwycięsko do Eleanor.
-Cholerni Amerykanie...- zaczęła się droczyć, a ja łobuzersko wytknęłam w jej stronę język.

Zadziwiająco w ten wieczór nasza ósemka dogadywała się idealnie. Śmialiśmy się, opowiadaliśmy kawały i dzieliśmy się historiami. Nikt nie przesadzał z piciem i nie było już pomiędzy nami napięcia, które było przedtem. 
W okolicach północy Danielle próbowała nauczyć Eleanor i mnie jak tańczyć dougie. Zaliczyłyśmy epicką porażkę, a nasi chłopcy obserwowali nas z rozbawieniem. Nawet Niall i Harry się rozchmurzyli.
-Jesteście nie możliwe!- Danielle się poddała, chichocząc gdy przestała poruszać ciałem do rytmu.

-To nie moja wina, że jesteśmy niedorozwinięte. Nie potrafimy ruszać biodrami tak jak ty.- Eleanor jęknęła, kładąc sobie dłoń na biodrze.
-No! Nie wszystkie możemy być profesjonalnymi tancerkami.- dodałam, przedrzeźniając pozycję Eleanor.
-Najwyraźniej.- Louis się z nas zaśmiał i migotały mu oczy. Eleanor się pochyliła i zdzieliła go po ramieniu.

-Zatańczymy?- Danielle zapytała Liama z nadzieją, zupełnie ignorując marudzenie Eleanor. Liam potrząsnął głową.
-Sorry, skarbie. Ja nie tańcze.
-Nawet ze mną?- zatrzepotała jej długimi rzęsami i pochyliła się w stronę jego twarzy, odsłaniając trochę dekoltu. Obserwowałam jak jego wzrok wędruje na jej klatkę piersiową, zanim się wytrzeszczył i wrócił z powrotem na jej twarz. 
-N-nie.- przełknął - dlaczego nie zapytasz dziewczyn? Tchórz. Robiąc wszystko, by tylko odwrócić od niego uwagę, Danielle obróciła się do Eleanor i mnie z oczami pełnymi nadziei. 
-O nie.- jęknęłam.
-Dani, czy ty nie widziałaś, że się do tego nie nadajemy?- Eleanor zaczęła narzekać. Danielle zaśmiała się cicho, bez wątpienia wspominając ten ośmieszający moment z przed pięciu minut.

-No weźcie. Będzie fajnie!- zabłagała. Westchnęłam i wzruszyłam ramionami.
-Mogę?- Eleanor zwróciła się do Lou.

-Nie widzę przeszkód.- podniósł swojego drinka do ust i wziął łyka, obserwując swoją dziewczynę znad rantu szklanki.
-Więc?- obróciłam się do Zayna, który spojrzał na mnie z niespokojnym wzrokiem.

-Bądź ostrożna.- wyszeptał. Pochyliłam się by musnąć ustami jego policzek, ale przyciągnął mnie i zostawił mi na ustach mokry pocałunek. Odepchnęłam się i wytarłam usta drugą stroną dłoni. 
Gdy dziewczyny i ja wyszłyśmy ze strefy dla VIPów, Zayn klepnął mnie w tyłek w dezaprobacie na moją reakcję po pocałunku. Zdecydowałam się to zignorować, stwierdzając, że klub to najmniej odpowiednie miejsce na zaczynanie z nim kłótni.
Pokonałyśmy drogę na środek parkietu. Gdy Danielle zaczęła rozluźniać się do rytmu muzyki, Eleanor zaczęła skakać w kółko, dobrze się bawiąc, a jednocześnie uroczo wyglądając. Próbowałam naśladować sposób w jaki ciało Danielle poruszało się bez zbytniego wysiłku, ale czułam się niezręcznie.

Mijała piosenka za piosenką. Czasami moje oczy wędrowały do chłopaków, gdzie wyłapywałam trzy intensywne spojrzenia. Nawet gdy jesteśmy z dala od nich, oni tak naprawdę nigdy nie przestają nas pilnować, co nie? 
W końcu dałam się porwać muzyce. Uśmiechnęłam się do dziewczyn i dałam rozluźnić się moim mięśniom. 
Para rąk oplotła moją talię, a mój uśmiech powiększył się jeszcze bardziej. Gdy spojrzałam w dół na ręce oplatające moje biodra, zamarłam.
Te dłonie nie były tak duże jak Zayna i były o wiele bledsze. Kogokolwiek były, odepchnęłam je od siebie i się obróciłam.
Stał za mną jakiś dzieciak. Wyglądał na rok młodszego ode mnie, jego brązowe włosy ulizane były do tyłu, a jego blada skóra zarumieniona była od gorąca na parkiecie.
-No weź, skarbie.- zagruchał, usiłując jeszcze raz ze mną zatańczyć. Nerwowo obejrzałam się wokół, wyłapując ostrzegawcze spojrzenia Danielle i Eleanor i znów obróciłam się do chłopaka. 
-Nie.- powiedziałam stanowczo.Wyglądał na rozczarowanego i wbił wzrok w podłogę.
-W porządku...
Obserwowałam jego przegrany wyraz twarzy i czułam się winna. Podświadomie strząsnęłam sobie włosy z ramienia i położyłam pocieszająco rękę na jego ramieniu.
-Przykro mi, mam chłopaka.- dodałam miło, z nadzieją, że to sprawi, że poczuje się lepiej i że nie przejmowałam się tylko głupotami. Znów na mnie spojrzał, ale stał się jeszcze bledszy niż był przedtem.

-O cholera...- wymamrotał, cofając się ode mnie jakbym była zarażona jakąś plagą.
-Wszystko w porządku?- zapytałam z troską. Zaczął kręcić głową.

