piątek, 6 marca 2015

Chapter 52: Cooking// ostatni rozdział

Przez te trzy dni które Zayn został w moim rodzinnym domu, wątpię, żeby była chociaż chwila, gdy byliśmy osobno.
W sumie to nawet nie wiem, czy był w ogóle moment, w którym nie utrzymywaliśmy dotyku.
Dopiero co byłam z nim w rozłące przez osiem tygodni i nie mogłam odstąpić go nawet na krok. Potrzebowałam go tu, przy mnie, dotykając mnie i trzymając mnie przy sobie, przypominając mi tym, że to wszystko nie jest snem.
To była moja największa obawa, że się obudzę i go przy mnie nie będzie.
To już się przecież zdarzało.
Z powrotem przywarłam do jego piersi i dałam jego ramionom objąć moją talię. Staliśmy sam na sam w kuchni, ale nie byliśmy sami. Nawet jeśli jesteś jedyną osobą w jakimś pokoju, to w domu i tak zawsze jest ktoś inny.
Cienkie ściany. Dużo ludzi. Dużo gadaniny i nasłuchujących uszu.
Więc tak po prostu staliśmy tam sobie w ciszy, ciesząc się swoją bliskością. Słyszałam jak mój tata kłóci się z Davidem w pokoju obok i mamę bawiącą się z Frankim i Kristen.
-Kocham cię.- głęboki głos Zayna wyrwał mnie z chwili naszego spokoju. Uśmiechnęłam się, rozkoszując się uczuciem jego dłoni na moim ciele.
-Hannah! Hannah, mogłabyś- Moja mama weszła do kuchni z Kristen zawieszoną na jej biodrze i w tej samej chwili ją zmroziło, gdy tylko zobaczyła pozycje w jakiej ja i Zayn się znajdujemy. Purpurowa czerwień zalała jej policzki i nerwowo spojrzała w dół.
-Och, umm, przepraszam. Przeszkadzam wam w czymś?
-Absolutnie nie, Pani Olson.- Zayn odpowiedział gładko, okrążając mnie, ale nie przerywając naszego kontaktu.
-No co ty, skarbie. Mów mi Barbara.-mama posłała mojemu narzeczonemu uśmiech i odwróciła się, żeby postawić Kristen na ziemię.
-Potrzebujesz czegoś mamo?- zapytałam, przypominając sobie, że przyszła tu wołając mnie.
-Ach, racja. Jadę z tatą i Davidem załatwić parę spraw. Mogła być rzucić okiem na dzieci? Będziemy z powrotem w okolicach obiadu.- upewniła mnie. Pokiwałam głową, chociaż nie byłam pewna czy Zaynowi nie będzie przeszkadzało opiekowanie się moim rodzeństwem.
Jeszcze nigdy nie widziałam go w towarzystwie dzieci.
Więc zgaduję, że to ja będę dziś główną opiekunką.
-Nie ma problemu.- Zayn uśmiechnął się ciepło- i razem z Haną chętnie zrobimy też dzisiaj obiad. Jeśli nie ma pani nic przeciwko naszej obecności w kuchni.- obróciłam się by spojrzeć na mojego przyszłego męża w szoku, a jedyną reakcją mojej rodzicielki był śmiech.
-Hannah ma gotować obiad?- zapytała z niedowierzaniem.
-No cóż, może chociaż pomoże nakrywać do stołu.- Zayn kontynuował nabijanie się ze mnie, wiedząc, że moje miejsce nie jest w kuchni, z tymi wszystkimi ostrymi nożami, ogniem od kuchenki i w ogóle.
-To chyba bezpieczniejsze rozwiązanie.- zgodziła się. Oboje zaczęli się śmiać, ale dla mnie to było mało zabawne.
-Okej, okej. Koniec żartów moim kosztem. Idź już tam gdzie miałaś.- wygoniłam ją zanim znów zaczną naśmiewać się ze mnie z innego powodu. Kilka minut później dołączył do nas Frankie wesoło podskakując.
-No dobra, mały. Bierz swoją siostrę i idźcie pooglądać tel-
-Kto chce pomóc z obiadem?- Zayn przerwał mi i obrócił się w stronę mojego młodszego rodzeństwa.
Moi rodzice wręcz go kochali. I to bardzo. Nie wiedziałam, czy to przez to, że widzieli, jak bardzo mnie uszczęśliwia, czy dlatego, że ulżyło im, że wyciągnął mnie w mojej ośmiotygodniowej depresji.
Mój brat miał do niego zupełnie inne nastawienie. Nienawidził go. Było chyba kilka aspektów dzięki którym doszło do tej nienawiści, ale nie chciałam go o to drażnić.
Wiedziałam też, że w jakimś stopniu był po prostu starszym bratem, który powinien nie cierpieć chłopaka swojej siostry. I wiedziałam też, że to przez to, jak wygląda Zayn. Jakkolwiek milutko nie zachowywałby się przy mojej rodzinie, nikt nie mógł zaprzeczyć, że Zayn był niebezpieczną osobą i David nie mógł tego znieść.
Tatuaże.
Skórzana kurtka.
Blizny.
Zarost.
Przytłaczający wzrost.
Mięśnie.
Wszystkie te rzeczy nie pomagały ukryć tej jego całej aury łobuza, tym bardziej przez to w jaki sposób się obnosił.
Można się było domyśleć, że Zayn jest niebezpieczną osobą przez jego wyprostowaną postawę i szerokie ramiona. Jego chytry uśmieszek i jego wieczne niezadowolenie wypisane na twarzy. Jego pewność siebie. Jego siła. I najważniejsze, jego oczy.
Jego oczy nigdy nie uznawały innych za zagrożenie. Przewyższał każdą osobę, która pojawiła się ja jego drodze od razu to pokazując. Gdy był nie zadowolony zaciskał szczękę i zwężał oczy w sposób, przez który każdy trząsł się ze strachu.
Najważniejszym powodem, dla którego David nienawidził Zayna było chyba to, że to przez niego popadłam w depresję. To przez niego wróciłam do domu jako kompletny bałagan. To przez niego miałam widoczne blizny. To przez niego nie dzwoniłam do rodziców gdy byłam za oceanem. To przez niego wykopali mnie z uczelni. To przez niego straciłam mój wewnętrzny ogień.
Najgorsze było to, że David miał rację.
To była jego wina.
Za to moje młodsze rodzeństwo podeszło do niego zupełnie inaczej. Kristen uważała go za przytłaczającego, ale podkochiwała się w nim i twierdziła, że wygląda jak Alladyn. Dla Frankiego Zayn był najfajniejszym bandziorem na świecie i chciał być taki jak on.
-Ja chcę pomóc!
-Ja też!
Nie byłam zdziwiona gdy oboje do nas podbiegli i zaczęli podskakiwać w górę i w dół, podekscytowani faktem, że będą mogli mu pomóc.
-Mam nadzieję, że macie większe umiejętności w kuchni niż Hannah.- puścił im oko, sprawiając u obojga śmiech.
-Widzę, że humor nie opuszcza.- zgromiłam go wzrokiem. Odpowiedział mi tylko uroczym uśmiechem, język przyciśnięty do zębów i w ogóle.
-No dobra- klasnął w ręce i spojrzał w dół na brzdąców - taki jest plan. Potrzebuję kogoś do otworzenia ryżu.- pochylił się i podał zamknięty karton Kristen, która była bardziej niż chętna żeby go otworzyć.
-Dziękuję, księżniczko.- posłał jej uśmiech, gdy już skończyła i zwrócił się do Frankiego.
-Teraz ty, wielkoludzie. Musisz załatwić mi wielki garnek i napełnić wodą do połowy. Dasz radę?- Frankie przytaknął, zanim pomknął wypełnić jego zadanie. Kristen stanęła na straży poinformowania Zayna kiedy zagotuje się woda, który uczył Frankiego jak rozbijać piersi z kurczaka.
-A, kochanie. Dasz radę nakryć do stołu, czy młodsza siostra ma ci pomóc?- Zayn dokuczał mi, gdy podszedł do mnie wystarczająco blisko, że do siebie szeptaliśmy, tak, że moja siostra i brat nie słyszeli.
-Dosyć tego, dupku.- warknęłam na niego. Dosyć tego nabijania się z moich kuchennych zdolności. Powoli traciłam już cierpliwość.
-Bo co mi zrobisz?- naciskał, kładąc mi ręce na talii i przyciągając mnie bliżej. Zatrzasnęłam ręce na jego klacie i spojrzałam w górę, by zgromić go spojrzeniem.
-Bo cię pobiję.- zagroziłam. Uniósł brwi i zaśmiał się rozbawiony.
-Ach tak? Zapomniałaś z kim rozmawiasz, kochanie? Tylko dlatego, że nie jesteśmy na moim terytorium, nie znaczy, że nie mam tu kontroli.- jego głos był jak aksamit, ale dokładnie usłyszałam co powiedział.
Więc nic się nie zmieniło?
Zostawił mnie na osiem miesięcy i dalej będzie mnie tak traktował?
-Nie zapomniałam, po prostu mnie to nie obchodzi.- odcięłam się, odrywając się od niego. Czułam jak z powrotem mnie do siebie przyciąga, ale puszcza gdy tylko złożył pocałunek na moim policzku.  
-No nie dąsaj się.- skopiował moją kwaśną minę, którą miałam na twarzy. Przewróciłam oczami i odwróciłam się w stronę kuchni, żeby nie mógł zobaczyć uśmiechu, który uformował mi się na ustach.
Niechętnie nakryłam do stołu podczas gdy Zayn dawał mojemu rodzeństwu dziwne polecenia, gdy pomagali mu kończyć obiad.
Szczerze zdziwiło mnie to jak dobrze się z nimi dogaduje.
To znaczy... kto by się tego spodziewał?
Nieustraszony przywódca gangu rządzącego Londynem lubił małe dzieci. Że co, do cholery?
Cała ta sytuacja zmusiła mnie do myślenia o naszej wspólnej przyszłości. Oczywiście, że zgodziłam się gdy mi się oświadczył, chciałam być związana z nim w każdy możliwy sposób. Byłam jego dziewczyną. Kochaliśmy się. Ale to nie wystarczało. Musiałam być związana z nim prawem, papierkiem przez który nie będzie mógł znowu mnie opuścić. 
Ale nie mogliśmy jeszcze podzielić się z nikim dobrymi wieściami.
Po części dlatego, że nie miałam jeszcze pierścionka przez to, że to wszystko było takie wyjątkowe i nieplanowane, ale nie miałam nic przeciwko. Cały nasz cholerny związek był dziwny i inny, więc jakby nie patrzeć- wszystko się zgadzało.  
Głównym powodem było to, że Zayn potrzebował zgody jego gangu.
Jeśli jakiś członek chciał wziąć ślub, rządząca piątka zbierała się i głosowali za i przeciw. Chyba dlatego, że kobieta, którą poślubia będzie od tamtej pory częścią gangu, więc decydowali czy przyjąć nowego członka.
W tym przypadku chodziło o mnie. Ja będę tym nowym członkiem.
Nie do końca podobała mi się wizja bycia członkinią One Direction, ale to nie było tak, że serio będę w gangu. To bardziej coś jak honorowa pozycja, dzięki której w jakiś tam sposób będę z nimi związana. Czyli praktycznie nie będę członkiem.
Zayn wspominał, że rzadko kiedy zdarzało się żeby musieli głosować w sprawie ślubu. Większość z nich wolała kawalerski tryb życia, albo po prostu nie brali ślubu pod uwagę. Te kilka razy kiedy musieli głosować, przeważnie była to jednomyślna decyzja.
Jeśli dziewczyna nie stwarzała problemów i była wyrozumiała jeśli chodziło o styl życia gangu, ślub był dozwolony.
Jeśli była nieposłuszna i ich nie szanowała, nie było pozwolenia.
No i cóż.. zgadnijcie do której kategorii wpisuję się ja?
Całe to głosowanie było jakieś pojebane i wiele razy powtarzałam Zaynowi, żeby to olał. Powiedział mi tylko, że mam być cicho, bo to nie miał aż takiej władzy. Ta, gówno prawda. No ale nie ważne.
Cała ta sprawa była kurewsko pokręcona.
Nawet jeśli zdobędziemy zgodę na nasz ślub, to zastanawiałam się czy kiedykolwiek będziemy mieli dzieci. To znaczy.. widząc Zayna z moim młodszym rodzeństwem sprawiło, że bardzo chciałam je kiedyś mieć, ale nie wiedziałam czy to kiedykolwiek będzie dla nas możliwe. 
Nie mogłam wciągnąć małe niewinne dzieci do gangu.
Nie mogłam ryzykować, że Zayn mógłby zrobić im krzywdę.
Nie mogłabym pozwolić sobie na myśl, że zostaną porwane tak jak ja.
-Co jeszcze mam zrobić?- Frankie spojrzał w górę na swojego idola po jakieś polecenia. Zayn ostrożnie pochylił się nad nim, żeby zobaczyć co już zrobił.
-Okej, teraz weź tą małą łyżeczkę i ostrożnie polej ryż i kurczaka sosem.-powiedział powoli, demonstrując mojemu małemu bratu, który obserwował go z uwagą.
-A ja?- Kristen podeszła do nas z miejsca, na którym była na straży nakładania ryżu.
-Możesz nalać wody do szklanek.- Zayn poklepał ją lekko po główce, przez co uśmiechnęła się od ucha do ucha i popędziła wykonać swoje zadanie.
Gdy wszystko już było gotowe, Zayn wysłał dzieci, żeby umyły ręce i mieliśmy jeszcze z 20 minut zanim reszta mojej rodziny miała wrócić do domu.
A to oczywiście zaowocowało tym, że Zayn uwięził mnie w rogu kuchni i zaczął lekko całować mnie po ramieniu i szyi. Próbowałam go od siebie odepchnąć, martwiąc się, że maluchy mogłyby nas nakryć i Zayn chyba zorientował się co chodzi mi po głowie. 
-Spokojnie, są zajęci telewizją.- zagruchał mi do ucha. To mnie trochę uspokoiło, ale dalej czułam się niepewnie. Jego palce jeździły w górę i w dół moich rąk aż trafiły na moje ramiona. Przyciągnął mnie do siebie delikatnie i ciasno owinął wokół mnie ramiona.
Gdy był zajęty gotowaniem z moim rodzeństwem, zdążyłam stęsknić się za jego dotykiem.
Pragnęłam jego czułości.
Byłam jak uzależniona.
Bez uczucia jego dłoni, byłam jak narkoman na głodzie.
-Tak bardzo panią kocham, pani Malik.- wymruczał mi w szyję. Wplątałam dłonie w jego włosy i uśmiechnęłam się przez to jak mnie nazwał.
-Nie jestem panią Malik dopóki nie przejdę tego głupiego głosowania.- odpowiedziałam cwaniacko. Nie zorientowałam się nawet, że to co powiedziałam mogło zepsuć moment i go wkurzyć, ale na szczęście tylko się zaśmiał i ode mnie oderwał, żeby wyłapać mój wzrok.
-Jeśli cię to pocieszy, to mój głos masz w kieszeni.- posłał mi uśmiech. Przechyliłam głowę w bok w akcie rozbawienia i powędrowałam dłonią z jego włosów na szyję.
-Naprawdę? A ja przez cały ten czas myślałam, że za mną nie przepadasz.- dokuczałam mu. Wyciągnęłam rękę, nagle chcąc by na jednym palcu gościł już pierścionek zaręczynowy. Chciałam, żeby wszyscy wiedzieli do kogo należę, ale musieliśmy czekać.
-No bo to prawda, ale zajebista z ciebie dupa, więc stwierdziłem, że czemu nie.- jego ręce zręcznie powędrowały na mój tyłek i mocno ścisnęły oba pośladki. Powstrzymałam się przez westchnięciem, maskując to śmiechem. 
-To jedyny powód?
-Nie, uwielbiam też twoje zdolności w kuchni.
-Dosyć tego!- próbowałam powiedzieć to z powagą, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu cisnącego mi się na usta, nawet jeśli słowa z nich wychodzące były szorstkie. Przycisnął mnie do kuchennego blatu i złączył nasze czoła. 
-No i chyba dlatego, że cię kocham.- jego nos pocierał miękko o mój, nasze usta oddalone były od siebie o milimetry.
-Chyba tak jakby też cię kocham.- również wyszeptałam. Nasze usta złączyły się, zanim dalej zaczęliśmy kontynuować naszą sprzeczkę, ale nie miałam zbytnio nic przeciwko.
Za jego pocałunki można było umrzeć. Były tak miękkie i delikatne, a zarazem silne i dominujące. Poddałam się jego kontroli i pozwoliłam jego językowi wkraść się do moich ust.
Czy dostaniemy pozwolenie na małżeństwo czy nie, jedno wiedziałam na pewno. Spędzę z tym facetem resztę mojego życia.



