czwartek, 30 stycznia 2014

Chapter 41: Threat

Zapłaciłam tak szybko, jak tylko mogłam, chociaż kasjerka miała żółwie tempo, a jej duże, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie ze strachem. Pomimo tego, że byłam nie w humorze i chciałam się na nią wydrzeć za ślimaczenie się, ale pomyślałam, że i tak jest już przestraszona, więc tylko posłałam jej przyjazny uśmiech.
Spojrzałam przez ramię, tam gdzie myślałam, że stał Zayn, ale natrafiłam na pustą przestrzeń. Wróciłam wzrokiem na dziewczynę i zrozumiałam, że to mnie się obawiała. Niby czemu? 
Przez Zayna Malika.
Myślała pewnie, że jeśli nawali to pójdę i na nią nakabluję. Aż lekko przekręciło mi się w żołądku i czułam wiercenie w sercu. Ostatnią rzeczą, jaka mi była potrzebna to, żeby ludzi się mnie bali.
No to gdzie wtedy był Zayn?
Wyciągnęłam kartkę kredytową i zapłaciłam za zakupy. Pchając wózek na zewnątrz sklepu, rozglądałam się za moim chłopakiem, ale zamiast znalezienia jego, wpadłam tylko w kontakt wzrokowy z jego matką. Przytaknęłam do niej pocieszająco, obiecując, że porozmawiam z jej synem, zanim skierowałam się tam, gdzie zaparkowaliśmy. 
-Zaczekaj! Hannah!- usłyszałam moje imię i się odwróciłam. Matka Zayna podbiegła do mnie z jej córką tuż za nią. 
-Nie chciałam wścibiać nosa w nie swoje sprawy, kochanie. Wiem, że dość szkód już narobiłam, ale  chciałam upewnić się, że wszystko w porządku.- spojrzała na mnie z czystą troską, trochę podobnie do tego, jak moja mama patrzyła na mnie za czasów, gdy byłam jeszcze w liceum.
-Oczywiście, że wszystko dobrze.- wymusiłam sztuczny uśmiech. Pokręciła głową i spojrzała w dół na dziesięciolatkę, która stała trzymając się jej bluzki.
-To znaczy, on wyglądał jakby naprawdę się zdenerwował i... słyszałam o nim co nieco i obawiam się, że...- wróciła wzrokiem na jej córkę i ostrożnie scenzurowała przed nią swoje słowa -że zrobi coś, czego będzie żałował.
Przygryzłam wargę. Cholera, o tym nie pomyślałam. Zayn ma tendencje do zachowywania się gwałtownie, gdy jest wkurzony, ale za często to on tego nie żałuje. Oczywiście, że odkąd mieszkam z nim pod jednym dachem to ja zawszę jestem workiem treningowym na jego napady złości.

-Nie boję się go.- skłamałam. Wiedziałam, że mama Zayna mi nie uwierzyła, ale nie drążyła już tematu w obecności Safy. Pomachałam im lekko i obróciłam się na pięcie.
Zatrzymałam się tuż przy samochodzie, który był zamknięty, więc zgadywałam, że utknęłam tu dopóki nie pojawi się Zayn.

Łapiąc ślad charakterystycznego zapachu, rozejrzałam się wokoło dopóki moje oczy nie spoczęły na chmurze dymu pochodzącego zza rogu sklepu. Stwierdzając zostawienie wózka wypełnionego zakupami przy samochodzie Zayna (który miał napisane MALIK na tablicy rejestracyjnej) za bezpieczne, powędrowałam za dymem papierosowym, kierując się przeczuciem.
-Wiesz, co sądzę o paleniu.- powiedziałam łagodnie. Jego ciemne oczy momentalnie na mnie spoczęły, ale nawet nie kłopotał się z wyrzuceniem zapalonego papierosa z pomiędzy jego palców.

-A ty, do cholery, wiesz co sądzę o mojej matce, ale to nie powstrzymało cię przed przed wtrącaniem się.- odpowiedział głosem chrapliwszym i niższym niż zazwyczaj. 
-Nie chciałam zrobić ci na złość, po prostu było mi jej szkoda.- Zayn prychnął na moje słowa i wyrzucił filtr fajki na beton, miażdżąc go czubkiem buta.
-Dobrze wiedziałaś, co robisz, kochanie.- poszedł sobie, zostawiając mnie stojącą w pozostałościach dymu. Westchnęłam poirytowana i poszłam jego śladami.
-Zayn.- zawołałam. Gdy już go dogoniłam, załadowywał bagażnik siatkami z zakupami. Odepchnął z siłą wózek od samochodu, nie kłopocząc się z odprowadzeniem go na jego miejsce.
Jego wzrok napotkał mój i zobaczyłam, że rzeczywiście wyglądał na zranionego, ale ból w jego oczach został szybko zamaskowany. Zawsze to robi- tłumi w sobie pewne sprawy, póki nie jest ich już w stanie kontrolować i wtedy obrywam ja.
Nie tym razem.