-Nie wiedziałem…Tak mi przykro. Proszę, nie mów mu.- zabłagał. Spojrzałam na niego nerwowo...Co się działo?
-Przepraszam?- próbowałam dowiedzieć się o co mu chodzi, robiąc krok w stronę nieznanego chłopaka.
-Twój znak. Należysz do jednego z nich… I wtedy dokładnie wiedziałam, o co mu chodziło. Wiedział o One Direction. Bał się…

-Słuchaj, naprawdę mi przykro jeśli- Nagle mi przerwano, gdy ktoś chwycił mnie siłą i pociągnął w tył.
-Jakiś problem?- Zayn syknął, stając przede mną, by dostać się do chłopaka.

piątek, 22 listopada 2013

Chapter 35: Worried

Dni z Zaynem mijały szybko. Świetnie się bawiliśmy, dotrzymując sobie towarzystwa i spędzając razem czas. Trzeciego dnia podczas pobytu u niego w mieszkaniu, zawiózł mnie na rozmowę o pracę do korporacji finansowej, a dokładnie do firmy inwestycyjnej Jacobs & Johnson. Wciąż nie miałam pojęcia jaką władzę Zayn miał nad tą firmą i naprawdę nie chciałam się tego dowiedzieć.
Rozmowa przebiegła gładko i dzień później Jacobs do mnie zadzwonił i powiedział, że dostałam tę pracę. Starałam się wmówić sobie, że to przez moje dobre nastawienie i ciężką pracę, a nie dlatego, że Johnson i Jacobs widzieli Zayna czekającego na mnie na korytarzu i dało im to do myślenia.
Zaczęłam pracować tam kilka dni później jako stażystka i szczerze to nie mogłam być szczęśliwsza. Wiem, że to brzmi nudnie, ale finanse i inwestycje są rzeczami, w których jestem dobra. Oczywiście, że nie mogłam sama zajmować się sprawami klientów, ale samo bycie w klimacie firmy inwestycyjnej wystarczało by mnie zainteresować.
Płacili mi, nie za dużo, ale przynajmniej miałam teraz swoje własne pieniądze i mogłam przestać naciągać Zayna.

On i tak twierdził, że to nie jest naciąganie skoro mieszkamy razem i jest moim chłopakiem, ale i tak uważałam to za naciągarstwo.
Minęło już kilka tygodni odkąd zaczęłam tam pracować. Pracowałam tylko trzy dni w tygodniu, ale mi to pasowało. Zawsze mogę nadrobić te godziny później. Zayn nie było przez pięć nocy tygodniowo. Wychodził o dwudziestej  i nie wracał przed czwartą czy piątą rano. 
Pierwszej nocy się na niego rozzłościłam, co spowodowało kolejną kłótnię. 
Po tym, tak jakby to zaakceptowałam.
Nie wychodził imprezować ani nic, wychodził by 'pracować', cokolwiek to znaczyło. W końcu nie trudno zgadnąć, skoro wiele razy wracał do domu z ranami i siniakami na twarzy i ciele. 
Następnego dnia gadałam o tym z Danielle i Eleanor i doniosły mi, że Liam i Louis wracają do domów w tym samym stanie. 
Więc tak to zostawiłyśmy. Żadna z nas nie chciała zagłębiać się w szczegóły.
-Znów wychodzisz?- zapytałam Zayna, leżąc na kanapie przeglądając gazetę. Spojrzał na mnie, gdy przechodził przez salon i zarzucił na siebie skórzaną kurtkę.

-Ta, nie czekaj na mnie.
-Wiesz, że i tak będę.
Zatrzymał się we framudze drzwi, zanim się do mnie cofnął i kucnął przede mną, tak, że nasze oczy były na tym samym poziomie. 
-Kochanie, potrafię się sobą zająć, gdy wracam do domu. Nie chcę żebyś przeze mnie nie spała.- wymamrotał delikatnie.
-Wiem, ale i tak się nie wyśpię, więc równie dobrze mogę na ciebie czekać.- wzruszyłam ramionami.
Gdy Zayna nie ma w domu, wiercę się i przewracam z boku na bok. Nie jestem pewna czy to dlatego, że przyzwyczaiłam się do jego ciała przy moim, czy dlatego, że wiem, że jest gdzieś na zewnątrz, w niebezpieczeństwie.
Tak czy inaczej, nie śpię zbyt dużo.
-Hannah.- odetchnął. Użycie mojego imienia zamiast sentymentalnego przezwiska, które mi nadał zwróciło moją uwagę.
-Hmm?
-Wiem, że te ostatnie pare tygodni były ciężkie, i że zbyt często mnie nie było. Wiem, że cię zamartwiam, że wracam do domu tak jak zawsze i chę żebyś wiedziała, że cię za to przepraszam. Myślę, że to się niedługo skończy, chłopaki i ja prawie skończyliśmy już z pewną pracą. Przemęcz się z tym jeszcze trochę.- poprosił. W odpowiedzi, pochyliłam się i pocałowałam go w nos. 

-Baw się dobrze.
-Spróbuję.- też się uśmiechnął, pochylając się, żeby w pełni mnie pocałować.  Gdy Zayn wyszedł, spędziłam czas na rozmowie przez telefon z moją rodziną. W Ameryce jest 5 godzin w tył, więc było u nich zaledwie południe. Około północy się z nimi pożegnałam i jak zwykle powiedziałam im, że ich kocham i zaczęłam szukać w kuchni czegoś do jedzenia. 
Zamarłam w miejscu gdy tylko usłyszałam głośne walenie do drzwi.
Skąd to dochodziło?
GRZMOT!
Wejście.
Nerwowo skradłam się na palcach z kuchni i zajrzałam do przedsionka, a to co zobaczyłam sprawiło, że rozpadło mi się serce.
Harry i Liam stali przed windą po wyjściu w niej, trzymając ciało. 