WHAT IS ZAYN MALIK AND WHERE CAN I GET ONE
cały ten rozdział tlumaczyłam na telefonie, dziwne ze skończyłam jeszcze w 2015 roku lol
wrocilam z londynu i nie żyje i jeszcze musze ogarniać szkole zabijcie mnieeee liceum ssie

sobota, 17 stycznia 2015

Chapter 51: Back for you

-Więc czym zajmujesz się na co dzień, Zayn?
Siedzieliśmy wszyscy w salonie. Moja mama i David byli usadzeni na kanapie z Frankim i Kristen na kolanach. Mój tata też powinien siedzieć razem z nimi, ale ciągle wstawał, nie będąc w stanie opanować jego zdenerwowania. 
-Chcesz coś do picia?
Minutę później. -Może jesteś głodny?
Minutę później. -Chcesz żebyśmy włączyli klimatyzację?
Denerwował się będąc w towarzystwie kolesia, który skradł serce jego córce, a potem je złamał. Zayn za każdym razem kulturalnie odmawiał. Nigdy nie słyszałam, żeby tak uprzejmie się do kogoś zwracał, ale wtedy zrozumiałam, że Zayn był tak samo nerwowy, by poznać moją rodzinę, tak jak oni, by poznać go.
Mama siedziała z głupim uśmieszkiem rozciągniętym na twarzy. Im dłużej poznawała Zayna, tym wydawało się że podoba jej się coraz bardziej. Za każdym razem gdy otwierał usta i wychodził z nich ten jego gładki, ale i chropowaty głos, przyciągało to moją mamę jeszcze bardziej. 
Mój brat z drugiej strony, nienawidził Zayna jeszcze bardziej z każdą mijającą sekundą. Piorunował go spojrzeniem i miał wykrzywioną w podejrzeniu twarz, zresztą cała jego postawa krzyczała ''nie ufam ci''. 

I Zayn widocznie to zauważył.
Zayn siedział na fotelu naprzeciwko mojej rodziny. Każdy próbował zmusić mnie żebym usiadła gdzie indziej, ale nie chciałam go puścić, więc ku jemu zawstydzeniu i temu, że mojej rodzinie było niezręcznie, usiadłam mu na kolanach.
Siedziałam mu okrakiem na biodrach, tak, że stykaliśmy się klatkami. Miał oplecione wokół mnie ramiona i jego dłonie pocierały mi delikatnie plecy. Miałam policzek przyciśnięty do jego ramienia, a jego broda znajdowała się na czubku mojej głowy. 
Pasowaliśmy do siebie jak klucz do zamka.
Wątpiłam w to, że kiedykolwiek będę w stanie się od niego oderwać, nawet nie na sekundę.
Moja rodzina, a raczej moi rodzice, prowadzili z nim uprzejmą rozmowę o bez istotnych bzdurach, ale wszyscy unikali tematu, o którym ktoś musiał w końcu wspomnieć: to, że Zayn mnie zostawił i to, jak bardzo mnie to zniszczyło.
Wiedziałam, że David powstrzymywał się, żeby czegoś nie powiedzieć. Wiedziałam, że Zayn się mu nie spodobał, nawet trochę. Wiedziałam, że przejrzał na wylot to całe udawanie miłego. Wiedziałam, że wyczuwał, że coś z Zaynem było nie tak, ale nic nie powiedział. Trzymał gębę na kłódkę.
Na szczęście po tym, gdy wpuścili Zayna do środka, David napisał mojej dzisiejszej randce o zmianie planów, nieświadomie zapobiegając katastrofie. Już sobie wyobrażałam, to jak Zayn pobija na śmierć Rickiego na oczach mojej rodziny. 
Byłoby niezłe pierwsze wrażenie.

