piątek, 22 listopada 2013

Chapter 35: Worried

Dni z Zaynem mijały szybko. Świetnie się bawiliśmy, dotrzymując sobie towarzystwa i spędzając razem czas. Trzeciego dnia podczas pobytu u niego w mieszkaniu, zawiózł mnie na rozmowę o pracę do korporacji finansowej, a dokładnie do firmy inwestycyjnej Jacobs & Johnson. Wciąż nie miałam pojęcia jaką władzę Zayn miał nad tą firmą i naprawdę nie chciałam się tego dowiedzieć.
Rozmowa przebiegła gładko i dzień później Jacobs do mnie zadzwonił i powiedział, że dostałam tę pracę. Starałam się wmówić sobie, że to przez moje dobre nastawienie i ciężką pracę, a nie dlatego, że Johnson i Jacobs widzieli Zayna czekającego na mnie na korytarzu i dało im to do myślenia.
Zaczęłam pracować tam kilka dni później jako stażystka i szczerze to nie mogłam być szczęśliwsza. Wiem, że to brzmi nudnie, ale finanse i inwestycje są rzeczami, w których jestem dobra. Oczywiście, że nie mogłam sama zajmować się sprawami klientów, ale samo bycie w klimacie firmy inwestycyjnej wystarczało by mnie zainteresować.
Płacili mi, nie za dużo, ale przynajmniej miałam teraz swoje własne pieniądze i mogłam przestać naciągać Zayna.

On i tak twierdził, że to nie jest naciąganie skoro mieszkamy razem i jest moim chłopakiem, ale i tak uważałam to za naciągarstwo.
Minęło już kilka tygodni odkąd zaczęłam tam pracować. Pracowałam tylko trzy dni w tygodniu, ale mi to pasowało. Zawsze mogę nadrobić te godziny później. Zayn nie było przez pięć nocy tygodniowo. Wychodził o dwudziestej  i nie wracał przed czwartą czy piątą rano. 
Pierwszej nocy się na niego rozzłościłam, co spowodowało kolejną kłótnię. 
Po tym, tak jakby to zaakceptowałam.
Nie wychodził imprezować ani nic, wychodził by 'pracować', cokolwiek to znaczyło. W końcu nie trudno zgadnąć, skoro wiele razy wracał do domu z ranami i siniakami na twarzy i ciele. 
Następnego dnia gadałam o tym z Danielle i Eleanor i doniosły mi, że Liam i Louis wracają do domów w tym samym stanie. 
Więc tak to zostawiłyśmy. Żadna z nas nie chciała zagłębiać się w szczegóły.
-Znów wychodzisz?- zapytałam Zayna, leżąc na kanapie przeglądając gazetę. Spojrzał na mnie, gdy przechodził przez salon i zarzucił na siebie skórzaną kurtkę.

-Ta, nie czekaj na mnie.
-Wiesz, że i tak będę.
Zatrzymał się we framudze drzwi, zanim się do mnie cofnął i kucnął przede mną, tak, że nasze oczy były na tym samym poziomie. 
-Kochanie, potrafię się sobą zająć, gdy wracam do domu. Nie chcę żebyś przeze mnie nie spała.- wymamrotał delikatnie.
-Wiem, ale i tak się nie wyśpię, więc równie dobrze mogę na ciebie czekać.- wzruszyłam ramionami.
Gdy Zayna nie ma w domu, wiercę się i przewracam z boku na bok. Nie jestem pewna czy to dlatego, że przyzwyczaiłam się do jego ciała przy moim, czy dlatego, że wiem, że jest gdzieś na zewnątrz, w niebezpieczeństwie.
Tak czy inaczej, nie śpię zbyt dużo.
-Hannah.- odetchnął. Użycie mojego imienia zamiast sentymentalnego przezwiska, które mi nadał zwróciło moją uwagę.
-Hmm?
-Wiem, że te ostatnie pare tygodni były ciężkie, i że zbyt często mnie nie było. Wiem, że cię zamartwiam, że wracam do domu tak jak zawsze i chę żebyś wiedziała, że cię za to przepraszam. Myślę, że to się niedługo skończy, chłopaki i ja prawie skończyliśmy już z pewną pracą. Przemęcz się z tym jeszcze trochę.- poprosił. W odpowiedzi, pochyliłam się i pocałowałam go w nos. 

