czwartek, 20 marca 2014

Chapter 45: Zayn's POV part 2

Stałem pośród gruzu. Pośród prochu. Pośród ciał.
Nie czułem żadnych wyrzutów sumienia, gdy kopnąłem na bok spalone szczątki człowieka. Jego ubrania były przypalone na jego skórze, a jego oczy były wciąż otwarte. Niekończące się kałuże wpatrywały się we mnie w bólu. Ten człowiek nie umarł szybką śmiercią, to pewne.
Ale mnie to nie obchodziło.
Jestem potworem. Zimnym do pieprzonej duszy. Jego śmierć prawie przyniosła mi przyjemność. Prawie.
Tylko jedna rzecz przynosiła mi przyjemność w tych dniach, a nie mogłem jej znaleźć.
- Znaleźliśmy go! – jeden z moich ludzi rzucił się do przodu, aby dać mi szybkie ostrzeżenie. Odwróciłem się na pięcie twarzą do samego diabła. Jay był wleczony do przodu przez niektórych członków mojego lojalnego gangu i zmuszony do klęczenia przede mną. Jego zimne, ciemne oczy wpatrywały się we mnie z całkowitym rozbawieniem. Nie doszukałem się żadnego strachu.
- Będziesz, kurwa, chciał być martwy, debilu. – syknąłem na niego, kopiąc go ostro w brzuch. Próbował się zgiąć i zakaszlnął trochę pod wpływem mojej siły. Prawie uśmiechnąłem się głupkowato w jego bólu. Prawie.
Nie spojrzał na mnie z bólem. Spojrzał na mnie z dumą.
- To zabawne. To jest dokładnie to samo co zrobiłem Twojej suce kilka godzin temu. – jego usta wykrzywiły się w zły i krzywy uśmiech.
Moje całe ciało trzęsło się w złości i zacząłem widzieć czerwień. Rzuciłem się do przodu i owinąłem swoje dłonie wokół jego szyi. Prawie natychmiast dwie pary rąk odciągnęły mnie od niego.
 - Zayn. Przestań. – Liam rozkazał mi na ucho. – Przestań, nie chcesz go zabić. Chcesz żeby cierpiał. – przypomniał mi. Skierowałem na niego swój wściekły wzrok.
- Tak, bracie. Zaopiekujemy się nim. Obiecujemy. – Harry mu zawtórował. Odepchnąłem ich od siebie i odwróciłem się tyłem do lidera Sharków.
- Zróbcie to tak źle, jak to możliwe. – warknąłem nie patrząc do tyłu. Nie mogłem już nawet spojrzeć na Jay’a. Następnym razem zobaczę go w piekle.
- WYGRAŁEM! – śmiał się, gdy Liam i Harry ciągnęli go na zewnątrz magazynu. Kazałem moim ludziom podpalić magazyn, ale to wystarczyło, by spowodować ofiary. Tylko rama ocalała.
- Wygrałem, bo jest załamana! Nigdy nie będzie już taka sama! – Zanim mogłem nawet odwrócić się i uderzyć go pięścią w jego paskudny pysk, chłopcy zabrali go na zewnątrz.
Ja i moi ludzie kontynuowaliśmy przeszukiwanie budynku. Sprawdziłem kraniec magazynu, moje ręce ciągnęły desperacko wszystko co mogło ukryć drobne ciało Hanny.
O Boże, co jeśli ona nie żyje?
Zacząłem się trząść na myśli z mojej głowy. Nie mogłem nawet o tym myśleć. Nawet nie potrafiłbym funkcjonować, jeśli to była prawda.
Hannah. Moja Hannah.
- ZAYN! – tak prędko jak usłyszałem swoje imię na zewnątrz moje ciało przyprowadziło mnie do Louisa.
- Jest tutaj. Niall ją ma.
Louis poklepał moje plecy i wskazał swoją głową w kierunku jednych z kilku drzwi, które przetrwały w pożarze.  Zerwałem się, aby je otworzyć i znaleźć schody, na dole, które zostały pochłonięte przez ciemność. Mogłem zobaczyć słabe światło z latarki Nialla. Chwyciłem jedną z latarek, które Louis trzymał i włączyłem ją. Podążałem schodami do piwnicy, gdzie mogłem znaleźć małe wgniecenie w ścianie i parę kałuży krwi. Nie mogłem powstrzymać siebie przed psychicznym strachem. To była jej krew. Była tutaj.