-Zayn!- podniosłam głos, by upewnić się, że wiedział, że byłam w tym momencie całkowicie poważna. Jego wzrok znów napotkał mój, a jego szczęki się zacisnęły.
-Co? Czego ty ode mnie chcesz, kochanie? Czego ty ode mnie możesz teraz chcieć?!- od razu zaczął na mnie krzyczeć na oczach ludzi, który wchodzili i wychodzili ze sklepu, ale ich ignorował. Udawali, że się nam nie przyglądają, ale widziałam obserwujące mnie, ostrożne oczy.
-Chcę tylko o tym z tobą pogadać, proszę.- błagałam. To jakby coś w nim zaskoczyło i go uruchomiło. Zanim mogłam w ogóle zareagować, jego pięść się zwinęła i uderzyła w bok jego samochodu. Jęknęłam cicho i zakryłam sobie w szoku usta. 

Kierował swoją przemoc na coś obok mnie. 
-Niech to!- krzyknął prychająco. Chciałam podejść i go przytulić, albo chociaż pocieszająco poklepać go po ramieniu, ale zbyt bardzo się bałam. Zostałam tam gdzie stałam i starałam się zostać poza jego zasięgiem. 

-Nie mogę, kurwa, o tym gadać! Wiesz to!- znów krzyknął, kopiąc mocno w oponę. Patrzyłam jak uderza w samochód jeszcze dwa albo trzy razy, upuszczając całą jego furię i ból na kawał drogiego metalu. Po jednej stronie zaczęły formować się wgniecenia, a jemu zaczęły krwawić knykcie.
Czułam się samolubnie, przez to, że nie próbowałam go nawet powstrzymać. Tylko robił sobie krzywdę, wyżywając się na samochodzie, ale nie mogłam już dłużej stawać się celem jego bolesnej pięści.
W końcu się do mnie odwrócił, z czarnymi oczami, tak jak zwykle, gdy jest w takich nastrojach. Skanowałam jego sylwetkę w górę i dół, odnajdując uszkodzone tylko knykcie. Wszystko inne wydawało się być nienaruszone. Oddychał ciężko i wciąż miał zaciśnięte pięści, ale chyba najgorszę było już za nami.
Dzięki Bogu.
-Przepraszam.- wyszeptałam.
-Nic się nie stało.- odszeptał, pomiędzy topornymi oddechami. Spojrzałam w dół na moje dłonie i znów otworzyłam moją niewyparzoną jadaczkę, będąc idiotką jak zawsze.
-Myślę, że powinieneś wybaczyć swojej matce.
Co ja sobie myślałam? Bóg jeden wie... Zayn wpatrywał się we mnie przez chwilę z niedowierzaniem, zanim parsknął.
-Tak naprawdę tak nie myślisz, kochanie, więc tym razem ci odpuszczę.
-Myślę tak- broniłam się -Myślę, że byłoby ci lepiej, jeśli coś byś z tym zrobił.- twardo stałam przy swoim, czując się pewniejszą siebie, gdy miał już szansę pobić swój pojazd, a nie swoją dziewczynę. 
-Hannah, jaja sobie, kurwa, w tym momencie ze mnie robisz. Ta suka zostawiła mnie samego z alkoholikiem, gdy byłem dzieckiem! Pieprzonym dzieciakiem! Nie usłyszałam od niej jednego słowa.- wytknął w moją stronę palec, jego ciało znów zaczęło dygotać. 
-Ludzie popełniają błędy, Zayn. Sam coś o tym wiesz.-wymamrotałam łagodnie, zniżając głos w nadziei, że zrobi to samo.
-Zostawiła mnie z nim! Nawet, kurwa, nie masz pojęcia, jak mnie tym skrzywdziła!
-Ty też krzywdzisz ludzi, Zayn. Jeśli dałbyś jej szansę, mógłbyś-
-Nigdy nie skrzywdziłem dziecka. Nigdy. Wszyscy ludzie, których skrzywdziłem nie byli bez winy.  A ja byłem wtedy niewinny. Byłem pieprzonym jedenastolatkiem. Nie zrobiłem nic złego, a ona mnie zostawiła.
-Ja byłam niewinna i mnie skrzywdziłeś.- spojrzał na mnie śmiertelnie poważnie i pokręcił głową.
-To było coś innego, kochanie. Moja matka… ona….- nie mógł nawet przyjść z odpowiedzią. Koła w jego głowie się obracały, ale nie był w stanie się bronić. Wiedział, że to co zrobił on było o wiele gorsze od tego co zrobiła jego matka.
-To przez nią taki jestem.
-Wiem, skarbie. Wiem.- wyszeptałam. Pocierałam go pocieszająco po ramionach, ale nie robiłam nic więcej. Westchnął i obserwowałam jak jego pięści zaciskają się i rozluźniają od nowa i od nowa dopóki jego ciało nie przestało dygotać.
Gdy się uspokoił, pozwoliłam sobie być przy nim coraz bliżej i bliżej, odważnie owijając ramiona wokół jego torsu i zanurzając twarz w jego piersi. Jego ręce w końcu rozłożyły się na moich plecach, pocierając je, tak jakbym to ja musiała się uspokoić.
-Możemy wrócić do domu?- zapytałam cicho przy jego piersi. Wzięłam delikatny pocałunek złożony na czubku mojej głowy jako potwierdzenie i się od niego oderwałam. Miałam problemy z otworzeniem drzwiczek od strony pasażera, bo czyjaś pięść wgniotła zatrzask, więc musiałam wejść od strony kierowcy.   

