poniedziałek, 20 stycznia 2014

Chapter 40: Reconnection

-Nie rozumiem o co w tym chodzi.- mruknęłam, marszcząc brwi i starając skupić się bardziej. Zayn jęknął w frustracji i podniósł małą broszurkę.
-Próbowałem ci to wyjaśnić, po prostu to przeczytaj, może jakoś pomoże.- cisnął ulotkę w moją stronę i pochylił się na krześle do tyłu i poirytowany patrzał wszędzie tylko nie na mnie.
-Czytałam to, Zayn!- rzuciłam kartkę z powrotem do niego i wstałam z krzesła. Przewrócił na mnie oczami i zaczął zbierać małe elementy porozrzucane na stole.
-Wiesz co? Zrozumiesz to lepiej, gdy już zagrasz. To ciężkie co zrobienia tylko we dwójkę, więc może gdy znów przyjdą chłopaki to pomogą mi cię uczyć.- zdecydował, całkowicie rezygnując z jego prób nauczania.
-Nie wiem czemu w ogóle muszę uczyć się grania w tę grę, wydaje się głupia.- czułam się obrażona, że gra planszowa była w stanie mnie pobić, więc nie mogłam się powstrzymać przez pozwoleniem złości i zażenowaniu zawładnąć moim zachowaniem. Zayn zapakował grę i położył ulotkę z instrukcję na sama górę, żeby mieć do niej lepszy dostęp w przyszłości.
-Nie jest głupia. Jest przy tym dużo zabawy, jeśli rzeczywiście wiesz jak grać, kochanie- warknął. Cierpliwość Zayna ma swoje granice, więc można było powiedzieć, że byliśmy na granicy kłótni o głupią grę planszową.
-To jest głupia gra. Nigdy przedtem o niej nie słyszałam, więc pewnie jakiś Brytyjczyk ją wymyślił.- upierałam się, nie chcąc być druga w jakiejś pieprzonej grze.
-Hannah. Stany Zjednoczone na pewno mają Ryzyko, po prostu nigdy o tym nie słyszałaś, ale to zdecydowanie internacjonalna gra.- odpowiedział, popychając pudełko z powrotem na jego miejsce, wśród innych trzech gier, które Zayn miał w swoim domu; zestaw Pokera, szachy, Ryzyko i Mastermind były jedynymi grami, które miał i jedynymi czterema grami, w które nie umiałam grać.
Stwierdziliśmy, że zostaniemy w domu, żeby podszkolić trochę moje zdolności w grach planszowych. Najwidoczniej Zayn czuł się winny, że byłam taka obolała, więc postanowił, że najlepiej będzie żebyśmy odpoczęli.
-Mam się w ogóle kłopotać próbując nauczyć cię pozostałych trzech gier czy to też spieprzysz?- wędrował wzrokiem pomiędzy mną a grami.
-Znam coś innego, co wolałabym pieprzyć.- uśmiechnęłam się do niego, mając nadzieję rozchmurzyć rozmowę. Znów jęknął.
-Kochanie, jeśli będziesz mnie kusić, nie będę w stanie się kontrolować, ale nie chcę znowu cię skrzywdzić.- powiedział powolnie, jakby wyjaśniał to jakiemuś małemu dziecku. Pokręciłam w jego stronę głową i podeszłam niemal jak kaczka, tak, jak kaczka do lodówki.
-A może ochłoniemy i zrobię nam obiad?- zaproponowałam. Zaczęłam przeszukiwać szafki, ale moja uwagę przyciągnęło z powrotem do Zayna, gdy jego śmiech rozchodził się echem po małej przestrzeni.
-Z czego tak ryjesz?- warknęłam, dobrze wiedząc jaka będzie jego odpowiedź. Za każdym razem, gdy próbowałam to się ze mnie śmiał.
-Chcesz zrobić obiad? Proszę cię. Oczywiście... nigdy nie przegapiłby okazji do nabijania się z moich zdolności albo ich braku w kuchni.
-Dla twojej informacji to umiem zrobić niezłe kanapki, dziękuję ci bardzo.- moja uwaga powróciła do szukania potrzebnych rzeczy, ale jego szafki wydawały się puste. Otworzyłam lodówkę i znalazłam to samo- brak jedzenia.
-Gdzie się podziało jedzenie? Przysięgam, że tu było, jak ostatni raz sprawdzałam.- zwróciłam się do Zayna, który przecierał sobie oczy po śmianiu się. 
-Wszystko zjedliśmy, głupolu.- powstrzymałam się przed jakąś mądrą uwagą i tylko przewróciłam oczami.
-Kiedy ostatni raz byłeś na zakupach?
-W sumie to nigdy, Eleanor zawsze je za nas robi, ale jej to nie przeszkadza.- wzruszył ramionami. Gapiłam się na niego zszokowana. Jak ktoś mieszkający na swoim nigdy nie chodzi na zakupy?