Z trudem łapałam powietrze, dając im przy tym znać o mojej obecności i pobiegłam do Zayna.
-Co wy żeście mu zrobili?!- krzyknęłam, gdy mnie wyminęli i zanieśli go do sypialni. Poszłam za nimi.
-Wszystko z nim okej.- Liam zapewnił mnie z uśmiechem. Oboje szczerzyli zęby w uśmiechu.
-Co jest z wami nie tak, do cholery? Zepchnęłam ich sobie z drogi, żebym mogła mieć lepszy widok. Zayn był nieprzytomny, ale to było ostatnie z moich zmartwień. Jego twarz była opuchnięta i nabrzmiała, a jego oczy we fiolecie i czerni. Siniaki wiodły szlak po jego szczęce aż do jego koszulki. Rany i krew rozproszone były po jego pięknej posturze i leżał tak nieruchomo. 
-Oczywiście, że nie jest z nim okej!

-Uspokój się, Hannah. Liam położył mi rękę na ramieniu w pocieszającym geście, ale ją zepchnęłam. 
-Nie mów mi, kurwa, żebym się uspokoiła! Zmyjcie te głupie uśmieszki z twarzy i powiedzcie mi co się, kurwa, stało!- krzyknęłam na nich. Chłopcy wymienili spojrzenia zanim znów się do mnie zwrócili.
-Naprawdę nic mu się- Harry zaczął, ale mu przerwałam.  
-Nie mówię do ciebie. Liam- zwróciłam się do drugiego chłopaka -mów co się stało. Oboje przewrócili na mnie oczami, ale byłam zdeterminowana żeby już nigdy nie odzywać się do tej kręconowłosej pizdy. 
-Jest tylko lekko poobijany. To nic takiego. Wygląda gorzej niż tak naprawdę jest- żadnych złamanych kości ani skręceń, więc wyluzuj. Jedynym powodem, dla którego jest nie przytomny, to dlatego, że jest pijany.- Liam wzruszył ramionami, desperacko starając się zetrzeć ten uśmieszek z jego twarzy.
-Powiedz. Mi. Co. Się. Stało.- zarządziłam przez zaciśnięte zęby.

-Jezu, ona nawet nie wie jak się do nas odzywać- Liam zwrócił się do Harrego.
-Zero szacunku.- zgodził się.

-Spójrz, Hannah. Nie mogę powiedzieć ci co się stało, w porządku? Coś wymknęło się spod kontroli, ale wyszliśmy z tego zwycięsko i zdecydowaliśmy się na świętowanie, więc Zayn się nachlał. To wszystko. A teraz, jeśli będziesz tak miła, będziemy się już zbierać. Liam wypchnął Harrego z pokoju, zostawiając mnie z jakby martwym chłopakiem, o którego wydawali się w ogóle nie przejmować.
Usiadłam obok niego i moje palce wędrowały po jego poranionej twarzy. Wydawał się odczuwać mój chłodny dotyk, nawet przez sen i na jego twarzy pojawił się uśmiech. 
Bolało mnie to, ale oderwałam od niego rękę i weszłam do łazienki przylegającej do pokoju po apteczkę i potrzebne rzeczy. Gdy spał tak spokojnie, oczyściłam jego twarz z krwi. Ostrożnie rozebrałam go ze spodni i koszulki.
Jego ciało nie było posiniaczone tak bardzo jak myślałam że będzie, ale i tak musiałam go trochę oczyścić. Gdy już skończyłam, otuliłam go kołdrą i skuliłam się obok niego. 

-To koniec. Wygraliśmy. To już koniec.- wymamrotał, gdy wtuliłam się w jego ciało. Spojrzałam na niego, by zobaczyć czy jest przytomny, ale jego oczy wciąż były zamknięte.
Gdy się obudziłam była jedenasta rano, następnego dnia. Zayn wciąż spał obok mnie, jego ręka opiekuńczo owinięta wokół mnie jak zazwyczaj. Nie wyglądał tak źle w świetle dziennym, jak wyglądał w ciemności. Chyba to cienie sprawiały, że jego siniaki wyglądały na większe, a rany na głębsze.

Ostrożnie odepchnęłam się od niego i dowlokłam się do kuchni w mojej piżamie, którą była para majtek i jedna z koszulek Zayna. Co zrobić komuś kto ma kaca?
Nastawiłam wodę na herbatę, wiedząc, że Zayn będzie potrzebował jej gdy się obudzi. Położyłam dwie tabletki i szklankę wody na ból, który będzie czuł przez jego rany, ale też ból głowy przez kaca.
Gdy czekałam na tosty (proste, pomyślałam, że jedzenie bez zapachu jest świetne dla osób z kacem) stwierdziłam, że włączę muzykę, ale gdy tylko sięgnęłam w stronę radia, oderwałam od niego rękę, wiedząc, że budzenie Zayna na kacu okropnym rapem jest raczej głupim pomysłem.
Tosty były gotowe po chwili, więc posmarowałam je masłem i postawiłam talerz na blacie. Zrobiłam herbatę i postawiłam obok. 

Mogłam usłyszeć szuranie stopami w głębi korytarza. Wstał. 
-Dzień dobry.- przywitałam go po cichu, moje oczy wędrowały po jego prawie nagim ciele, oceniając szkody. No, zdecydowanie nie aż tak źle jak to wyglądało w nocy. 
-Dobry.- odpowiedział. Zatrzymał się przy blacie i wpatrywał się w przygotowany posiłek.
-To dla mnie?
-Tak.- przytaknęłam głową i pochyliłam się nad blatem stojąc naprzeciwko niego, gdy usiadł i z niepewnością przyglądał się jedzeniu.
-To nie jest zatrute, nie?- wziął do ręki kawałek tosta.
-O czym ty do cholery gadasz?
-Nigdy dla mnie nie gotujesz. Zrobiłem coś, że chcesz mnie zabić?- wziął niepewnie gryza tosta i powolnie go przeżuł. Idąc tym śladem, następny był nadzwyczaj ostrożny łyk herbaty.