Około jedenastej, każdy przeniósł się na górę, żeby iść do łóżek. Mama zaprowadziła Zayna do pokoju gościnnego, ale tylko na pokaz. Dobrze wiedziała, że i tak wyląduje u mnie, więc nie robiła zamieszania, gdy grzecznie jej odmówił i udał się ze mną do mojego pokoju.
Moje usta wylądowały na jego, gdy tylko zamknęliśmy drzwi.
Chwycił mnie za biodra i przyciągnął do siebie bliżej, a ja wplątałam mu ręce we włosy. Nasze usta poruszały się w idealnej harmonii, zupełnie jakby te dwa miesiące w rozłące nie istniały. 
Starał się trzymać mnie przy sobie blisko, gdy dosłownie zaciągnęłam go na łóżko. Jęknął i obrócił nas tak, że to on był na górze. 
Czyli w jego ulubionej pozycji.
-Kochanie, tak bardzo za tobą tęskniłem.- wyszeptał, rozłączając nasze usta.
-Nawet nie próbuj.- podniosłam rękę w górę. Nie chciałam jego przeprosin. Nie chciałam wyjaśnienia. Wszystko czego potrzebowałam, to on obok mnie i to, żeby już nigdy mnie nie opuszczał.
-Ale-
-Proszę, przestań.- błagałam. Wpatrywał się we mnie dobrą chwilę. Jego piwne oczy zatopione były w moich i obserwowałam, jak uważnie nad czymś rozmyślał. W końcu się poddał, kiwając tylko głową.
-Już nigdy cię nie zostawię, kochanie. Wrócisz ze mną do Londynu? Wybaczysz mi i znowu będziesz moją dziewczyną?- zapytał z niecierpliwością. Jego słowa mieszały się w jedną kupę przez jego zdenerwowanie. Czułam nawet, że dłonie mu się pociły. 
-Mhm. Nigdy nie mogłabym ci odmówić.- odpowiedziałam szeptem z uśmiechem na twarzy. Pochylił się i mnie pocałował też się uśmiechając. Oderwał się ode mnie i uśmiech wyparował. Na jego rysach twarzy zapanowała powaga.
-Kochanie, wiesz że musimy o tym porozmawiać. Nie możesz tego unikać.- próbował podnieść mnie do pozycji siedzącej, ale nie współpracowałam. Przyparłam się do łóżka i chciałam znów go do mnie przyciągnąć.
-Mogę.- zaśmiał się mrocznie i delikatnie pociągnął mnie na jego kolana.  
-Nie, musimy pogadać teraz.- zadecydował. Łatwo rozpoznałam ten ton, nie warto było się z nim teraz kłócić. Już postanowił i zdania nie zmieni. 
-No dobra.- mruknęłam z niezadowoleniem. Moje ręce powędrowały do jego klaty i ciasno zatrzasnęły się wokół materiału jego koszulki. 
-Chcę tylko, żebyś wiedziała, że kazałem ci odejść tylko i wyłącznie dla twojego dobra. Myślałem, że robię to co dla ciebie najlepsze. Ani przez sekundę nie przestałem cię kochać. Ani przez sekundę nie mogłem myśleć o czymś innym niż ty.- zaczął, a jego palce przeniosły się na mój policzek, lekko go pocierając. Potem zgarnęły pasmo moich włosów i zaczęły się nim bawić.
-Tak strasznie cię kocham.- wyszeptałam, wtapiając się w jego dotyk. Pozwolił mi zanurzyć twarz w zagłębienie między jego szyją a ramieniem, tak, że mogłam wdychać jego zapach.
-Wiem, kochanie. Wiesz, że po tym gdy mnie zostawiłaś, ja nigdy nie opuściłem ciebie? Przyleciałem za tobą do Stanów i miałem na ciebie oko. Zostawiłem biznes chłopakom i wziąłem dwa miesiące wolnego, żebym mógł upewnić się, że jesteś bezpieczna. No ale jak widzisz, nie byłem na tyle silny. Nie mogłem pozwolić ci odejść. Nie mogłem tego znieść. Więc się poddałem i tak oto tu jestem.
Nie miałam świadomości, że zaczęłam płakać, dopóki nie poczułam przemoczonego materiału jego koszulki przyklejającego się mi do twarzy. Odsunęłam się, żeby obejrzeć to, co zdobi jego tors, gdy zorientowałam się, że to mojego łzy go przesiąkały. 
-I wiem, że umawiałaś się z innymi kolesiami i moi ludzie dosłownie musieli mnie powstrzymywać, bo byłem bardzo blisko od zabicia kilku z nich. Może to może być pojebane dla innych ludzi, ale jestem w tobie tak bardzo zakochany i nawet nie wiem jak ci to okazać.
Próbowałam ciągnąć go za szyję, tak, żeby się pochylił i żeby nasze usta znów mogły się połączyć, ale z siłą się odsunął. Ogarnęła mnie fala odrzucenia, więc opuściłam wzrok, żeby nie zobaczył w moich oczach bólu, ale głupie z mojej strony było myślenie, że nie zauważy. 
-Nie, nie. Nie, kochanie. Chcę cię pocałować, ale wiem, że jeśli to zrobię to będę rozproszony i nie powiem tego co chciałem.- jego palce owinęły się wokół mojej brody, podnosząc moją twarz w górę, tak, że byłam zmuszona na niego spojrzeć.
-Nie wiem, jak ci to pokazać, bo nawaliłem. Wszystko spieprzyłem. Zjebałem wszystko, dając odejść jedynej osobie, która się dla mnie liczy, jedynej osobie, którą kiedykolwiek kochałem, jedynej osobie, która kiedykolwiek kochała mnie. Nie wierzę, że pozwoliłem ci wymsknąć mi się przez palce jak piasek.
Pokręciłam głową, gotowa by się z nim kłócić. Zbyt mocno się osądzał. Myślał przecież, że robi tylko to co dla mnie najlepsze. Zayn nawet nie dał mi otworzyć ust, zanim sam znów zaczął mówić. 
-Wiedziałem, że sobie nie radziłaś. Widziałem jak płaczesz więcej razy niż chciałoby mi się liczyć. Obserwowałem jak twoja rodzina próbowała przywrócić cię do normalność, ale się w sobie zamknęłaś. Twoi rodzice mają mnie za jakiegoś idiotę, który znęcał się nad ich córką, a potem ją rzucił... chyba mają racje, ale- 
-Przestań. Kocham cię, wybaczam ci. A teraz mnie pocałuj, do cholery.- przeszkodziłam mu. Oczy Zayna spotkały moje, a nasze usta się zderzyły. Przygniótł mnie do materaca, a jego ciało przejęło kontrolę. 
W końcu poczułam dotyk, za którym tak bardzo tęskniłam, dotyk, którego tak pragnęłam, dotyk, który pozwalał mi przetrwać najgorsze czasy.
Jego ręce dotykały mnie z pożądaniem. Jego palce wędrowały po moich biodrach, przez piersi aż do szyi, w dół mojego brzucha, przez moje krocze, chwyciły moje nogi i owinęły je wokół jego bioder. Było zupełnie tak, jakby nie wiedział od czego zacząć. Jakby chciał dotykać mnie wszędzie w tym samym czasie. Jakby myślał, że mu zaraz wyparuję.
Ale ja się nigdzie nie wybierałam.
Chwyciłam materiał na jego plecach i z niecierpliwością pociągnęłam go w górę. Zayn chyba zrozumiał moją niezbyt subtelną wskazówkę i szybko zdjął ze mnie ręce, żeby przeciągnąć sobie koszulkę przez głowę, zanim jego palce znów wróciły na moje ciało.
Rozkoszowałam się uczuciem jego gołej klatki piersiowej naciskającej na moją. Czułam jak mięśnie mu się napinają od tego, jak mocno mnie przy sobie trzymał.
Jego sześciopak. Jego bicepsy. Jego klata. Jego mięśnie na ramionach. Tyle rzeczy w nim mogło mnie chronić. Zayn był najsilniejszą osobą jaką znałam. Jego mięśnie otoczyły mnie w ludzkiej klatce i jeszcze nigdy przedtem nie czułam się tak bezpiecznie.
Jego biodra wpijały się w moje i jęknęłam mu w usta. Czułam, że uśmiecha się przez pocałunek, a jego palce wbiły się w moją skórę. Następną rzeczą jaka się stała było pozbycie się mojej koszulki. Jego palce powędrowały w górę i złośliwie bawiły się zapięciem mojego stanika.
Tak strasznie chciałam, żeby się go pozbył, ale mi na to nie pozwalał. Widziałam, że znacznie się powstrzymywał i nie wiedziałam dlaczego. Chciałam, żeby rzucił mnie na łóżko, rozebrał mnie i pieprzył tak mocno, że wypadło by mi z głowy, żeby kiedykolwiek znowu umówić się z innym facetem.
-Nie, kochanie.- dłoń Zayna mocno chwyciła mnie za nadgarstek, gdy sięgnęłam do zapięcia jego spodni. Spojrzałam na niego prosząco, ale pokręcił głową.
-Nie. Nie teraz.- powtórzył, ale wolnej. Słyszałam w jego głosie upartość i to, że zdania już nie zmieni, ale i tak chciałam poczuć go wewnątrz mnie.  
Ja pierdole.
-Zayn, proszę. Nie wytrzymam. Tak bardzo cię pragnę. Tak bardzo za tobą tęskniłam.-  powiedziałam płaczliwym tonem. Brzmiałam jak maruda i rozpieszczony bachor, ale wątpię, żeby zrozumiał jak bardzo chciałam, żeby się ze mną przespał.
W całym moim życiu uprawiałam seks tylko kilka razy, i większość razy nie była nawet z Zaynem. Większość z nich nic nie znaczyła. Większość z nich była gwałtem.
I musiałam o tym zapomnieć. Musiałam zapomnieć, o tym, że Zayn mnie zostawił. Musiałam zapomnieć o miesiącach, które spędziłam w bólu i męce. Potrzebowałam, żeby sprawił, że o tym wszystkim zapomnę. 
Ale z jakiegoś powodu nie chciał.
-Czemu nie chcesz mnie dotknąć? Czemu nie chcesz... się ze mną pieprzyć?- zapytałam go. Nie chciałam brzmieć na załamaną i zagubioną, ale nie mogłam się opanować.
Spojrzał na mnie ze smutkiem.
-Bardzo bym chciał, kochanie, ale twoi rodzice są w pokoju obok. I tak mnie już nienawidzą, nie chciał bym żeby przyłapali nas grzmotających się jak króliki.- zaśmiał się głęboko. Westchnęłam, bo wiedziałam, że ma rację, ale to nie znaczyło, że przeszła mi ochota na seks. 
Bo nie przeszła.
-Zamiast tego możemy się poprzytulać?- zakompromisował, przyciągając mnie do siebie jeszcze ciaśniej niż wcześniej. Owinęłam ręce wokół jego szyi i zostawiłam mu na ramieniu pocałunek.
-Nienawidzisz się przytulać.- przypomniałam mu.
Powędrowałam myślami wstecz do wszystkich tych razów, gdy chciałam żeby Zayn mnie przytulił, ale był taki niecierpliwy i nie potrafił zrozumieć, dlaczego niby powinien marnować czas na siedzeniu i trzymaniu mnie przy sobie.
-Nie mogę nienawidzić czegoś jeśli to związane z tobą.- wyszeptał. Przenieśliśmy się pod kołdrę na moim łóżku, z nagimi torsami, z wyjątkiem mojego stanika. Niedługo po tym, Zayn pozbył się swoich spodni, żeby było mu wygodniej i pomógł mi zdjąć moje.
Tylko w naszej bieliźnie trzymaliśmy się siebie ciasno. Utulił mnie do jego klaty i szeptał mi do uszu słodką nicość.
I dopiero wtedy byłam w stanie usnąć pierwszy raz bez koszmarów.
Zupełnie jakby straszny gangster potrafił odgonić ode mnie wszystko co złe, nawet moją bezsenność.
-Kochanie.- uśmiechnęłam się, gdy obudziłam się przez dźwięk porannego ochrypłego ale i delikatnego głosu Zayna.
-Kochanie, wiem, że nie śpisz.- odezwał się znowu. Moje oczy otworzyły się powoli i ogarnęły to, co mnie otaczało. Górując nade mną był najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałam. Goły Zayn uśmiechał się do mnie, aureola światła otaczała jego cudowne ciało.
-Dzień dobry.- wymamrotałam cicho.
-Dobrze, że już wstałaś. Twoja mama zrobiła śniadanie, ale nie chcę iść sam. Więc podnoś się z łóżka.- wyszczerzył się do mnie złośliwie, zanim się oddalił. Usiadłam szybko, krzywiąc się, że nie ma go ze mną w łóżku.
Mój wzrok powędrował tam gdzie stał i zakładał na siebie ciuchy z wczoraj i znowu się położyłam.
-Ej, wstawaj. Umieram z głodu.- wrócił, żeby lekko mnie trącić. Zmrużył na mnie oczy jakby był wkurzony, ale wiedziałam, że się tylko wygłupiał.
-Nie chce mi się jeść.- westchnęłam, zanurzając się w kołdrze. Zaśmiał się, nie wierząc mi i zaczął ciągnąć mnie za kostki.
-Zayn!- pisnęłam, gdy opuściło mnie ciepło koca. Zostałam powolnie ściągnięta z łóżka, ale zamiast spaść na ziemię, Zayn złapał mnie w swoje ramiona. Trzymał mnie przy swojej piersi i wpatrywał się we mnie intensywnie.
-Pójdziesz ze mną na śniadanie?
-Nie.
-Pójdziesz ze mną na śniadanie jako moja dziewczyna?- dodał po przemyśleniu, myśląc, że zmienię zdanie. Drocząc się, pokręciłam głową, przez co zmarszczył brwi w rozważaniu. 

-Pójdziesz ze mną na śniadanie jako moja narzeczona?- już miałam znowu pokręcić przecząco głową, ale wtedy mój mózg zarejestrował jego słowa. Zajęło mi minutę, żeby znaleźć słowa na odpowiedź. 
-Co?- westchnął i ostrożnie posadził mnie na łóżku.

-Dobra, wiem, że dopiero co do siebie wróciliśmy, dosłownie pare godzin temu. Wiem, że jesteśmy ze sobą dopiero rok i przez większość czasu byłaś ze mną pod przymusem. Wiem, że powinienem teraz błagać o twoje przebaczenie i starać się wszystko ci wynagrodzić. Mam tego świadomość. Alę chcę, żebyś była moja. Chcę żebyś nosiła pierścionek i chwaliła się tym twoim znajomym. Chcę oficjalnego dokumentu, mówiącego, że należysz do mnie. Chcę, żebyś została moją żoną. Chcę, żebyś za mnie wyszła.
Widziałam jak jego ciało się trzęsło. Strasznie się denerwował. Słowa utknęły mi w gardle i nie mogłam nawet wymyślić, co powiedzieć.
Serio, wyparował z tym ot tak.
Jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu próbowałam pogodzić się z tym, że już nigdy w życiu nie zobaczę miłości mojego życia, a tu proszę, stał przede mną i mi się oświadczał.
-Więc, kochanie? Wyjdziesz za mnie?



awww relationship goals *-*

piątek, 2 stycznia 2015

Chapter 50: Forever

-I wróżka powiedziała do księcia i księżniczki, że będą żyli długo i szczęśliwie. Koniec.- zamknęłam dziecięcą książeczkę i położyłam ja na podłodze obok łóżka, na którym leżałam.
-Jeszcze jedną bajkę!- moja pięcioletnia siostra Kristen zażądała. Westchnęłam i podniosłam się z łóżka.
-Najpierw spróbuj zasnąć. Przeczytam ci kolejną, jak nie uśniesz, kochanie- wyszeptałam, przyciskając usta do jej czoła. 

-Kochanie?- zapytała, przechylając w bok blond główkę. Udawałam, że moje policzki nie stawały się czerwone i tylko potaknęłam głową.
-Tak, przepraszam. Musiałam podłapać to w Londynie.- wzruszyłam ramionami, nie chcąc robić z tego wielkiego halo. 
-Gdy będę duża, tak jak ty, też chcę tam wyjechać!- oznajmiła.
-Nie. Nigdzie cię nie puszczę.- warknęłam od razu, brzmiąc ostrzej niż zamierzałam.
-Czemu?
Bo nie chcę, żebyś miała do czynienia z gangami ulicznymi, tylko po to, żeby zakochać się w liderze jednego z nich, który prędzej czy później i tak cię zostawi po tym, gdy jego wróg porwie cię i zgwałci.
-Bo wtedy byłabyś z dala ode mnie.- uśmiechnęłam się do niej smutno i zgasiłam lampkę nocną w jej różowym aż do porzygania pokoju.

Zeszłam na dół i walnęłam się na kanapę obok Davida, który miał naszego ośmioletniego brata Frankiego na kolanach.
-A ty czasami nie powinnaś przygotowywać się na randkę?- zapytał, gdy ściszył mecz baseballu. Mój tata wydał na to pomruk niezadowolenia, ale nie robił z tego zbytniej afery.
Randka z Willem nie była taka zła, ale dobra też nie była. Nie uderzał do mnie, nawet próbując nawiązać cywilizowaną rozmowę nie udało mu się pozbyć tej niezręczności wiszącej w powietrzu.
W dwa tygodnie od tamtej pory, byłam też na trzech innych randkach. Z Derekiem, Isaakiem and Joshuą. Każdy z nich był fajny, ale żadnemu się nie otworzyłam.
W sumie to dość zabawne, David zawsze miał w zwyczaju grozić chłopakom, których przyprowadzałam ze sobą do domu jeszcze w liceum. Kiedyś strasznie się przez to złościłam, ale przez te parę tygodni robił zupełnie na odwrót. Umawiał mnie dosłownie z każdym jego znajomym. Wszystko, żebym tylko zapomniała o Zaynie.
A jak się okazywało, przez to też się złościłam.
-Nie chcę nigdzie iść.- jęknęłam jak małe dziecko. 