-Już wiem dokąd dziś pójdziemy.- stwierdziłam.
-Niby gdzie, na zakupy? Kochanie, możesz sobie wyobrazić szok biednych mieszkańców, gdy natkną się na Zayna Malika na dziale z pieczywem?- parsknął. -Zadzwonię do El.
-Nie, już postanowiłam i potrafię być bardzo natrętna, więc przestań się kłócić. Poszłam do naszej sypialni, żeby się przebrać, a on szedł tuż za mną i stanął we framudze drzwi, obserwując, jak zamieniam dresy na parę jeansów i sweter. Mogłam czuć się jak gówno, ale wychodziliśmy na zewnątrz, to chciałam przynajmniej wyglądać dobrze. Powędrowałam do łazienki, żeby się pomalować, gdy znów za mną poszedł i znów stanął w drzwiach.
-Wiesz jakie to będzie żenujące, gdy ktoś zobaczy mnie w sklepie?- próbował ponownie.
-Nie, nie wiem, a ty jakoś sobie poradzisz.- nałożyłam korektor na pozostałe siniaki na twarzy.
-Kochanie, i tak nie najlepiej się czujesz, nie zmuszajmy cię.- próbował innego podejścia. Odwróciłam się do niego i posłałam mu intensywne spojrzenie zanim zamrugałam rzęsami przy szczoteczce od tuszu.

-Zayn, przedtem zostawiałeś mnie już w gorszym stanie. Wszystko ze mną w porządku, więc idziemy.- jęknął, najwyraźniej akceptując to, że tym razem mu się nie upiecze i poszedł się przebrać.
Zawsze dziwiło mnie jak mało wysiłku wkładał w to, żeby wyglądać tak świetnie. Zwykłe czarne jeansy, biała koszulka i skórzana, czarna kurtka przemieniały Zayna z modela w boga. Wziął w dłonie trochę żelu i przebiegł nimi przez włosy, żeby uzyskać tę jego grzywkę.
Gdy już byliśmy w sklepie, Zayn chwytał co popadnie i wkładał to do wózka. Nie mogłam uwierzyć jaki stał się podekscytowany, gdy byliśmy w środku. Był prawie jak dziecko w sklepie ze słodyczami. 
-Możemy je kupić? Eleanor kiedyś mi je kupowała, ale potem przestała.- Zayn trzymał w górze pudełko Hostess Twinkies.
-Przestała, go są totalnie nie zdrowe dla twojego organizmu, ale pewnie, czemu nie.- mruknęłam, gdy patrzałam na różne rodzaje makaronów. Uśmiechnął się szeroko i położył je w wózku, idąc przez chwilę obok mnie, zanim znów coś go zainteresowało.

-Zayn, idę na dział z warzywami. Może poszukać jakiś ciastek, a ja pójdę znaleźć marchew i rzodkiewki?- zaoferowałam.
-Tylko jedno pudełko?- narzekał jak jakieś małe dziecko. Przewróciłam na niego oczami.
-Mamy już twinkies, ciasto czekoladowe i brownies. Potrzebujemy tylko jedno pudełko ciastek, a teraz idź już!- zaśmiałam się. Wrócił do działu ze słodyczami, sprawiając, że obróciło się pare osób, gdy koło nich przechodził. Ludzi zdecydowanie byli zszokowani, widząc powszechnie znanego lidera gangu Zayna Malika w sklepie, ale ja sama wciąż dziwiłam się, że go do tego namówiłam.
Pchałam wózek, mijając parę kłócącą się o przyprawy, małą dziewczynkę decydująca się pomiędzy dwoma batonami obok kas i jakiegoś nastolatka oglądającego pudełka prezerwatyw na dziale z kosmetykami.
-Och, przepraszam, kochanie.- przeprosił głos, gdy jakiś wózek uderzył w mój. Włożyłam do niego marchewki i spojrzałam na zwracającą się do mnie osobę.
-Nic się nie- natychmiastowo przestałam mówić, gdy spojrzałam na stojącą przede mną kobietę.
Była w średnim wieku, ale była też niesamowicie piękna. Była białej rasy, ale miała sobie ciemne detale. Miała ciepły, oślepiający uśmiech, a jej oczy były strasznie przyjazne.
Tricia Malik.
Pamiętałam ją z pogrzebu. 

