poniedziałek, 29 grudnia 2014

Chapter 49: Moving On

Głupi, pojebany popapraniec, pierdoła, chuj, kretyn, cipa, dupek, sukinsyn, zjeb…
Wymieniałam wszystkie słowa z mojego ubogiego słownictwa, które mogły opisać Zayna. 
W mniej niż dwadzieścia cztery godziny zerwał ze mną, zmusił ryczącą Eleanor do spakowania moich rzeczy i wpakował mnie do samolotu. Tak, do samolotu. Spoglądałam przez małe okienko w dół na niekończące się wody Atlantyku.
No bo ile razy chciałam od niego uciec? Ile razy dosłownie marzyłam o tym, żeby wskoczyć w samolot i go zostawić? Ile razy próbowałam od niego uciec? A teraz, gdy moje marzenia się ziściły, chciałam po prostu do niego wrócić.
Zayn był lekceważącym dupkiem, który zawsze musiał kontrolować wszystko i wszystkich. Był strasznie zaborczy i nienawidził dzielić się niczym związanym z jego gangiem nawet ze swoją dziewczyną.Wszyscy się go bali, bo był znany w całym Londynie za jego nieposkromiony temperament. Wywoływał u ludzi ból i zadawał cierpienie bez krzty współczucia.
Jakkolwiek źle by to wszystko nie brzmiało to i tak go kochałam. Kochałam sposób w jaki się ze mną kłócił. Tak, może i był agresywny, ale ja też nie próżnowałam. Nie dawałam mu się poniewierać. Uwielbiałam sposób w jaki się mną opiekował, robiąc mi jedzenie, bo ja za chuja nie umiałam gotować. Uwielbiałam sposób w jaki mnie przytulał, gdy nikt nie patrzył. Uwielbiałam to, że gdy byliśmy odizolowani od innych, zamieniał się w słodkiego i opiekuńczego dżentelmena. 

Uwielbiałam sposób, w jaki na mnie patrzył.
Nawet gdy byliśmy w trakcie najpoważniejszych kłótni, on i tak nie przestawał patrzeć na mnie z uwielbieniem.
Kochał mnie.
A teraz mnie zostawił.
Cóż, techniczne to ja go zostawiłam, ale on mnie do tego zmusił. Dosłownie. Wytargał mnie z mieszkania do samochodu. Potem musiał pozamykać wszystkie zamki w aucie, żebym mu nie uciekła. Wniósł mnie do samolotu, posadził mnie na fotelu i zapiął mnie, zanim pocałował mnie w czoło i dał znak pilotom na odlot. 
Wszyscy pasażerowie byli już na swoich miejscach i nawet nie mogłam sobie wyobrazić co czuli, gdy zobaczyli Zayna i jego dziewczynę. Zayn odwiózł mnie aż pod sam samolot. Chyba po prostu zapomniałam, że Zayn Malik to Zayn Malik. Zapomniałam już jaką władzę miał nad tymi ludźmi... więc chyba mógł ignorować przepisy.
Co za głupi idiota.
Pożegnania były najcięższe. Sama się dziwie, ale zdążyłam przyzwyczaić się do tej naszej paczki wyrzutków, do której byłam wciągnięta siłą.
Żegnanie się z Eleanor składało się z łez, przytulania, płakania i jeszcze raz ryczenia, dopóki Louis i Zayn musieli nas rozdzielić. Louis uścisnął mnie lekko i powiedział:
-Będę tęsknił za tymi twoimi wybrykami, to na pewno. Mam nadzieję, że ci się wszystko ułoży. zanim pocałował mnie w policzek i wrócił do pocieszania jego dziewczyny. Liam mnie wpółprzytulił. Ze wszystkich chłopaków, go znałam najmniej. Ale tak samo jak Zayn, zmusił Danielle żeby go zostawiła dla jej własnego dobra. Z tą różnicą, że ona wyjechała dobrowolnie.
Niall szybko mnie przytulił i wymamrotał coś o tym, że będzie nudno.
-Bez ciebie w pobliżu, założę się, że poumieramy z nudów.- powiedział coś w tym stylu.
Harry rozłożył ramiona, czekając aż go przytulę, ale pokazałam mu tylko środkowy palec. Chyba go pojebało, że go w ogóle dotknę. Oczywiście moja odpowiedź rozpoczęła pomiędzy nami kłótnię.

-Ty tak na serio? Już nigdy w życiu cię nie zobaczę, a ty tak chcesz to zakończyć? Chyba stara wredna suka wróciła, Zayn.- parsknął. Przewróciłam oczami i wystawiłam też w jego stronę środkowy palec mojej drugiej dłoni. 
-Pierdol się, Harry! Na ludzi takich jak ty czeka w piekle specjalne miejsce.
-Załatwię ci w tym piekle miejsce obok mnie, skarbie.- wyszczerzył się w moją stronę. Zayn złapał mnie w momencie, w którym rzuciłam mu się na gardło i mnie odciągnął. Próbowałam go ode mnie odepchnąć, żeby dorwać Harrego, ale był za silny.
-To jeszcze nie koniec!- krzyknęłam do niego, gdy Zayn wyciągał mnie za drzwi.
-A ja myślę, że koniec. Dobrej zabawy w Ameryce!- zawołał, śmiejąc się, bo wiedział, że wygrał w naszej sprzeczce.
-Myślicie, że tu nie wrócę? To jeszcze zobaczycie!- było ostatnią rzeczą, którą do nich skierowałam, głównie do Harrego. Oczywiście, że wrócę. To nie było przecież pożegnanie, prawda? Nie mogło być. Jeśli Zayn myślał, że tak łatwo odejdę to chyba mnie nie doceniał.
Serio.
Przez całą drogę na lotnisko powiedziałam mu dokładnie co myślę o tym, co aktualnie odwalał. Dodając do tego parę nie za ładnych przymiotników i niedojrzałych gestów, chyba zrozumiał co miałam mu do przekazania. Siedział obok i przyjął to na klatę jak prawdziwy facet, ale widziałam, że chciał spędzić nasze ostatnie chwile razem w spokoju.
Cóż, chuj z nim. Cały nasz związek był jednym wielkim bałaganem, więc stwierdziłam, że taki też powinien być nasz ostatni moment. A potem, gdy już byłam w samolocie, nawet nie powiedziałam mu, że go kocham, zanim zmusił mnie do odejścia. Ignorowałam wszystkie współczujące spojrzenia, które kierowała w moją stronę reszta pasażerów. Wyglądało na to, że nawet stewardessy wiedziały kim był Zayn.
Para siedząca obok mnie najwyraźniej była przerażona. Przez cały lot nawet nie odezwali się słowem.
Ale mnie to nie obchodziło.
-Proszę pani, musi pani wysiąść. Już wylądowaliśmy.- ktoś lekko szturchnął mnie w ramię.
-Mhm.
-Halo, proszę pani?- aż podskoczyłam w siedzeniu i przetarłam oczy. Stewardessa stała nade mną ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Pomogła mi wstać i szła za mną do momentu, aż wyguzdrałam się z samolotu.
Świetnie. I co ja mam teraz zrobić?
Przeszłam aż do końca lotniska, żeby odebrać bagaż. Poczekałam, aż wszyscy zabiorą swoje walizki, aż zostaną tylko moje. Wzięłam to co zostało i udałam się do budek telefonicznych.
-Mamo- powiedziałam płaczliwym głosem do słuchawki- możesz odebrać mnie z lotniska? Wiedziała, że sprawa była poważna, więc byłam wdzięczna, że nie naciskała na jakiekolwiek wyjaśnienia. Powiedziała tylko, żebym czekała przy wyjściu, a ona przyjedzie tak szybko jak tylko się da.
Dwadzieścia minut później, podjechał po mnie samochód moich rodziców, z którego wybiegła moja mama.
Wyglądała tak samo jak rok temu, gdy wyjeżdżałam. Jej blond loki były spięte w luźnego koka z siwymi pasemkami po bokach. Wciąż była lekko przy kości, ale jej ciuchy ją wyszczuplały.
Podbiegła do mnie i od razu zgarnęła mnie do łamiącego kości uścisku. Też ją mocno przytuliłam, zaplatając wokół niej moje wymizerniałe ręce i chowając głowę w jej ramieniu. Może i była ode mnie niższa, ale i tak trzymała mnie przy sobie mocno, tak, jakbym znów była małym brzdącem.
-Skarbie, tęskniłam za tobą. Ledwo co się odzywałaś przez cały ten czas, gdy cię nie było. Musisz mi wszystko opowiedzieć. Jak tam ta twoja praca? A ten chłopak?- z ekscytacją zasypała mnie potokiem słów, gdy już mnie puściła, jej akrylowe paznokcie wbijały mi się w ramiona.
Zaczęłam jeszcze bardziej płakać, przez co znów mnie do siebie przytuliła. Jej ręce masowały mi plecy, próbując mnie uspokoić. 
-Wszystko będzie dobrze, skarbie. Jestem przy tobie. Jesteś już w domu.
Całą drogę się nie odzywałyśmy. Wiedziałam, że moja mama wręcz umierała, żeby zapytać mnie o moim pobycie w Anglii, ale wiedziała, że nie byłam gotowa.
Wiedziała też, że potrzebuje tej chwili spokoju, zanim dotrzemy do domu. W moim domu było wszystko oprócz ciszy.
-Nikt jeszcze nie wie, że wróciłaś. Cholercia, ja sama dowiedziałam się z godzinę temu, więc reszta będzie w szoku.- przytaknęłam jej w odpowiedzi, gdy wyciągałam z bagażnika walizki.
-Jim! Kristen! Frankie! Chodźcie tutaj! Mam dla was niespodziankę!- krzyknęła z przedpokoju, gdy już byłyśmy wewnątrz. Dokładnie tak jak gdy wyjeżdżałam, w domu panował istny rozgardiasz. Zabawki i buty porozrzucane po korytarzach. Zewsząd dochodziły hałasy, ludzie gadali, psy szczekały, a dzieci się darły.
Nie ma to jak w domu.
-Barbara, lepiej, żebyś wołała nas w jakiejś słusznej sprawie. Dopiero co rozdzieliłem od siebie Krisa i Fran- mój tata wszedł do przedpokoju paplając o uspokajaniu mojego młodszego rodzeństwa. 
Tak samo jak moja mama, miał lekką nadwagę i też był ode mnie niższy. Trochę już łysiał, ale wciąż miał tyle włosów, że można było zauważyć, że są siwe. Na twarzy prawie w ogóle nie miał zmarszczek, z wyjątkiem tych od uśmiechania się zbyt często.
W chwili, w której mnie zobaczył, rozbłysły mu oczy.
-O mój boże...- zaciągnął się powietrzem. Spojrzał na mnie, jakby nie wierzył w to co widział. 
-Hannah? O boże!- ruszył w moją stronę i mnie przytulił. Ściskał mnie tak mocno, jakby bał się, że mu ucieknę, gdy tylko mnie puści.
-Tata!- zaplątałam wokół jego szyi ręce i spoczęłam łokcie na miękkiej tkaninie swetra, który miał na sobie.
-Moja mała córeczka. Tak strasznie za tobą tęskniłem!
-Hannah!- mój siedmioletni, a skoro nie było mnie tu rok to w sumie to już ośmioletni brat podbiegł do mnie i przytulił mi się do biodra. Zaraz za nim była najmłodsza z naszej gromady, pięcioletnia Kristem, która powtórzyła to co jej brat.
Gdy już się ze wszystkimi przywitałam, nawet z trzema naszymi psami, dwoma kotami, dwoma żółwiami, moją rybką i czwórką chomików, to mogłam się w spokoju rozpakować. Moja mama poszła zadzwonić po mojego starszego brata, który już z nami nie mieszkał.
Mieszkał ze swoją dziewczyną z dziesięć minut drogi na tej samej ulicy, więc zaprosiła ich na kolację.
Nie miałam ochoty na jedzenie.
Nie miałam ochoty na rozpakowywanie walizek.
Wgramoliłam się na łóżko i płakałam.
Tego wieczora wszyscy zawzięcie próbowali wyciągnąć mnie z łóżka i zaciągnąć na dół. David nawet groził, że zrobi z mojej rybki sushi, ale nic z tego nie podziałało. 
W sumie to przez następne cztery tygodnie było tak samo.
Ledwo co się ruszałam, rzadko kiedy jadłam. Jedyne co robiłam to spanie, moje sny były o wiele lepsze od rzeczywistości, w której żyłam.
W moich snach byłam z Zaynem. Przytulał mnie. Całował mnie. Śmiał się ze mną. Krzyczał na mnie. Droczył się ze mną. I nawet ze mną tańczył.
Po obudzeniu płakałam zwykle z parę godzin.
-Koniec. Mam tego dosyć. Hannah, wyłaź z tego pieprzonego łóżka.- głos Davida rozbrzmiał w moim pokoju. Wymamrotałam kilka przekleństw i schowałam głowę pod kołdrę.
-Nie będę się z tobą cackał.- zerwał ze mnie kołdrę i usiadł obok.
-Wyjeżdżasz do Londynu, żeby studiować, spotykasz jakiegoś chłopaka, wywalają cię ze szkoły, wprowadzasz się do niego, idziesz do pracy, a teraz pojawiasz się tu ot tak wyglądając jak jakaś jebana katastrofa. Wszyscy się o ciebie martwią. Zbladłaś, schudłaś i jesteś przygaszona. Kiedyś taka nie byłaś.- prawił mi kazanie. Bolało słyszeć, że sprawiam ból swojej własnej rodzinie, ale naprawdę nie miałam siły na robienie czegokolwiek innego niż użalanie się na sobą. Może powinnam była brać antydepresanty, czy leki tego typu, żeby mi się poprawiło. 
-Widzimy przecież twoje blizny, rany i siniaki. Ten pieprzony gips też trudno przeoczyć. Powiesz mi, co ci się stało, albo już w życiu się do ciebie nie odezwę.- stwierdził.
-Ja pierdole, ale dramatyzujesz.- próbowałam odwrócić się do niego plecami, ale mnie chwycił i przygwoździł do łóżka. Dokładnie tak, jak byliśmy mali, wspiął się na mnie i usiadł mi na biodrach. 
-No gadaj!- rozkazał.
-Złaź ze mnie, spaślaku.
-To mi powiedz kto ci to zrobił! To ten chłopak?