-Baw się dobrze.
-Spróbuję.- też się uśmiechnął, pochylając się, żeby w pełni mnie pocałować.  Gdy Zayn wyszedł, spędziłam czas na rozmowie przez telefon z moją rodziną. W Ameryce jest 5 godzin w tył, więc było u nich zaledwie południe. Około północy się z nimi pożegnałam i jak zwykle powiedziałam im, że ich kocham i zaczęłam szukać w kuchni czegoś do jedzenia. 
Zamarłam w miejscu gdy tylko usłyszałam głośne walenie do drzwi.
Skąd to dochodziło?
GRZMOT!
Wejście.
Nerwowo skradłam się na palcach z kuchni i zajrzałam do przedsionka, a to co zobaczyłam sprawiło, że rozpadło mi się serce.
Harry i Liam stali przed windą po wyjściu w niej, trzymając ciało. 

Z trudem łapałam powietrze, dając im przy tym znać o mojej obecności i pobiegłam do Zayna.
-Co wy żeście mu zrobili?!- krzyknęłam, gdy mnie wyminęli i zanieśli go do sypialni. Poszłam za nimi.
-Wszystko z nim okej.- Liam zapewnił mnie z uśmiechem. Oboje szczerzyli zęby w uśmiechu.
-Co jest z wami nie tak, do cholery? Zepchnęłam ich sobie z drogi, żebym mogła mieć lepszy widok. Zayn był nieprzytomny, ale to było ostatnie z moich zmartwień. Jego twarz była opuchnięta i nabrzmiała, a jego oczy we fiolecie i czerni. Siniaki wiodły szlak po jego szczęce aż do jego koszulki. Rany i krew rozproszone były po jego pięknej posturze i leżał tak nieruchomo. 
-Oczywiście, że nie jest z nim okej!

-Uspokój się, Hannah. Liam położył mi rękę na ramieniu w pocieszającym geście, ale ją zepchnęłam. 
-Nie mów mi, kurwa, żebym się uspokoiła! Zmyjcie te głupie uśmieszki z twarzy i powiedzcie mi co się, kurwa, stało!- krzyknęłam na nich. Chłopcy wymienili spojrzenia zanim znów się do mnie zwrócili.
-Naprawdę nic mu się- Harry zaczął, ale mu przerwałam.  
-Nie mówię do ciebie. Liam- zwróciłam się do drugiego chłopaka -mów co się stało. Oboje przewrócili na mnie oczami, ale byłam zdeterminowana żeby już nigdy nie odzywać się do tej kręconowłosej pizdy. 
-Jest tylko lekko poobijany. To nic takiego. Wygląda gorzej niż tak naprawdę jest- żadnych złamanych kości ani skręceń, więc wyluzuj. Jedynym powodem, dla którego jest nie przytomny, to dlatego, że jest pijany.- Liam wzruszył ramionami, desperacko starając się zetrzeć ten uśmieszek z jego twarzy.
-Powiedz. Mi. Co. Się. Stało.- zarządziłam przez zaciśnięte zęby.

-Jezu, ona nawet nie wie jak się do nas odzywać- Liam zwrócił się do Harrego.
-Zero szacunku.- zgodził się.

-Spójrz, Hannah. Nie mogę powiedzieć ci co się stało, w porządku? Coś wymknęło się spod kontroli, ale wyszliśmy z tego zwycięsko i zdecydowaliśmy się na świętowanie, więc Zayn się nachlał. To wszystko. A teraz, jeśli będziesz tak miła, będziemy się już zbierać. Liam wypchnął Harrego z pokoju, zostawiając mnie z jakby martwym chłopakiem, o którego wydawali się w ogóle nie przejmować.
Usiadłam obok niego i moje palce wędrowały po jego poranionej twarzy. Wydawał się odczuwać mój chłodny dotyk, nawet przez sen i na jego twarzy pojawił się uśmiech. 
Bolało mnie to, ale oderwałam od niego rękę i weszłam do łazienki przylegającej do pokoju po apteczkę i potrzebne rzeczy. Gdy spał tak spokojnie, oczyściłam jego twarz z krwi. Ostrożnie rozebrałam go ze spodni i koszulki.
Jego ciało nie było posiniaczone tak bardzo jak myślałam że będzie, ale i tak musiałam go trochę oczyścić. Gdy już skończyłam, otuliłam go kołdrą i skuliłam się obok niego. 