-To już ostatni w tym tygodniu, obiecuję.- wybłagiwał. Wiedziałam, że chciał tylko, żeby mi się poprawiło, ale to całe randkowanie to nie był na to sposób. Jeśli miało by mi się polepszyć, to tylko z biegiem czasu. Zmuszanie mnie do umawiania się z facetami tego nie załatwi. 
-Nawet nie wiem jak ten gościu się nazywa.- w końcu zgodziłam się niechętnie.
-Ricky.
-Ricky?- zakpiłam- ale idiotyczne imię. David trącił mnie łokciem i posłał ostrzegawcze spojrzenie. Przewróciłam tylko oczami. 
-Nie trudź się Dave, on śpi.- wskazałam na śpiącego chłopca. Davidowi włączył się tryb starszego brata, gdy zakrył młodemu uszy przed moim paskudnym słownictwem, z którego najwyraźniej byłam znana.
-A poza tym, idiotyczny to nie jest przekleństwo.
-Wolałabym raczej, żeby moje dzieci nie używały takich słów, kochanie.- wciął się damski głos. Przekręciłam głowę tak szybko, że pewnie mnie to zabolało, ale byłam w tym momencie zbyt rozproszona.
Wiedziałam, że to nie był on.
On nigdy tak tego nie wymawiał.
Ten głos był zbyt damski jak na niego.
On miał taki głęboki głos i ostry akcent.
Ona brzmiała zbyt przyjemnie i radośnie.
Wiedziałam, że to była tylko moja mama.
Ale część mnie i tak miała nadzieję.
-Jak ty mnie nazwałaś?- wyszeptałam cicho. Mama, tata i nawet mój brat wyczuli tę nagłą zmianę w moim głosie. Sama nawet ją usłyszałam. Brzmiałam na załamaną.
-Kochanie? Zawsze tak do ciebie mówiłam.- powiedziała zmartwiona. Zamknęłam szczelnie oczy i starałam się wszystkich zablokować. Próbowałam zablokować jego.
Kochanie.

Kochanie.
Kochanie.
-No to mnie tak nie nazywaj.- warknęłam. Usłyszałam, że się przemieszczali i nie byłam zdziwiona, gdy poczułam, że mama kładzie mi dłoń na ramieniu. 
-Przepraszam, skarbie. Myślałam-
-Po prostu już nigdy więcej mnie tak nie nazywaj! Dobra?!- wykrzyczałam, podnosząc się z siedzenia. Przejechałam wzrokiem po zszokowanych i zranionych wyrazach twarzy mojej rodziny i od razu ogarnęło mnie poczucie winy. Usta mojej mamy były wykrzywione w lękliwym niezadowoleniu i widziałam, że naprawdę była przejęta.
-Przepraszam. On tak do mnie mówił... przepraszam.- wymamrotałam cicho, mając nadzieję, że to wystarczy jako wyjaśnienie. Mama wymieniła z tatą porozumiewawcze spojrzenia i wiedziałam, że od razu mi wybaczyli.
-Hannah!- niezręczny moment został przerwany przez najmłodszego członka Olsonów dochodzącego z piętra. Spojrzałam po wszystkich, westchnęłam i skierowałam się na górę. Gdy tylko weszłam do pokoju małej dziewczynki, ktoś zadzwonił do drzwi.
I dobrze. Mogłam się tu schować na chwilę, więc spędzę z tym chłopakiem mniej czasu na randce. Bez trudu podniosłam Kristen i zaniosłam ją na szczyt schodów. Usiadłam z nią na kolanach i oparłam głowę o ścianę, dzięki której nikt nas nie widział. 
-Co ty na to, zamiast kolejnej bajki, poszpiegujemy trochę moją randkę?- szepnęłam do niej, wyglądając zza ściany i żeby zobaczyć koniec schodów.
-Tak!-  Kristen potaknęła entuzjastycznie.
-Witaj! Ricky, prawda?- moja mama przywitała go radośnie. Nie nawet mogłam dojrzeć twarzy tego chłopaka. Jedyną rzecz, którą widziałam z miejsca, w którym siedziałam to jego buty.
-Widzisz go, Krissy?
-No.- wychylała się ze schodów, stąd gdzie trzymałam ją na kolanach. Dałam jej wychylić się tyle, ile mogła, tak długo na ile wciąż mocno ją trzymałam.
-Przystojny chociaż?- zapytałam.
-No.- przewróciłam oczami. Tylko moja siostra mogła odpowiadać najkrócej jak się dało.
-Ricky? Nie, nie jestem Ricky. Czy pan i pani to Olsonowie?
Całe ciało mi zesztywniało. Od razu z powrotem przyciągnęłam do siebie siostrę i próbowałam opanować mój nierówny oddech. Nie, to się nie działo. Tak dobrze mi szło... Jakim cudem miałam halucynacje?
-Tak, to my. Wybacz młody człowieku, ale kim ty jesteś?- odezwał się mój tata. 
Zamknęłam oczy i lekko ścisnęłam Kristen. Poczułam, jak jej małe rączki sięgają mi do głowy, żeby kojąco ją poklepać, prawie jakby wiedziała, że coś ze mną nie tak.
-Jestem kolegą waszej córki. Jest Hannah w domu? Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie. Moje ciało trzęsło się z radości i strachu jednocześnie. Z radości, że wciąż pamiętałam jego głos i to jak moje imię brzmiało delikatnie z jego akcentem. Ze strachu, bo moje halucynacje mogły być takie przekonywujące. Takie... realistyczne. 
-Jak wygląda?- zapytałam siostrę. Jej duże niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, zanim pochyliła się szybko ze schodów, żeby spojrzeć jeszcze raz. 
-Ma czarne włosy. I jest opalony. I ktoś pomalował mu ręce mazakami. I jest wysoki. Większy od mamusi i od tatusia i nawet od Davida.- jej mała rączka zacisnęła się wokół mojej.
-I?
-I ma ładne oczy i białe ząbki. I ma nos. I ma czarną kurtkę.
-Tak, mam ją zawołać? Proszę, nie. To się nie działo naprawdę. Łzy zapiekły mnie w oczy, gdy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie mogłam sobie przecież tego wyobrażać. Modliłam się, żeby to co się działo na dole było prawdziwe, żeby on tu był. Ale i tak wiedziałam, że będę musiała zmierzyć się z rozczarowaniem.
-Tak. Niech jej pani powie, że Zayn Malik do niej przyszedł. I gdy usłyszałam jego imię, serce dosłownie mi stanęło. Puściłam Kristen, która od razu zeskoczyła mi z kolan, żeby przytulić mnie od tyłu.
-Nie! Ona nie jest gotowa, żeby cię w ogóle widzieć. Jest załamana. Nawet nie zaczęło się jej poprawiać!- ej! Myślałam, że dobrze mi idzie... 
-David, idź po siostrę.- mama naciskała.
-I?- poprosiłam Kristen, żeby powiedziała mi coś jeszcze. Potrzebowałam jakiegokolwiek potwierdzenia, że...że on rzeczywiście tu był, czekając przy drzwiach wejściowych.
-I wygląda na groźnego i wrednego, ale smutnego i w ogóle.- wyszeptała. To mi wystarczyło.  

Podniosłam się i pomknęłam na samą górę schodów, żeby spojrzeć w dół. Musiałam cofnąć się do ostatniego schodu, żeby móc zobaczyć cokolwiek na dole.
-Nie mogę. Nie pozwolę temu kretynowi tak tu wparować i zepsuć postępy, które z nią zrobiłem. Nie pozwolę mu znów jej skrzyw- i wtedy usłyszeli mnie na schodach.
Z Kristen tuż za mną, spojrzałam na nich wszystkich stąd gdzie stałam. Wszystkie cztery głowy powędrowały w moim kierunku, a moje łzy ulgi zastąpiły łzy rozczarowania.
Nie byłabym w stanie sobie tego wyobrazić, prawda?
-Zayn?- wyskrzeczałam, schodząc kilka stopni w dół. Zrobił krok do przodu, tak, że stał na samym dole schodów, niecałe dwa metry ode mnie. Wyglądał tak... tak.. tak prawdziwie.
-Kochanie? Kochanie, to ja. To ja.- wyszeptał.
Wyglądał inaczej niż wcześniej. Nie miał włosów postawionych na żel jak zwykle. Były matowe i oklapnięte, ale i tak były postawione w coś na rodzaj grzywki. Na szczęce miał zarost. Jego przeważnie gładka skórzana kurtka była pognieciona i podwinięta w rękawach, ukazując kolekcję tatuaży. Miał rozwiązane sznurówki, a spodnie zwisały mu nisko na biodrach.
-Zayn!- wydyszałam entuzjastycznie, gdy dosłownie skoczyłam, tak- skoczyłam z mojego miejsca na schodach mu w ramiona. Powaliłam go na ziemię, ale wylądował na plecach nie wydając z siebie żadnych dźwięków z bólu. Jego ramiona owinęły się wokół mnie ciasno i obrócił nas tak, że byliśmy jedną wielką kupą złączonych kończyn na podłodze przedsionka u podnóży schodów.
Chyba nawet Frankie obudził się od całego tego hałasu, więc cała moja rodzina obserwowała nasze ponowne spotkanie.
Podniósł mnie z ziemi i pomógł wstać na nogi nie przerywając nawet naszego uścisku. Byliśmy wtedy złączeni se sobą na stałe i wiedziałam, że już nigdy nie pozwolę mu odejść. Miałam ręce owinięte wokół jego torsu, a jego były wokół mojej talii i szyi. Głowę miałam przyciśniętą do jego piersi i moczyłam mu koszulkę łzami z mojego cichego płaczu.
Poczułam, że całuje mnie w czubek głowy i zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
On naprawdę tu był.
Naprawdę mnie przytulał.
W jakiś sposób, te osiem tygodni w rozłące były gorsze od półtora dnia, które byłam z Jayem. A przecież byłam z nim o wiele krócej. Jay skrzywdził mnie cieleśnie, ale byłam na tyle silna, by to znieść. I przynajmniej wiedziałam, że Zayn po mnie przyjdzie.
Te osiem tygodni były najdłuższymi w całym moim życiu. Nie mogłam znieść tego emocjonalnego zamieszania, które Zayn u mnie wywołał. A najgorszym w tym wszystkim było, że nie sądziłam, że Zayn po mnie wróci. Myślałam, że to już koniec. I to bolało najbardziej. To przez to wszystko było takie bolesne. 
-Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.- zapłakałam mu w pierś.
-Wiem, kochanie. Tak bardzo cię przepraszam.- wyszeptał.
-Nie wiedziałam, że po mnie wrócisz.- mocno trzymałam się jego koszulki. Już nigdy go nie puszczę. Już nigdy nie pozwolę, żeby znowu ode mnie odszedł.
-Wiem, kochanie.- uciszył mnie. Czułam na nas spojrzenia całej mojej rodziny, ale mnie to nie obchodziło. Jedyne co się liczyło, to to, że po mnie wrócił.
I już nigdy nie pozwolę na to, żeby znowu mnie zostawił.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Chapter 49: Moving On

Głupi, pojebany popapraniec, pierdoła, chuj, kretyn, cipa, dupek, sukinsyn, zjeb…
Wymieniałam wszystkie słowa z mojego ubogiego słownictwa, które mogły opisać Zayna. 
W mniej niż dwadzieścia cztery godziny zerwał ze mną, zmusił ryczącą Eleanor do spakowania moich rzeczy i wpakował mnie do samolotu. Tak, do samolotu. Spoglądałam przez małe okienko w dół na niekończące się wody Atlantyku.
No bo ile razy chciałam od niego uciec? Ile razy dosłownie marzyłam o tym, żeby wskoczyć w samolot i go zostawić? Ile razy próbowałam od niego uciec? A teraz, gdy moje marzenia się ziściły, chciałam po prostu do niego wrócić.
Zayn był lekceważącym dupkiem, który zawsze musiał kontrolować wszystko i wszystkich. Był strasznie zaborczy i nienawidził dzielić się niczym związanym z jego gangiem nawet ze swoją dziewczyną.Wszyscy się go bali, bo był znany w całym Londynie za jego nieposkromiony temperament. Wywoływał u ludzi ból i zadawał cierpienie bez krzty współczucia.
Jakkolwiek źle by to wszystko nie brzmiało to i tak go kochałam. Kochałam sposób w jaki się ze mną kłócił. Tak, może i był agresywny, ale ja też nie próżnowałam. Nie dawałam mu się poniewierać. Uwielbiałam sposób w jaki się mną opiekował, robiąc mi jedzenie, bo ja za chuja nie umiałam gotować. Uwielbiałam sposób w jaki mnie przytulał, gdy nikt nie patrzył. Uwielbiałam to, że gdy byliśmy odizolowani od innych, zamieniał się w słodkiego i opiekuńczego dżentelmena. 