-Nie. Proszę, daj temu spokój, dobra?- wyszeptałam. Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i pokręcił głową.
-Nie mogę. Czy ci się to podoba czy nie, jesteś moją małą siostrzyczką i moją robotą jest zajmowanie się tobą i wnerwianie cię aż do granic. Proszę, powiesz mi co się stało?- prawie że błagał. Zamknęłam szczelnie oczy i wyobraził sobie, że rozmawiam z Zaynem. Byłam tylko ja i on. Mogłam nawet wyczuć jego leśno, dymowo papierosowy zapach.
-Ja kochałam go, a on mnie.- zaczęłam, nie otwierając oczu, żeby nie zepsuć urojenia Zayna, które miałam przed sobą. Widziałam jego każdy pojedynczy tatuaż. Widziałam jego zarost i jego nieposkromione włosy. Widziałam jego czekoladowe oczy, które zawsze były na mnie złe, ale jednocześnie patrzyły na mnie z uwielbieniem. 
-Byliśmy popaprani. Oboje. Ale to nie było aż takie złe, byliśmy przecież popaprani razem.- poczułam, że na ustach formuje mi się lekki uśmiech, ale jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął.
-Był przeciwieństwem dobrego chłopaka. Był zamieszany w rzeczy, które do tej pory nie wiem co znaczą. Był niebezpieczny. Ale mnie kochał i to wszystko co się liczyło. Opiekował się mną. Utrzymywał mnie. Wspierał mnie. Dopełniał mnie.- wyobrażałam sobie jak jego mięśnie napinają się pod moim dotykiem tak jak kiedyś. Mogłam wręcz zobaczyć jego zapierający dech w piersi uśmiech z językiem przyciśniętym do zębów.
-Ale jeden z jego wrogów się do mnie dobrał i to przez niego taka jestem. Skrzywdził mnie i zrobił mi rzeczy, które nigdy nie wylecą mi z pamięci. Ale Zayn mnie uratował. Sprowadził mnie do domu i wyleczył. Dzięki niemu było mi lepiej. Gdy tylko zaczęłam powracać do mojego normalnego stanu, wywalił mnie z domu. Zmusił mnie żebym tu wróciła. Powiedział, że to dla mojego dobra, ale ja chyba wiem lepiej, co jest dla mnie lepsze i to teraz, nie jest. On jest dla mnie najlepszy. On jest wszystkim czego potrzebuje.- poczułam gorące łzy spływające mi po policzkach, gdy wyobraziłam sobie Zayna idącego w moją stronę. 
Widziałam jak jego szeroka postura sięga w moją stronę, ale zniknął, a moje oczy były już otwarte oceniając reakcje Davida.
-Nie brzmi mi to na dobry związek. Wiem, że cię to krzywdzi, ale ten koleś zrobił dla ciebie to, co najlepsze.- powiedział cicho. Przystawił mi dłoń do twarzy i wytarł mi łzy, zanim ze mnie zeszedł. 
-To nie był dobry związek, ale on robił wszystko co w jego mocy, żeby mnie chronić. Ja go potrzebuje, David.- powiedziałam płaczliwie. David pomógł mi usiąść i posadził mnie tak, że nogi zwisały mi z łóżka.
-Wiem, że myślisz, że go potrzebujesz, ale-
-Serce mnie boli, gdy go przy mnie nie ma. Gdy mnie nie dotyka, nie przytula, nawet gdy na mnie nie krzyczy. To boli, David.
-A co z tym?!- warknął, przytrzymując mi przy twarzy mój gips- to cię nie bolało? Jeśli byś z nim była, znów wydarzyło by się coś takiego! 
-To wszystko co mi po nim zostało.- trzymałam delikatne uszkodzony nadgarstek w drugiej ręce. Mogłam się założyć, że już był cały i zdrowy, ale ten gips był moim jedynym przypomnieniem o Zaynie.
-Zobacz, Louis mi się podpisał i Liam i Niall też. A patrz tutaj, nawet Eleanor się podpisała. Harremu nie pozwoliłam. Harry nie mógł mnie dotykać.- wyjaśniłam. David pokręcił tylko na mnie głową. Widziałam, że stara się uspokoić, ale to chyba nie działało.
-Nie mam, kurwa, pojęcia o kim ty gadasz.
-O mojej drugiej rodzinie. O rodzinie Zayna. Patrz na to, Zayn to zrobił. Przyozdobił mi gips, żeby był ładniejszy. Ma wielki talent.- wskazałam na te wszystkie kręte wzory wytatuowane na gipsie. Małe zawijasy i komiksowe postacie. Serduszka i kwiaty. Pojedyncze słowa i bazgroły. 
-Zayn? Tak ten koleś ma na imię?- David zapytał, gdy pomagał mi wstać. Przytaknęłam w odpowiedzi i dalej śledziłam palcem wzorki.
-Dasz sobie radę, mała. Sam tego dopilnuję.
Przez następne dwa tygodnie, David naprawdę starał się, żebym wydobrzała. Powiedział rodzicom, co się stało. Przekonał mamę, żeby pogadała ze mną o Zaynie. Zmusił tatę, żeby zabrał mnie do doktora, żeby usunąć gips. Nazwijcie mnie dziwną, ale i tak go zatrzymałam. Miałam go w małym pudełku po butach pod łóżkiem i zawsze gdy nie mogłam spać, co było każdej nocy, wyciągałam gips i przyglądałam się małym notkom i rysunkom. David i jego dziewczyna, Cassie umówili mnie nawet na randkę w ciemno.
-Nigdzie nie idę.- stwierdziłam po tym, gdy Cassie zrobiła mi makijaż. Nawet nie mogła równać się w tym z Eleanor, ale jej tego nie powiedziałam. 
-Och, no weź. Nie musisz od razu wychodzić za tego chłopaka za mąż, idziesz się tylko zabawić.- Cassie uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-I tak pójdziesz.- David powiedział, stojąc w drzwiach i nas obserwując. 
-Nie dam rady. Proszę, nie zmuszajcie mnie.- zaczęłam ich błagać, mając nadzieje, że chociaż jedno z nich się nade mną zlituje i dadzą mi spokój.
-Hannah, minęło sześć tygodni. Musisz iść, to ci pomoże ruszyć na przód.- powiedział surowo, dając znać, że nie mam się z nim kłócić.
-Nigdy nie ruszę na przód. Ten koleś do stóp Zaynowi nie dorasta.- warknęłam. Dopóki ten gościu nie będzie Zaynem, to nie ma mowy, że gdzieś z nim pójdę.
-Bo sam cię tam zaciągnę, Han. Nawet ze mną nie zaczynaj.- włączył się jego tryb starszego brata i od razu zaczął mnie szantażować. W przeciwieństwie do innych ludzi, wiedziałam, że David nigdy nie rzucał słów na wiatr. Zawsze tak jakby... popędzał mnie nimi do robienia różnych rzeczy. Ale i tak wszyscy wiemy, że urocza mała siostrzyczka zawsze wygrywa. 

Ale cóż, najwyraźniej nie tym razem, bo mniej niż trzydzieści minut później siedziałam już w samochodzie jakiegoś idioty o imieniu Will.
-Jedziemy?- uśmiechnął się, gdy odpalił samochód, sprawiając, że z radia zaczęła grać wieśniacka muzyka country.

O ja pierdole.
-Jak tam chcesz.- wzruszyłam ramionami, wyglądając tęsknie przez okno i myśląc, co zrobiłby Zayn, gdyby nakrył mnie z Willem. Hm, Will pewnie skończyłby w kontenerze walcząc o życie. A mi z drugiej strony...nie miałam pojęcia co by zrobił mi. 

Ale właśnie o to chodziło, że wolałabym być z Zaynem, który by mnie krzywdził, niż spędzić chociaż chwilę dłużej z tym głupkiem.

sobota, 27 grudnia 2014

Chapter 48: Over

Leżałam w łóżku i bez celu wpatrywałam się w sufit. Zayn kazał pobyć mi przez chwile w naszej sypialni, więc oczywiście tak zrobiłam.
Nie chciałam być tu uwięziona, ale bałam się, że jeśli się mu sprzeciwie, to pobije mnie tak jak zrobił to Jay. Miałam nadgarstek w gipsie, co dokładnie przypominało mi, co się stanie jeśli mu odmówię.