Never back down, never give up, never gonna leave, so put your hands up.- śpiewałam razem z radiem podczas drogi do domu. Zayn i ja siedzieliśmy w komfortowej ciszy; jednym dźwiękiem było ciche radio i moje okropne śpiewanie. Chyba Zayn czuł się skruszony, że go poniosło, bo pozwolił mi słuchać lekkiego radia zamiast R&B czy rocka, które przeważnie puszczał. 
Z jedną dłonią na kierownicy, a z drugą na moim udzie, tuż nad kolanem, sprawy z Zaynem znów wydawały się w porządku. Ale gdy podjechaliśmy pod jego dom, obojgu nam zrzedły miny.
Stało tam One Direction, czekając na nas. Cała czwórka.
-Zostań w samochodzie.- Zayn mi rozkazał głosem przyjmującym autorytatywny charakter. Przytaknęłam, wiedząc, że lepiej z nim nie zadzierać. Coś było na rzeczy, to mogłam powiedzieć. Niall i Louis smutno kręcili głowami, gdy Zayn do nich dołączył, podczas gdy Liam i Harry stali jacyś tacy napięci, najwyraźniej próbując opanować złość.
Nie byli zbyt oddaleni od samochodu, więc mogłam usłyszeć przytłumione rozmowy, ale nie mogłam rozgryźć o czym mówili. Wszystko co wiedziałam, to że coś się stało i byli wkurwieni.
Posłałam mu lekki uśmiech, gdy Zayn na mnie spojrzał, ale go nie odwzajemnił. Z powrotem odwrócił się do swoich przyjaciół, zanim wszyscy oprócz Liama podeszli do samochodu.
-Lou, Haz and Niall pomogą ci wnieść do środka zakupy, a ja pogadam z Liamem, okej?- Zayn zapytał mnie, otwierając drzwiczki od strony kierowcy i pomagając mi wysiąść. Przytaknęłam, dobrze wiedząc, aby nie wszczynać kłótni. Pocałował mnie w policzek i popchnął w kierunku trzech chłopaków, którzy rozładowali już samochód.
Szłam za nimi do środka, patrząc za siebie, widząc Liama i Zayna znikających za rogiem.
Jazda windą była niezręczna. Louis, Harry i Niall wymieniali pomiędzy sobą spojrzenia, komunikując się bezgłośnie i zostawiając mnie poza rozmową. Zanieśli torby z jedzeniem do naszej kuchni i zaczęli je rozpakowywać, dobrze znając mieszkanie Zayna i wiedząc, gdzie wszystko powinno trafić.
-Z Zaynem wszystko w porządku, prawda?- zapytałam łagodnie Louisego. Ze wszystkich przyjaciół Zayna lubiłam go najbardziej. El go kochała, a to coś dla mnie znaczyło.
Harry się obrócił i zaśmiał się parsklwie. Ze wszystkich przyjaciół Zayna go lubiłam najmniej. Z oczywistych powodów.
-Co cię tak bawi, lokowaty zjebie?- warknęłam na niego.
-Uważaj, jak się do mnie odzywasz, Hannah.- ostrzegł, zanim otworzył jedną z paczek chipsów i wrzucił sobie kilka do ust. Niall zostawił to co robił, żeby też wziąć garść.
-Nie musisz się o niego martwić. Zayn nie robi niczego niebezpiecznego, musiał pogadać tylko z Liamem.- pocieszył mnie Louis.
-Więc czemu wszyscy tu przyszliście?- naciskałam, cholernie dobrze wiedząc, że to musi być jakaś skrajny moment, gdy całe One Direction zjawia się w mieszkaniu Zayna. Niall i Louis wymieniali nerwowe spojrzenia, podczas gdy Harry czytał etykietę wartości odżywczych na Tostitos, które jadł. 
-Jedna porcja ma pieprzone 120 kalorii! To z jakieś 30 chipsów! No nieźle.- uśmiechnął się chłopięco i wziął kolejną garść. Zignorowałam go i bacznie obserwowałam Nialla i Louisego, czekając, by któryś z nich mnie oświecił.
-Chcieliśmy odwiedzić naszą ulubioną paskudę.- Niall zwrócił się do mnie, a jego policzki przybrały odcień jasnego różu. Nawet powszechnie znanemu gangsterowi przytrafia się takie coś, gdy kłamie.
-Niezła próba, Horan.
-Weź się zachowuj. Zayn zaraz wróci i to jego możesz irytować pytaniami.- błagał mnie Louis. Westchnęłam ze smutkiem, wiedząc, że Zayn i tak mi nic nie powie.
-A powiesz Eleanor?- jego oczy od razu napotkały na moje i dostałam groźne spojrzenie.
-To co innego.
-Niby dlaczego?
-Nie jesteś moją dziewczyną. Muszę szanować związek Zayna tak samo jak on szanuje mój. Daj sobie spokój, Hannah.-powiedział urywanymi słowami, wyraźnie na mnie wkurwiony. No cóż, złoszczący się, niebezpieczni członkowie gangu to ostatnimi czasy moje klimaty, więc byłam do tego przyzwyczajona.
-Mam prawo wiedzieć czy powinnam martwić się o bezpieczeństwo mojego chłopaka czy nie.- odpaliłam, dorównując oziębłości w jego głosie. Nie będę się pierdzielić.
Oczywiście moja odpowiedź spotkał stłumiony śmiech Harrego. Odwróciłam się do niego i wpatrywałam się w niego przez zmrużone oczy. Jego wzrok połączył się z moim i użerając się, pomachał mi.
-Co jest takie, kurwa, zabawne?!- krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze.
-Nic, laleczko. Tylko to, że gdyby Zayn o tym wiedział, to by się wkurzył.- Harry wzruszył ramionami, posyłając porozumiewawczy uśmiech Niallowi, który pokręcił głową w stronę jego kręconowłosego przyjaciela. 

