wtorek, 5 listopada 2013

Chapter 34: Stick to Your Guns

Lunch minął szybko. Ku mojemu zaskoczeniu, przez czas rozmowa płynęła nam gładko. Zayn świetnie się bawił, śmiejąc się z tego co mówili inni. Wiem, że niesamowitą radość sprawi mi przypomnienie mu, że gdybym nie zmusiła go do pozwolenia mi gadania z resztą chłopaków, ten lunch w ogóle nie miałby miejsca. Najwyraźniej Liam i Louis podążali jego śladami, bo Eleanor i Danielle też mogły przyłączyć się do rozmowy.
Oklaski dla Hany.
Kiedy lunch dobiegł końca, Eleanor odmówiła jakiejkolwiek  pomocy w kuchni, szepcząc, że Louis zawsze jej pomaga, gdy już wszyscy wyjdą.
Danielle i ja wymieniłyśmy się numerami telefonów, żebyśmy mogły ze sobą pisać. Obiecałam też dziewczynom, że nie długo zaproszę je do naszego mieszkania... a raczej mieszkania Zayna.
Albo powinnam nazwać je naszym mieszkaniem? To znaczy... ja też tam teraz mieszkam. W sumie to czułam się tam jak w domu.
-Chciałabym umieć gotować tak jak Eleanor i Danielle.- westchnęłam, opierając głowę na ramieniu Zayna, który prowadził.
-A ja nie, kochanie. To jest to, co w tobie kocham. Jesteś inna i nie taka jak one. W moim świecie, kobiety zostają w domach, gotują, zajmują się swoimi mężczyznami i słuchają się ich rozkazów. To jest to, co robią kobiety związane z członkami gangu. Ale nie Hannah. Nie moja Hannah. Moja Hannah jest inna. Nie radzi sobie w kuchni i się tym nie przejmuje. Walczy ze mną nawet jeśli wie w co się pakuje. Wie jak radzić sobie z moim gniewem i karami.- zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami.
-Jesteś bardzo niestereotypowa.- potrząsnął głową.
-A ty nie jesteś taki straszny jak ci się wydaje.
-Oh tak? Poczekaj tylko kiedy znów mnie wkurzysz, kochanie. Pokażę ci rzecz lub dwie o byciu strasznym. Uniósł brew, gdy na mnie spojrzał.
-Więc tak to teraz będzie wyglądało? Kłótnie zamieniają się w przemoc, a po tym po prostu będziemy wracali do normalności? Nie będziemy nawet niczego rozwiązywać?- wyszeptałam, mając nadzieję, że nie usłyszy. Usłyszał.
-Tak, tak będzie. To jest to, co robimy, kochanie. Oczywiście, że mamy nasze problemy- lubisz zgrywać bohatera, buntownika, a ja może i mam problemy z gniewem- ale pod koniec dnia, nasze kłótnie to tylko kłótnie. Nie zmieniają tego, co do siebie czujemy.- wzruszył ramionami, odrywając ode mnie wzrok.
Zayn nie jest wylewny w uczuciach, więc to, co powiedział mi pasowało. Przynajmniej teraz. 
Kiedy wysiedliśmy z jego samochodu, Zayn zaskoczył mnie, przyciągając do pocałunku. Chwycił tył mojej głowy i pochylił się, by być na moim poziomie. Zbijając mnie z tropu, co dało mu możliwość dominowania, przejął nad nimi kontrolę i przypasował moje usta do swoich. Jego język badał zawartość moich ust, a ja chwyciłam garść jego idealnych włosów.
Oderwaliśmy się od siebie, uśmiechając się lekko zdyszani. Żadne z nas się nie odezwało, gdy kierowaliśmy się na górę.
Później, tego wieczora Zayn znalazł mnie, gdy starałam się wtaszczyć rzeczy, które Niall i Liam przynieśli z mojego starego mieszkania.
-Co robisz?- zapytał, odpierając się o framugę drzwi.
-Pływam. A na co ci to, kurwa, wygląda? Staram się rozpakować te wszystkie pierdoły.- odwarknęłam, chrząkając po tym jak naprawdę ciężko starałam się podnieść karton z ubraniami, ale nie chciał się ruszyć. Jak na biedną dziewczynę, zdecydowanie miałam dużo rzeczy.