Chciałabym myśleć, że Zayn nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego, ale to co przeżyłam wskazywało na zupełne przeciwieństwo. 
Moje oczy wędrowały po malunkach zrobionych mazakami, które zdobiły gips. Louis podpisał się jako pierwszy, jego imię napisane było dużymi czarnymi literami otoczonymi uśmiechniętymi buźkami. Eleanor zostawiła mi zapiskę o szybkim powrocie do zdrowia i podpisała ją swoim imieniem. Oboje, Niall i Liam napisali mi małymi literkami swoje imiona, a Zayn udekorował resztę miejsca bazgrołami i szlaczkami, które wyglądały na robione przez profesjonalistę.
-Hannah!- głos Zayna zagrzmiał na końcu korytarza.
To był znak, że już mogę stąd wyjść. Powoli wyszłam z łóżka i zaczęłam kierować się do kuchni. 
Louis i Zayn stali przy blacie, a Eleanor grzebała w lodówce. 
Cała nasza paczka została u nas na tydzień, ale potem się wynieśli. A teraz, trzy tygodnie po tym, gdy Zayn mnie uratował, wyglądało na to, że Eleanor i Louis na stałe osiedli się w pokoju gościnnym. 
-Nie mamy żarcia.- Eleanor burknęła, gdy się podniosła i położyła sobie ręce na jej drobnej tali.
Louis zwęził na nią oczy i sięgnął, by mocno klepnąć ją w tyłek, sprawiając, że zaskoczona podskoczyła z pół metra w przód.
-Wyrażaj się. Ile razy mam ci to powtarzać?- warknął na nią. Pomasowała bolące miejsce i zmarszczyła brwi.
-Przepraszam.
Obserwowałam to wszystko w szoku. Położył na niej ręce. Uderzył ją…
Instynktownie zrobiłam krok w tył, gdy tylko mój mózg zarejestrował co się stało. Zobaczyłam jak oczy Zayna zamigotały w zrozumieniu, gdy spojrzał w moją stronę. 
-Louis, weź się kontroluj.- warknął, gdy odepchnął się od blatu. Podszedł do mnie i przyglądał się mi ostrożnie.
-Głodna, kochanie?- zapytał. Pokręciłam głową, gdy próbowałam przełknąć kulę podchodzącą mi do gardła na samą myśl o tym, że ktoś może poniewierać Eleanor.
Od samego początku naszego związku, to ja byłam tą niesforną. Przeklinałam, byłam chamska, nigdy nie słuchałam poleceń, kłóciłam się, byłam agresywna i tym podobne. Ja, nie Eleanor. Ona była posłuszna, dobra i opiekuńcza. Jak ktokolwiek w ogóle mógł ją skrzywdzić?
-Wszystko okej?- zapytał cicho, uważnie mnie obserwując. Przytaknęłam i się od niego oddaliłam, żeby podejść do Eleanor. Położyłam jej dłoń na plecach, gdy wzrokiem ciskała pioruny w stronę Louisego.
-Możemy iść na zakupy.- zasugerowałam miękko. 

-Nie!- oboje aż podskoczyli, nie zgadzając się. Nawet El nie była w stanie nie przestraszyć się ich reakcji.
-Czemu nie?- naciskałam. Widziałam, że Zayn zaskoczony moją odpowiedzią unosi w zdziwieniu brwi. To był już czwarty raz w tym tygodniu, kiedy podważałam albo nie zgadzałam się z tym, co powiedział. Ale nie mogłam się powstrzymać.. nie mogłam przecież siedzieć tu z założonymi rękoma i patrzeć, że to Eleanor jest brana za tą ''złą''. Nie była tą, która zasługiwała na uderzenie. 
Może jeśli jeszcze bardziej będe testować ich cierpliwość, to Louis i Zayn zobaczą, że to ja tu jestem nieposłuszna i dadzą El spokój.
-Bo obydwie nie możecie wychodzić z tego mieszkania bez przynajmniej dwójki z nas.- Louis odparł szorstko, gdy sięgnął po swoją dziewczynę. Widziałam, że oddala się od niego, przez co spojrzał na nią srogo. Musiałam interweniować zanim znów się rozzłości.
-Nie mamy po dwanaście lat. Nie zgubimy się przecież w sklepie.- przewróciłam oczami.

-Już mówiliśmy, nie. Musi być przynajmniej czwórka osób z gangu żeby z wami gdzieś wyjść, dwóch na każdą.- Zayn powiedział powolnie. Widziałam, że stara się trzymać swój gniew w ryzach. 
-No to idźcie we trójkę, a ja tu zostanę.- zaproponowałam, odsuwając się od wszystkich na wypadek, gdyby Zayn się wkurzył i się na mnie rzucił.
-Nie myśl sobie, że cię kurwa, zostawię samą.- warknął cierpko, a jego oczy zaszły gniewem. Przytaknęłam tylko bezgłośnie, od razu cofając się, widząc, że się rozzłościł. Westchnął i zaczął pocierać sobie skronie wskazującymi palcami.

Spuściłam wzrok na moje stopy i pocierałam gips moją nieuszkodzoną dłonią.
To zabawne, a raczej ironiczne, że myślałam, że Jay tylko zwichnął mój nadgarstek, ale ten dupek go złamał. Chyba nie bolało aż tak bardzo, jak myślałam, że boli złamie kości...
-Po prostu... Wyśle do sklepu Nialla i Harrego.- stwierdził. Usłyszałam śmiech Eleanor i od razu na nią spojrzałam. 
-Sorry, ale to... możecie sobie wyobrazić tą dwójkę na zakupach?- jej śmiech rozchmurzył pomieszczenie, nawet Zayn uśmiechnął się na samą myśl. Widziałam, że Louis też wyobraża to sobie w głowie i nagle też wybuchnął śmiechem. 
Obserwowałam ich w rozbawieniu, ale sama tylko uśmiechnęłam się lekko.
Dość śmiesznym było wyobrażenie sobie dwóch członków gangu, których się wszyscy bali, wybierających produkty.
-Może zadzwonię po Nialla i weźmie ze sobą chłopaków i zabiorę z nami El?- Louis zasugerował, gdy opadł jego śmiech. Wciąż miał na twarzy wyryty uśmiech i zmarszczone w kącikach oczy, gdy wymieniali z Eleanor spojrzenia. Myśl o Niallu i Harrym wciąż gościła im na myśli, bo nie mogli opanować rozbawienia.
Zayn zgodził się na ten pomysł i w przeciągu dwudziestu minut już ich nie było, zostawiając mnie z nim sam na sam.
Zasadziłam się na kanapie i zaczęłam przeskakiwać po kanałach w telewizji, niezdecydowana na żaden program. Zayn przyszedł i usiadł ze mną, zostawiając pomiędzy nami z pół metra przestrzeni.
-Możesz wybrać coś do oglądania? To latanie w kółko mnie wkurza.- jęknął po kilku minutach oglądania jak szybko latam z kanału na kanał.
-Jeśli ci to tak przeszkadza, to sobie stąd idź. Ja tu byłam pierwsza.- odcięłam się, nawet na niego nie patrząc, gdy kontynuowałam zmienianie kanałów. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi, spojrzałam na niego kątem oka.
On się... uśmiechał?
Moja głowa gwałtowanie powędrowała w jego kierunku, jego białe zęby były na widoku. Pokręcił na mnie tylko głową, ale nie mogłam zignorować tego, jak smutne i nieobecne były jego oczy.
-Z czego ty się, kurwa, tak cieszysz?- warknęłam. Co było dla niego takie zabawne?
-Z niczego.- dalej kręcił głową, gdy się ode mnie odwrócił. Dziwak.
To czemu był taki smutny, jeśli się uśmiechał?
Trzy dni później dowiedziałam się, przez co się tak smucił.
Dom znów opustoszał, z wyjątkiem mnie i Zayna. Siedziałam właśnie przy stole w kuchni, siłując się w moim gipsem.
-Co ty robisz?- zapytał, gdy obserwował mnie, stojąc w drzwiach.
-Ręka mnie swędzi i przez ten pieprzony gips nie mogę się nawet podrapać.- odpowiedziałam i wetknęłam sobie końcówkę łyżki pod gips. Westchnęłam zadowolona, gdy przestało swędzieć, a Zayn jęknął obrzydzony.
-Jezu, my tym gotujemy. W sumie wiesz co... wyrzuć to, jak już skończysz.- pokręcił głową i usiadł naprzeciwko mnie.
Wyrzuciłam łyżkę do śmieci, nie trafiając nawet do kosza, ale nawet nie trudziłam się podnieść jej z podłogi.
-Więc o co chodzi?- zapytałam, z o wiele lepszym nastrojem, po tym gdy sprawa z moją swędzącą ręką się rozwiązała.
-O nic nie chodzi. Czemu miałoby o coś chodzić?- spojrzałam na niego podejrzliwie, gdy tylko otworzył usta. Już wcześniej coś wyczuwałam, ale teraz na pewno coś było na rzeczy.
-Tak tylko pytałam... wszystko w porządku?- zapytałam cicho. Nie chciałam napierać na niego za mocno, wiedząc, że jego gniew to nie za fajna rzecz. Nie zrobił mi krzywdy ani nic... W sumie to nawet nieźle się kontrolował odkąd mnie uratował, ale wciąż nie byłam zbyt pewna tego ile jeszcze wytrzyma.