-O czym wiedział?
-O tym, że się o niego martwisz. To on zajmuje się tobą i nie chce, żebyś się o niego niepokoiła ani nic. On martwi się o ciebie, ale bez vice versa.- chciałam odpowiedzieć mu, że się mylą, że trzeba się zajmować Zaynem tak samo jak każdym innym, ale zanim mi się to udało, dwie pary ciężkich butów rozniosły po mieszkaniu echo.
Od razu wybiegłam z kuchni, chłopaki zaraz za mną i rzuciłam się na Zayna. Natychmiast mnie załapał i trzymał mnie przy swoim ciele. Wdychałam jego męski zapach i wtargnął mi do nosa mocny zapach papierosów.
-Martwiłam się o ciebie.- wyszeptałam mu do ucha, chociaż wiedziałam, że zareaguje tak jak mówił Harry. 
-Nie waż się, kurwa, o mnie martwić.- warknął w odpowiedzi, ściskając mnie mocniej do jego umięśnionej sylwetki. Nie odpowiedziałam i zamiast tego schowałam twarz z dala od wszystkich przy jego piersi. Czułam drganie jego szyi, gdy wypowiadał słowa skierowane do jego przyjaciół. 
-Liam wie jaki wprowadzić plan nadzoru. Zadzwońcie do reszty i powiedzcie im, żeby tu przyjechali. Tak będzie najbezpieczniej.- rozkazał im Zayn. Liam i Louis ruszyli szybko z mieszkania, gdy Niall i Harry zatrzymali się, żeby pogadać po cichu sam na sam, zanim też zniknęli mi z widoku.

Odsunęłam się wystarczająco, by zobaczyć rozszalałe spojrzenie Zayna.
-Zayn, co się dzieje?- zapytałam cicho, troska wyryta była wyraźnie w moim wyrazie twarzy. 
-Nic, kochanie. Wszystko w porządku.- wyszeptał, przyciągając moja głowę z powrotem do jego piersi.
-Nie pozwolę, żeby cię dopadli.- mruknął do siebie słowa, które nie były przeznaczone dla moich uszu. 


~~
hej misie!
siedziałam nad tym rozdziałem jakieś 9 godzin, padam na twarz... ale chciałam dodać go dzisiaj, bo mija 8 miesięcy od założenia tego bloga, a licznik pokazuje 300.000 w co nie mogę uwierzyć. jeju, jesteście niesamowici ♥♥♥ :')
chociaż coś się w końcu zaczyna dziać w tym opowiadaniu. czyli jeszcze lepiej, bo chciałabym je skończyć do końca marca, nie wiem czy dam radę, no ale zobaczymy ;) 
co tam u was? kiedy macie ferie? bo mi się właśnie kończą i rozpaczam haha
do następnego <3