Uwielbiałam sposób, w jaki na mnie patrzył.
Nawet gdy byliśmy w trakcie najpoważniejszych kłótni, on i tak nie przestawał patrzeć na mnie z uwielbieniem.
Kochał mnie.
A teraz mnie zostawił.
Cóż, techniczne to ja go zostawiłam, ale on mnie do tego zmusił. Dosłownie. Wytargał mnie z mieszkania do samochodu. Potem musiał pozamykać wszystkie zamki w aucie, żebym mu nie uciekła. Wniósł mnie do samolotu, posadził mnie na fotelu i zapiął mnie, zanim pocałował mnie w czoło i dał znak pilotom na odlot. 
Wszyscy pasażerowie byli już na swoich miejscach i nawet nie mogłam sobie wyobrazić co czuli, gdy zobaczyli Zayna i jego dziewczynę. Zayn odwiózł mnie aż pod sam samolot. Chyba po prostu zapomniałam, że Zayn Malik to Zayn Malik. Zapomniałam już jaką władzę miał nad tymi ludźmi... więc chyba mógł ignorować przepisy.
Co za głupi idiota.
Pożegnania były najcięższe. Sama się dziwie, ale zdążyłam przyzwyczaić się do tej naszej paczki wyrzutków, do której byłam wciągnięta siłą.
Żegnanie się z Eleanor składało się z łez, przytulania, płakania i jeszcze raz ryczenia, dopóki Louis i Zayn musieli nas rozdzielić. Louis uścisnął mnie lekko i powiedział:
-Będę tęsknił za tymi twoimi wybrykami, to na pewno. Mam nadzieję, że ci się wszystko ułoży. zanim pocałował mnie w policzek i wrócił do pocieszania jego dziewczyny. Liam mnie wpółprzytulił. Ze wszystkich chłopaków, go znałam najmniej. Ale tak samo jak Zayn, zmusił Danielle żeby go zostawiła dla jej własnego dobra. Z tą różnicą, że ona wyjechała dobrowolnie.
Niall szybko mnie przytulił i wymamrotał coś o tym, że będzie nudno.
-Bez ciebie w pobliżu, założę się, że poumieramy z nudów.- powiedział coś w tym stylu.
Harry rozłożył ramiona, czekając aż go przytulę, ale pokazałam mu tylko środkowy palec. Chyba go pojebało, że go w ogóle dotknę. Oczywiście moja odpowiedź rozpoczęła pomiędzy nami kłótnię.

-Ty tak na serio? Już nigdy w życiu cię nie zobaczę, a ty tak chcesz to zakończyć? Chyba stara wredna suka wróciła, Zayn.- parsknął. Przewróciłam oczami i wystawiłam też w jego stronę środkowy palec mojej drugiej dłoni. 
-Pierdol się, Harry! Na ludzi takich jak ty czeka w piekle specjalne miejsce.
-Załatwię ci w tym piekle miejsce obok mnie, skarbie.- wyszczerzył się w moją stronę. Zayn złapał mnie w momencie, w którym rzuciłam mu się na gardło i mnie odciągnął. Próbowałam go ode mnie odepchnąć, żeby dorwać Harrego, ale był za silny.
-To jeszcze nie koniec!- krzyknęłam do niego, gdy Zayn wyciągał mnie za drzwi.
-A ja myślę, że koniec. Dobrej zabawy w Ameryce!- zawołał, śmiejąc się, bo wiedział, że wygrał w naszej sprzeczce.
-Myślicie, że tu nie wrócę? To jeszcze zobaczycie!- było ostatnią rzeczą, którą do nich skierowałam, głównie do Harrego. Oczywiście, że wrócę. To nie było przecież pożegnanie, prawda? Nie mogło być. Jeśli Zayn myślał, że tak łatwo odejdę to chyba mnie nie doceniał.
Serio.
Przez całą drogę na lotnisko powiedziałam mu dokładnie co myślę o tym, co aktualnie odwalał. Dodając do tego parę nie za ładnych przymiotników i niedojrzałych gestów, chyba zrozumiał co miałam mu do przekazania. Siedział obok i przyjął to na klatę jak prawdziwy facet, ale widziałam, że chciał spędzić nasze ostatnie chwile razem w spokoju.
Cóż, chuj z nim. Cały nasz związek był jednym wielkim bałaganem, więc stwierdziłam, że taki też powinien być nasz ostatni moment. A potem, gdy już byłam w samolocie, nawet nie powiedziałam mu, że go kocham, zanim zmusił mnie do odejścia. Ignorowałam wszystkie współczujące spojrzenia, które kierowała w moją stronę reszta pasażerów. Wyglądało na to, że nawet stewardessy wiedziały kim był Zayn.
Para siedząca obok mnie najwyraźniej była przerażona. Przez cały lot nawet nie odezwali się słowem.
Ale mnie to nie obchodziło.
-Proszę pani, musi pani wysiąść. Już wylądowaliśmy.- ktoś lekko szturchnął mnie w ramię.
-Mhm.
-Halo, proszę pani?- aż podskoczyłam w siedzeniu i przetarłam oczy. Stewardessa stała nade mną ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Pomogła mi wstać i szła za mną do momentu, aż wyguzdrałam się z samolotu.
Świetnie. I co ja mam teraz zrobić?
Przeszłam aż do końca lotniska, żeby odebrać bagaż. Poczekałam, aż wszyscy zabiorą swoje walizki, aż zostaną tylko moje. Wzięłam to co zostało i udałam się do budek telefonicznych.
-Mamo- powiedziałam płaczliwym głosem do słuchawki- możesz odebrać mnie z lotniska? Wiedziała, że sprawa była poważna, więc byłam wdzięczna, że nie naciskała na jakiekolwiek wyjaśnienia. Powiedziała tylko, żebym czekała przy wyjściu, a ona przyjedzie tak szybko jak tylko się da.
Dwadzieścia minut później, podjechał po mnie samochód moich rodziców, z którego wybiegła moja mama.
Wyglądała tak samo jak rok temu, gdy wyjeżdżałam. Jej blond loki były spięte w luźnego koka z siwymi pasemkami po bokach. Wciąż była lekko przy kości, ale jej ciuchy ją wyszczuplały.
Podbiegła do mnie i od razu zgarnęła mnie do łamiącego kości uścisku. Też ją mocno przytuliłam, zaplatając wokół niej moje wymizerniałe ręce i chowając głowę w jej ramieniu. Może i była ode mnie niższa, ale i tak trzymała mnie przy sobie mocno, tak, jakbym znów była małym brzdącem.
-Skarbie, tęskniłam za tobą. Ledwo co się odzywałaś przez cały ten czas, gdy cię nie było. Musisz mi wszystko opowiedzieć. Jak tam ta twoja praca? A ten chłopak?- z ekscytacją zasypała mnie potokiem słów, gdy już mnie puściła, jej akrylowe paznokcie wbijały mi się w ramiona.
Zaczęłam jeszcze bardziej płakać, przez co znów mnie do siebie przytuliła. Jej ręce masowały mi plecy, próbując mnie uspokoić. 
-Wszystko będzie dobrze, skarbie. Jestem przy tobie. Jesteś już w domu.
Całą drogę się nie odzywałyśmy. Wiedziałam, że moja mama wręcz umierała, żeby zapytać mnie o moim pobycie w Anglii, ale wiedziała, że nie byłam gotowa.
Wiedziała też, że potrzebuje tej chwili spokoju, zanim dotrzemy do domu. W moim domu było wszystko oprócz ciszy.
-Nikt jeszcze nie wie, że wróciłaś. Cholercia, ja sama dowiedziałam się z godzinę temu, więc reszta będzie w szoku.- przytaknęłam jej w odpowiedzi, gdy wyciągałam z bagażnika walizki.
-Jim! Kristen! Frankie! Chodźcie tutaj! Mam dla was niespodziankę!- krzyknęła z przedpokoju, gdy już byłyśmy wewnątrz. Dokładnie tak jak gdy wyjeżdżałam, w domu panował istny rozgardiasz. Zabawki i buty porozrzucane po korytarzach. Zewsząd dochodziły hałasy, ludzie gadali, psy szczekały, a dzieci się darły.
Nie ma to jak w domu.
-Barbara, lepiej, żebyś wołała nas w jakiejś słusznej sprawie. Dopiero co rozdzieliłem od siebie Krisa i Fran- mój tata wszedł do przedpokoju paplając o uspokajaniu mojego młodszego rodzeństwa. 
Tak samo jak moja mama, miał lekką nadwagę i też był ode mnie niższy. Trochę już łysiał, ale wciąż miał tyle włosów, że można było zauważyć, że są siwe. Na twarzy prawie w ogóle nie miał zmarszczek, z wyjątkiem tych od uśmiechania się zbyt często.
W chwili, w której mnie zobaczył, rozbłysły mu oczy.
-O mój boże...- zaciągnął się powietrzem. Spojrzał na mnie, jakby nie wierzył w to co widział. 
-Hannah? O boże!- ruszył w moją stronę i mnie przytulił. Ściskał mnie tak mocno, jakby bał się, że mu ucieknę, gdy tylko mnie puści.
-Tata!- zaplątałam wokół jego szyi ręce i spoczęłam łokcie na miękkiej tkaninie swetra, który miał na sobie.
-Moja mała córeczka. Tak strasznie za tobą tęskniłem!
-Hannah!- mój siedmioletni, a skoro nie było mnie tu rok to w sumie to już ośmioletni brat podbiegł do mnie i przytulił mi się do biodra. Zaraz za nim była najmłodsza z naszej gromady, pięcioletnia Kristem, która powtórzyła to co jej brat.
Gdy już się ze wszystkimi przywitałam, nawet z trzema naszymi psami, dwoma kotami, dwoma żółwiami, moją rybką i czwórką chomików, to mogłam się w spokoju rozpakować. Moja mama poszła zadzwonić po mojego starszego brata, który już z nami nie mieszkał.
Mieszkał ze swoją dziewczyną z dziesięć minut drogi na tej samej ulicy, więc zaprosiła ich na kolację.
Nie miałam ochoty na jedzenie.
Nie miałam ochoty na rozpakowywanie walizek.
Wgramoliłam się na łóżko i płakałam.
Tego wieczora wszyscy zawzięcie próbowali wyciągnąć mnie z łóżka i zaciągnąć na dół. David nawet groził, że zrobi z mojej rybki sushi, ale nic z tego nie podziałało. 
W sumie to przez następne cztery tygodnie było tak samo.
Ledwo co się ruszałam, rzadko kiedy jadłam. Jedyne co robiłam to spanie, moje sny były o wiele lepsze od rzeczywistości, w której żyłam.
W moich snach byłam z Zaynem. Przytulał mnie. Całował mnie. Śmiał się ze mną. Krzyczał na mnie. Droczył się ze mną. I nawet ze mną tańczył.
Po obudzeniu płakałam zwykle z parę godzin.
-Koniec. Mam tego dosyć. Hannah, wyłaź z tego pieprzonego łóżka.- głos Davida rozbrzmiał w moim pokoju. Wymamrotałam kilka przekleństw i schowałam głowę pod kołdrę.
-Nie będę się z tobą cackał.- zerwał ze mnie kołdrę i usiadł obok.
-Wyjeżdżasz do Londynu, żeby studiować, spotykasz jakiegoś chłopaka, wywalają cię ze szkoły, wprowadzasz się do niego, idziesz do pracy, a teraz pojawiasz się tu ot tak wyglądając jak jakaś jebana katastrofa. Wszyscy się o ciebie martwią. Zbladłaś, schudłaś i jesteś przygaszona. Kiedyś taka nie byłaś.- prawił mi kazanie. Bolało słyszeć, że sprawiam ból swojej własnej rodzinie, ale naprawdę nie miałam siły na robienie czegokolwiek innego niż użalanie się na sobą. Może powinnam była brać antydepresanty, czy leki tego typu, żeby mi się poprawiło. 
-Widzimy przecież twoje blizny, rany i siniaki. Ten pieprzony gips też trudno przeoczyć. Powiesz mi, co ci się stało, albo już w życiu się do ciebie nie odezwę.- stwierdził.
-Ja pierdole, ale dramatyzujesz.- próbowałam odwrócić się do niego plecami, ale mnie chwycił i przygwoździł do łóżka. Dokładnie tak, jak byliśmy mali, wspiął się na mnie i usiadł mi na biodrach. 
-No gadaj!- rozkazał.
-Złaź ze mnie, spaślaku.
-To mi powiedz kto ci to zrobił! To ten chłopak?