-Nie, nie jest okej. Muszę z tobą o czymś porozmawiać. O nie. Zaczęłam panikować, od razu zastanawiając się, co zrobiłam źle. 
Dużo rzeczy.
Spieprzyłam dużo rzeczy.
Nie odpowiedziałam, czekałam tylko aż rozwinie to co ma do powiedzenia. Nie chciałam jeszcze pogarszać tego, cokolwiek zrobiłam źle, więc siedziałam cicho. 
-Musimy pogadać o tym, co ci się stało. Wiem, że to moja wina i wiem, że to było okropne przeżycie i, że nigdy nie powinnaś do tego wracać. Ale musisz wyrzucić to z siebie, żeby ci się poprawiło. 
-Już mi lepiej. Oprócz tego głupiego gipsu nic mi nie jest.- powiedziałam mu zdezorientowana. To znaczy... pewnie, miałam blizny, ale nie miałam nigdzie krwi, żadnych otwartych ran ani bolących siniaków. Tylko ten gips przez który wyglądałam jak kaleka.
-Nie mówię o twoim ciele, kochanie. Wiem co ten facet ci zrobił. Widzę to. Za każdym razem, gdy cię dotykam albo całuje, albo broń boże położę na tobie rękę poniżej twojej talii, to widzę, że w środku panikujesz. Wiem co on ci zrobił...- powiedział powolnie. Mówił przez zaciśnięte zęby, widać, że ten temat jest dla niego niewygodny.
Czekajcie... on wiedział? Wiedział, że dałam się dotknąć innemu mężczyźnie? Że pozwoliłam komu innemu, żeby miał nade mną kontrolę? A co dopiero to, że pozwoliłam komu innego być... we mnie? I nie chciał mnie za to zabić? Nie chciał zadźgać mnie na śmierć? Nie był zły, że pozwoliłam, żeby się to wydarzyło? 
-Przepraszam.- wyszeptałam i tak wiedząc, że to mu niczego nie wynagrodzi.
-Nawet nie waż się tego mówić. Nie chcę nigdy więcej słyszeć tego jebanego słowa wychodzącego z twoich ust, zrozumiano? Nie masz mnie za co przepraszać.- warknął, jego głos stał się głośniejszy, gdy pochylił się do przodu, by być ze mną twarzą w twarz i podkreślić swoją rację.
Przytaknęłam szybko, nie wiedząc jak odpowiedzieć.
-Muszę wiedzieć, dlaczego cały czas jesteś taka przestraszona. Wiem, że Jay cię skrzywdził, ale chcę żebyś wiedziała, że ja nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy i nigdy nie pozwolę, żeby ktokolwiek znów cię skrzywdził.- powiedział, jego ręka sięgnęła przez stół po moją, ale nie mogłam się powstrzymać przed instynktowym cofnięciem się w tył.
-Nie wiem, co chcesz żebym ci powiedziała- wyszeptałam -Jay mnie bił, obmacywał, gwałcił. Złamał mi rękę, zrzucił mnie ze schodów, kopał mnie, popychał, i znów bił i chciałam tam po prostu umrzeć. Jedynym powodem dla którego zmusiłam się do przetrwania, było to, że przyjdziesz po mnie. Potrzebowałam cię, byś znów trzymał mnie w swoich ramionach.
-Proszę, nie mów mi o tym.- jęknął. Zaczęłam się martwić, co zrobiłam źle. Nie wiedział o tym, co mi się stało? Myślałam-
-Proszę, nie mów mi, że mnie potrzebowałaś. Błagam.- prosił, a smutek wypełnił jego piękne orzechowe oczy.
-Ale tak jest. Potrzebuję cię.- upewniłam go. Nie mogłam być bez niego. Nawet nie wiem dlaczego, przecież jeszcze nie dawno temu go nienawidziłam. Kiedyś chciałam dźgnąć go nożem w śnie, żebym mogła od niego uciec. A teraz nie mogłam zasnąć bez niego przy moim boku.
I wiedziałam, że z jakiegoś powodu, on też mnie potrzebował.
-Nie możesz mnie potrzebować. Musisz być niezależna i sama się sobą zająć.-przekonywał mnie. Widziałam, że coś rozrywało go od zewnątrz. Nie mogłam powstrzymać uczucia dyskomfortu.
Co się działo?
-D-dlaczego?
-Bo nie możesz dłużej ze mną być. Nie możesz dłużej tutaj zostać. Musisz stąd wyjechać. Wrócić do Ameryki, jak najdalej ode mnie i po prostu kontynuować swoje życie, jakbym nigdy ci go nie spieprzył.- jego ochrypły głos wyszedł jako łamiący się szept, a sam twardy Zayn Malik musiał powstrzymywać łzy.
Ale ja się nie powstrzymywałam.
Zaczęłam płakać jak małe dziecko, coś co ostatnimi czasy robiłam bardzo często.
-Nie mogę stąd wyjechać. Nie zmusisz mnie, nie poddam się bez walki.- wyskrzeczałam, gdy odepchnęłam się od stołu. On też wstał i po mnie sięgnął, ale odepchnęłam jego rękę. 
-Kochanie, nie obchodzi mnie, jeśli będę musiał cię zmusić, ale i tak stąd wyjedziesz. Wyjedziesz stąd, bo obiecałem, że nie pozwolę cię skrzywdzić i wiem, że jeśli dalej ze mną będziesz, stanie się coś niedobrego... znowu. Więc wrócisz do swojej rodziny i zostawię cię w spokoju. Na zawsze.
-Nie. Nigdzie się nie wybieram.- podciągnęłam nosem.
-Myślałem o tym już od jakiegoś czasu. Nie mogę pozwolić, by znów stała ci się krzywda, więc musisz wyjechać. Koniec dyskusji.- powiedział tak surowo, jak tylko potrafił. Jego oczy całkowicie oddawały prawdziwy smutek i mękę, którą czuł, gdy zobaczył moją zrozpaczoną posturę.
-Nie rób mi tego.- wyszeptałam.
-Muszę. Kocham cię, ale z nami koniec. 

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Chapter 47: Zayn’s POV part 3