-To koniec. Wygraliśmy. To już koniec.- wymamrotał, gdy wtuliłam się w jego ciało. Spojrzałam na niego, by zobaczyć czy jest przytomny, ale jego oczy wciąż były zamknięte.
Gdy się obudziłam była jedenasta rano, następnego dnia. Zayn wciąż spał obok mnie, jego ręka opiekuńczo owinięta wokół mnie jak zazwyczaj. Nie wyglądał tak źle w świetle dziennym, jak wyglądał w ciemności. Chyba to cienie sprawiały, że jego siniaki wyglądały na większe, a rany na głębsze.

Ostrożnie odepchnęłam się od niego i dowlokłam się do kuchni w mojej piżamie, którą była para majtek i jedna z koszulek Zayna. Co zrobić komuś kto ma kaca?
Nastawiłam wodę na herbatę, wiedząc, że Zayn będzie potrzebował jej gdy się obudzi. Położyłam dwie tabletki i szklankę wody na ból, który będzie czuł przez jego rany, ale też ból głowy przez kaca.
Gdy czekałam na tosty (proste, pomyślałam, że jedzenie bez zapachu jest świetne dla osób z kacem) stwierdziłam, że włączę muzykę, ale gdy tylko sięgnęłam w stronę radia, oderwałam od niego rękę, wiedząc, że budzenie Zayna na kacu okropnym rapem jest raczej głupim pomysłem.
Tosty były gotowe po chwili, więc posmarowałam je masłem i postawiłam talerz na blacie. Zrobiłam herbatę i postawiłam obok. 

Mogłam usłyszeć szuranie stopami w głębi korytarza. Wstał. 
-Dzień dobry.- przywitałam go po cichu, moje oczy wędrowały po jego prawie nagim ciele, oceniając szkody. No, zdecydowanie nie aż tak źle jak to wyglądało w nocy. 
-Dobry.- odpowiedział. Zatrzymał się przy blacie i wpatrywał się w przygotowany posiłek.
-To dla mnie?
-Tak.- przytaknęłam głową i pochyliłam się nad blatem stojąc naprzeciwko niego, gdy usiadł i z niepewnością przyglądał się jedzeniu.
-To nie jest zatrute, nie?- wziął do ręki kawałek tosta.
-O czym ty do cholery gadasz?
-Nigdy dla mnie nie gotujesz. Zrobiłem coś, że chcesz mnie zabić?- wziął niepewnie gryza tosta i powolnie go przeżuł. Idąc tym śladem, następny był nadzwyczaj ostrożny łyk herbaty.

-Starałam się być dla ciebie miła.- wzruszyłam ramionami, stojąc wyprostowana -nawet jeśli na to nie zasługujesz.- dodałam po zastanowieniu.
-Dlaczego starasz się być dla mnie miła?- zmrużył oczy.
-Bo wyglądasz jakbyś tego potrzebował plus masz kaca. Spojrzał w dół na jego ciało i patrzał oczekująco na siniaki.
-Nie wyglądam aż tak źle, co nie?- pomyślał na głos.
-Czekaj, czemu niby na to nie zasługuje?- zapytał, łącząc brwi w jedną całość. Westchnęłam i pchnęłam szklankę wody i tabletki w jego stronę. Wziął je, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

-Bo Liam i Harry musieli przyprowadzić cię do domu.
-I co?- odparł jakby jakby to nie było nic wielkiego. 

-I to, że nie chcę być w pobliżu Harrego, a ty byłeś nieprzytomny, pijany i pobity. Dostałam przez ciebie pieprzonego zawału serca. Myślałam, że stało ci się coś strasznego!
-Nic się nie stało, wszystko ze mną okej. Louis był wstawiony, więc Niall zaprowadził go z powrotem do Eleanor. Więc by się mną zająć zostali tylko Harry i Liam, to wszystko. To moje mieszkanie, Harry to mój kumpel, więc będzie tu często, więc się do cholery lepiej do tego przyzwyczaj.- wymamrotał zrzędliwym tonem. 
-Nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
-Nieważne.
-A co z byciem pijanym i wyglądaniem jak wczoraj, co? To też dla ciebie nic wielkiego?- wskazałam na jego opuchnięty policzek by podkreślić moją rację. Wzdrygnął się, jakby czuł pulsujący ból.
-Wdałem się tylko w szarpaninę. Jeśli sądzisz, że ja wyglądam źle, to powinnaś zobaczyć innych.- Zayn zaśmiał się do siebie, kręcąc głową na wspomnienie. 