-Nie. Proszę, daj temu spokój, dobra?- wyszeptałam. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i pokręcił głową.
-Nie mogę. Czy ci się to podoba czy nie, jesteś moją małą siostrzyczką i moją robotą jest zajmowanie się tobą i wnerwianie cię aż do granic. Proszę, powiesz mi co się stało?- prawie że błagał. Zamknęłam szczelnie oczy i wyobraził sobie, że rozmawiam z Zaynem. Byłam tylko ja i on. Mogłam nawet wyczuć jego leśno, dymowo papierosowy zapach.
-Ja kochałam go, a on mnie.- zaczęłam, nie otwierając oczu, żeby nie zepsuć urojenia Zayna, które miałam przed sobą. Widziałam jego każdy pojedynczy tatuaż. Widziałam jego zarost i jego nieposkromione włosy. Widziałam jego czekoladowe oczy, które zawsze były na mnie złe, ale jednocześnie patrzyły na mnie z uwielbieniem. 
-Byliśmy popaprani. Oboje. Ale to nie było aż takie złe, byliśmy przecież popaprani razem.- poczułam, że na ustach formuje mi się lekki uśmiech, ale jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął.
-Był przeciwieństwem dobrego chłopaka. Był zamieszany w rzeczy, które do tej pory nie wiem co znaczą. Był niebezpieczny. Ale mnie kochał i to wszystko co się liczyło. Opiekował się mną. Utrzymywał mnie. Wspierał mnie. Dopełniał mnie.- wyobrażałam sobie jak jego mięśnie napinają się pod moim dotykiem tak jak kiedyś. Mogłam wręcz zobaczyć jego zapierający dech w piersi uśmiech z językiem przyciśniętym do zębów.
-Ale jeden z jego wrogów się do mnie dobrał i to przez niego taka jestem. Skrzywdził mnie i zrobił mi rzeczy, które nigdy nie wylecą mi z pamięci. Ale Zayn mnie uratował. Sprowadził mnie do domu i wyleczył. Dzięki niemu było mi lepiej. Gdy tylko zaczęłam powracać do mojego normalnego stanu, wywalił mnie z domu. Zmusił mnie żebym tu wróciła. Powiedział, że to dla mojego dobra, ale ja chyba wiem lepiej, co jest dla mnie lepsze i to teraz, nie jest. On jest dla mnie najlepszy. On jest wszystkim czego potrzebuje.- poczułam gorące łzy spływające mi po policzkach, gdy wyobraziłam sobie Zayna idącego w moją stronę. 
Widziałam jak jego szeroka postura sięga w moją stronę, ale zniknął, a moje oczy były już otwarte oceniając reakcje Davida.
-Nie brzmi mi to na dobry związek. Wiem, że cię to krzywdzi, ale ten koleś zrobił dla ciebie to, co najlepsze.- powiedział cicho. Przystawił mi dłoń do twarzy i wytarł mi łzy, zanim ze mnie zeszedł. 
-To nie był dobry związek, ale on robił wszystko co w jego mocy, żeby mnie chronić. Ja go potrzebuje, David.- powiedziałam płaczliwie. David pomógł mi usiąść i posadził mnie tak, że nogi zwisały mi z łóżka.
-Wiem, że myślisz, że go potrzebujesz, ale-
-Serce mnie boli, gdy go przy mnie nie ma. Gdy mnie nie dotyka, nie przytula, nawet gdy na mnie nie krzyczy. To boli, David.
-A co z tym?!- warknął, przytrzymując mi przy twarzy mój gips- to cię nie bolało? Jeśli byś z nim była, znów wydarzyło by się coś takiego! 
-To wszystko co mi po nim zostało.- trzymałam delikatne uszkodzony nadgarstek w drugiej ręce. Mogłam się założyć, że już był cały i zdrowy, ale ten gips był moim jedynym przypomnieniem o Zaynie.
-Zobacz, Louis mi się podpisał i Liam i Niall też. A patrz tutaj, nawet Eleanor się podpisała. Harremu nie pozwoliłam. Harry nie mógł mnie dotykać.- wyjaśniłam. David pokręcił tylko na mnie głową. Widziałam, że stara się uspokoić, ale to chyba nie działało.
-Nie mam, kurwa, pojęcia o kim ty gadasz.
-O mojej drugiej rodzinie. O rodzinie Zayna. Patrz na to, Zayn to zrobił. Przyozdobił mi gips, żeby był ładniejszy. Ma wielki talent.- wskazałam na te wszystkie kręte wzory wytatuowane na gipsie. Małe zawijasy i komiksowe postacie. Serduszka i kwiaty. Pojedyncze słowa i bazgroły. 
-Zayn? Tak ten koleś ma na imię?- David zapytał, gdy pomagał mi wstać. Przytaknęłam w odpowiedzi i dalej śledziłam palcem wzorki.
-Dasz sobie radę, mała. Sam tego dopilnuję.
Przez następne dwa tygodnie, David naprawdę starał się, żebym wydobrzała. Powiedział rodzicom, co się stało. Przekonał mamę, żeby pogadała ze mną o Zaynie. Zmusił tatę, żeby zabrał mnie do doktora, żeby usunąć gips. Nazwijcie mnie dziwną, ale i tak go zatrzymałam. Miałam go w małym pudełku po butach pod łóżkiem i zawsze gdy nie mogłam spać, co było każdej nocy, wyciągałam gips i przyglądałam się małym notkom i rysunkom. David i jego dziewczyna, Cassie umówili mnie nawet na randkę w ciemno.
-Nigdzie nie idę.- stwierdziłam po tym, gdy Cassie zrobiła mi makijaż. Nawet nie mogła równać się w tym z Eleanor, ale jej tego nie powiedziałam. 
-Och, no weź. Nie musisz od razu wychodzić za tego chłopaka za mąż, idziesz się tylko zabawić.- Cassie uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-I tak pójdziesz.- David powiedział, stojąc w drzwiach i nas obserwując. 
-Nie dam rady. Proszę, nie zmuszajcie mnie.- zaczęłam ich błagać, mając nadzieje, że chociaż jedno z nich się nade mną zlituje i dadzą mi spokój.
-Hannah, minęło sześć tygodni. Musisz iść, to ci pomoże ruszyć na przód.- powiedział surowo, dając znać, że nie mam się z nim kłócić.
-Nigdy nie ruszę na przód. Ten koleś do stóp Zaynowi nie dorasta.- warknęłam. Dopóki ten gościu nie będzie Zaynem, to nie ma mowy, że gdzieś z nim pójdę.
-Bo sam cię tam zaciągnę, Han. Nawet ze mną nie zaczynaj.- włączył się jego tryb starszego brata i od razu zaczął mnie szantażować. W przeciwieństwie do innych ludzi, wiedziałam, że David nigdy nie rzucał słów na wiatr. Zawsze tak jakby... popędzał mnie nimi do robienia różnych rzeczy. Ale i tak wszyscy wiemy, że urocza mała siostrzyczka zawsze wygrywa. 

Ale cóż, najwyraźniej nie tym razem, bo mniej niż trzydzieści minut później siedziałam już w samochodzie jakiegoś idioty o imieniu Will.
-Jedziemy?- uśmiechnął się, gdy odpalił samochód, sprawiając, że z radia zaczęła grać wieśniacka muzyka country.

O ja pierdole.
-Jak tam chcesz.- wzruszyłam ramionami, wyglądając tęsknie przez okno i myśląc, co zrobiłby Zayn, gdyby nakrył mnie z Willem. Hm, Will pewnie skończyłby w kontenerze walcząc o życie. A mi z drugiej strony...nie miałam pojęcia co by zrobił mi. 

Ale właśnie o to chodziło, że wolałabym być z Zaynem, który by mnie krzywdził, niż spędzić chociaż chwilę dłużej z tym głupkiem.

sobota, 27 grudnia 2014

Chapter 48: Over

Leżałam w łóżku i bez celu wpatrywałam się w sufit. Zayn kazał pobyć mi przez chwile w naszej sypialni, więc oczywiście tak zrobiłam.
Nie chciałam być tu uwięziona, ale bałam się, że jeśli się mu sprzeciwie, to pobije mnie tak jak zrobił to Jay. Miałam nadgarstek w gipsie, co dokładnie przypominało mi, co się stanie jeśli mu odmówię.

Chciałabym myśleć, że Zayn nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego, ale to co przeżyłam wskazywało na zupełne przeciwieństwo. 
Moje oczy wędrowały po malunkach zrobionych mazakami, które zdobiły gips. Louis podpisał się jako pierwszy, jego imię napisane było dużymi czarnymi literami otoczonymi uśmiechniętymi buźkami. Eleanor zostawiła mi zapiskę o szybkim powrocie do zdrowia i podpisała ją swoim imieniem. Oboje, Niall i Liam napisali mi małymi literkami swoje imiona, a Zayn udekorował resztę miejsca bazgrołami i szlaczkami, które wyglądały na robione przez profesjonalistę.
-Hannah!- głos Zayna zagrzmiał na końcu korytarza.
To był znak, że już mogę stąd wyjść. Powoli wyszłam z łóżka i zaczęłam kierować się do kuchni. 
Louis i Zayn stali przy blacie, a Eleanor grzebała w lodówce. 
Cała nasza paczka została u nas na tydzień, ale potem się wynieśli. A teraz, trzy tygodnie po tym, gdy Zayn mnie uratował, wyglądało na to, że Eleanor i Louis na stałe osiedli się w pokoju gościnnym. 
-Nie mamy żarcia.- Eleanor burknęła, gdy się podniosła i położyła sobie ręce na jej drobnej tali.
Louis zwęził na nią oczy i sięgnął, by mocno klepnąć ją w tyłek, sprawiając, że zaskoczona podskoczyła z pół metra w przód.
-Wyrażaj się. Ile razy mam ci to powtarzać?- warknął na nią. Pomasowała bolące miejsce i zmarszczyła brwi.
-Przepraszam.
Obserwowałam to wszystko w szoku. Położył na niej ręce. Uderzył ją…
Instynktownie zrobiłam krok w tył, gdy tylko mój mózg zarejestrował co się stało. Zobaczyłam jak oczy Zayna zamigotały w zrozumieniu, gdy spojrzał w moją stronę. 
-Louis, weź się kontroluj.- warknął, gdy odepchnął się od blatu. Podszedł do mnie i przyglądał się mi ostrożnie.
-Głodna, kochanie?- zapytał. Pokręciłam głową, gdy próbowałam przełknąć kulę podchodzącą mi do gardła na samą myśl o tym, że ktoś może poniewierać Eleanor.
Od samego początku naszego związku, to ja byłam tą niesforną. Przeklinałam, byłam chamska, nigdy nie słuchałam poleceń, kłóciłam się, byłam agresywna i tym podobne. Ja, nie Eleanor. Ona była posłuszna, dobra i opiekuńcza. Jak ktokolwiek w ogóle mógł ją skrzywdzić?
-Wszystko okej?- zapytał cicho, uważnie mnie obserwując. Przytaknęłam i się od niego oddaliłam, żeby podejść do Eleanor. Położyłam jej dłoń na plecach, gdy wzrokiem ciskała pioruny w stronę Louisego.
-Możemy iść na zakupy.- zasugerowałam miękko. 

-Nie!- oboje aż podskoczyli, nie zgadzając się. Nawet El nie była w stanie nie przestraszyć się ich reakcji.
-Czemu nie?- naciskałam. Widziałam, że Zayn zaskoczony moją odpowiedzią unosi w zdziwieniu brwi. To był już czwarty raz w tym tygodniu, kiedy podważałam albo nie zgadzałam się z tym, co powiedział. Ale nie mogłam się powstrzymać.. nie mogłam przecież siedzieć tu z założonymi rękoma i patrzeć, że to Eleanor jest brana za tą ''złą''. Nie była tą, która zasługiwała na uderzenie. 
Może jeśli jeszcze bardziej będe testować ich cierpliwość, to Louis i Zayn zobaczą, że to ja tu jestem nieposłuszna i dadzą El spokój.
-Bo obydwie nie możecie wychodzić z tego mieszkania bez przynajmniej dwójki z nas.- Louis odparł szorstko, gdy sięgnął po swoją dziewczynę. Widziałam, że oddala się od niego, przez co spojrzał na nią srogo. Musiałam interweniować zanim znów się rozzłości.
-Nie mamy po dwanaście lat. Nie zgubimy się przecież w sklepie.- przewróciłam oczami.

-Już mówiliśmy, nie. Musi być przynajmniej czwórka osób z gangu żeby z wami gdzieś wyjść, dwóch na każdą.- Zayn powiedział powolnie. Widziałam, że stara się trzymać swój gniew w ryzach. 
-No to idźcie we trójkę, a ja tu zostanę.- zaproponowałam, odsuwając się od wszystkich na wypadek, gdyby Zayn się wkurzył i się na mnie rzucił.
-Nie myśl sobie, że cię kurwa, zostawię samą.- warknął cierpko, a jego oczy zaszły gniewem. Przytaknęłam tylko bezgłośnie, od razu cofając się, widząc, że się rozzłościł. Westchnął i zaczął pocierać sobie skronie wskazującymi palcami.