Kiedy moja Hannah wreszcie zasnęła, musiałem odsunąć się z dala od jej drobnego ciała. Umieściłem ją pod kołdrą i przykryłem. Oparłem się pokusie by się na niej położyć i leżeć tak już na zawsze. Zmuszając się do wyjścia, pocałowałem ją w czoło i wyszedłem.
-Co z nią?- Eleanor zaczęła dopytywać jak tylko wyszedłem z pokoju. Uniosłem ręce przed siebie i przeszedłem obok niej. Dosłownie zacząłem się trząść, będąc coraz z daleka od Hany.
Rozsunąłem jej nogi.
Widziałem co on jej tam zrobił.
Na jej udach miała siniaki, które były śladami jego palców. Wszystko było spuchnięte i krwawiło. Jej całe ciało krzyczało do mnie i zdawałem sobie sprawę, że to co Eleanor powiedziała niedawno było prawdą.
Ten dupek ją zgwałcił.
Wiele razy.
Gdybym tylko jej nie zawiódł. Gdyby tylko porwanie i sponiewieranie jej nie wystraszyło jej tak bardzo. Gdyby tylko...Gdyby tylko nie zmusił się wcześniej do zabicia ich wszystkich, ta intensywność tylko wzrosła.
Nie tylko on miał ręce na mojej dziewczynie i swojego kutasa w niej, on ją zbezcześcił. Zabrał jej cnotę.
Uprawiał z nią seks więcej razy niż ja.
I to były wystarczające powody by przywalić pięścią prosto w ścianę. I znowu. I znowu.
Wiedziałem, że mam widownię. Mogłem poczuć ich wzrok na sobie, ale żaden nie śmiał się zbliżyć i mnie powstrzymać. Czułem jak krew cieknie w stronę mojego nadgarstka, jak tylko oderwałem rękę od ściany. Moje kostki ocierały się o zadrapania, ale to był dobry ból.
To była mała cena do zapłaty, w porównaniu z tym co czuła Hannah.
W końcu odwróciłem się w stronę ludzi, którzy na mnie patrzyli. Pięć par oczu wpatrywało się we mnie z sympatią. Pięć osób kręciło głową ze zniechęceniem.
To były te osoby, które zdecydowały się zostać w moim salonie, śpiąc na zmianę na kanapie bądź na podłodze, by mogli być tu w razie gdybym ich potrzebował. To były te osoby, którym nie wiele brakowało by się ode mnie odwróciły, ale jakoś wciąż mnie wspierały w ratowaniu mojej drugiej połówki. To były osoby, które były moją prawdziwą rodziną.
Niall i Liam siedzieli na kanapie i patrzyli na mnie. Harry siedział przechylony w tył na stoliku, jego dłonie ścisnęły boki stolika, tak mocno, że knykcie mu zbielały. Eleanor stała, dłonie trzymała przy ustach, a łzy spływały jej z oczu. Louis stał za nią, obejmując ją w talli i przyciskając jej ciało do swojego.
-Ona..ona jest zniszczona..ona...nawet nie wiem czy będzie z nią lepiej- wyszeptałem.
-Stary, nie zapominaj z kim masz do czynienia. To Hannah. Jest po prostu w szoku, ale jest też najsilniejszą i najbardziej upartą osobą jaką znam, więc wiem, że z tego wyjdzie- powiedział Harry swoim twardym głosem. Louis przytaknął, zgadzając się.
-Jesteś naprawdę głupi jeśli myślisz, że ona przez to nie przejdzie- stwierdził Liam uroczyście. Spojrzałem na nich i odchrząknąłem.
Ale mieli rację...
Hannah dała by radę przez to przejść.
Prawda?
-Ale to będzie długa droga- powiedział smutno Niall -przynajmniej tak El nam powiedziała.
-Nie martw się stary. Jay zapłacił za to co zrobił. Nie miał z nami lekko- uspokoił mnie Harry. Brzmiało to dziwnie i bardzo sadystycznie, ale sprawiło, że poczułem się lepiej.
-Zrobiłam obiad. Chce ktoś?- Eleanor spytała cicho. Zerknąłem na drobną dziewczynę w ramionach Louisa kiedy chciał ją delikatnie uciszyć. Musiała być nieźle przerażona. Jeśli to mogło spotkać Hanę, to pewne, że mogło spotkać to i ją. Dodatkowo El w krótkim czasie straciła jedyne przyjaciółki, Hannah i Danielle. Musiała być bardzo zdesperowana, by przywrócić moje kochanie z powrotem.
Wcześniej nigdy nie zauważałem El. Była taka cicha i posłuszna, zawsze z tyłu. Dopiero w tej sytuacji zdałem sobie sprawę jak cała nasza piątka na niej polega. Była klejem, który trzyma nas razem. Była ugodą podczas naszych kłótni. Dbała o nas wszystkich, nie tylko o Louisa.
-Byłoby świetnie- odpowiedziałem cicho, ofiarując jej ciepłe spojrzenie. Nie było mnie stać na uśmiech, ale zdałem sobie sprawę, że zasługuje na uprzejmość. Zasługuje na przerwę.
Nie zamierzałem traktować jej źle po tym wszystkim co dla mnie zrobiła.
Louis puścił ja by poszła do kuchni i wzięła dla mnie talerz czegokolwiek zrobiła. Wróciła kilka minut później ze szklanką wody i talerzem kurczaka z ziemniakami. Podziękowałem i usiadłem ignorując moich przyjaciół, poprawka, braci kiedy mamrotali o tym co się dzieje.
-Słuchaj stary, to będzie długa droga, ale się wyleczy. Nie wątpię nawet przez moment- Niall usiadł obok mnie. Nie odpowiedziałem.
Spędziłem wieczór z chłopakami i Eleanor mimo tego, że pragnąłem być z Hannah. Mimo, że spała a jedyne co mogłem zrobić to ją przytulić.
Ale musiałem porozmawiać z Eleanor co zrobić by Hanie było lepiej. Razem z chłopakami musiałem sprawdzić jak pracował nasz gang, ponieważ nie potrafiłem trzymać  na szczycie wszystkiego innego jak kiedyś.
Parę godzin później zdecydowałem się wrócić do Hany z nadzieją, że choć trochę pośpię. Stanąłem i odwróciłem się by spojrzeć na wszystkich, więc byłem w centrum uwagi.
-Słuchajcie chłopaki- zacząłem patrząc każdemu z nich w oczy -doceniam waszą pomoc. Nie wiem jak wyrazić moją wdzięczność czy coś ale wiedzcie, że mam na myśli..
Przerwałem przez rozrywający uszy krzyk. Zanim mogłem zdać sobie sprawę z tego co się dzieje, moje ciało zabrało mnie do sypialni. Moje nogi pracowały mimo tego, że moja głowa nie. Usłyszałem ciężkie kroki stóp dwóch chłopaków za mną, ale nie spojrzałem kto idzie.
-HANNAH!- wydarłem się, gdy tyko otworzyłem drzwi.
Nie mogłem zrobić nic oprócz myślenia o najgorszym. Nie mogłem zrobić nic...Nie pozwolę by to stało się znowu.
Moje oczy zeskanowały pomieszczenie dopóki nie ujrzałem jej drobniutkiego ciałka zwiniętego w kłębek na łóżku. Jej oczy z przerażeniem patrzyły na pokój, a łzy spływały po jej polikach.
-Co się dzieję?- zapytał zmartwiony Niall kiedy popchnął mnie głębiej do pokoju by mógł spojrzeć na to co się dzieje.
-Zayn? Zayn?- wołała mnie. Natychmiast zignorowałem Liama i Nialla, którzy przyszli na wypadek gdyby stało się coś paskudnego.
Wdrapałem się na łóżko i objąłem ją mocno.
-Kochanie, Kochanie jestem tu. Jestem tuż przy tobie- wyszeptałem. Jej oczy spotkały moje i patrzyłem, jak jej całe ciało wpasowało się w moje.
-Obudziłam się i..i ciebie nie było- płakała, wtulając się we mnie. Trzymałem ją przy sobie tak mocno jak tylko mogłem. Ta dziewczyna nie była moją Haną.
Moja Hannah by nie płakała.
Moja Hannah nie potrzebowała by mnie tak bardzo.
Moja Hannah nigdy nie byłaby tak ufna.
-Już jest dobrze. Jestem tu. Nigdy znowu cię nie zostawię. Nigdy. Obiecuję- Niall i Liam wyszli z pokoju zanim Hannah by ich zobaczyła. Wiem, że by ześwirowała gdyby ich ujrzała.
Wtuliła się we mnie płacząc w moją pierś.
Nigdy nie chciałem tak bardzo płakać w całym moim życiu. Widząc ją załamaną i zmienioną...To mnie dosłownie zabiło.
I Zayn Malik, kurwa, nie płacze.
Nagle mi ulżyło, że odmówiłem mojej mamie i siostrom na powrót do mojego życia.
To było wystarczająco okropne, że wciągnąłem do tego moją dziewczynę.
Po godzinie tulenia jej i trzymania jak dziecko w końcu się uspokoiła.
Co za facet robi tak swojej dziewczynie? Co kurwa jest ze mną nie tak?
Wszystko moja wina...
-Kochanie, chcesz coś do jedzenia?- spytałem miękko. Jej wielkie oczy spotkały moje i przytaknęła powoli. Trzymałem w moich ramionach i wstałem z łóżka.
