piątek, 2 stycznia 2015

Chapter 50: Forever

-I wróżka powiedziała do księcia i księżniczki, że będą żyli długo i szczęśliwie. Koniec.- zamknęłam dziecięcą książeczkę i położyłam ja na podłodze obok łóżka, na którym leżałam.
-Jeszcze jedną bajkę!- moja pięcioletnia siostra Kristen zażądała. Westchnęłam i podniosłam się z łóżka.
-Najpierw spróbuj zasnąć. Przeczytam ci kolejną, jak nie uśniesz, kochanie- wyszeptałam, przyciskając usta do jej czoła. 

-Kochanie?- zapytała, przechylając w bok blond główkę. Udawałam, że moje policzki nie stawały się czerwone i tylko potaknęłam głową.
-Tak, przepraszam. Musiałam podłapać to w Londynie.- wzruszyłam ramionami, nie chcąc robić z tego wielkiego halo. 
-Gdy będę duża, tak jak ty, też chcę tam wyjechać!- oznajmiła.
-Nie. Nigdzie cię nie puszczę.- warknęłam od razu, brzmiąc ostrzej niż zamierzałam.
-Czemu?
Bo nie chcę, żebyś miała do czynienia z gangami ulicznymi, tylko po to, żeby zakochać się w liderze jednego z nich, który prędzej czy później i tak cię zostawi po tym, gdy jego wróg porwie cię i zgwałci.
-Bo wtedy byłabyś z dala ode mnie.- uśmiechnęłam się do niej smutno i zgasiłam lampkę nocną w jej różowym aż do porzygania pokoju.

Zeszłam na dół i walnęłam się na kanapę obok Davida, który miał naszego ośmioletniego brata Frankiego na kolanach.
-A ty czasami nie powinnaś przygotowywać się na randkę?- zapytał, gdy ściszył mecz baseballu. Mój tata wydał na to pomruk niezadowolenia, ale nie robił z tego zbytniej afery.
Randka z Willem nie była taka zła, ale dobra też nie była. Nie uderzał do mnie, nawet próbując nawiązać cywilizowaną rozmowę nie udało mu się pozbyć tej niezręczności wiszącej w powietrzu.
W dwa tygodnie od tamtej pory, byłam też na trzech innych randkach. Z Derekiem, Isaakiem and Joshuą. Każdy z nich był fajny, ale żadnemu się nie otworzyłam.
W sumie to dość zabawne, David zawsze miał w zwyczaju grozić chłopakom, których przyprowadzałam ze sobą do domu jeszcze w liceum. Kiedyś strasznie się przez to złościłam, ale przez te parę tygodni robił zupełnie na odwrót. Umawiał mnie dosłownie z każdym jego znajomym. Wszystko, żebym tylko zapomniała o Zaynie.
A jak się okazywało, przez to też się złościłam.
-Nie chcę nigdzie iść.- jęknęłam jak małe dziecko. 

-To już ostatni w tym tygodniu, obiecuję.- wybłagiwał. Wiedziałam, że chciał tylko, żeby mi się poprawiło, ale to całe randkowanie to nie był na to sposób. Jeśli miało by mi się polepszyć, to tylko z biegiem czasu. Zmuszanie mnie do umawiania się z facetami tego nie załatwi. 
-Nawet nie wiem jak ten gościu się nazywa.- w końcu zgodziłam się niechętnie.
-Ricky.
-Ricky?- zakpiłam- ale idiotyczne imię. David trącił mnie łokciem i posłał ostrzegawcze spojrzenie. Przewróciłam tylko oczami. 
-Nie trudź się Dave, on śpi.- wskazałam na śpiącego chłopca. Davidowi włączył się tryb starszego brata, gdy zakrył młodemu uszy przed moim paskudnym słownictwem, z którego najwyraźniej byłam znana.
-A poza tym, idiotyczny to nie jest przekleństwo.
-Wolałabym raczej, żeby moje dzieci nie używały takich słów, kochanie.- wciął się damski głos. Przekręciłam głowę tak szybko, że pewnie mnie to zabolało, ale byłam w tym momencie zbyt rozproszona.
Wiedziałam, że to nie był on.
On nigdy tak tego nie wymawiał.
Ten głos był zbyt damski jak na niego.
On miał taki głęboki głos i ostry akcent.
Ona brzmiała zbyt przyjemnie i radośnie.
Wiedziałam, że to była tylko moja mama.
Ale część mnie i tak miała nadzieję.
-Jak ty mnie nazwałaś?- wyszeptałam cicho. Mama, tata i nawet mój brat wyczuli tę nagłą zmianę w moim głosie. Sama nawet ją usłyszałam. Brzmiałam na załamaną.
-Kochanie? Zawsze tak do ciebie mówiłam.- powiedziała zmartwiona. Zamknęłam szczelnie oczy i starałam się wszystkich zablokować. Próbowałam zablokować jego.
Kochanie.