- Kochana, musisz do mnie podejść. – słyszałem cichy szept Nialla. Kontynuowałem wędrówkę dalej do piwnicy, zanim usłyszałem dziewczęcy krzyk i odgłos klapsa.
- Ja pierdolę. Nie mogę Ci pomóc, jeśli będziesz mnie biła. – Niall przeklął starając się bardzo, aby zachować swój spokojny i opanowany głos.
- Zayn przyjdzie. Zayn przyjdzie.
To ona! To moja Hannah! Czeka na mnie. Zacząłem biec lekkim truchtem, moje serce wyskoczyło mi z piersi, a mój umysł zalały właściwe myśli. Moja latarka wylądowała na plecach Nialla, jego ręka pocierała jego ramię. Tak, Hannah tutaj była. Mogła być jedyną, która mogła uderzyć Nialla tak mocno.
- Zayn przyjdzie. Zayn przyjdzie.
Jej głos był tak załamany i przepełniony bólem, że prawie nie myślałem, że to była ona. Ale sposób w jaki powiedziała moje imię… Uśmiechnąłbym się, gdyby sytuacja nie była tak ponura.
- Jestem tutaj, kochanie. Jestem tutaj. – powiedziałem do niej.
Skierowałem swoją latarkę na dziewczynę w kącie. Swoje dłonie trzymała na głowie w obronie. Jej ciało było zwinięte w kłębek, by bronić siebie przed poważnymi uszkodzeniami. Jej blade ciało było rozebrane do naga z ubrań. Ciemnofioletowe i szare siniaki były rozproszone poprzez jej kończyny i brzuch. Plamy krwi i głębokie cięcia znaczyły jej delikatną skórę.
I to wszystko mnie zabiło.
Zdumiało mnie to, że zaledwie 36 godzin temu właśnie ta dziewczyna wrzasnęła na mnie, że w stosunku do niej jestem dupkiem czy coś takiego.
- Zayn? – uniosła swoje kołtunowate-blond włosy przykrywające głowę, a moje oczy spotkały się z jej zielonymi. Jej zasłonięta twarz wykrzywiła się w rozpaczliwy i pełny nadziei uśmiech. Dosłownie poczułem jak moje serce spada do mojego żołądka.
Zbliżyłem się do niej ostrożnie z rękoma podniesionymi do góry i dłońmi przed sobą. Chciałem aby wiedziała, że jej nie skrzywdzę. Chciałem aby wiedziała, że zapewnię jej bezpieczeństwo.
Byłem w szoku, gdy natychmiast jej ciało zderzyło się z moim sprawiając, że cofnąłem się o kilka kroków zanim znów mogłem utrzymać równowagę. Jej drobna postać zderzyła się z moją piersią, jej chude ręce owinęły się wokół mojej szyi. Moje ręce natychmiast owinęły się wokół jej talii i trzymały ją blisko mojej piersi.
Nie wyobrażałem sobie, abym pozwolił jej odejść ponownie.
Niall szedł za mną ostrożnie, gdy ja niosłem miłość mojego życia na górę po schodach.               Nie patrzyłem na nikogo, gdy opuszczaliśmy budynek. Zignorowałem Louisa, gdy zawołał pozostałych chłopaków, oczywiście dlatego, że byłem zajęty czymś innym.
Nie martwiłem się, gdy mijałem Liama i Harry’ego krzyczących poniżające rzeczy w innym pomieszczeniu z cienkimi ścianami chroniącymi od ich hałasu, gdy bili Jay’a niemiłosiernie. Niall pomógł mi wziąć Hanę do samochodu i zawiózł nas do domu.
Niall złapał dla mnie Eleanor, gdy ja zabrałem Hanę prosto do naszej sypialni. Jej piękne powieki były zamknięte na jej wdzięcznej twarzy. Za każdym razem, gdy brała głęboki oddech  jej twarz wykrzywiała się w bólu. Cięcia i siniaki wzdłuż jej żeber powiedziały mi dokładnie co miała zranione.