-Nie martw się, będę tam przez cały czas- wyszeptałem do niej, mój nos delikatnie ocierał się o jej miękki policzek. Ułożyła swoją głowę na moje ramię i zamknęła oczy.
-Tylko ty i ja?- jej cichy głos zapytał.
-Nie. Eleanor i Louis będą z nami jeść- poczułem jak jej ciało zesztywniało w moich ramionach i natychmiastowo zdałem sobie sprawę, że popełniłem błąd.
-Ale ty będziesz ze mną, kochanie. Nie pozwolę nikomu cię zranić- musiałem zacząć uspokajając Hanę, by przynajmniej była wśród innych. Zamierzałem pomóc, by było jej lepiej. Potrzebowałem by było jej lepiej.
Kiedy usiedliśmy przy stole, Hannah odmówiła oderwania się ode mnie w momencie. gdy próbowałem posadzić ją na krześle. Pochyliłem się i ostrożnie ułożyłem ją na krześle, ale ścisnęła mocną moją ciemną koszulkę w swoją małą piąstkę i zaszlochała. Złapałem jej nadgarstek, by odsunąć go ode mnie, ale kiedy to zrobiłem ujrzałem łzy w jej oczach.
Westchnąłem i z powrotem ją podniosłem czując jak jej ciało odpręża się pod moim dotykiem i posadziłem ja na moich kolanach.
Był taki czas, wracając do początku gdzie zabiłbym za to by Hannah chętnie usiadła na moich kolanach. Ale kiedy odmówiła puszczenia jej, poczułem się nienaturalnie.
Tęskniłem za moją niezależną i nieznośną dziewczyną.
Eleanor weszła jako pierwsza. Zatrzymała się w przejściu by sprawdzić reakcję Hany.
-Cześć skarbie- głowa Hany wyjrzała i spojrzała na Eleanor. Jej palce złapały mnie ciasno i słyszałem jak jej oddech był coraz cięższy, ale oprócz tego nie zareagowała źle.
-El zrobiła nam coś do jedzenia- szepnąłem jej do ucha. Hannah kiwnęła głową, ale kiedy Eleanor przybliżyła się do nas, ona znów przybliżyła się do mnie. Zwiększyłem uścisk na jej wąskiej talii, by dać jej znać przy niej jestem, ale nie zdołam ukryć jej przed Eleanor. Gdy twarz Hany schowała się w mojej bluzce, podniosłem dłoń i delikatnie odsunąłem od siebie jej brodę.
-Ona nie zrobi ci krzywdy- głaskałem plecy Hany, kiedy Eleanor usiadła na przeciwko nas i postawiła jedzenie na stole. Wziąłem talerz dla Hany, ale nie dla siebie. Jadłem parę godzin temu i zwykle i tak dojadam z talerza Hany.
Wysłałem El małe kiwnięcie głową, która podniosła się i spokojnie zawołała Louisa.
W momencie, w którym wszedł do pokoju i Hannah zobaczyła go zaczęła świrować.
Wydała mały okrzyk na widok innego mężczyzny i zaczęła się trząść. Odwróciłem jej ciało i złapałem ją szorstko.
-Jestem tu. Spójrz na mnie.- zmusiłem jej oczy do skupienia się na mojej twarzy. Cicho łkała, a łzy spływały wzdłuż jej twarzy.
-To tylko Louis. Znasz go. Znasz Eleanor. Nie zrobią ci krzywdy.- Przytaknęła, ale jej łzy nie przestały lecieć. Wziąłem jej twarz w dłonie i kciukami wytarłem łzy. Odwróciłem ja z powrotem i wsadziłem jej w dłoń sztućce.
Patrzyłem jak Louis objął ramieniem Eleanor i ich oczy się spotkały. Mogłem zobaczyć jej łzy, które próbowała powstrzymywać. Nawet Eleanor nie mogła znieść widoku ciała dziewczyny siedzącej na moich kolanach.
Te same włosy, ta sama twarz, te same oczy, ale czegoś w nich brakowało. Jej usta nie posiadały tego samego uśmiechu jak ten, który miała w większości przypadków wyzywając mnie. Jej oczy nie były lśniące w śmiechu czy głębokie w złości. Nie posiadała tej samej obecności co kiedyś.
Zajęło mi trzy dni by Hannah przywykła do Louisa i Eleanor. Przestała już płakać za każdym razem jak weszli do pokoju i pozwoliła siebie dotknąć. Eleanor próbowała porozmawiać z nią, ale Hannah utrzymywała swoje odpowiedzi krótkie, tak jak robiła to ze mną.
Byłem w stanie zostawić Hanę samą z Lou i El nawet na kilka minut. Ale nigdy nie przekroczyłem 20 minut. Nie chciałem jej zasmucić.
Zaczynała przyzwyczajać się do Nialla i Liama. Mogli być w tym samym pokoju jeśli tylko ją trzymałem, a oni utrzymywali dystans.
Nie była wstanie być w tym samym pomieszczeniu co Harry, ale nie mogłem jej winić.
Wspomnienie o jej gwałconej koleżance były tak świeże jak jej własne. Wiem że Jay ją zniszczył...I że Harry zniszczył Clarie...
Nie byłbym zdziwiony, gdyby nie mogłaby być wstanie być kiedykolwiek w jego pobliżu.
Nie mogła być w jego pobliżu nawet przed jej doświadczeniami. Z wyjątkiem momentu kiedy musiałem ją trzymać przed zaatakowaniem go. Potem musiałem ją trzymać przed ucieknięciem bądź schowaniem się.
Gdzie podziała się moja Hannah? Czy wciąż tam była?
Po dwóch tygodniach Hannah zaczęła mi odpowiadać. Potrafiłem podtrzymać z nią małą konwersację. Głównie zostawała ze mną, bez względu na wszystko. Czasami zostawała z Eleanor pomagając w domowych czynnościach.
Głównie w sprzątaniu, ponieważ Hannah i kuchnia to mieszanka wybuchowa.
Najdziwniejszą rzeczą był fakt, że robiła wszystko to, o co prosiłem. Powiedziałem, że ma usiąść i być cicho przez moment i to zrobiła. Powiedziałem jej by poszła sprzątać z El kiedy ja i chłopaki dyskutowaliśmy o czymś, robiła to. Całowała mnie za każdym razem kiedy prosiłem. Nawet się ze mną nie kłóciła.
I tęskniłem za tym.
Tęskniłem za ogniem, który próbowałem zgasić.
Tęskniłem za jej językiem i ciętymi docinkami, które tak bardzo próbowałem zmienić.
Tęskniłem za jej byciem buntowniczką, którą tak bardzo chciałem wybić.
Prawie przyzwyczaiłem się do jej pieskiego posłuszeństwa. Prawie.
-Mogłabyś zrobić mi lunch?- Zapytałem Hanę kiedy Liam usiadł na przeciwko mnie w jadalni. Mogłem powiedzieć, że chciał ze mną o czymś pogadać. Najprawdopodobniej o tym, iż troje ludzi wisi nam tysiaka i żaden z nich nie ma pieniędzy by nam oddać.
Możecie wyobrazić sobie moje zaskoczenie, kiedy mi odmówiła.
-Słucham?- mój głos wydał ostry dźwięk, moja reakcja zdarzała się już kiedyś, mogłem pomyśleć. Powinienem poczuć ulgę, że mi odmówiła, ale moja dawna reakcja wyszła nieświadomie.
Natychmiast zeskoczyła z moich kolan i zaczęła się trząść. Jej oczy były szeroko otwarte ze strachu.
-Cholera.
-Co?
-W końcu wróciła to swoich buntowniczych nawyków i ja to zawaliłem. Nie powinienem być taki ostry...powinienem odpuścić...- czasami potrafię być, kurwa, idiotą.
-Daj jej czas. To pokazuje, że zaczyna stawać się osobą jaką kiedyś była- zapewnił mnie Liam.
-A teraz koniec o twojej ptaszynie. Markinson, Gregor i Smithlin wiszą nam kasę. Myślę że nie daliśmy im wystarczającego ostrzeżenia. Wysłałem do nich naszych chłopców z łomami i zobaczymy jak szybko kasa wpłynie...

~@so_closee

wtorek, 8 kwietnia 2014

Chapter 46: Safe

When I look into your eyes
It's like watching the night sky
Or a beautiful sunrise
Well, there's so much they hold
And just like them old stars
I see that you've come so far
To be right where you are
How old is your soul?

Usłyszałam najpiękniejszy głos śpiewający do mnie. W całej tej ciemności ten głos był jak światło. To musiał być głos anioła. Nigdy wcześniej nie słyszłałam czegoś tak pięknego w swoim życiu.

Well, I won't give up on us
Even if the skies get rough
I'm giving you all my love
I'm still looking up

Tak. To był definitywnie anioł. Żadna inna kreatura nie byłaby zdolna stworzyć tak pięknego dźwięku. Ochrypły, ale wciąż przyjemny i delikatny. Chciałam się uśmiechnąć i dotrzeć do anioła, ale byłam uwięziona przez ciemność i każdy ruch mojego ciała nawey ten najdelikatniejszy był dla mnie bolesny.