-Starałam się być dla ciebie miła.- wzruszyłam ramionami, stojąc wyprostowana -nawet jeśli na to nie zasługujesz.- dodałam po zastanowieniu.
-Dlaczego starasz się być dla mnie miła?- zmrużył oczy.
-Bo wyglądasz jakbyś tego potrzebował plus masz kaca. Spojrzał w dół na jego ciało i patrzał oczekująco na siniaki.
-Nie wyglądam aż tak źle, co nie?- pomyślał na głos.
-Czekaj, czemu niby na to nie zasługuje?- zapytał, łącząc brwi w jedną całość. Westchnęłam i pchnęłam szklankę wody i tabletki w jego stronę. Wziął je, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

-Bo Liam i Harry musieli przyprowadzić cię do domu.
-I co?- odparł jakby jakby to nie było nic wielkiego. 

-I to, że nie chcę być w pobliżu Harrego, a ty byłeś nieprzytomny, pijany i pobity. Dostałam przez ciebie pieprzonego zawału serca. Myślałam, że stało ci się coś strasznego!
-Nic się nie stało, wszystko ze mną okej. Louis był wstawiony, więc Niall zaprowadził go z powrotem do Eleanor. Więc by się mną zająć zostali tylko Harry i Liam, to wszystko. To moje mieszkanie, Harry to mój kumpel, więc będzie tu często, więc się do cholery lepiej do tego przyzwyczaj.- wymamrotał zrzędliwym tonem. 
-Nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
-Nieważne.
-A co z byciem pijanym i wyglądaniem jak wczoraj, co? To też dla ciebie nic wielkiego?- wskazałam na jego opuchnięty policzek by podkreślić moją rację. Wzdrygnął się, jakby czuł pulsujący ból.
-Wdałem się tylko w szarpaninę. Jeśli sądzisz, że ja wyglądam źle, to powinnaś zobaczyć innych.- Zayn zaśmiał się do siebie, kręcąc głową na wspomnienie. 

-Nie jestem aż tak pokrzywdzony na jakiego wyglądam. Ta stresująca rzecz, o której ci wczoraj powiedziałem, że 'praca', która pochłania mój czas skończy się gdy zajmę się tym gościem z wczoraj. Stwierdziliśmy z chłopakami, że trzeba to uczcić paroma drinkami. Pozwij mnie za to.
-Myślałam, że byłeś… myślałam, że się już nie obudzisz. Myślałam, ze Harry i Liam przynieśli mi twoje ciało do opłakiwania!
-Nie dramatyzuj. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.- warknął i bez słowa wypadł z pokoju jak burza.