Ostrożnie położyłem ją na łóżku i odciągnąłem pierzynę na bok. Powoli czułem, że moje ciało rozpada się, gdy naprawdę miałem zbadać jej cierpienie w świetle lamp mojego domu. Jay postawiło ją w tej sytuacji przez to… Jay postawił ją w tej sytuacji przeze mnie.
Liam zostawił Danielle mniej więcej sześć godzin przed naszymi poszukiwaniami. Zrobił to dla jej bezpieczeństwa. Zrobił to, by ją chronić. Danielle zrozumiała oczywiście i odeszła z własnej woli. To była tylko kwestia czasu, aż nasz gang będzie zastraszony ponownie. To była tylko kwestia czasu, aż dowiedzą się o Danielle. To była tylko kwestia czasu, aż ktoś zabrałby też ją.
Więc odeszła. Liam dał jej bilet pierwszej klasy do innej części kraju. Bolało go to, ale zrobił to co musiał. Płakał przez kilka godzin, ale Liam wrócił do nas szybko.
Dlatego, że wiedział, że zrobił to co było najlepsze.
Oczywiście, Louis także pomyślał o tych wszystkich rzeczach. Obserwowałem go, gdy najpierw zwrócił się do Eleanor, krótko po tym jak Liam zostawił i wysłał Danielle. Powiedział jej, że pomyślał, że najlepiej będzie, jeśli go zostawi. Jeśli z nim zerwie. Jeśli pójdzie do przodu i będzie żyć lepszym życiem.
Jej odpowiedź?
Uderzenie w twarz i wprowadzenie przekleństw do gry.
Nie trzeba mówić, że Eleanor nigdzie nie pojechała.
Dziewczyna wspomniana w pytaniu weszła cicho do pokoju i z trudem łapała powietrze, gdy zobaczyła Hanę. Jej łzawiące oczy spotkały moje, ale bezzwłocznie wyjęła apteczkę i zabrała się do pracy. Stałem przy brzegu łóżka trzymając chudą rękę Hany w mojej dłoni, gdy Eleanor wycierała krew z jej ciała.
Nie mogłem odwrócić wzroku od przepięknej twarzy mojej dziewczyny.
Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałem nikogo tak pięknego jak ona. Nikt więcej jeszcze nie był tak blisko.
Eleanor nałożyła Neosporin na cięcia Hany i jeszcze przyniosła zestaw medyczny z igłą i nicią do zszycia kilku głębszych nacięć.
W pewnym momencie, ostry ból obudził Hanę, ale Eleanor szybko wyjęła pigułkę i zmusiła ją do połknięcia. Kilka miesięcy temu, Eleanor dała mi te same pigułki, by pomóc Hanie wyzdrowieć z innych kłopotów.
Innych kłopotów, w których była przeze MNIE.
Ja byłem problemem.
Zawsze problemem.
Eleanor wcierała jakiś krem w ciemne siniaki plamiące skórę w kolorze kości słoniowej. Jej ręce ostrożnie dotykały ramię, palec do uda, palec do ramion. Puściłem ją, gdy Eleanor sprawdzała nadgarstek Hany. Skinęła na mnie, więc wziąłem go znów w zasięg swojego dotyku. Eleanor przeniosła się na drugi nadgarstek.
Zgięła każdy palec zanim delikatnie obracała jej nadgarstkiem. Prawie natychmiast Hanna wyrwała swoją rękę daleko od Eleanor i trzymała go przy swojej klatce piersiowej. Podczas snu mruczała przekleństwa, ale to nie było nowe zjawisko.
Spałem obok Hany jakiś czas. Niektóry ludzie chodzili we śnie, inni chrapali, a dużo ludzi mówiło, ale nie moja Hannah. Nie, ona klęła.
Czasami budziła mnie w nocy mrucząc słowa, których nawet ja nie znałem.
- Co Ty, kurwa, zrobiłaś?
Nie mogłem pomóc, ale warczałem na Eleanor. Brązowowłosa dziewczyna spojrzała zaskoczona i natychmiast zaczęła bełkotać na swoją obronę.
- J-J-Ja myślę, że jest złamany… Zbyt łatwo było go zgiąć. Odruch jej ciała…
Odwróciłem oczy z daleka od niej i spojrzałem na dziewczynę leżącą na łóżku.
Nie chciałem nawet wiedzieć co się stało, że miała złamany nadgarstek.