And when you're needing your space
To do some navigating
I'll be here patiently waiting
To see what you find

Głos anioła stał się nieco głośniejszy, jakby się nade mną pochylał. Moje nozdrza wypełniły się znanym i przyjemnym zapachem lasu. Mocny zapach papierosów przypomniał mi o kimś ważnym.

'Cause even the stars they burn
Some even fall to the earth
We've got a lot to learn
God knows we're worth it
No, I won't give up

Anioł złożył delikatny pocałunek na moim policzku, zanim jego głos i obecność wokół mnie zniknęły.
Próbowałam zawołać anioła by mi pomógł. Aby mój ból odszedł, ale żaden dźwięk nie wyszedł z moich ust. Jedyną rzeczą jaką zdołałam zrobić było delikatne ściśnięcie tego co miałam w dłoni. Usłyszałam jęk wydobywający się z ust z anioła, ale nie mogłam już tak dłużej trzymać, więc próbowałam pozwolić ciemności przejęć nade mną kontrolę.
Wciąż nie mogłam popaść w nieświadomość tak, jak tego chciałam. Dalej byłam uwięziona w ciemności. Jedynie mogłam usłyszeć dźwięki wokół mnie, ale nikt, nawet anioł nie słuchał moich krzyków bólu i rozpaczy.
-Proszę.- wyszeptałam. Poczułam gorące łzy parzące moje oczy, gdy próbowałam dosięgnąć kogoś, kogokolwiek, ale nikogo tam nie było.
Nie było dopóki w końcu nie zauważyłam światełka w ciemności. Moje oczy gorączkowo przeszukiwały jasne światło, ale jedynie co mogłam widzieć to biel. Minęło kilka chwil nim moje oczy przyzwyczaiły się do jasności.
-Kurwa.- jęknęłam. Moje oczy skanowały pokój Zayna. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam był on, trzymający mnie. Przyszedł po mnie. W końcu po mnie przyszedł. Wiedziałam że to zrobi. Wiedziałam.
-Jak się czujesz?- zapytał mnie znajomy kobiecy głos. Zanim jej odpowiedziałam jej chłodne palce dotknęły mojego czoła. Poczucie paniki w mojej klatce piersiowej wybuchło, uderzyłam dłoń Eleanor i wtuliłam się z powrotem w materac.
-Hannah, kochanie to tylko ja.- Eleanor spojrzała na mnie z troską i smutkiem.
-Proszę, nie dotykaj mnie.- wyszeptałam. Naciągnęłam kołdrę na policzki, ukrywając przed nią moje ciało. Cień bólu przeszedł przez rysy twarzy Eleanor. Zrobiła krok do tyłu, unosząc ręce w celu poddania się.
-Skarbie, nie zamierzam cię skrzywdzić.- powiedziała delikatnie. Potrząsnęłam głową. Znałam Eleanor. Była delikatna i słodka. Kochająca i uprzejma. Dlaczego się jej bałam?
Racjonalna część mnie krzyczała bym na nią skoczyła i ją przytuliła, lecz moje ciało nie pozwoliłoby mi na to. Nieracjonalna część mnie nie mogła jej zaufać. Nie mogłam ufać nikomu.
Moje całe ciało było obolałe, pokryte siniakami i licznymi cięciami, a nawet gipsem na moim nadgarstku. Nikt nie miał pozwolenia by mnie dotknąć.
-Proszę cię, Hannah. To ja.- Eleanor spróbowała ponownie. Potrząsnęłam szybko głową i przykryłam się bardziej. Eleanor patrzyła w podłogę.
-Przepraszam.- wyszeptała, zanim zniknęła w korytarzu. Westchnęłam z ulgą, zostając sama. Wiedziałam że to było kompletnie nielogiczne, ale czułam strach, kiedy Eleanor była w pobliżu. Jej obecność wzbudzała we mnie panikę i nie wiedziałam dlaczego.
-Musisz być ostrożny, ona jest..cóż, nie jest taka sama.- usłyszałam El zza drzwi. Szybko naciągnęłam kołdrę z powrotem na siebie by się przed nią ukryć.
-Co masz na myśli?- Zayn warknął. Zayn?
-Bała się mnie. Nie mogłam jej dotknąć bez jej odrzucenia- powiedziała smutno. Drzwi do pokoju mojego i Zayna otworzyły się delikatnie i zobaczyłam jak Eleanor do niego wkroczyła. Moje serce zaczęło bić nierówno, a moje ręce zaczęły drżeć i coraz bardziej się pociły.
Ale wtedy Zayn wszedł za nią. Moja reakcja zszokowała wszystkich, łącznie ze mną.
Wyskoczyłam z łóżka i tak szybko jak tylko mogłam, pobiegłam do niego. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i poczułam ciepło i bezpieczeństwo, gdt tylko mnie objął.
-Ona..ona się mnie przedtem bała. Hannah, wszystko w porządku?- Eleanor przybliżyła się do nas i próbowała położyć rękę na moim ramieniu. Zauważyłam jej dłoń nim zdążyła mnie dotknąć i schowałam się za Zaynem.
-Nie dotykaj mnie!- mój umysł nawet nie mówił mojemu ciału co ma robić, ono działało na własną rękę.
-Kochanie, to tylko El. Nie jest niebezpieczna.- Zayn powiedział powoli. Odwrócił się w moją stroną, przyciągnął mnie do siebie i trzymał mnie ciasno. Usłyszałam jak Eleanor opuściła pokój, ale nie patrzyłam jak odchodzi. Duże dłonie Zayna przejechały uspokajająco po moich plecach, ale wyczułam jego napięte mięśnie pod ubraniami. Coś sprawiało, że był zdenerwowany.
-Przepraszam.- wymamrotałam wiedząc że jestem powodem jego zaniepokojenia. Zayn powoli pomógł mi dostać się z powrotem na łóżko i pocałował mnie w policzek.
-Nie masz za co przepraszać, kochanie. Powiedz mi jak się czujesz.- powiedział cicho kiedy ukląkł obok mnie. Jego dłoń chwyciła moją (cóż NIE tą w gipsie).
-Wszystko w porządku.- powiedziałam cicho podarowywując mu mały, ale bezsilny uśmiech. Zmrużył oczy podejrzliwie, sprawiając, że moje serce zaczęło bić nadnaturalnie.
-Nie okłamuj mnie.- ostrzegł swoim głębokim głosem. Byłam przyzwyczajona do tego tonu Zayna, ale czułam się nieswojo i pełna obawy przed jego spojrzeniem.
-Prz...prze..przepraszam.- odpowiedziałam szybko zanim mógł mnie uderzyć. Jego oczy rozszerzyły się na chwilę i ścisnął delikatnie moją dłoń.
-Nie bój się, kochanie. Nie skrzywdzę cię.- podniósł swoją drugą rękę i uspokajająco pogłaskał mnie po policzku. Spojrzałam na niego ostrożnie i kiwnęłam głową.
-Jesteś teraz bezpieczna. Zawsze będę cię chronić. Obiecuję.- uśmiechnął się, ale uśmiech nie dosięgnął jego oczy. Coś było nie tak. Z jakiegoś powodu nie chciałam na niego naciskać. Nie chciałam go zezłościć, więc odpuściłam.
Uniosłam moją rękę w gipsie i spojrzałam na nią smutno. Przypominała mi wszystko co się stało...obelgi...ból...cierpienie...gwałt...
-Kochanie, myślisz, że mogłabyś odpocząć? Czujesz się zmęczona? Jesteś głodna?- Nie mogłam odpowiedzieć na wszystkie pytania, które zadawał mi Zayn, więc pozostałam cicho dopóki nie skończył.
-Czy coś Cię boli? Czy potrzebujesz czegokolwiek?
-Możesz ze mną usiąść?- zapytałam nieśmiało po tym, jak się upewniłam, że mu nie przeszkodzę. Zayn popatrzył na mnie przez chwilę, zanim usiadł obok mnie na łóżku. Spojrzał na mnie jakby chciał sprawdzić czy ze mną wszystko dobrze. Odpowiedziałam przesuwając się troszkę.
-Nie chcę cię skrzywdzić, ale powiedz mi jeśli przesadzam, ok?- zapytał. Ponownie skinęłam głową, pozwalając mu usiąść obok mnie. Pragnęłam by owinął swoje ramiona wokół mnie, ale za bardzo się bałam by go zapytać, więc poczekałam, aż usiądzie wygodnie by przysunąć się do jego klatki piersiowej, zmuszając jego ręce do objęcia mnie.
Zayn trzymał mnie tak mocno jakby bał się że zniknę. Znów.
Leżeliśmy tak przez parę godzin, dopóki nie odbyło się nieśmiałe pukanie do drzwi. Głos Zayna, pozwalający wejść, spowodował ciarki na moim policzku. Schowałam twarz przed kimkolwiek kto wchodził, sprawiając że ręka Zayna opiekuńczo przesunęła się za moją głowę.
Nie pozwól im mnie zabrać.
Nie pozwól im mnie zabrać.
-M..myślę że powinnam sprawdzić ją..dla bezpieczeństwa.- powiedziała nieśmiało Eleanor. Gorliwie pokręciłam głową, zaciskając mocno ręce na koszulce Zayna.
-No dalej, kochanie. To dla Twojego zdrowia.- Zayn próbował odsunąć mnie od siebie, ale w ogóle się nie poruszyłam. Nie mogłam pozwolić by Zayn mnie zostawił. Nie chciałam by gdziekolwiek szedł.
-Ona zamierza cię tylko sprawdzić. Będę tuż obok.- Zayn znów próbował mnie odsunąć, jego głos stawał się trochę poirytowany. Ktoś podszedł do łóżka i próbował odsunąć mnie od Zayna, ale tak szybko jak tylko poczułam obce ręce na mnie, zaczęłam przeraźliwie krzyczeć tuż nad uchem Zayna. Zaczęłam histerycznie szlochać.
Nie pozwól im mnie zabrać.
Nie pozwól im mnie zabrać.
Zayn, proszę nie pozwól im mnie zabrać.
-Nie dotykaj jej!- Zayn krzyknął agresywnie na kogokolwiek kto mnie dotknął. Nieznajomy dotyk natychmiast znikł z mojego ciała, jak tylko Zayn przycisnął mnie do łóżka. Jego klatka piersiowa uniemożliwiła mi zobaczyć nikogo innego oprócz jego. Jego ręce trzymały mnie ciasno, jego palce wbijały się w moją skórę, pokazując mi że w tym momencie on był jedyną osobą, która mnie dotykała.
On mnie ochroni.
-Przepraszam, stary!- usłyszałam jak odpowiada ostrożnie.- Próbowałem tylko pomóc El ją sprawdzić- próbował siebie usprawiedliwić. Wiedziałam że nie powinnam bać się Louisa. Wiedziałam to.
Ale z jakiegoś powodu nie mogłam nic na to poradzić. Nie mogłam pozwolić mu mnie dotknąć. Nie mogłam pozwolić nikomu innemu mnie dotknąć, oprócz Zayna.
Nie mogłam ufać nikomu innemu, oprócz Zaynowi. Nie po Jayu..Nie po tym jak mnie miał bez mojej zgody.
-Ja to, kurwa, zrobię. Powiedz mi co mam sprawdzić i wtedy zostawcie ją w spokoju.- Zayn warknął. Podniósł się trochę, ale dalej pozostając przy mnie.
-Musisz sprawdzić cięcia i upewnić się że żadne z nich nie jest zakażone. Sprawdź czy jej gips jest czysty i sprawdź jej em...- Eleanor mruknęła coś w zakłopotaniu tak że nikt nie mógł jej usłyszeć.
-Mów głośniej żebyśmy mogli już z tym skończyć.- Louis zażądał cicho. Słyszałam jak Eleanor szepnęła mu coś nim zaczęła kontynuować.
-Musisz sprawdzić jej waginę, żeby mieć pewność że nie ma krwawienia i siniaków. Nie miałam szansy zrobić tego wcześniej.- wymamrotała. Myślę że to było wszystko, ponieważ tak szybko jak to powiedziała tak szybko drzwi delikatnie się zamknęły. Zayn westchnął z ulgą po czym całą uwagę zwrócił na mnie. Jego oczy spotkały moje, a jego dłonie dotarły do moich policzków.
-To ja, kochanie. To tylko ja.- wyszeptał. Pochylił się nade mną i złożył mały pocałunek na moim czole.
-Mogę sprawdzić Twoje ręce?- spytał. Skinęłam głową i wyciągnęłam rękę bez gipsu. Trzymał moją rękę ostrożnie i patrzył na moje cięcia i siniaki. Ostrożnie odsunął ją i sięgnął po drugą. Spojrzał na rany i odłożył ją delikatnie. Później spojrzał na wystawione części ciała by ujrzeć czy jest zakażenie.
-Mogę sprawdzić Twoje nogi?- spytał mnie. Przytaknęłam powoli o odsunęłam kołdrę z moich kończyn. Jego chłodne palce przejechały w górę i w dół nim na mnie spojrzał.
-Mam pozwolenie na to by podnieść Twoją koszulkę i sprawdzić tam?- zapytał spokojnie. Ostrożnie podciągnęłam moją bluzkę pozwalając mu krótko dotknąć mój brzuch, później jego chłodny dotyk łagodnie przejechał po moim biuście. Pomógł mi usiąść by mógł sprawdzić moje plecy.
Zayn przesunął się tak że siedział pomiędzy moimi nogami. Spojrzałam na niego nieśmiało wiedząc dokładnie jakie pytanie będzie następne.
-Możesz powiedzieć nie, kochanie- zaczął, upewniając się że utrzymuje ze mną kontakt wzrokowy -mogę ściągnąć Twoje majtki?
Ufałam Zaynowi całym swoim życiem. Wiedziałam że on nigdy nie wykorzysta mnie seksualnie tak jak Jay. Mam na myśli że Zayn był wstanie czekać miesiące dopóki nie w końcu nie odebrał mi dziewictwa. Wiedziałam że jestem z nim bezpieczna, więc przytaknęłam. Przygryzł swoje usta nerwowo.
Poczułam jak jego miękkie palce tworzą szlak na moich udach i zatrzymują się na biodrach. Powoli ściągnął moje majtki. Z powrotem popatrzył na mnie, jego oczy zapytały mnie czy może kontynuować. Nie zaoferowałam mu nic innego niż szeroko otwarte oczy, co wziął za tak.
Poczułam chłodny dotyk pomiędzy nogami i natychmiast wiedziałam że tam na dole było brzydko. Wiedziałam że Jay narobił szkodę, mogłam to poczuć.
Zastanawiałam się czy Zayn wiedział, że Jay mnie zgwałcił.
Patrząc na jego spojrzenie wiedziałam, że prawdopodobnie wie. Jego kochający i czuły wzrok został zastąpiony morderczym spojrzeniem. Odchyliłam moją głowę do tyłu by nie patrzeć dłużej na to jak Zayn staje się coraz bardziej wkurzony.
Wiedziałam co się dzieje kiedy się denerwował...
Kiedy spojrzałam nieśmiało w dół na niego, nie zauważyłam Zayna który dotykał moją prywatność tylko Jay'a. Szybko kopnęłam go w brzuch zrzucając go z łóżka z hukiem. Zaczęłam głośno krzyczeć i okryłam siebie kocem.
-ZAYN!! Zayn, proszę!- wołałam o pomoc mając nadzieję że Zayn przyjdzie i mnie ochroni.
Zayn przyjdzie. Zayn przyjdzie.
Nie pozwól im mnie zabrać.
Proszę, nie pozwól im mnie zabrać.
-Pomocy!
-Ćśś, kochanie, to ja!- Zayn wstał, patrzył na mnie ze strachem wyciągnął dłoń do przodu w geście poddania.
-Zayn!- wygrzebałam się z łóżka i rzuciłam się na niego. Wyglądał na zszokowanego, jak tylko mnie złapał w swoje ramiona i położył do łóżka.
-Co się stało?- zapytał powoli. Wciąż mogłam zobaczyć że się bał ale nie o mnie, tylko mnie. O tym co się działo nie wiedział więcej ode mnie.
-On był tutaj. Ten mężczyzna był tutaj i dotykał moją...moją...- zaczęłam płakać w jego pierś a on głaskał mnie po włosach uspokajająco.
-Hannah, to byłem ja. On nie żyje, kochanie. On nie może cię zabrać.- wyszeptał
-Ale, ale był tutaj. Dotykał mnie tak jak wcześniej.
-Nie, nie było go. To byłem ja. Kochanie, jesteś bezpieczna. On nie może cię zabrać.
-On robił tam na dole różne rzeczy, Zayn.- zaszlochałam głośno. Zayn przykrył nas obu kołdrą i objął mnie ramieniem przyciągając do siebie.
-Wiem, kochanie. Wiem.- wyszeptał delikatnie całując moje czoło.
-Nie pozwól im mnie zabrać. Nie pozwól im mnie zabrać.
-Nigdy. Nigdy cię nie opuszczę.