                                                                              ♡♡♡♡DZIĘKUJĘ♡♡♡♡
                                                      

wtorek, 5 listopada 2013

Chapter 34: Stick to Your Guns

Lunch minął szybko. Ku mojemu zaskoczeniu, przez czas rozmowa płynęła nam gładko. Zayn świetnie się bawił, śmiejąc się z tego co mówili inni. Wiem, że niesamowitą radość sprawi mi przypomnienie mu, że gdybym nie zmusiła go do pozwolenia mi gadania z resztą chłopaków, ten lunch w ogóle nie miałby miejsca. Najwyraźniej Liam i Louis podążali jego śladami, bo Eleanor i Danielle też mogły przyłączyć się do rozmowy.
Oklaski dla Hany.
Kiedy lunch dobiegł końca, Eleanor odmówiła jakiejkolwiek  pomocy w kuchni, szepcząc, że Louis zawsze jej pomaga, gdy już wszyscy wyjdą.
Danielle i ja wymieniłyśmy się numerami telefonów, żebyśmy mogły ze sobą pisać. Obiecałam też dziewczynom, że nie długo zaproszę je do naszego mieszkania... a raczej mieszkania Zayna.
Albo powinnam nazwać je naszym mieszkaniem? To znaczy... ja też tam teraz mieszkam. W sumie to czułam się tam jak w domu.
-Chciałabym umieć gotować tak jak Eleanor i Danielle.- westchnęłam, opierając głowę na ramieniu Zayna, który prowadził.
-A ja nie, kochanie. To jest to, co w tobie kocham. Jesteś inna i nie taka jak one. W moim świecie, kobiety zostają w domach, gotują, zajmują się swoimi mężczyznami i słuchają się ich rozkazów. To jest to, co robią kobiety związane z członkami gangu. Ale nie Hannah. Nie moja Hannah. Moja Hannah jest inna. Nie radzi sobie w kuchni i się tym nie przejmuje. Walczy ze mną nawet jeśli wie w co się pakuje. Wie jak radzić sobie z moim gniewem i karami.- zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami.
-Jesteś bardzo niestereotypowa.- potrząsnął głową.
-A ty nie jesteś taki straszny jak ci się wydaje.
-Oh tak? Poczekaj tylko kiedy znów mnie wkurzysz, kochanie. Pokażę ci rzecz lub dwie o byciu strasznym. Uniósł brew, gdy na mnie spojrzał.
-Więc tak to teraz będzie wyglądało? Kłótnie zamieniają się w przemoc, a po tym po prostu będziemy wracali do normalności? Nie będziemy nawet niczego rozwiązywać?- wyszeptałam, mając nadzieję, że nie usłyszy. Usłyszał.
-Tak, tak będzie. To jest to, co robimy, kochanie. Oczywiście, że mamy nasze problemy- lubisz zgrywać bohatera, buntownika, a ja może i mam problemy z gniewem- ale pod koniec dnia, nasze kłótnie to tylko kłótnie. Nie zmieniają tego, co do siebie czujemy.- wzruszył ramionami, odrywając ode mnie wzrok.
Zayn nie jest wylewny w uczuciach, więc to, co powiedział mi pasowało. Przynajmniej teraz. 
Kiedy wysiedliśmy z jego samochodu, Zayn zaskoczył mnie, przyciągając do pocałunku. Chwycił tył mojej głowy i pochylił się, by być na moim poziomie. Zbijając mnie z tropu, co dało mu możliwość dominowania, przejął nad nimi kontrolę i przypasował moje usta do swoich. Jego język badał zawartość moich ust, a ja chwyciłam garść jego idealnych włosów.
Oderwaliśmy się od siebie, uśmiechając się lekko zdyszani. Żadne z nas się nie odezwało, gdy kierowaliśmy się na górę.
Później, tego wieczora Zayn znalazł mnie, gdy starałam się wtaszczyć rzeczy, które Niall i Liam przynieśli z mojego starego mieszkania.
-Co robisz?- zapytał, odpierając się o framugę drzwi.
-Pływam. A na co ci to, kurwa, wygląda? Staram się rozpakować te wszystkie pierdoły.- odwarknęłam, chrząkając po tym jak naprawdę ciężko starałam się podnieść karton z ubraniami, ale nie chciał się ruszyć. Jak na biedną dziewczynę, zdecydowanie miałam dużo rzeczy.
-Kochanie, daj mi to zrobić.- zaśmiał się, spychając mnie sobie z drogi.
-Nie. Dam radę.
-Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.- ostrzegł, starając się oderwać mi ręce od kartonu.
-Potraktuj mnie jak dziecko jeszcze raz, to wtedy nie o moje zrobienie sobie krzywdy będziesz musiał się martwić.- syknęłam. Podniósł na mnie brwi i zwęził oczy.
-Powiedz tak do mnie jeszcze raz i upewniam cię, że będziesz jedyną osobą, której stanie się krzywda.- zagroził. Przewróciłam oczami, ale puściłam pudełko. Dupek chce targać te wszystkie do pokoju gościnnego i złamać sobie kręgosłup, ależ proszę bardzo.
Szłam za nim korytarzem, ale zamarłam gdy zatrzymał się przed drzwiami jego sypialni. Otworzył, kopiąc w nie jego czarnym butem i wciągnął pudło za nim.
-Czekaj, Zayn! W pokoju gościnnym jest szafa i komoda, mogę zostać tam!- zawołam do niego, wchodząc za nim do pokoju. Zignorował mnie i zaciągnął karton do szafy, wpychając go do środka, żeby potem udać się spacerkiem po następne pudło. 
-ZAYN!- krzyknęłam za nim. Odczekałam chwilę, zanim pojawił się z kolejnym kartonem, który także zaniósł do jego pokoju i umieścił go w swojej komodzie.
-Szafa jest cała twoja, kochanie. Zostawiłem ci też trochę miejsca w komodzie. Wiem jak dużo miejsca potrzebują dziewczyny na ich pierdoły.
-Mogę zostać w pokoju gościnnym.- przypomniałam mu, zastanawiając się dlaczego nie chce mi na to pozwolić.