Spuściłam wzrok na moje stopy i pocierałam gips moją nieuszkodzoną dłonią.
To zabawne, a raczej ironiczne, że myślałam, że Jay tylko zwichnął mój nadgarstek, ale ten dupek go złamał. Chyba nie bolało aż tak bardzo, jak myślałam, że boli złamie kości...
-Po prostu... Wyśle do sklepu Nialla i Harrego.- stwierdził. Usłyszałam śmiech Eleanor i od razu na nią spojrzałam. 
-Sorry, ale to... możecie sobie wyobrazić tą dwójkę na zakupach?- jej śmiech rozchmurzył pomieszczenie, nawet Zayn uśmiechnął się na samą myśl. Widziałam, że Louis też wyobraża to sobie w głowie i nagle też wybuchnął śmiechem. 
Obserwowałam ich w rozbawieniu, ale sama tylko uśmiechnęłam się lekko.
Dość śmiesznym było wyobrażenie sobie dwóch członków gangu, których się wszyscy bali, wybierających produkty.
-Może zadzwonię po Nialla i weźmie ze sobą chłopaków i zabiorę z nami El?- Louis zasugerował, gdy opadł jego śmiech. Wciąż miał na twarzy wyryty uśmiech i zmarszczone w kącikach oczy, gdy wymieniali z Eleanor spojrzenia. Myśl o Niallu i Harrym wciąż gościła im na myśli, bo nie mogli opanować rozbawienia.
Zayn zgodził się na ten pomysł i w przeciągu dwudziestu minut już ich nie było, zostawiając mnie z nim sam na sam.
Zasadziłam się na kanapie i zaczęłam przeskakiwać po kanałach w telewizji, niezdecydowana na żaden program. Zayn przyszedł i usiadł ze mną, zostawiając pomiędzy nami z pół metra przestrzeni.
-Możesz wybrać coś do oglądania? To latanie w kółko mnie wkurza.- jęknął po kilku minutach oglądania jak szybko latam z kanału na kanał.
-Jeśli ci to tak przeszkadza, to sobie stąd idź. Ja tu byłam pierwsza.- odcięłam się, nawet na niego nie patrząc, gdy kontynuowałam zmienianie kanałów. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi, spojrzałam na niego kątem oka.
On się... uśmiechał?
Moja głowa gwałtowanie powędrowała w jego kierunku, jego białe zęby były na widoku. Pokręcił na mnie tylko głową, ale nie mogłam zignorować tego, jak smutne i nieobecne były jego oczy.
-Z czego ty się, kurwa, tak cieszysz?- warknęłam. Co było dla niego takie zabawne?
-Z niczego.- dalej kręcił głową, gdy się ode mnie odwrócił. Dziwak.
To czemu był taki smutny, jeśli się uśmiechał?
Trzy dni później dowiedziałam się, przez co się tak smucił.
Dom znów opustoszał, z wyjątkiem mnie i Zayna. Siedziałam właśnie przy stole w kuchni, siłując się w moim gipsem.
-Co ty robisz?- zapytał, gdy obserwował mnie, stojąc w drzwiach.
-Ręka mnie swędzi i przez ten pieprzony gips nie mogę się nawet podrapać.- odpowiedziałam i wetknęłam sobie końcówkę łyżki pod gips. Westchnęłam zadowolona, gdy przestało swędzieć, a Zayn jęknął obrzydzony.
-Jezu, my tym gotujemy. W sumie wiesz co... wyrzuć to, jak już skończysz.- pokręcił głową i usiadł naprzeciwko mnie.
Wyrzuciłam łyżkę do śmieci, nie trafiając nawet do kosza, ale nawet nie trudziłam się podnieść jej z podłogi.
-Więc o co chodzi?- zapytałam, z o wiele lepszym nastrojem, po tym gdy sprawa z moją swędzącą ręką się rozwiązała.
-O nic nie chodzi. Czemu miałoby o coś chodzić?- spojrzałam na niego podejrzliwie, gdy tylko otworzył usta. Już wcześniej coś wyczuwałam, ale teraz na pewno coś było na rzeczy.
-Tak tylko pytałam... wszystko w porządku?- zapytałam cicho. Nie chciałam napierać na niego za mocno, wiedząc, że jego gniew to nie za fajna rzecz. Nie zrobił mi krzywdy ani nic... W sumie to nawet nieźle się kontrolował odkąd mnie uratował, ale wciąż nie byłam zbyt pewna tego ile jeszcze wytrzyma.

-Nie, nie jest okej. Muszę z tobą o czymś porozmawiać. O nie. Zaczęłam panikować, od razu zastanawiając się, co zrobiłam źle. 
Dużo rzeczy.
Spieprzyłam dużo rzeczy.
Nie odpowiedziałam, czekałam tylko aż rozwinie to co ma do powiedzenia. Nie chciałam jeszcze pogarszać tego, cokolwiek zrobiłam źle, więc siedziałam cicho. 
-Musimy pogadać o tym, co ci się stało. Wiem, że to moja wina i wiem, że to było okropne przeżycie i, że nigdy nie powinnaś do tego wracać. Ale musisz wyrzucić to z siebie, żeby ci się poprawiło. 
-Już mi lepiej. Oprócz tego głupiego gipsu nic mi nie jest.- powiedziałam mu zdezorientowana. To znaczy... pewnie, miałam blizny, ale nie miałam nigdzie krwi, żadnych otwartych ran ani bolących siniaków. Tylko ten gips przez który wyglądałam jak kaleka.
-Nie mówię o twoim ciele, kochanie. Wiem co ten facet ci zrobił. Widzę to. Za każdym razem, gdy cię dotykam albo całuje, albo broń boże położę na tobie rękę poniżej twojej talii, to widzę, że w środku panikujesz. Wiem co on ci zrobił...- powiedział powolnie. Mówił przez zaciśnięte zęby, widać, że ten temat jest dla niego niewygodny.
Czekajcie... on wiedział? Wiedział, że dałam się dotknąć innemu mężczyźnie? Że pozwoliłam komu innemu, żeby miał nade mną kontrolę? A co dopiero to, że pozwoliłam komu innego być... we mnie? I nie chciał mnie za to zabić? Nie chciał zadźgać mnie na śmierć? Nie był zły, że pozwoliłam, żeby się to wydarzyło? 
-Przepraszam.- wyszeptałam i tak wiedząc, że to mu niczego nie wynagrodzi.
-Nawet nie waż się tego mówić. Nie chcę nigdy więcej słyszeć tego jebanego słowa wychodzącego z twoich ust, zrozumiano? Nie masz mnie za co przepraszać.- warknął, jego głos stał się głośniejszy, gdy pochylił się do przodu, by być ze mną twarzą w twarz i podkreślić swoją rację.
Przytaknęłam szybko, nie wiedząc jak odpowiedzieć.
-Muszę wiedzieć, dlaczego cały czas jesteś taka przestraszona. Wiem, że Jay cię skrzywdził, ale chcę żebyś wiedziała, że ja nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy i nigdy nie pozwolę, żeby ktokolwiek znów cię skrzywdził.- powiedział, jego ręka sięgnęła przez stół po moją, ale nie mogłam się powstrzymać przed instynktowym cofnięciem się w tył.
-Nie wiem, co chcesz żebym ci powiedziała- wyszeptałam -Jay mnie bił, obmacywał, gwałcił. Złamał mi rękę, zrzucił mnie ze schodów, kopał mnie, popychał, i znów bił i chciałam tam po prostu umrzeć. Jedynym powodem dla którego zmusiłam się do przetrwania, było to, że przyjdziesz po mnie. Potrzebowałam cię, byś znów trzymał mnie w swoich ramionach.
-Proszę, nie mów mi o tym.- jęknął. Zaczęłam się martwić, co zrobiłam źle. Nie wiedział o tym, co mi się stało? Myślałam-
-Proszę, nie mów mi, że mnie potrzebowałaś. Błagam.- prosił, a smutek wypełnił jego piękne orzechowe oczy.
-Ale tak jest. Potrzebuję cię.- upewniłam go. Nie mogłam być bez niego. Nawet nie wiem dlaczego, przecież jeszcze nie dawno temu go nienawidziłam. Kiedyś chciałam dźgnąć go nożem w śnie, żebym mogła od niego uciec. A teraz nie mogłam zasnąć bez niego przy moim boku.
I wiedziałam, że z jakiegoś powodu, on też mnie potrzebował.
-Nie możesz mnie potrzebować. Musisz być niezależna i sama się sobą zająć.-przekonywał mnie. Widziałam, że coś rozrywało go od zewnątrz. Nie mogłam powstrzymać uczucia dyskomfortu.
Co się działo?
-D-dlaczego?
-Bo nie możesz dłużej ze mną być. Nie możesz dłużej tutaj zostać. Musisz stąd wyjechać. Wrócić do Ameryki, jak najdalej ode mnie i po prostu kontynuować swoje życie, jakbym nigdy ci go nie spieprzył.- jego ochrypły głos wyszedł jako łamiący się szept, a sam twardy Zayn Malik musiał powstrzymywać łzy.
Ale ja się nie powstrzymywałam.
Zaczęłam płakać jak małe dziecko, coś co ostatnimi czasy robiłam bardzo często.
-Nie mogę stąd wyjechać. Nie zmusisz mnie, nie poddam się bez walki.- wyskrzeczałam, gdy odepchnęłam się od stołu. On też wstał i po mnie sięgnął, ale odepchnęłam jego rękę. 
-Kochanie, nie obchodzi mnie, jeśli będę musiał cię zmusić, ale i tak stąd wyjedziesz. Wyjedziesz stąd, bo obiecałem, że nie pozwolę cię skrzywdzić i wiem, że jeśli dalej ze mną będziesz, stanie się coś niedobrego... znowu. Więc wrócisz do swojej rodziny i zostawię cię w spokoju. Na zawsze.
-Nie. Nigdzie się nie wybieram.- podciągnęłam nosem.
-Myślałem o tym już od jakiegoś czasu. Nie mogę pozwolić, by znów stała ci się krzywda, więc musisz wyjechać. Koniec dyskusji.- powiedział tak surowo, jak tylko potrafił. Jego oczy całkowicie oddawały prawdziwy smutek i mękę, którą czuł, gdy zobaczył moją zrozpaczoną posturę.
-Nie rób mi tego.- wyszeptałam.
-Muszę. Kocham cię, ale z nami koniec. 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Chapter 47: Zayn’s POV part 3