-Nie jestem aż tak pokrzywdzony na jakiego wyglądam. Ta stresująca rzecz, o której ci wczoraj powiedziałem, że 'praca', która pochłania mój czas skończy się gdy zajmę się tym gościem z wczoraj. Stwierdziliśmy z chłopakami, że trzeba to uczcić paroma drinkami. Pozwij mnie za to.
-Myślałam, że byłeś… myślałam, że się już nie obudzisz. Myślałam, ze Harry i Liam przynieśli mi twoje ciało do opłakiwania!
-Nie dramatyzuj. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.- warknął i bez słowa wypadł z pokoju jak burza.



                                                                              ♡♡♡♡DZIĘKUJĘ♡♡♡♡
                                                      

wtorek, 5 listopada 2013

Chapter 34: Stick to Your Guns

Lunch minął szybko. Ku mojemu zaskoczeniu, przez czas rozmowa płynęła nam gładko. Zayn świetnie się bawił, śmiejąc się z tego co mówili inni. Wiem, że niesamowitą radość sprawi mi przypomnienie mu, że gdybym nie zmusiła go do pozwolenia mi gadania z resztą chłopaków, ten lunch w ogóle nie miałby miejsca. Najwyraźniej Liam i Louis podążali jego śladami, bo Eleanor i Danielle też mogły przyłączyć się do rozmowy.
Oklaski dla Hany.
Kiedy lunch dobiegł końca, Eleanor odmówiła jakiejkolwiek  pomocy w kuchni, szepcząc, że Louis zawsze jej pomaga, gdy już wszyscy wyjdą.
Danielle i ja wymieniłyśmy się numerami telefonów, żebyśmy mogły ze sobą pisać. Obiecałam też dziewczynom, że nie długo zaproszę je do naszego mieszkania... a raczej mieszkania Zayna.
Albo powinnam nazwać je naszym mieszkaniem? To znaczy... ja też tam teraz mieszkam. W sumie to czułam się tam jak w domu.
-Chciałabym umieć gotować tak jak Eleanor i Danielle.- westchnęłam, opierając głowę na ramieniu Zayna, który prowadził.
-A ja nie, kochanie. To jest to, co w tobie kocham. Jesteś inna i nie taka jak one. W moim świecie, kobiety zostają w domach, gotują, zajmują się swoimi mężczyznami i słuchają się ich rozkazów. To jest to, co robią kobiety związane z członkami gangu. Ale nie Hannah. Nie moja Hannah. Moja Hannah jest inna. Nie radzi sobie w kuchni i się tym nie przejmuje. Walczy ze mną nawet jeśli wie w co się pakuje. Wie jak radzić sobie z moim gniewem i karami.- zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami.
-Jesteś bardzo niestereotypowa.- potrząsnął głową.
-A ty nie jesteś taki straszny jak ci się wydaje.
-Oh tak? Poczekaj tylko kiedy znów mnie wkurzysz, kochanie. Pokażę ci rzecz lub dwie o byciu strasznym. Uniósł brew, gdy na mnie spojrzał.
-Więc tak to teraz będzie wyglądało? Kłótnie zamieniają się w przemoc, a po tym po prostu będziemy wracali do normalności? Nie będziemy nawet niczego rozwiązywać?- wyszeptałam, mając nadzieję, że nie usłyszy. Usłyszał.
-Tak, tak będzie. To jest to, co robimy, kochanie. Oczywiście, że mamy nasze problemy- lubisz zgrywać bohatera, buntownika, a ja może i mam problemy z gniewem- ale pod koniec dnia, nasze kłótnie to tylko kłótnie. Nie zmieniają tego, co do siebie czujemy.- wzruszył ramionami, odrywając ode mnie wzrok.
Zayn nie jest wylewny w uczuciach, więc to, co powiedział mi pasowało. Przynajmniej teraz. 
Kiedy wysiedliśmy z jego samochodu, Zayn zaskoczył mnie, przyciągając do pocałunku. Chwycił tył mojej głowy i pochylił się, by być na moim poziomie. Zbijając mnie z tropu, co dało mu możliwość dominowania, przejął nad nimi kontrolę i przypasował moje usta do swoich. Jego język badał zawartość moich ust, a ja chwyciłam garść jego idealnych włosów.