-Oh tak? A kto tak powiedział?- rzucił mi wyzwanie, podchodząc do mnie. Zrobiłam krok w tył.
-Wolałabym mieć swój własny pokój.- kontynuowałam, zwężając moje spojrzenie na jego zarozumiały uśmieszek.
-A ja wolałbym mieć cię w moim pokoju.
-Nie chcę zostać w twoim pokoju. Czułam się jakbym kłóciła się z upartym dzieckiem. Musiałam mówić powoli i zachowywać spokój. Bądź cierpliwa- przypominałam sobie.
-Taka szkoda, że ci to nie pasuje, kochanie- przekrzywił głowę w bok, testując moją cierpliwość.
-Cholernie szkoda.- skrzyżowałam ręce na piersi i wyprostowałam się, starając się wyglądać na wyższą. Jakby to w ogóle miało zadziałać. Byłam niższa od Zayna o dobre 30 centymetrów.
-Hmm? Jestem pewien, że zdecydowałem już, że zostajesz tutaj. 
-Zayn- odetchnęłam -naprawdę nie czuję się jeszcze komfortowo śpiąc z tobą w jednym łóżku. Nadal rozwiązujemy nasze problemy-
-I nie rozwiążą się szybciej jeśli będziesz odgrodzona ode mnie korytarzem. Koniec kłótni na ten temat.- stwierdził, ścierając ten głupi uśmieszek z jego twarzy.
-Masz rację. Koniec, bo zostaję w pokoju gościnnym. Pośpieszanie naszego życia seksualnego nie pomoże.
-Kochanie, mam sine jaja. Pewnie nie wiesz co to znaczy, więc prosto ci to wyjaśnię- śpisz ze mną. Minął mnie i skierował się do drzwi, zatrzymując się w ich framudze.
-Pokłóć się ze mną o to jeszcze raz i zobaczysz co się stanie. I z tym skierował się korytarzem aż do salonu. 
-Zacznij się rozpakowywać!- zawołał, a ja stałam tam przez chwilę osłupiała. Dobrze wiedziałam, co oznaczają ''sine jaja''. I wiedziałam też, że dzisiejsza noc nie będzie spokojna.
Trzęsąc się, powiesiłam moje ciuchy w pustej szafie, a resztę włożyłam do kilku komód przeznaczonych na moje rzeczy. Ciągle się za siebie obracałam i patrzyłam w stronę drzwi, sprawdzając czy nie ma tam Zayna.
Wysunęłam następną szufladę, ale była już wypełniona, więc już chciałam ją zamknąć, ale coś przyciągnęło moje oko.
Coś czarnego.
Coś świecącego.
Coś metalowego.
Pistolet.
Byłam przerażona. Wiedziałam, że Zayn ma broń. To znaczy... musiał, skoro należał do gangu. Ale zobaczenie jej na oczy to zupełnie coś innego. Trzymał broń w szufladzie na skarpetki jakby to było nic takiego!
A jednak, kurwa, było.
Zatrzasnęłam szufladę i runęłam na podłogę. Przytuliłam kolana do piersi i oparłam się plecami o komodę.
Cholera jasna.
On ma broń.
Dowlekłam się do drzwi zajrzałam w stronę korytarza. Mogłam usłyszeć dźwięki telewizora dochodzące z salonu.
Przygryzłam wargę i zrobiłam coś głupiego. Z powrotem podeszłam do szuflady i wyjęłam pistolet.
Po cichu wycofałam się z sypialni i szłam tyłem przez korytarz, przez cały czas trzymając wzrok  na wejściu do głównej części mieszkania, żeby usłyszeć wyłączanie telewizora i pojawienie się Zayna. 
Trzymałam broń kciukiem i palcem wskazującym, z dala o mojego ciała, tak jakby był skażony. Nie znałam się na pistoletach, ale trzymałam go za uchwyt, wiedząc, że muszę trzymać palce z dala od spustu.
Szybko wemsknęłam się do pokoju gościnnego.
Moje oczy skanowały pokój, by znaleźć miejsce na schowanie tej maszyny do zabijania na potem. Wiedziałam, że Zayn raczej tu nie przyjdzie, ale i tak chciałam dokładnie ją ukryć. Komoda byłaby zbyt oczywista, więc wybrałam miejsce pod materacem.
Zatrzymałam się na chwilę, by upewnić się i posłuchać czy rzeczywiście wciąż był w salonie. Moje ręce chwyciły koniec materaca, z nerwów pociły mi się dłonie od tego całego zajmowania się czarnym, metalowym przedmiotem.
Wepchnęłam broń po materac tak daleko jak tylko mogłam, a potem szybko, ale cicho poszłam z powrotem do pokoju Zayna. Gdy już byłam na 'bezpiecznym lądzie', znów runełam na ziemię koło komody i odchyliłam głowę go tyłu.
Gdyby się dowiedział, że ukryłam jego broń, weźmie ją i mnie zastrzeli.
Nie miałam wątpliwości.
Wyprostowałam się jak na alarm, gdy tylko usłyszałam ciężkie kroki w korytarzu. Spojrzałam w górę, gdy Zayn wszedł do pokoju, z paczką chipsów w ręce.
-Skończyłaś?- zapytał, gdy wpakowywał je sobie do ust. Przytaknęłam, nie do końca odnajdując głos by się odezwać.
-Wszystko dobrze?- zmarszczył brwi, wrzucając do ust kolejnego chipsa.
-Tak, w porządku. Mój głos zabrzmiał na drżący i załamany. Świetnie, Hannah... teraz się domyśli.- pomyślałam. Trzymaj się broni*, nie dawaj mu powodów do podejrzeń. Prawie zaśmiałam się w duchu przez tę ironię: ‘trzymać się broni…’
-Na pewno? Podszedł do mnie bliżej, a ja odepchnęłam się od podłogi, używając kantu komody, by się podnieść.
-Tak. Na pewno.- przewróciłam oczami, starając się pokazać, że wszystko jest w porządku. Ale nie było. W tym domu była broń.
-Jeśli chodzi to to, co powiedziałem wcześniej, to chcę, żebyś wiedziała, że cię nie zgwałcę. Obiecuję.- powiedział delikatnie. Jako ofiarę pokoju, pochylił otwartą część paczki nachosów w moją stronę. Ostrożnie wzięłam jednego i zjadłam.
Biorąc mój gest jako przyjęcie jego przeprosin, Zayn się odwrócił i skierował się do salonu.