To znaczy, zrobiłem jej bardzo wiele chujowych rzeczy, ale jeszcze nie udało mi się złamać pojedynczej kości w jej ciele. I czasami, aż trudno się do tego przyznać, to było moim zamiarem.
Eleanor zaczęła konstruować gips wokół delikatnego nadgarstka Hany. Nastawiła go jak najdelikatniej umiała, pouczając mnie, by trzymać Hanę ostrożnie, by nie mogła rzucać się we śnie.
Słyszeliśmy, że reszta chłopaków przyszła do apartamentu, ale żaden z nich nie ośmielił się przyjść do mojego pokoju, więc zignorowaliśmy ich.
- Mógłbyś…?
Policzki Eleanor zaczerwieniły się, gdy wręczyła mi uśmierzający krem i skinęła na siniaki na piersiach Hany. Siniaki w kształcie palców… Zazgrzytałem zębami na myśl o tłustych palach Jay’a dotykających ją tutaj.
Podczas, gdy moje palce ostrożnie rozcierały krem na perfekcyjnych piersiach, Eleanor ostrożnie wyciągnęła nogi Hany przed siebie. Moje oczy powędrowały na dolne partie ciała Hanny, by zobaczyć czego Eleanor tam szukała.
A później to zrozumiałem.
Moje ręce drżały, a ja natychmiast zbladłem. Patrzyłem pytająco na Eleanor mając nadzieję, że spojrzy na mnie i zaprzeczy moim najgorszym obawom, ale widziałem jak jej oczy rozszerzyły się.
- Proszę… - szepnąłem. Spojrzała na mnie smutno i skinęła głową.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Nie mogłem tego dłużej wytrzymać. Potwór wewnątrz mnie nie mógł się już dłużej hamować. Godzinami go budowałem. Godzinami trzymałem swoją złość w sobie, gdy jej szukaliśmy, gdy się o nią martwiliśmy, ale nie mogłem już dłużej. Przestałem dotykać ciało Hany i opuściłem pokój bez słowa.
Rozszalały minąłem moich czterech najbliższych przyjaciół idąc do windy. Moja pięść przebiła ścianę, a ja wydałem z siebie bolesny krzyk. To nie był nawet ból fizyczny żebym chciał płakać. To był JEJ ból. To było to co ONA musiała przejść.
- Kolego, jest z nią w porządku. El jest tam, by ją naprawić. Będzie jak nowa. Wszystko z nią w porządku, jest bezpieczna.
Niall próbował mnie pocieszyć, ale z grubsza go popchnąłem. Patrzyłem jak jeden z moich najlepszych przyjaciół wylądował boleśnie na drogim stoliku. On nawet nie patrzył na mnie zły, gdy się podnosił. Jego niebieskie oczy nie wyrażały niczego, prócz litości.
- To koniec, Zayn. Masz ją tutaj ze sobą. – dodał Louis nie ryzykując, by podejść bliżej mnie.
Mogłem tylko sobie wyobrazić jak wyglądałem – zarośnięty, włosy w nieładzie, potargane ubrania, drżące dłonie, oszalałe oczy.
Wziąłem wszystko co miałem, aby się nie załamać i nie płakać. Moja Hannah. Moja biedna Hannah. Ona znaczy dla mnie wszystko. Jej śmiech sprawiał, że uśmiech pojawiał się na mojej twarzy nawet w najciemniejsze dni. Jej pewny siebie chód sprawiał, że śliniłem się za każdym razem, gdy odchodziła. Jej napady złości trzymał mnie na palcach. Jej sarkastyczne komentarze dowodziły, że poznałem kogoś kto mi dorównywał. Jej łzy były moim bólem. Jej miłość była moim światem.
Jest dla mnie wszystkim.
Jest lepsza beze mnie.
Nic z tych rzeczy  nie mogło jej się stać ponownie.
Będzie bezpieczna.
Bezpieczna jak Danielle.
Bezpieczna i zdrowa.
Chroniona przed ludźmi takimi jak Devon, którzy próbowali zgwałcić ją te wszystkie miesiące temu.
Przed ludźmi takimi jak Jay, który… który…
Przed ludźmi takimi jak ja.
Tak.
Będzie jej zdecydowanie lepiej beze mnie.


♥ rozdział tłumaczony przez Gosię z http://i-need-love-just-enough-love.blogspot.com/