Oderwaliśmy się od siebie, uśmiechając się lekko zdyszani. Żadne z nas się nie odezwało, gdy kierowaliśmy się na górę.
Później, tego wieczora Zayn znalazł mnie, gdy starałam się wtaszczyć rzeczy, które Niall i Liam przynieśli z mojego starego mieszkania.
-Co robisz?- zapytał, odpierając się o framugę drzwi.
-Pływam. A na co ci to, kurwa, wygląda? Staram się rozpakować te wszystkie pierdoły.- odwarknęłam, chrząkając po tym jak naprawdę ciężko starałam się podnieść karton z ubraniami, ale nie chciał się ruszyć. Jak na biedną dziewczynę, zdecydowanie miałam dużo rzeczy.
-Kochanie, daj mi to zrobić.- zaśmiał się, spychając mnie sobie z drogi.
-Nie. Dam radę.
-Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.- ostrzegł, starając się oderwać mi ręce od kartonu.
-Potraktuj mnie jak dziecko jeszcze raz, to wtedy nie o moje zrobienie sobie krzywdy będziesz musiał się martwić.- syknęłam. Podniósł na mnie brwi i zwęził oczy.
-Powiedz tak do mnie jeszcze raz i upewniam cię, że będziesz jedyną osobą, której stanie się krzywda.- zagroził. Przewróciłam oczami, ale puściłam pudełko. Dupek chce targać te wszystkie do pokoju gościnnego i złamać sobie kręgosłup, ależ proszę bardzo.
Szłam za nim korytarzem, ale zamarłam gdy zatrzymał się przed drzwiami jego sypialni. Otworzył, kopiąc w nie jego czarnym butem i wciągnął pudło za nim.
-Czekaj, Zayn! W pokoju gościnnym jest szafa i komoda, mogę zostać tam!- zawołam do niego, wchodząc za nim do pokoju. Zignorował mnie i zaciągnął karton do szafy, wpychając go do środka, żeby potem udać się spacerkiem po następne pudło. 
-ZAYN!- krzyknęłam za nim. Odczekałam chwilę, zanim pojawił się z kolejnym kartonem, który także zaniósł do jego pokoju i umieścił go w swojej komodzie.
-Szafa jest cała twoja, kochanie. Zostawiłem ci też trochę miejsca w komodzie. Wiem jak dużo miejsca potrzebują dziewczyny na ich pierdoły.
-Mogę zostać w pokoju gościnnym.- przypomniałam mu, zastanawiając się dlaczego nie chce mi na to pozwolić.
-Oh tak? A kto tak powiedział?- rzucił mi wyzwanie, podchodząc do mnie. Zrobiłam krok w tył.
-Wolałabym mieć swój własny pokój.- kontynuowałam, zwężając moje spojrzenie na jego zarozumiały uśmieszek.
-A ja wolałbym mieć cię w moim pokoju.
-Nie chcę zostać w twoim pokoju. Czułam się jakbym kłóciła się z upartym dzieckiem. Musiałam mówić powoli i zachowywać spokój. Bądź cierpliwa- przypominałam sobie.
-Taka szkoda, że ci to nie pasuje, kochanie- przekrzywił głowę w bok, testując moją cierpliwość.
-Cholernie szkoda.- skrzyżowałam ręce na piersi i wyprostowałam się, starając się wyglądać na wyższą. Jakby to w ogóle miało zadziałać. Byłam niższa od Zayna o dobre 30 centymetrów.
-Hmm? Jestem pewien, że zdecydowałem już, że zostajesz tutaj. 
-Zayn- odetchnęłam -naprawdę nie czuję się jeszcze komfortowo śpiąc z tobą w jednym łóżku. Nadal rozwiązujemy nasze problemy-
-I nie rozwiążą się szybciej jeśli będziesz odgrodzona ode mnie korytarzem. Koniec kłótni na ten temat.- stwierdził, ścierając ten głupi uśmieszek z jego twarzy.
-Masz rację. Koniec, bo zostaję w pokoju gościnnym. Pośpieszanie naszego życia seksualnego nie pomoże.
-Kochanie, mam sine jaja. Pewnie nie wiesz co to znaczy, więc prosto ci to wyjaśnię- śpisz ze mną. Minął mnie i skierował się do drzwi, zatrzymując się w ich framudze.
-Pokłóć się ze mną o to jeszcze raz i zobaczysz co się stanie. I z tym skierował się korytarzem aż do salonu. 
-Zacznij się rozpakowywać!- zawołał, a ja stałam tam przez chwilę osłupiała. Dobrze wiedziałam, co oznaczają ''sine jaja''. I wiedziałam też, że dzisiejsza noc nie będzie spokojna.