*trzymać się broni oznacza trwać w swoich przekonaniach, stawać w obronie swoich racji.
+skoro tak wszyscy chcą wiedzieć haha  blue balls

wtorek, 15 października 2013

Chapter 33: Little Things

-Co się stało?- Zayn spytał, idąc za mną i Liamem do kuchni. Danielle wciąż pocierała twarz Eleanor wilgotną ściereczką, mówiąc jej by robiła wdech i wydech, tak jak do rodzącej kobiety. 
-Ma atak paniki- Louis odpowiedział za mnie, nawet się do nas nie odwracając. Delikatnie odepchnął Danielle, cicho dziękując jej za pomoc. Włożyła ręcznik do zlewu i podeszła do Liama, by stanąć w jego uścisku.
Obserwowaliśmy jak Louis owinął ramiona wokół Eleanor i ciasno ją trzymał. Podniósł ją z blatu i dał jej zwinąć się przy jego piersi jak małe dziecko.

You can’t go to bed,
Without a cup of tea.

And maybe that’s the reason,
That you talk, in your sleep.
And all those conversations are the secrets that I keep,
Though they make no sense to me.
I know you’ve never loved,

The sound of your voice on tape.
You never want,
To know how much you weigh.
You still have to squeeze,
Into your jeans.
But you’re perfect, to me.

Zaczął jej śpiewać, na wprost nas wszystkich. Widziałam, że Liam i Zayn wymienili spojrzenia, ale nikt nic nie powiedział. Danielle obserwowała go ze strachem, jej usta kołysały się do wymyślonego rytmu. Jedyne co mogłam zrobić to stać tam zmieszana.
Co się dzieje?
Czemu Eleanor ma atak paniki?
Louis śpiewa?
Naprawdę jeszcze nigdy nie wiedziałam tej strony Louiego. To znaczy wiem, że kocha Eleanor, ale zawsze myślałam, że to ona dba o niego. Gotuje dla niego. Sprząta też dla niego. Daje mu powód, dla którego warto wracać do domu.
Ale teraz widzę to, że potrzebuje go tak samo tak samo jak on potrzebuje jej. 
-No dalej, kochanie. Wiem, że znasz tekst. Nie przerwę mojego okropnego śpiewania dopóki nie zaśpiewasz ze mną.- nalegał, robiąc krótką przerwę w środku piosenki. Nie wiedziałam o jakim 'okropnym śpiewaniu' mówił, bo jak na członka ulicznego gangu brzmiał jak profesjonalista. 
 