~@so_closee

czwartek, 20 marca 2014

Chapter 45: Zayn's POV part 2

Stałem pośród gruzu. Pośród prochu. Pośród ciał.
Nie czułem żadnych wyrzutów sumienia, gdy kopnąłem na bok spalone szczątki człowieka. Jego ubrania były przypalone na jego skórze, a jego oczy były wciąż otwarte. Niekończące się kałuże wpatrywały się we mnie w bólu. Ten człowiek nie umarł szybką śmiercią, to pewne.
Ale mnie to nie obchodziło.
Jestem potworem. Zimnym do pieprzonej duszy. Jego śmierć prawie przyniosła mi przyjemność. Prawie.
Tylko jedna rzecz przynosiła mi przyjemność w tych dniach, a nie mogłem jej znaleźć.
- Znaleźliśmy go! – jeden z moich ludzi rzucił się do przodu, aby dać mi szybkie ostrzeżenie. Odwróciłem się na pięcie twarzą do samego diabła. Jay był wleczony do przodu przez niektórych członków mojego lojalnego gangu i zmuszony do klęczenia przede mną. Jego zimne, ciemne oczy wpatrywały się we mnie z całkowitym rozbawieniem. Nie doszukałem się żadnego strachu.
- Będziesz, kurwa, chciał być martwy, debilu. – syknąłem na niego, kopiąc go ostro w brzuch. Próbował się zgiąć i zakaszlnął trochę pod wpływem mojej siły. Prawie uśmiechnąłem się głupkowato w jego bólu. Prawie.
Nie spojrzał na mnie z bólem. Spojrzał na mnie z dumą.
- To zabawne. To jest dokładnie to samo co zrobiłem Twojej suce kilka godzin temu. – jego usta wykrzywiły się w zły i krzywy uśmiech.
Moje całe ciało trzęsło się w złości i zacząłem widzieć czerwień. Rzuciłem się do przodu i owinąłem swoje dłonie wokół jego szyi. Prawie natychmiast dwie pary rąk odciągnęły mnie od niego.
 - Zayn. Przestań. – Liam rozkazał mi na ucho. – Przestań, nie chcesz go zabić. Chcesz żeby cierpiał. – przypomniał mi. Skierowałem na niego swój wściekły wzrok.
- Tak, bracie. Zaopiekujemy się nim. Obiecujemy. – Harry mu zawtórował. Odepchnąłem ich od siebie i odwróciłem się tyłem do lidera Sharków.
- Zróbcie to tak źle, jak to możliwe. – warknąłem nie patrząc do tyłu. Nie mogłem już nawet spojrzeć na Jay’a. Następnym razem zobaczę go w piekle.
- WYGRAŁEM! – śmiał się, gdy Liam i Harry ciągnęli go na zewnątrz magazynu. Kazałem moim ludziom podpalić magazyn, ale to wystarczyło, by spowodować ofiary. Tylko rama ocalała.
- Wygrałem, bo jest załamana! Nigdy nie będzie już taka sama! – Zanim mogłem nawet odwrócić się i uderzyć go pięścią w jego paskudny pysk, chłopcy zabrali go na zewnątrz.
Ja i moi ludzie kontynuowaliśmy przeszukiwanie budynku. Sprawdziłem kraniec magazynu, moje ręce ciągnęły desperacko wszystko co mogło ukryć drobne ciało Hanny.
O Boże, co jeśli ona nie żyje?
Zacząłem się trząść na myśli z mojej głowy. Nie mogłem nawet o tym myśleć. Nawet nie potrafiłbym funkcjonować, jeśli to była prawda.
Hannah. Moja Hannah.
- ZAYN! – tak prędko jak usłyszałem swoje imię na zewnątrz moje ciało przyprowadziło mnie do Louisa.
- Jest tutaj. Niall ją ma.
Louis poklepał moje plecy i wskazał swoją głową w kierunku jednych z kilku drzwi, które przetrwały w pożarze.  Zerwałem się, aby je otworzyć i znaleźć schody, na dole, które zostały pochłonięte przez ciemność. Mogłem zobaczyć słabe światło z latarki Nialla. Chwyciłem jedną z latarek, które Louis trzymał i włączyłem ją. Podążałem schodami do piwnicy, gdzie mogłem znaleźć małe wgniecenie w ścianie i parę kałuży krwi. Nie mogłem powstrzymać siebie przed psychicznym strachem. To była jej krew. Była tutaj.
- Kochana, musisz do mnie podejść. – słyszałem cichy szept Nialla. Kontynuowałem wędrówkę dalej do piwnicy, zanim usłyszałem dziewczęcy krzyk i odgłos klapsa.
- Ja pierdolę. Nie mogę Ci pomóc, jeśli będziesz mnie biła. – Niall przeklął starając się bardzo, aby zachować swój spokojny i opanowany głos.
- Zayn przyjdzie. Zayn przyjdzie.
To ona! To moja Hannah! Czeka na mnie. Zacząłem biec lekkim truchtem, moje serce wyskoczyło mi z piersi, a mój umysł zalały właściwe myśli. Moja latarka wylądowała na plecach Nialla, jego ręka pocierała jego ramię. Tak, Hannah tutaj była. Mogła być jedyną, która mogła uderzyć Nialla tak mocno.
- Zayn przyjdzie. Zayn przyjdzie.
Jej głos był tak załamany i przepełniony bólem, że prawie nie myślałem, że to była ona. Ale sposób w jaki powiedziała moje imię… Uśmiechnąłbym się, gdyby sytuacja nie była tak ponura.
- Jestem tutaj, kochanie. Jestem tutaj. – powiedziałem do niej.
Skierowałem swoją latarkę na dziewczynę w kącie. Swoje dłonie trzymała na głowie w obronie. Jej ciało było zwinięte w kłębek, by bronić siebie przed poważnymi uszkodzeniami. Jej blade ciało było rozebrane do naga z ubrań. Ciemnofioletowe i szare siniaki były rozproszone poprzez jej kończyny i brzuch. Plamy krwi i głębokie cięcia znaczyły jej delikatną skórę.
I to wszystko mnie zabiło.
Zdumiało mnie to, że zaledwie 36 godzin temu właśnie ta dziewczyna wrzasnęła na mnie, że w stosunku do niej jestem dupkiem czy coś takiego.
- Zayn? – uniosła swoje kołtunowate-blond włosy przykrywające głowę, a moje oczy spotkały się z jej zielonymi. Jej zasłonięta twarz wykrzywiła się w rozpaczliwy i pełny nadziei uśmiech. Dosłownie poczułem jak moje serce spada do mojego żołądka.
Zbliżyłem się do niej ostrożnie z rękoma podniesionymi do góry i dłońmi przed sobą. Chciałem aby wiedziała, że jej nie skrzywdzę. Chciałem aby wiedziała, że zapewnię jej bezpieczeństwo.
Byłem w szoku, gdy natychmiast jej ciało zderzyło się z moim sprawiając, że cofnąłem się o kilka kroków zanim znów mogłem utrzymać równowagę. Jej drobna postać zderzyła się z moją piersią, jej chude ręce owinęły się wokół mojej szyi. Moje ręce natychmiast owinęły się wokół jej talii i trzymały ją blisko mojej piersi.
Nie wyobrażałem sobie, abym pozwolił jej odejść ponownie.
Niall szedł za mną ostrożnie, gdy ja niosłem miłość mojego życia na górę po schodach.               Nie patrzyłem na nikogo, gdy opuszczaliśmy budynek. Zignorowałem Louisa, gdy zawołał pozostałych chłopaków, oczywiście dlatego, że byłem zajęty czymś innym.
Nie martwiłem się, gdy mijałem Liama i Harry’ego krzyczących poniżające rzeczy w innym pomieszczeniu z cienkimi ścianami chroniącymi od ich hałasu, gdy bili Jay’a niemiłosiernie. Niall pomógł mi wziąć Hanę do samochodu i zawiózł nas do domu.
Niall złapał dla mnie Eleanor, gdy ja zabrałem Hanę prosto do naszej sypialni. Jej piękne powieki były zamknięte na jej wdzięcznej twarzy. Za każdym razem, gdy brała głęboki oddech  jej twarz wykrzywiała się w bólu. Cięcia i siniaki wzdłuż jej żeber powiedziały mi dokładnie co miała zranione.
Ostrożnie położyłem ją na łóżku i odciągnąłem pierzynę na bok. Powoli czułem, że moje ciało rozpada się, gdy naprawdę miałem zbadać jej cierpienie w świetle lamp mojego domu. Jay postawiło ją w tej sytuacji przez to… Jay postawił ją w tej sytuacji przeze mnie.
Liam zostawił Danielle mniej więcej sześć godzin przed naszymi poszukiwaniami. Zrobił to dla jej bezpieczeństwa. Zrobił to, by ją chronić. Danielle zrozumiała oczywiście i odeszła z własnej woli. To była tylko kwestia czasu, aż nasz gang będzie zastraszony ponownie. To była tylko kwestia czasu, aż dowiedzą się o Danielle. To była tylko kwestia czasu, aż ktoś zabrałby też ją.
Więc odeszła. Liam dał jej bilet pierwszej klasy do innej części kraju. Bolało go to, ale zrobił to co musiał. Płakał przez kilka godzin, ale Liam wrócił do nas szybko.
Dlatego, że wiedział, że zrobił to co było najlepsze.
Oczywiście, Louis także pomyślał o tych wszystkich rzeczach. Obserwowałem go, gdy najpierw zwrócił się do Eleanor, krótko po tym jak Liam zostawił i wysłał Danielle. Powiedział jej, że pomyślał, że najlepiej będzie, jeśli go zostawi. Jeśli z nim zerwie. Jeśli pójdzie do przodu i będzie żyć lepszym życiem.
Jej odpowiedź?
Uderzenie w twarz i wprowadzenie przekleństw do gry.
Nie trzeba mówić, że Eleanor nigdzie nie pojechała.
Dziewczyna wspomniana w pytaniu weszła cicho do pokoju i z trudem łapała powietrze, gdy zobaczyła Hanę. Jej łzawiące oczy spotkały moje, ale bezzwłocznie wyjęła apteczkę i zabrała się do pracy. Stałem przy brzegu łóżka trzymając chudą rękę Hany w mojej dłoni, gdy Eleanor wycierała krew z jej ciała.
Nie mogłem odwrócić wzroku od przepięknej twarzy mojej dziewczyny.
Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałem nikogo tak pięknego jak ona. Nikt więcej jeszcze nie był tak blisko.
Eleanor nałożyła Neosporin na cięcia Hany i jeszcze przyniosła zestaw medyczny z igłą i nicią do zszycia kilku głębszych nacięć.
W pewnym momencie, ostry ból obudził Hanę, ale Eleanor szybko wyjęła pigułkę i zmusiła ją do połknięcia. Kilka miesięcy temu, Eleanor dała mi te same pigułki, by pomóc Hanie wyzdrowieć z innych kłopotów.
Innych kłopotów, w których była przeze MNIE.
Ja byłem problemem.
Zawsze problemem.
Eleanor wcierała jakiś krem w ciemne siniaki plamiące skórę w kolorze kości słoniowej. Jej ręce ostrożnie dotykały ramię, palec do uda, palec do ramion. Puściłem ją, gdy Eleanor sprawdzała nadgarstek Hany. Skinęła na mnie, więc wziąłem go znów w zasięg swojego dotyku. Eleanor przeniosła się na drugi nadgarstek.
Zgięła każdy palec zanim delikatnie obracała jej nadgarstkiem. Prawie natychmiast Hanna wyrwała swoją rękę daleko od Eleanor i trzymała go przy swojej klatce piersiowej. Podczas snu mruczała przekleństwa, ale to nie było nowe zjawisko.
Spałem obok Hany jakiś czas. Niektóry ludzie chodzili we śnie, inni chrapali, a dużo ludzi mówiło, ale nie moja Hannah. Nie, ona klęła.
Czasami budziła mnie w nocy mrucząc słowa, których nawet ja nie znałem.
- Co Ty, kurwa, zrobiłaś?
Nie mogłem pomóc, ale warczałem na Eleanor. Brązowowłosa dziewczyna spojrzała zaskoczona i natychmiast zaczęła bełkotać na swoją obronę.
- J-J-Ja myślę, że jest złamany… Zbyt łatwo było go zgiąć. Odruch jej ciała…
Odwróciłem oczy z daleka od niej i spojrzałem na dziewczynę leżącą na łóżku.
Nie chciałem nawet wiedzieć co się stało, że miała złamany nadgarstek.
To znaczy, zrobiłem jej bardzo wiele chujowych rzeczy, ale jeszcze nie udało mi się złamać pojedynczej kości w jej ciele. I czasami, aż trudno się do tego przyznać, to było moim zamiarem.
Eleanor zaczęła konstruować gips wokół delikatnego nadgarstka Hany. Nastawiła go jak najdelikatniej umiała, pouczając mnie, by trzymać Hanę ostrożnie, by nie mogła rzucać się we śnie.
Słyszeliśmy, że reszta chłopaków przyszła do apartamentu, ale żaden z nich nie ośmielił się przyjść do mojego pokoju, więc zignorowaliśmy ich.
- Mógłbyś…?
Policzki Eleanor zaczerwieniły się, gdy wręczyła mi uśmierzający krem i skinęła na siniaki na piersiach Hany. Siniaki w kształcie palców… Zazgrzytałem zębami na myśl o tłustych palach Jay’a dotykających ją tutaj.
Podczas, gdy moje palce ostrożnie rozcierały krem na perfekcyjnych piersiach, Eleanor ostrożnie wyciągnęła nogi Hany przed siebie. Moje oczy powędrowały na dolne partie ciała Hanny, by zobaczyć czego Eleanor tam szukała.
A później to zrozumiałem.
Moje ręce drżały, a ja natychmiast zbladłem. Patrzyłem pytająco na Eleanor mając nadzieję, że spojrzy na mnie i zaprzeczy moim najgorszym obawom, ale widziałem jak jej oczy rozszerzyły się.
- Proszę… - szepnąłem. Spojrzała na mnie smutno i skinęła głową.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Nie mogłem tego dłużej wytrzymać. Potwór wewnątrz mnie nie mógł się już dłużej hamować. Godzinami go budowałem. Godzinami trzymałem swoją złość w sobie, gdy jej szukaliśmy, gdy się o nią martwiliśmy, ale nie mogłem już dłużej. Przestałem dotykać ciało Hany i opuściłem pokój bez słowa.
Rozszalały minąłem moich czterech najbliższych przyjaciół idąc do windy. Moja pięść przebiła ścianę, a ja wydałem z siebie bolesny krzyk. To nie był nawet ból fizyczny żebym chciał płakać. To był JEJ ból. To było to co ONA musiała przejść.
- Kolego, jest z nią w porządku. El jest tam, by ją naprawić. Będzie jak nowa. Wszystko z nią w porządku, jest bezpieczna.
Niall próbował mnie pocieszyć, ale z grubsza go popchnąłem. Patrzyłem jak jeden z moich najlepszych przyjaciół wylądował boleśnie na drogim stoliku. On nawet nie patrzył na mnie zły, gdy się podnosił. Jego niebieskie oczy nie wyrażały niczego, prócz litości.
- To koniec, Zayn. Masz ją tutaj ze sobą. – dodał Louis nie ryzykując, by podejść bliżej mnie.
Mogłem tylko sobie wyobrazić jak wyglądałem – zarośnięty, włosy w nieładzie, potargane ubrania, drżące dłonie, oszalałe oczy.
Wziąłem wszystko co miałem, aby się nie załamać i nie płakać. Moja Hannah. Moja biedna Hannah. Ona znaczy dla mnie wszystko. Jej śmiech sprawiał, że uśmiech pojawiał się na mojej twarzy nawet w najciemniejsze dni. Jej pewny siebie chód sprawiał, że śliniłem się za każdym razem, gdy odchodziła. Jej napady złości trzymał mnie na palcach. Jej sarkastyczne komentarze dowodziły, że poznałem kogoś kto mi dorównywał. Jej łzy były moim bólem. Jej miłość była moim światem.
Jest dla mnie wszystkim.
Jest lepsza beze mnie.
Nic z tych rzeczy  nie mogło jej się stać ponownie.
Będzie bezpieczna.
Bezpieczna jak Danielle.
Bezpieczna i zdrowa.
Chroniona przed ludźmi takimi jak Devon, którzy próbowali zgwałcić ją te wszystkie miesiące temu.
Przed ludźmi takimi jak Jay, który… który…
Przed ludźmi takimi jak ja.
Tak.
Będzie jej zdecydowanie lepiej beze mnie.


♥ rozdział tłumaczony przez Gosię z http://i-need-love-just-enough-love.blogspot.com/