Uznanie pojawiło się na jej twarzy, gdy najwyraźniej zapamiętała mnie z bycia dziewczyną, którą jej syn trzymał za rękę podczas tego wydarzenia. Obie po prostu stałyśmy tam przez chwilę, zanim przeszkodził nam inny głos.
-Mamo, nie mogę się zdecydować. Chyba po prostu wezmę oba.- mała dziewczynka zbliżyła się do nas, decydując pomiędzy batonami i spojrzała w górę na jej matkę. Ta dziewczynka, chyba Safaa wyglądała dokładnie jak jej starszy brat. Jej ciemne, proste włosy okalały jej okrągłą twarz, a gdy się do mnie uśmiechnęła mogłam zauważyć w jej wyrazie twarzy mojego chłopaka. Zayn powiedział mi, że ma dziesięć lat, ale jej brązowe oczy wydawały się bardziej świadomie niż na dziesięciolatkę. Ta mała dziewczynka była niemowlęciem, gdy jej matka ją zabrała, więc wątpiłam, żeby wiedziała kim jestem, ale widziała, że coś się dzieje, przez sposób w jaki jej mama na mnie patrzała.
-Powiedziałam jeden, Safaa.- powiedziała, przelotnie patrząc na swoją najmłodszą córkę. Dziewczynka się nadąsała.
-Ale nie mogę się zdecydować!
-Będziesz musiała. Ostatnią rzeczą, jaką potrzebujesz są dwa batony.- jej matka skierowała swoją uwagę z powrotem na mnie, studiując powolnie mój wygląd.
-A co jeśli wezmę jeden dla mnie i jeden dla Doniyi?- Safaa naciskała, zmuszając swoją mamę do skupienia się znowu na niej.
-Wiem, że Doniya ci go odda, Safo, niezła próba.- i to zakończyło spór.
-Co Doniya zrobi z jej batonem to jej sprawa...- Safaa mruknęła, kładąc jednego batonika w wózku, a drugiego na przypadkowej półce. Jej uparte nastawienia było niemal identyczne do kogoś kogo znałam. 

-Przepraszam za to... -Tricia uśmiechnęła się do mnie. Pokręciłam głową i posłałam jej w odpowiedzi nieśmiały uśmiech.
-Jest przeurocza.- zaczęłam odciągać mój wózek, nie bardzo wiedząc, co zrobić w tej sytuacji, ale Tricia mnie zatrzymała.
-Przepraszam, za moje maniery, kochanie, ale czy ty- znasz mojego- Ja… chyba widziałam cię ostatnio na pogrzebie.- wymamrotała zakłopotana. Wiedząc, że nie mogłam skłamać, przytaknęłam.
-Więc jesteś...Słyszałam o tobie.
-Słyszała pani?- zapytałam nerwowo. Wiem, że Zayn i jego matka mają skomplikowaną przeszłość, ale i tak denerwowałam się tym, co ona sobie o mnie pomyśli. Jakby mnie patrzeć to wciąż jest matką mojego chłopaka.
-Moja najstarsza córka, Doniya, słucha plotek o Londynie nawet w mieście, z którego pochodzimy, Bradford. Wiemy o, ymm, jego przeszłości. Doniya mówiła, że słyszała o dziewczynie, która skradła mu serce i zmienia go na lepsze. Musisz być Haną Olson.- zarumieniłam się. Wiedziałam, że Zayn jest dobrze wszystkim znany, ale nigdy nie sądziłam, że mój związek z nim tak samo. 
-Jedna i jedyna.
-O matko, nie mogę uwierzyć, że cię spotkałam. To prawdziwa przyjemność, kochanie.- przeszła naokoło naszych wózków, żeby przytulić mnie przelotnie, ale ciepło, zanim się odsunęła i do mnie uśmiechnęła. Zauważyłam jej nawyk nazywania mnie 'kochaniem'. Brzmiało tak samo jak nazywa mnie Zayn i zastanawiałam się, czy to stąd to podpatrzył.
-Ja po prostu... Tak strasznie się o niego martwię, bo słyszeliśmy o nim dużo rzeczy i żadna z nich nie była dobra. I wtedy usłyszałam o tobie... po prostu... nie byłam dla niego matką przez ostatnie dziesięć lat i po prostu jestem szczęśliwa, wiedząc, że ktoś się nim opiekuje.- łzy napłynęły jej do oczu i natychmiast poczułam się źle. 