Kiedy moja Hannah wreszcie zasnęła, musiałem odsunąć się z dala od jej drobnego ciała. Umieściłem ją pod kołdrą i przykryłem. Oparłem się pokusie by się na niej położyć i leżeć tak już na zawsze. Zmuszając się do wyjścia, pocałowałem ją w czoło i wyszedłem.
-Co z nią?- Eleanor zaczęła dopytywać jak tylko wyszedłem z pokoju. Uniosłem ręce przed siebie i przeszedłem obok niej. Dosłownie zacząłem się trząść, będąc coraz z daleka od Hany.
Rozsunąłem jej nogi.
Widziałem co on jej tam zrobił.
Na jej udach miała siniaki, które były śladami jego palców. Wszystko było spuchnięte i krwawiło. Jej całe ciało krzyczało do mnie i zdawałem sobie sprawę, że to co Eleanor powiedziała niedawno było prawdą.
Ten dupek ją zgwałcił.
Wiele razy.
Gdybym tylko jej nie zawiódł. Gdyby tylko porwanie i sponiewieranie jej nie wystraszyło jej tak bardzo. Gdyby tylko...Gdyby tylko nie zmusił się wcześniej do zabicia ich wszystkich, ta intensywność tylko wzrosła.
Nie tylko on miał ręce na mojej dziewczynie i swojego kutasa w niej, on ją zbezcześcił. Zabrał jej cnotę.
Uprawiał z nią seks więcej razy niż ja.
I to były wystarczające powody by przywalić pięścią prosto w ścianę. I znowu. I znowu.
Wiedziałem, że mam widownię. Mogłem poczuć ich wzrok na sobie, ale żaden nie śmiał się zbliżyć i mnie powstrzymać. Czułem jak krew cieknie w stronę mojego nadgarstka, jak tylko oderwałem rękę od ściany. Moje kostki ocierały się o zadrapania, ale to był dobry ból.
To była mała cena do zapłaty, w porównaniu z tym co czuła Hannah.
W końcu odwróciłem się w stronę ludzi, którzy na mnie patrzyli. Pięć par oczu wpatrywało się we mnie z sympatią. Pięć osób kręciło głową ze zniechęceniem.
To były te osoby, które zdecydowały się zostać w moim salonie, śpiąc na zmianę na kanapie bądź na podłodze, by mogli być tu w razie gdybym ich potrzebował. To były te osoby, którym nie wiele brakowało by się ode mnie odwróciły, ale jakoś wciąż mnie wspierały w ratowaniu mojej drugiej połówki. To były osoby, które były moją prawdziwą rodziną.
Niall i Liam siedzieli na kanapie i patrzyli na mnie. Harry siedział przechylony w tył na stoliku, jego dłonie ścisnęły boki stolika, tak mocno, że knykcie mu zbielały. Eleanor stała, dłonie trzymała przy ustach, a łzy spływały jej z oczu. Louis stał za nią, obejmując ją w talli i przyciskając jej ciało do swojego.
-Ona..ona jest zniszczona..ona...nawet nie wiem czy będzie z nią lepiej- wyszeptałem.
-Stary, nie zapominaj z kim masz do czynienia. To Hannah. Jest po prostu w szoku, ale jest też najsilniejszą i najbardziej upartą osobą jaką znam, więc wiem, że z tego wyjdzie- powiedział Harry swoim twardym głosem. Louis przytaknął, zgadzając się.
-Jesteś naprawdę głupi jeśli myślisz, że ona przez to nie przejdzie- stwierdził Liam uroczyście. Spojrzałem na nich i odchrząknąłem.
Ale mieli rację...
Hannah dała by radę przez to przejść.
Prawda?
-Ale to będzie długa droga- powiedział smutno Niall -przynajmniej tak El nam powiedziała.
-Nie martw się stary. Jay zapłacił za to co zrobił. Nie miał z nami lekko- uspokoił mnie Harry. Brzmiało to dziwnie i bardzo sadystycznie, ale sprawiło, że poczułem się lepiej.
-Zrobiłam obiad. Chce ktoś?- Eleanor spytała cicho. Zerknąłem na drobną dziewczynę w ramionach Louisa kiedy chciał ją delikatnie uciszyć. Musiała być nieźle przerażona. Jeśli to mogło spotkać Hanę, to pewne, że mogło spotkać to i ją. Dodatkowo El w krótkim czasie straciła jedyne przyjaciółki, Hannah i Danielle. Musiała być bardzo zdesperowana, by przywrócić moje kochanie z powrotem.
Wcześniej nigdy nie zauważałem El. Była taka cicha i posłuszna, zawsze z tyłu. Dopiero w tej sytuacji zdałem sobie sprawę jak cała nasza piątka na niej polega. Była klejem, który trzyma nas razem. Była ugodą podczas naszych kłótni. Dbała o nas wszystkich, nie tylko o Louisa.
-Byłoby świetnie- odpowiedziałem cicho, ofiarując jej ciepłe spojrzenie. Nie było mnie stać na uśmiech, ale zdałem sobie sprawę, że zasługuje na uprzejmość. Zasługuje na przerwę.
Nie zamierzałem traktować jej źle po tym wszystkim co dla mnie zrobiła.
Louis puścił ja by poszła do kuchni i wzięła dla mnie talerz czegokolwiek zrobiła. Wróciła kilka minut później ze szklanką wody i talerzem kurczaka z ziemniakami. Podziękowałem i usiadłem ignorując moich przyjaciół, poprawka, braci kiedy mamrotali o tym co się dzieje.
-Słuchaj stary, to będzie długa droga, ale się wyleczy. Nie wątpię nawet przez moment- Niall usiadł obok mnie. Nie odpowiedziałem.
Spędziłem wieczór z chłopakami i Eleanor mimo tego, że pragnąłem być z Hannah. Mimo, że spała a jedyne co mogłem zrobić to ją przytulić.
Ale musiałem porozmawiać z Eleanor co zrobić by Hanie było lepiej. Razem z chłopakami musiałem sprawdzić jak pracował nasz gang, ponieważ nie potrafiłem trzymać  na szczycie wszystkiego innego jak kiedyś.
Parę godzin później zdecydowałem się wrócić do Hany z nadzieją, że choć trochę pośpię. Stanąłem i odwróciłem się by spojrzeć na wszystkich, więc byłem w centrum uwagi.
-Słuchajcie chłopaki- zacząłem patrząc każdemu z nich w oczy -doceniam waszą pomoc. Nie wiem jak wyrazić moją wdzięczność czy coś ale wiedzcie, że mam na myśli..
Przerwałem przez rozrywający uszy krzyk. Zanim mogłem zdać sobie sprawę z tego co się dzieje, moje ciało zabrało mnie do sypialni. Moje nogi pracowały mimo tego, że moja głowa nie. Usłyszałem ciężkie kroki stóp dwóch chłopaków za mną, ale nie spojrzałem kto idzie.
-HANNAH!- wydarłem się, gdy tyko otworzyłem drzwi.
Nie mogłem zrobić nic oprócz myślenia o najgorszym. Nie mogłem zrobić nic...Nie pozwolę by to stało się znowu.
Moje oczy zeskanowały pomieszczenie dopóki nie ujrzałem jej drobniutkiego ciałka zwiniętego w kłębek na łóżku. Jej oczy z przerażeniem patrzyły na pokój, a łzy spływały po jej polikach.
-Co się dzieję?- zapytał zmartwiony Niall kiedy popchnął mnie głębiej do pokoju by mógł spojrzeć na to co się dzieje.
-Zayn? Zayn?- wołała mnie. Natychmiast zignorowałem Liama i Nialla, którzy przyszli na wypadek gdyby stało się coś paskudnego.
Wdrapałem się na łóżko i objąłem ją mocno.
-Kochanie, Kochanie jestem tu. Jestem tuż przy tobie- wyszeptałem. Jej oczy spotkały moje i patrzyłem, jak jej całe ciało wpasowało się w moje.
-Obudziłam się i..i ciebie nie było- płakała, wtulając się we mnie. Trzymałem ją przy sobie tak mocno jak tylko mogłem. Ta dziewczyna nie była moją Haną.
Moja Hannah by nie płakała.
Moja Hannah nie potrzebowała by mnie tak bardzo.
Moja Hannah nigdy nie byłaby tak ufna.
-Już jest dobrze. Jestem tu. Nigdy znowu cię nie zostawię. Nigdy. Obiecuję- Niall i Liam wyszli z pokoju zanim Hannah by ich zobaczyła. Wiem, że by ześwirowała gdyby ich ujrzała.
Wtuliła się we mnie płacząc w moją pierś.
Nigdy nie chciałem tak bardzo płakać w całym moim życiu. Widząc ją załamaną i zmienioną...To mnie dosłownie zabiło.
I Zayn Malik, kurwa, nie płacze.
Nagle mi ulżyło, że odmówiłem mojej mamie i siostrom na powrót do mojego życia.
To było wystarczająco okropne, że wciągnąłem do tego moją dziewczynę.
Po godzinie tulenia jej i trzymania jak dziecko w końcu się uspokoiła.
Co za facet robi tak swojej dziewczynie? Co kurwa jest ze mną nie tak?
Wszystko moja wina...
-Kochanie, chcesz coś do jedzenia?- spytałem miękko. Jej wielkie oczy spotkały moje i przytaknęła powoli. Trzymałem w moich ramionach i wstałem z łóżka.
-Nie martw się, będę tam przez cały czas- wyszeptałem do niej, mój nos delikatnie ocierał się o jej miękki policzek. Ułożyła swoją głowę na moje ramię i zamknęła oczy.
-Tylko ty i ja?- jej cichy głos zapytał.
-Nie. Eleanor i Louis będą z nami jeść- poczułem jak jej ciało zesztywniało w moich ramionach i natychmiastowo zdałem sobie sprawę, że popełniłem błąd.
-Ale ty będziesz ze mną, kochanie. Nie pozwolę nikomu cię zranić- musiałem zacząć uspokajając Hanę, by przynajmniej była wśród innych. Zamierzałem pomóc, by było jej lepiej. Potrzebowałem by było jej lepiej.
Kiedy usiedliśmy przy stole, Hannah odmówiła oderwania się ode mnie w momencie. gdy próbowałem posadzić ją na krześle. Pochyliłem się i ostrożnie ułożyłem ją na krześle, ale ścisnęła mocną moją ciemną koszulkę w swoją małą piąstkę i zaszlochała. Złapałem jej nadgarstek, by odsunąć go ode mnie, ale kiedy to zrobiłem ujrzałem łzy w jej oczach.
Westchnąłem i z powrotem ją podniosłem czując jak jej ciało odpręża się pod moim dotykiem i posadziłem ja na moich kolanach.
Był taki czas, wracając do początku gdzie zabiłbym za to by Hannah chętnie usiadła na moich kolanach. Ale kiedy odmówiła puszczenia jej, poczułem się nienaturalnie.
Tęskniłem za moją niezależną i nieznośną dziewczyną.
Eleanor weszła jako pierwsza. Zatrzymała się w przejściu by sprawdzić reakcję Hany.
-Cześć skarbie- głowa Hany wyjrzała i spojrzała na Eleanor. Jej palce złapały mnie ciasno i słyszałem jak jej oddech był coraz cięższy, ale oprócz tego nie zareagowała źle.
-El zrobiła nam coś do jedzenia- szepnąłem jej do ucha. Hannah kiwnęła głową, ale kiedy Eleanor przybliżyła się do nas, ona znów przybliżyła się do mnie. Zwiększyłem uścisk na jej wąskiej talii, by dać jej znać przy niej jestem, ale nie zdołam ukryć jej przed Eleanor. Gdy twarz Hany schowała się w mojej bluzce, podniosłem dłoń i delikatnie odsunąłem od siebie jej brodę.
-Ona nie zrobi ci krzywdy- głaskałem plecy Hany, kiedy Eleanor usiadła na przeciwko nas i postawiła jedzenie na stole. Wziąłem talerz dla Hany, ale nie dla siebie. Jadłem parę godzin temu i zwykle i tak dojadam z talerza Hany.
Wysłałem El małe kiwnięcie głową, która podniosła się i spokojnie zawołała Louisa.
W momencie, w którym wszedł do pokoju i Hannah zobaczyła go zaczęła świrować.
Wydała mały okrzyk na widok innego mężczyzny i zaczęła się trząść. Odwróciłem jej ciało i złapałem ją szorstko.
-Jestem tu. Spójrz na mnie.- zmusiłem jej oczy do skupienia się na mojej twarzy. Cicho łkała, a łzy spływały wzdłuż jej twarzy.
-To tylko Louis. Znasz go. Znasz Eleanor. Nie zrobią ci krzywdy.- Przytaknęła, ale jej łzy nie przestały lecieć. Wziąłem jej twarz w dłonie i kciukami wytarłem łzy. Odwróciłem ja z powrotem i wsadziłem jej w dłoń sztućce.
Patrzyłem jak Louis objął ramieniem Eleanor i ich oczy się spotkały. Mogłem zobaczyć jej łzy, które próbowała powstrzymywać. Nawet Eleanor nie mogła znieść widoku ciała dziewczyny siedzącej na moich kolanach.
Te same włosy, ta sama twarz, te same oczy, ale czegoś w nich brakowało. Jej usta nie posiadały tego samego uśmiechu jak ten, który miała w większości przypadków wyzywając mnie. Jej oczy nie były lśniące w śmiechu czy głębokie w złości. Nie posiadała tej samej obecności co kiedyś.
Zajęło mi trzy dni by Hannah przywykła do Louisa i Eleanor. Przestała już płakać za każdym razem jak weszli do pokoju i pozwoliła siebie dotknąć. Eleanor próbowała porozmawiać z nią, ale Hannah utrzymywała swoje odpowiedzi krótkie, tak jak robiła to ze mną.
Byłem w stanie zostawić Hanę samą z Lou i El nawet na kilka minut. Ale nigdy nie przekroczyłem 20 minut. Nie chciałem jej zasmucić.
Zaczynała przyzwyczajać się do Nialla i Liama. Mogli być w tym samym pokoju jeśli tylko ją trzymałem, a oni utrzymywali dystans.
Nie była wstanie być w tym samym pomieszczeniu co Harry, ale nie mogłem jej winić.
Wspomnienie o jej gwałconej koleżance były tak świeże jak jej własne. Wiem że Jay ją zniszczył...I że Harry zniszczył Clarie...
Nie byłbym zdziwiony, gdyby nie mogłaby być wstanie być kiedykolwiek w jego pobliżu.
Nie mogła być w jego pobliżu nawet przed jej doświadczeniami. Z wyjątkiem momentu kiedy musiałem ją trzymać przed zaatakowaniem go. Potem musiałem ją trzymać przed ucieknięciem bądź schowaniem się.
Gdzie podziała się moja Hannah? Czy wciąż tam była?
Po dwóch tygodniach Hannah zaczęła mi odpowiadać. Potrafiłem podtrzymać z nią małą konwersację. Głównie zostawała ze mną, bez względu na wszystko. Czasami zostawała z Eleanor pomagając w domowych czynnościach.
Głównie w sprzątaniu, ponieważ Hannah i kuchnia to mieszanka wybuchowa.
Najdziwniejszą rzeczą był fakt, że robiła wszystko to, o co prosiłem. Powiedziałem, że ma usiąść i być cicho przez moment i to zrobiła. Powiedziałem jej by poszła sprzątać z El kiedy ja i chłopaki dyskutowaliśmy o czymś, robiła to. Całowała mnie za każdym razem kiedy prosiłem. Nawet się ze mną nie kłóciła.
I tęskniłem za tym.
Tęskniłem za ogniem, który próbowałem zgasić.
Tęskniłem za jej językiem i ciętymi docinkami, które tak bardzo próbowałem zmienić.
Tęskniłem za jej byciem buntowniczką, którą tak bardzo chciałem wybić.
Prawie przyzwyczaiłem się do jej pieskiego posłuszeństwa. Prawie.
-Mogłabyś zrobić mi lunch?- Zapytałem Hanę kiedy Liam usiadł na przeciwko mnie w jadalni. Mogłem powiedzieć, że chciał ze mną o czymś pogadać. Najprawdopodobniej o tym, iż troje ludzi wisi nam tysiaka i żaden z nich nie ma pieniędzy by nam oddać.
Możecie wyobrazić sobie moje zaskoczenie, kiedy mi odmówiła.
-Słucham?- mój głos wydał ostry dźwięk, moja reakcja zdarzała się już kiedyś, mogłem pomyśleć. Powinienem poczuć ulgę, że mi odmówiła, ale moja dawna reakcja wyszła nieświadomie.
Natychmiast zeskoczyła z moich kolan i zaczęła się trząść. Jej oczy były szeroko otwarte ze strachu.
-Cholera.
-Co?
-W końcu wróciła to swoich buntowniczych nawyków i ja to zawaliłem. Nie powinienem być taki ostry...powinienem odpuścić...- czasami potrafię być, kurwa, idiotą.
-Daj jej czas. To pokazuje, że zaczyna stawać się osobą jaką kiedyś była- zapewnił mnie Liam.
-A teraz koniec o twojej ptaszynie. Markinson, Gregor i Smithlin wiszą nam kasę. Myślę że nie daliśmy im wystarczającego ostrzeżenia. Wysłałem do nich naszych chłopców z łomami i zobaczymy jak szybko kasa wpłynie...

~@so_closee