Kochanie.
Kochanie.
-No to mnie tak nie nazywaj.- warknęłam. Usłyszałam, że się przemieszczali i nie byłam zdziwiona, gdy poczułam, że mama kładzie mi dłoń na ramieniu. 
-Przepraszam, skarbie. Myślałam-
-Po prostu już nigdy więcej mnie tak nie nazywaj! Dobra?!- wykrzyczałam, podnosząc się z siedzenia. Przejechałam wzrokiem po zszokowanych i zranionych wyrazach twarzy mojej rodziny i od razu ogarnęło mnie poczucie winy. Usta mojej mamy były wykrzywione w lękliwym niezadowoleniu i widziałam, że naprawdę była przejęta.
-Przepraszam. On tak do mnie mówił... przepraszam.- wymamrotałam cicho, mając nadzieję, że to wystarczy jako wyjaśnienie. Mama wymieniła z tatą porozumiewawcze spojrzenia i wiedziałam, że od razu mi wybaczyli.
-Hannah!- niezręczny moment został przerwany przez najmłodszego członka Olsonów dochodzącego z piętra. Spojrzałam po wszystkich, westchnęłam i skierowałam się na górę. Gdy tylko weszłam do pokoju małej dziewczynki, ktoś zadzwonił do drzwi.
I dobrze. Mogłam się tu schować na chwilę, więc spędzę z tym chłopakiem mniej czasu na randce. Bez trudu podniosłam Kristen i zaniosłam ją na szczyt schodów. Usiadłam z nią na kolanach i oparłam głowę o ścianę, dzięki której nikt nas nie widział. 
-Co ty na to, zamiast kolejnej bajki, poszpiegujemy trochę moją randkę?- szepnęłam do niej, wyglądając zza ściany i żeby zobaczyć koniec schodów.
-Tak!-  Kristen potaknęła entuzjastycznie.
-Witaj! Ricky, prawda?- moja mama przywitała go radośnie. Nie nawet mogłam dojrzeć twarzy tego chłopaka. Jedyną rzecz, którą widziałam z miejsca, w którym siedziałam to jego buty.
-Widzisz go, Krissy?
-No.- wychylała się ze schodów, stąd gdzie trzymałam ją na kolanach. Dałam jej wychylić się tyle, ile mogła, tak długo na ile wciąż mocno ją trzymałam.
-Przystojny chociaż?- zapytałam.
-No.- przewróciłam oczami. Tylko moja siostra mogła odpowiadać najkrócej jak się dało.
-Ricky? Nie, nie jestem Ricky. Czy pan i pani to Olsonowie?
Całe ciało mi zesztywniało. Od razu z powrotem przyciągnęłam do siebie siostrę i próbowałam opanować mój nierówny oddech. Nie, to się nie działo. Tak dobrze mi szło... Jakim cudem miałam halucynacje?
-Tak, to my. Wybacz młody człowieku, ale kim ty jesteś?- odezwał się mój tata. 
Zamknęłam oczy i lekko ścisnęłam Kristen. Poczułam, jak jej małe rączki sięgają mi do głowy, żeby kojąco ją poklepać, prawie jakby wiedziała, że coś ze mną nie tak.
-Jestem kolegą waszej córki. Jest Hannah w domu? Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie. Moje ciało trzęsło się z radości i strachu jednocześnie. Z radości, że wciąż pamiętałam jego głos i to jak moje imię brzmiało delikatnie z jego akcentem. Ze strachu, bo moje halucynacje mogły być takie przekonywujące. Takie... realistyczne. 
-Jak wygląda?- zapytałam siostrę. Jej duże niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, zanim pochyliła się szybko ze schodów, żeby spojrzeć jeszcze raz. 
-Ma czarne włosy. I jest opalony. I ktoś pomalował mu ręce mazakami. I jest wysoki. Większy od mamusi i od tatusia i nawet od Davida.- jej mała rączka zacisnęła się wokół mojej.
-I?
-I ma ładne oczy i białe ząbki. I ma nos. I ma czarną kurtkę.
-Tak, mam ją zawołać? Proszę, nie. To się nie działo naprawdę. Łzy zapiekły mnie w oczy, gdy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie mogłam sobie przecież tego wyobrażać. Modliłam się, żeby to co się działo na dole było prawdziwe, żeby on tu był. Ale i tak wiedziałam, że będę musiała zmierzyć się z rozczarowaniem.
-Tak. Niech jej pani powie, że Zayn Malik do niej przyszedł. I gdy usłyszałam jego imię, serce dosłownie mi stanęło. Puściłam Kristen, która od razu zeskoczyła mi z kolan, żeby przytulić mnie od tyłu.
-Nie! Ona nie jest gotowa, żeby cię w ogóle widzieć. Jest załamana. Nawet nie zaczęło się jej poprawiać!- ej! Myślałam, że dobrze mi idzie... 
-David, idź po siostrę.- mama naciskała.
-I?- poprosiłam Kristen, żeby powiedziała mi coś jeszcze. Potrzebowałam jakiegokolwiek potwierdzenia, że...że on rzeczywiście tu był, czekając przy drzwiach wejściowych.
-I wygląda na groźnego i wrednego, ale smutnego i w ogóle.- wyszeptała. To mi wystarczyło.  