-Kochanie, daj mi to zrobić.- zaśmiał się, spychając mnie sobie z drogi.
-Nie. Dam radę.
-Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.- ostrzegł, starając się oderwać mi ręce od kartonu.
-Potraktuj mnie jak dziecko jeszcze raz, to wtedy nie o moje zrobienie sobie krzywdy będziesz musiał się martwić.- syknęłam. Podniósł na mnie brwi i zwęził oczy.
-Powiedz tak do mnie jeszcze raz i upewniam cię, że będziesz jedyną osobą, której stanie się krzywda.- zagroził. Przewróciłam oczami, ale puściłam pudełko. Dupek chce targać te wszystkie do pokoju gościnnego i złamać sobie kręgosłup, ależ proszę bardzo.
Szłam za nim korytarzem, ale zamarłam gdy zatrzymał się przed drzwiami jego sypialni. Otworzył, kopiąc w nie jego czarnym butem i wciągnął pudło za nim.
-Czekaj, Zayn! W pokoju gościnnym jest szafa i komoda, mogę zostać tam!- zawołam do niego, wchodząc za nim do pokoju. Zignorował mnie i zaciągnął karton do szafy, wpychając go do środka, żeby potem udać się spacerkiem po następne pudło. 
-ZAYN!- krzyknęłam za nim. Odczekałam chwilę, zanim pojawił się z kolejnym kartonem, który także zaniósł do jego pokoju i umieścił go w swojej komodzie.
-Szafa jest cała twoja, kochanie. Zostawiłem ci też trochę miejsca w komodzie. Wiem jak dużo miejsca potrzebują dziewczyny na ich pierdoły.
-Mogę zostać w pokoju gościnnym.- przypomniałam mu, zastanawiając się dlaczego nie chce mi na to pozwolić.
-Oh tak? A kto tak powiedział?- rzucił mi wyzwanie, podchodząc do mnie. Zrobiłam krok w tył.
-Wolałabym mieć swój własny pokój.- kontynuowałam, zwężając moje spojrzenie na jego zarozumiały uśmieszek.
-A ja wolałbym mieć cię w moim pokoju.
-Nie chcę zostać w twoim pokoju. Czułam się jakbym kłóciła się z upartym dzieckiem. Musiałam mówić powoli i zachowywać spokój. Bądź cierpliwa- przypominałam sobie.
-Taka szkoda, że ci to nie pasuje, kochanie- przekrzywił głowę w bok, testując moją cierpliwość.
-Cholernie szkoda.- skrzyżowałam ręce na piersi i wyprostowałam się, starając się wyglądać na wyższą. Jakby to w ogóle miało zadziałać. Byłam niższa od Zayna o dobre 30 centymetrów.
-Hmm? Jestem pewien, że zdecydowałem już, że zostajesz tutaj. 
-Zayn- odetchnęłam -naprawdę nie czuję się jeszcze komfortowo śpiąc z tobą w jednym łóżku. Nadal rozwiązujemy nasze problemy-
-I nie rozwiążą się szybciej jeśli będziesz odgrodzona ode mnie korytarzem. Koniec kłótni na ten temat.- stwierdził, ścierając ten głupi uśmieszek z jego twarzy.
-Masz rację. Koniec, bo zostaję w pokoju gościnnym. Pośpieszanie naszego życia seksualnego nie pomoże.
-Kochanie, mam sine jaja. Pewnie nie wiesz co to znaczy, więc prosto ci to wyjaśnię- śpisz ze mną. Minął mnie i skierował się do drzwi, zatrzymując się w ich framudze.
-Pokłóć się ze mną o to jeszcze raz i zobaczysz co się stanie. I z tym skierował się korytarzem aż do salonu. 
-Zacznij się rozpakowywać!- zawołał, a ja stałam tam przez chwilę osłupiała. Dobrze wiedziałam, co oznaczają ''sine jaja''. I wiedziałam też, że dzisiejsza noc nie będzie spokojna.
Trzęsąc się, powiesiłam moje ciuchy w pustej szafie, a resztę włożyłam do kilku komód przeznaczonych na moje rzeczy. Ciągle się za siebie obracałam i patrzyłam w stronę drzwi, sprawdzając czy nie ma tam Zayna.