I won’t let these little things,
Slip, out, of my mouth.
But if it’s true,
It’s you,
It’s you,
They add up to.

And I’m in love with you,
And all these little things.

Spojrzałam na Zayna, żeby zobaczyć jego reakcję. Miał zmarszczone w skupieniu brwi, gdy przyglądał się rozwinięciu tej sceny. Chyba nigdy nie widział swojego, zachowującego się tak, kumpla z gangu.

You’ll never love yourself half as much as I love you.
And you’ll never treat yourself right,
Darling,
But I want you to.
If I let you know,
That I’m here,
For you. 

Louis kołysał się w tył i przód ze swoją dziewczyną w ramionach.

Maybe you’ll love yourself,
Like I,
Love you.

Tym razem Eleanor do niego dołączyła. Jej głos nie był tak perfekcyjnie dopasowany, albo tak dobrze skontrolowany jak Louisa, ale ta lekkość i delikatność dawała idealny kontrast.
Jeśli sprawy z gangiem nie wypalą, Louis i Eleanor powinni wydać album jako duet czy coś.
-Już kochanie, już- wyszeptał, uśmiechając się do dziewczyny, która zatopiona była w jego ramieniu. Powoli zostawił ją na blacie, gdzie ją znalazł i pocałował w nos.
-Cóż, ktoś musiał sprawić, żebyś się zamknął- zachichotała. Zaśmiał się razem z nią, widocznie zadowolony, cokolwiek się działo, jest już skończone. I zupełnie jakby nic się nie stało, Louis pocałował ją jeszcze raz, tym razem w usta i obrócił się do wyjścia.
-Pośpiesz się kobieto! Umieram z głodu!- zawołał z uśmiechem w głosie. Zaśmiała się z niego, kręcąc głową i zeskoczyła z blatu. Liam i Zayn rzucili na nią okiem, ale po tym podążyli za swoim kumplem do salonu, bez wątpienia gotowi do zadawania pytań.
Eleanor z powrotem odwróciła się do kuchenki i zaczęła mieszać to coś co było w wielkim garnku.  
-Hej, El?- zawołałam ją, rzucając Danielle przezorne spojrzenie. Obie podeszłyśmy do niej bliżej.
-Hmm?
-Mogłabyś... jest jakaś szansa żebyś powiedziała nam co dopiero się stało?- Danielle zapytała ją nieśmiało. Widziałam, że ramiona Eleanor zesztywniały, a szyja się zaróżowiła. Najwyraźniej była zawstydzona.
-Albo i nie. Nie musisz.- Danielle dodała szybko, spoglądając z poczuciem winy w dół. Nie jest taka jak ja; nie lubi zbyt naciskać na ludzi.
-Nie, jest okej.- Eleanor wymamrotała, obracając się do nas.
-Ja, uh, mam czasami ataki paniki, a Louis mnie uspokaja.- podsumowała szybko.
-Dlaczego?- zapytałam bezwstydnie. Eleanor przez chwilę wyłapała moje spojrzenie, ale zdecydowała się kontynuować.
-Erm, cóż. To dość długa historia.- urwała, a jej wzrok spoczął na blacie.
-W porządku- Danielle starała się ją pocieszyć. 
-Mamy czas- powiedziałam w tym samym czasie. Obie dziewczyny spojrzały na mnie i zachichotały.
-Nie jesteś zbyt nachalna?
-Nic nie powstrzyma Hany.
-Możesz po prostu zacząć?- warknęłam, krzyżując ręce na piersi. Eleanor przytaknęła, biorąc głęboki oddech i oparła się na blacie.
-Cóż, moi rodzice zmarli gdy byłam bardzo młoda, więc umieszczono mnie w domu zastępczym. Moja rodzina zastępcza nie traktowała mnie dobrze. Kiedy miałam szesnaście lat, Louis i Niall obserwowali jak moja przybrana matka wypędziła mnie z domu przy użyciu pasa. Zanim zdołała mnie uderzyć, on już tam był. 
Wspominała, nie wyłapując spojrzenia ani mojego ani Danielle.
-Odepchnął ją ode mnie i zaczął mnie pocieszać. Mój przybrany ojciec wyszedł i zaczął się wydzierać i mi grozić. Louis po prostu mu się odgryzł. Uciekłam, gdy go bił. Nie jestem do końca pewna co się z nimi po tym stało, ale niedługo potem Louis i Niall znaleźli mnie i przyprowadzili do chłopców. Mówcie o nich co chcecie, ale są dobrymi ludźmi. Robią tylko złe rzeczy. Pewnie... pobijali ludzi już wcześniej, ale nie znoszą bezustannego znęcania się. Są dobrymi ludźmi...- zaczęła majstrować przy jednej z bransoletek na jej nadgarstku.
-Liam powiedział, że powinni mi pomóc. Współczuli mi, bo byłam taka młoda. Louis natychmiast się zgodził i zaczął się mną zajmować. Nie byliśmy osobno od tamtego momentu, trzy lata temu. To w sumie dość dziwne, bo Louis jest ode mnie pięć lat starszy. Ten dwudziestoletni chłopak chciał się mną zająć. Szczerze- uśmiechnęła się lekko.
-Reszta chłopców też mi pomogła, ale Louis i ja mieliśmy inną więź. Czasami mam przebłyski mojego dzieciństwa i nie umiem tego powstrzymać, dlatego Louis jest zawsze przy mnie i mi pomaga. On, uh, dla mnie śpiewa... to jedyna rzecz, która działa. To jak, robi te wszystkie małe rzeczy, żeby udowodnić jak bardzo mnie kocha. Może i jest szorstki na zewnątrz, ale w środku dalej jest delikatny.- zarumieniła się. Obie z Danielle chciałyśmy coś powiedzieć, ale Eleanor odwróciła się do kuchenki.
-Możemy już o tym nie gadać?- zapytała cicho.
-Pewnie- zgodziłam się, chwytając szklankę wody. Danielle zaczęła gadać bezsensownie z Eleanor, ale ja pozostałam cicho, gdy się im przyglądałam. 
Wielcy i straszni One Direction, którzy rządzą Londynem nie są takimi draniami na jakich wyglądają.
Gdy gadały dalej, wpatrywałam się w przestrzeń. Zayn rzuciłby wszystko i śpiewałby dla mnie przed jego znajomymi? Na to pytanie nie znałam odpowiedzi. Szczerze nie miałam pojęcia. Wiedziałam, że Zayn się o mnie troszczy, to oczywiste, ale lubi też utrzymywać jego mężność. Nie lubił okazywać słabości przy swoim gangu i nie lubił mojego nastawienia w stosunku do jego gangu.
-O czym tak myślisz, yankee-doodle?- Danielle zapytała, szturchając mnie w ramię, by zwrócić moją uwagę. Odwróciłam się do niej i zaczęłam się śmiać z tego jak mnie nazwała.
-Yankee-doodle?
-No cóż, jesteś Amerykanką, nie? Z północy? Czyli Yankesem?- zmarszczyła brwi, zastanawiając się rzeczywiście była w błędzie czy nie.
-Ta, to ja. Typowy yankee-doodle.- dalej się śmiałam. Eleanor przewróciła na nas oczami i zaczęła przygotowywać warzywa. 
-Danielle, mogę zadać ci osobiste pytanie?- spojrzałam na nią raptownie, wciągając moją niepewność w rozmowę.
-Coś mi mówi, że zapytasz mimo wszystko, więc śmiało.- zgodziła się, wyglądając na zdenerwowaną.
-Czy Liam… czy on… traktuje cię dobrze?- wyjąkałam, nie bardzo wiedząc jak sformułować to pytanie. Mimo to El i Dani załapały od razu. Dobrze wiedziałyśmy o co mi chodzi.
-Tak, jest dobrym chłopakiem- przytaknęła, przygryzając wargę.  
-No weź. Wyduś to z siebie.- Eleanor wytknęła w nią łyżką.
-Co?
-Jest dobrym chłopakiem, ale…- Eleanor naciskała, a Danielle spojrzała w dół na jej stopy.
-No dalej. Wszyscy tu wiedzą, pomimo tego, że u Lou i u mnie wszystko w porządku, ale są chwile, kiedy robi rzeczy, których jestem pewna, że doświadczyłyście. Wszyscy wiemy o Zaynie i Hanie, bo oboje twardo stawiają przy swoim. Teraz dowiedzmy się czegoś o was.- Eleanor zachęcała ją, a ja przytknęłam głową na potwierdzenie.
-Cóż, er, Liam nie lubi, gdy z kimś rozmawiam- wymamrotała delikatnie.
-Ta, zauważyłam- odpowiedziałam sarkastycznie, wnioskując to po wcześniejszej sytuacji.
-Albo jeśli go znieważę...wtedy staję się trochę zły. Często traci nas sobą panowanie, ale nie nadużywa przemocy. Potrząśnięcie mną i uderzenie raz czy dwa to wszystko do czego się posunął. Przeważnie Liam się uspokaja.- Danielle wzruszyła ramionami, kradnąc marchewkę z deski do krojenia. 
-On po prostu się uspokaja? Tak po prostu? Nawet Lou tak nie potrafi i Zayn z pewnością też nie.- Eleanor rozmyślała na głos, gdy zaczęła przerzucać sałatkę.
-Nie wiem. Robi taką słodką rzecz, kiedy zaciska pięści, marszczy twarz i wstrzymuje oddech, podczas gdy liczy do dziesięciu. Jego złość po tym znika i przeważnie zostawia mnie tylko z ostrzeżeniem.- Danielle wyszeptała. Zdecydowanie miała lepiej od tego z czym ja musiałam się zmierzyć.
No ale ona nie wygląda na osobę, która celowo nie posłuchałaby niebezpiecznego członka gangu/chłopaka. Takie rzeczy tylko ja.
-A jak z Zaynem? Eleanor odwróciła uwagę od niezręcznie czującej się Danielle na mnie.
-Eh, parę gwałtownych momentów, ale to nic czego bym nie zniosła.- wzruszyłam ramionami. Wiedziałam, że z trzech z nas... cieszyłam się, że byłam tą, która była z Zaynem. Kocham go i w ogóle... żadna z nich nie przetrwałaby dnia po 'karze' od niego. 
-Wiemy, że potrafisz znieść dużo, Han, ale wiemy też, że często go prowokujesz.- Eleanor zmarszczyła brwi, oczekując czegoś więcej.  
-Nie wiem co mam wam powiedzieć. Ostatnio było dużo sporów, ale większość słownych. Eleanor i Danielle wymieniły spojrzenia.
-Co to było?- rzuciłam oskarżającym tonem, wytykając w ich stronę mój palec wskazujący. Spojrzały po sobie jeszcze raz zanim zaczęły chichotać.
-Oooch, Hannah uspokaja szaleńca!
-Hannah i Zayn, siedząc na drzewie, c-a-ł-u-j-ą s-i-ę!
-W porządku, wystarczy już! Jak długo zajmuje ci zrobienie pieprzonego lunchu, El?- mruknęłam, starając się udawać, że moje policzki nie były pokryte szkarłatną czerwienią, a ja nie jąkałam się niezręcznie. Obydwie zachichotały ponownie jak jakieś pieprzone dzieciaki.
-Jesteście takie irytujące.- zaczęłam narzekać, krzyżując ręce na piersi.
-Och przestań się dąsać i idź pousadzaj chłopaków w jadalni. Lunch gotowy.