Podniosłam się i pomknęłam na samą górę schodów, żeby spojrzeć w dół. Musiałam cofnąć się do ostatniego schodu, żeby móc zobaczyć cokolwiek na dole.
-Nie mogę. Nie pozwolę temu kretynowi tak tu wparować i zepsuć postępy, które z nią zrobiłem. Nie pozwolę mu znów jej skrzyw- i wtedy usłyszeli mnie na schodach.
Z Kristen tuż za mną, spojrzałam na nich wszystkich stąd gdzie stałam. Wszystkie cztery głowy powędrowały w moim kierunku, a moje łzy ulgi zastąpiły łzy rozczarowania.
Nie byłabym w stanie sobie tego wyobrazić, prawda?
-Zayn?- wyskrzeczałam, schodząc kilka stopni w dół. Zrobił krok do przodu, tak, że stał na samym dole schodów, niecałe dwa metry ode mnie. Wyglądał tak... tak.. tak prawdziwie.
-Kochanie? Kochanie, to ja. To ja.- wyszeptał.
Wyglądał inaczej niż wcześniej. Nie miał włosów postawionych na żel jak zwykle. Były matowe i oklapnięte, ale i tak były postawione w coś na rodzaj grzywki. Na szczęce miał zarost. Jego przeważnie gładka skórzana kurtka była pognieciona i podwinięta w rękawach, ukazując kolekcję tatuaży. Miał rozwiązane sznurówki, a spodnie zwisały mu nisko na biodrach.
-Zayn!- wydyszałam entuzjastycznie, gdy dosłownie skoczyłam, tak- skoczyłam z mojego miejsca na schodach mu w ramiona. Powaliłam go na ziemię, ale wylądował na plecach nie wydając z siebie żadnych dźwięków z bólu. Jego ramiona owinęły się wokół mnie ciasno i obrócił nas tak, że byliśmy jedną wielką kupą złączonych kończyn na podłodze przedsionka u podnóży schodów.
Chyba nawet Frankie obudził się od całego tego hałasu, więc cała moja rodzina obserwowała nasze ponowne spotkanie.
Podniósł mnie z ziemi i pomógł wstać na nogi nie przerywając nawet naszego uścisku. Byliśmy wtedy złączeni se sobą na stałe i wiedziałam, że już nigdy nie pozwolę mu odejść. Miałam ręce owinięte wokół jego torsu, a jego były wokół mojej talii i szyi. Głowę miałam przyciśniętą do jego piersi i moczyłam mu koszulkę łzami z mojego cichego płaczu.
Poczułam, że całuje mnie w czubek głowy i zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
On naprawdę tu był.
Naprawdę mnie przytulał.
W jakiś sposób, te osiem tygodni w rozłące były gorsze od półtora dnia, które byłam z Jayem. A przecież byłam z nim o wiele krócej. Jay skrzywdził mnie cieleśnie, ale byłam na tyle silna, by to znieść. I przynajmniej wiedziałam, że Zayn po mnie przyjdzie.
Te osiem tygodni były najdłuższymi w całym moim życiu. Nie mogłam znieść tego emocjonalnego zamieszania, które Zayn u mnie wywołał. A najgorszym w tym wszystkim było, że nie sądziłam, że Zayn po mnie wróci. Myślałam, że to już koniec. I to bolało najbardziej. To przez to wszystko było takie bolesne. 
-Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.- zapłakałam mu w pierś.
-Wiem, kochanie. Tak bardzo cię przepraszam.- wyszeptał.
-Nie wiedziałam, że po mnie wrócisz.- mocno trzymałam się jego koszulki. Już nigdy go nie puszczę. Już nigdy nie pozwolę, żeby znowu ode mnie odszedł.
-Wiem, kochanie.- uciszył mnie. Czułam na nas spojrzenia całej mojej rodziny, ale mnie to nie obchodziło. Jedyne co się liczyło, to to, że po mnie wrócił.
I już nigdy nie pozwolę na to, żeby znowu mnie zostawił.