Trzęsąc się, powiesiłam moje ciuchy w pustej szafie, a resztę włożyłam do kilku komód przeznaczonych na moje rzeczy. Ciągle się za siebie obracałam i patrzyłam w stronę drzwi, sprawdzając czy nie ma tam Zayna.
Wysunęłam następną szufladę, ale była już wypełniona, więc już chciałam ją zamknąć, ale coś przyciągnęło moje oko.
Coś czarnego.
Coś świecącego.
Coś metalowego.
Pistolet.
Byłam przerażona. Wiedziałam, że Zayn ma broń. To znaczy... musiał, skoro należał do gangu. Ale zobaczenie jej na oczy to zupełnie coś innego. Trzymał broń w szufladzie na skarpetki jakby to było nic takiego!
A jednak, kurwa, było.
Zatrzasnęłam szufladę i runęłam na podłogę. Przytuliłam kolana do piersi i oparłam się plecami o komodę.
Cholera jasna.
On ma broń.
Dowlekłam się do drzwi zajrzałam w stronę korytarza. Mogłam usłyszeć dźwięki telewizora dochodzące z salonu.
Przygryzłam wargę i zrobiłam coś głupiego. Z powrotem podeszłam do szuflady i wyjęłam pistolet.
Po cichu wycofałam się z sypialni i szłam tyłem przez korytarz, przez cały czas trzymając wzrok  na wejściu do głównej części mieszkania, żeby usłyszeć wyłączanie telewizora i pojawienie się Zayna. 
Trzymałam broń kciukiem i palcem wskazującym, z dala o mojego ciała, tak jakby był skażony. Nie znałam się na pistoletach, ale trzymałam go za uchwyt, wiedząc, że muszę trzymać palce z dala od spustu.
Szybko wemsknęłam się do pokoju gościnnego.
Moje oczy skanowały pokój, by znaleźć miejsce na schowanie tej maszyny do zabijania na potem. Wiedziałam, że Zayn raczej tu nie przyjdzie, ale i tak chciałam dokładnie ją ukryć. Komoda byłaby zbyt oczywista, więc wybrałam miejsce pod materacem.
Zatrzymałam się na chwilę, by upewnić się i posłuchać czy rzeczywiście wciąż był w salonie. Moje ręce chwyciły koniec materaca, z nerwów pociły mi się dłonie od tego całego zajmowania się czarnym, metalowym przedmiotem.
Wepchnęłam broń po materac tak daleko jak tylko mogłam, a potem szybko, ale cicho poszłam z powrotem do pokoju Zayna. Gdy już byłam na 'bezpiecznym lądzie', znów runełam na ziemię koło komody i odchyliłam głowę go tyłu.
Gdyby się dowiedział, że ukryłam jego broń, weźmie ją i mnie zastrzeli.
Nie miałam wątpliwości.
Wyprostowałam się jak na alarm, gdy tylko usłyszałam ciężkie kroki w korytarzu. Spojrzałam w górę, gdy Zayn wszedł do pokoju, z paczką chipsów w ręce.
-Skończyłaś?- zapytał, gdy wpakowywał je sobie do ust. Przytaknęłam, nie do końca odnajdując głos by się odezwać.
-Wszystko dobrze?- zmarszczył brwi, wrzucając do ust kolejnego chipsa.
-Tak, w porządku. Mój głos zabrzmiał na drżący i załamany. Świetnie, Hannah... teraz się domyśli.- pomyślałam. Trzymaj się broni*, nie dawaj mu powodów do podejrzeń. Prawie zaśmiałam się w duchu przez tę ironię: ‘trzymać się broni…’
-Na pewno? Podszedł do mnie bliżej, a ja odepchnęłam się od podłogi, używając kantu komody, by się podnieść.
-Tak. Na pewno.- przewróciłam oczami, starając się pokazać, że wszystko jest w porządku. Ale nie było. W tym domu była broń.
-Jeśli chodzi to to, co powiedziałem wcześniej, to chcę, żebyś wiedziała, że cię nie zgwałcę. Obiecuję.- powiedział delikatnie. Jako ofiarę pokoju, pochylił otwartą część paczki nachosów w moją stronę. Ostrożnie wzięłam jednego i zjadłam.
Biorąc mój gest jako przyjęcie jego przeprosin, Zayn się odwrócił i skierował się do salonu.

*trzymać się broni oznacza trwać w swoich przekonaniach, stawać w obronie swoich racji.
+skoro tak wszyscy chcą wiedzieć haha  blue balls