Wysunęłam następną szufladę, ale była już wypełniona, więc już chciałam ją zamknąć, ale coś przyciągnęło moje oko.
Coś czarnego.
Coś świecącego.
Coś metalowego.
Pistolet.
Byłam przerażona. Wiedziałam, że Zayn ma broń. To znaczy... musiał, skoro należał do gangu. Ale zobaczenie jej na oczy to zupełnie coś innego. Trzymał broń w szufladzie na skarpetki jakby to było nic takiego!
A jednak, kurwa, było.
Zatrzasnęłam szufladę i runęłam na podłogę. Przytuliłam kolana do piersi i oparłam się plecami o komodę.
Cholera jasna.
On ma broń.
Dowlekłam się do drzwi zajrzałam w stronę korytarza. Mogłam usłyszeć dźwięki telewizora dochodzące z salonu.
Przygryzłam wargę i zrobiłam coś głupiego. Z powrotem podeszłam do szuflady i wyjęłam pistolet.
Po cichu wycofałam się z sypialni i szłam tyłem przez korytarz, przez cały czas trzymając wzrok  na wejściu do głównej części mieszkania, żeby usłyszeć wyłączanie telewizora i pojawienie się Zayna. 
Trzymałam broń kciukiem i palcem wskazującym, z dala o mojego ciała, tak jakby był skażony. Nie znałam się na pistoletach, ale trzymałam go za uchwyt, wiedząc, że muszę trzymać palce z dala od spustu.
Szybko wemsknęłam się do pokoju gościnnego.
Moje oczy skanowały pokój, by znaleźć miejsce na schowanie tej maszyny do zabijania na potem. Wiedziałam, że Zayn raczej tu nie przyjdzie, ale i tak chciałam dokładnie ją ukryć. Komoda byłaby zbyt oczywista, więc wybrałam miejsce pod materacem.
Zatrzymałam się na chwilę, by upewnić się i posłuchać czy rzeczywiście wciąż był w salonie. Moje ręce chwyciły koniec materaca, z nerwów pociły mi się dłonie od tego całego zajmowania się czarnym, metalowym przedmiotem.
Wepchnęłam broń po materac tak daleko jak tylko mogłam, a potem szybko, ale cicho poszłam z powrotem do pokoju Zayna. Gdy już byłam na 'bezpiecznym lądzie', znów runełam na ziemię koło komody i odchyliłam głowę go tyłu.
Gdyby się dowiedział, że ukryłam jego broń, weźmie ją i mnie zastrzeli.
Nie miałam wątpliwości.
Wyprostowałam się jak na alarm, gdy tylko usłyszałam ciężkie kroki w korytarzu. Spojrzałam w górę, gdy Zayn wszedł do pokoju, z paczką chipsów w ręce.
-Skończyłaś?- zapytał, gdy wpakowywał je sobie do ust. Przytaknęłam, nie do końca odnajdując głos by się odezwać.
-Wszystko dobrze?- zmarszczył brwi, wrzucając do ust kolejnego chipsa.
-Tak, w porządku. Mój głos zabrzmiał na drżący i załamany. Świetnie, Hannah... teraz się domyśli.- pomyślałam. Trzymaj się broni*, nie dawaj mu powodów do podejrzeń. Prawie zaśmiałam się w duchu przez tę ironię: ‘trzymać się broni…’
-Na pewno? Podszedł do mnie bliżej, a ja odepchnęłam się od podłogi, używając kantu komody, by się podnieść.
-Tak. Na pewno.- przewróciłam oczami, starając się pokazać, że wszystko jest w porządku. Ale nie było. W tym domu była broń.
-Jeśli chodzi to to, co powiedziałem wcześniej, to chcę, żebyś wiedziała, że cię nie zgwałcę. Obiecuję.- powiedział delikatnie. Jako ofiarę pokoju, pochylił otwartą część paczki nachosów w moją stronę. Ostrożnie wzięłam jednego i zjadłam.
Biorąc mój gest jako przyjęcie jego przeprosin, Zayn się odwrócił i skierował się do salonu.

*trzymać się broni oznacza trwać w swoich przekonaniach, stawać w obronie swoich racji.
+skoro tak wszyscy chcą wiedzieć haha  blue balls