-Kocham pani syna.- wyszeptałam, mając nadzieję, że tylko ją to zadowoli. Safaa obserwowała nas z rozszerzonymi oczami i nadsłuchującymi uszami, bez wątpienia spijając wszystkie informacje, które jej matka zapomniała przez nią ukryć.
-Nie wiem czy chcę znać odpowiedź, ale muszę zapytać... Dobrze cię traktuje?- przygryzła wargę, widocznie mając świadomość o rekordach Zayna z kobietami, przemocą i ze mną.
-Pewnie, że ja i Zayn się kłócimy, ale to nie jest nic z czym bym sobie nie poradziła. Jego przyjaciel powiedział, że jestem jedyną osobą, która może z nim konkurować.- odpowiedziałam tak szczerze jak tylko potrafiłam, bez zasmucania jej brutalnymi detalami naszego związku. Uśmiechnęła się do mnie, najwyraźniej inaczej interpretując moją odpowiedź.
-Myślisz, że mogłabyś mu to dać?- wyciągnęła z torebki mały kawałek papieru i coś na nim napisała.  Gdy już mi go podała, rzuciłam na niego okiem. Numer telefonu.
-Zastanawiałam się czy udało by ci się namówić go, żeby zadzwonił. Kochanie, naprawdę chcę stworzyć z nim jakąś relację.- błagała. Wsunęłam kartkę do tylnej kieszeni.
-Nie wiem czy to taki dobry pomysł... Zayn ledwo co pozbierał się po śmierci jego ojca i nie wiedziałam, czy dobrze było by nakładać na niego jeszcze więcej stresu. 
-Proszę. Wiem, że byłam dla niego okropną mamą, ale chcę to zmienić, jeśli tylko mi na to pozwoli. Dziewczynki i ja zdecydowałyśmy się zostać przez jakiś czas w Londynie. Miałam nadzieję, że jakoś się z nim skontaktuję, zanim wrócimy do Bradford. Proszę, jesteś moją jedyną szansą na pogodzenie się z nim.- ścisnęła ciasno moje dłonie i bezwstydnie błagała. Latałam nerwowo spojrzeniem w tą i z powrotem pomiędzy jego mamą i jego dziesięcioletnią damską wersją.
-Wspomnę mu o tym, ale nie wiem co będzie jeśli-
-Kochanie! Obróciłam się, żeby zobaczyć  podbiegającego do mnie Zayn z oczami przyklejonymi do kartonów w jego dłoniach. Ooh ooh.
-Wiem, że powiedziałaś tylko jedno pudełko ciastek, ale nie mogę się zdecydować. Jeśli sytuacja nie byłaby taka poważna i niezręczna, to zaśmiałabym się z ironii, że dwudziestojednoletni Zayn musi zmierzać się z takimi problemami jak jego siostra, która jest od niego jedenaście lat młodsza.
-Zayn, ja- Przerwałam, gdy na mnie spojrzał, a potem na ludzi, z którymi rozmawiałam. Lekko rozwarły mu się usta, a oczy wędrowały w tę i z powrotem. Jego matka miała w nim utkwiony zszokowany wzrok, gdy jego młodsza siostra patrzała na niego z zaciekawieniem.
-Zayn...- Tricia Malik poruszyła się powili, gdy chciała się do niego zbliżyć, ale szybko się odsunął, stając obok mnie.
-Co do cholery, Hannah?- powiedział powolnie, ale nieco ze złością.
-Wpadłyśmy na siebie. Rozpoznałyśmy się z pogrzebu, Zayn.- wyszeptałam w odpowiedzi, chociaż i tak wiedziałam, że jego matka i siostra nas słyszą. Z powrotem spojrzał na jego rodzicielkę, a potem w dół, na jego siostrę i przysięgam, że widziałam łzy w jego oczach. Patrzał na małą dziewczynkę z instynktowną miłością, chociaż jeszcze tak naprawdę nigdy jej nie poznał. Szybko zamrugał, pozbywając się łez i przeniósł spojrzenie z powrotem na mnie. Widziałam w jego oczach panikę, gdy starał się wysłać mi niemą wiadomość. 
-Zayn, ja- Jego matka wyglądała jakby była bliska łez, gdy spojrzała na jego odseparowanego syna -Dałam twojej dziewczynie mój numer. Chcę, żebyśmy się pogodzili.
-Zabawne, że mówisz to teraz, po dziesięciu latach bez słowa.- warknął, obracając się na pięcie i wypadając stamtąd jak burza.
-Zayn, proszę.- jego matka błagała, ale została zignorowana.
-Hannah, chodź! Wychodzimy!- zawołał po mnie. Spojrzałam w tył na jego rodzinę jeszcze raz.
-Spróbuję z nim pogadać, tylko dajcie mi czas.- obiecałam zanim poszłam za nim do wyjścia.