niedziela, 23 lutego 2014

Chapter 43: Zayn’s POV

-Zayn!- zostawiłem to co robiłem, gdy usłyszałem wołającą mnie Eleanor. Ja i Louis od razu zerwaliśmy się na nogi.
-Zayn! Hannah wychodzi! Że co, kurwa? Serce mi stanęło i wybiegłem z kuchni do przedsionka. Moje oczy wyłapały spojrzenie Hany, gdy drzwi windy zaczęły się zamykać. Uśmiechnęła się do mnie z premedytacją. Podbiegłem w jej stronę, gotowy by wsadzić rękę pomiędzy drzwi, żeby zapobiec żeby dokądś poszła, ale byłem sekundę za późno. Pieprzone drzwi zamknęły mi się tuż przed twarzą.
-Kurwa!- krzyknąłem, uderzając pięścią w ścianę obok drzwi. Czy ona nie wiedziała co tam na nią czeka? 
Wciąż dokładnie pamiętałem, gdy wróciliśmy do domu ze sklepu i czekali na nas chłopaki. Puścili mi wiadomość głosową od faceta, o którym nie słyszałem od czterech lat. Groźba, której się spodziewałem, ale i tak mnie zaskoczyła.
Przedtem nie miałem w życiu nikogo, kto mógłby być moją słabością.
,,Pilnował bym swojej dziewczyny, gdybym był tobą, Malik.

Chcieli Hanę.
Pieprzeni Sharksi chcieli moją dziewczynę.
-Nic się jej nie stanie. Pójdziesz po nią, gdy winda już wróci.- Louis odezwał się zza mnie. Obróciłem się tak szybko, że normalnie zakręciłoby mi się w głowie, gdyby i tak nie panował w niej zamęt. Moje oczy skupiły się na jego ochronnym uścisku na Eleanor. 
-Skąd to, kurwa, możesz to wiedzieć, Lou? Słyszałeś przecież groźbę!- wydarłem się na niego, dźgając go palcem. Louis podniósł ręce w poddańczym geście, na chwilę puszczając El. 
-Zayn. Weź się uspokój. Winda jest już w drodze na górę.- starał się mnie pocieszyć. Ta, chuj z nim.
-Nie mów mi, kurwa, żebym się uspokoił, gdy Hannah jest w niebezpieczeństwie!- krzyknąłem, popychając go, tak, że się potknął i zmrużył na mnie oczy. Wyciągnął rękę i pociągnął Eleanor za siebie. Kątem oka zobaczyłem jak Harry i Niall się podnoszą, gotowi, by rozdzielić mnie i Louisa jeśli stracił bym nad sobą panowanie, co jest do mnie bardzo podobne.
-Jeśli Eleanor by coś groziło, oboje wiemy, że nie byłbyś, kurwa, spokojny.- zawrzałem, starając się zapanować nad moim gniewem jak tylko mogłem.
Hannah mnie do tego zmuszała. Z jakiegoś powodu sprawiała, że chciałem być lepszym człowiekiem, a ja, kurwa, nie wiedziałem dlaczego tak było. Sprawiała, że przestałem wyżywać się na Louisie, a nawet jej z nami nie było. Ja pierdole.
-Masz rację, też bym ześwirował. A teraz właź do tej pieprzonej windy, zanim ci ucieknie.- rozkazał. Przytaknąłem do niego z wdzięcznością i wypadłem stamtąd jak burza.
Jazda windą trwała wieczność i ciągle się w niej kręciłem. Gdy już dotarłem do lobby, nie musiałem nawet przepychać ludzi, żeby zrobić sobie miejsce. Odszedłem w stronę budynku, w którym Hannah odbywała staż.
Jeśli coś by się jej stało... nie wiem co był zrobił. Może zawody w zabijaniu ludzi? Ledwo kontrolowałem swój gniew jeśli o to chodziło. Bez niej przy moim boku, oszalałbym. Dosłownie.
Nie pamiętałem nawet, jak bez niej wyglądało moje życie.
Pokonała trzy przecznice.
Pokonała trzy przecznice od mojego mieszkania zanim wyłapałem wzrokiem tył jej głowy. Jej długie ciemne włosy kołysały się, gdy szła dumnie po chodniku. Mój gniew zeszedł na chwilę na bok, a moje oczy powędrowały w dół jej ciała. Ołówkowa spódnica opinała jej tyłek, a moje usta wykrzywiły się w uśmiechu. 
Irytowała mnie do pieprzonej nieskończoności. Nigdy nie wykonywała poleceń. Zawsze pakowała się w kłopoty. Ale cholera, była gorąca. Nie była super-chuda czy wysoka jak Danielle. Była ode mnie o wiele niższa, co mi się podobało i miała seksowne krągłości bez bycia grubą.
Idealna.
Absolutnie idealna.
Gdy już ją dogoniłem, odczekałem chwilę, żeby rozejrzeć się po okolicy. Musiałem upewnić się, że nie było tu nikogo z Sharksów. Wyciągnąłem rękę, żeby złapać ją za ramię. Szybko pociągnąłem ją w tył, tak, że wpadła na moją pierś. Siła jej małego ciała nawet trochę mnie nie zachwiała. Owinąłem ramiona wokół jej delikatnej talii i lekko ją ścisnąłem.
-Dokąd się, kurwa, wybierasz, kochanie?- warknąłem jej do ucha. Nie ważne jak bardzo się starałem albo cokolwiek robiłem, ona nie mogła załapać faktu, że moim światem rządzą reguły. Nie mogła sobie tak po prostu pójść.
-Do pracy.- syknęła. Jej drobny łokieć wysunął się do tyłu i walnął w mój brzuch. Chrząknąłem z bólu, ale jej nie puściłem. Uciekłaby, gdy tylko poluzowałbym uścisk.
-Nie sądzę.- obróciłem nas, tak, że mogłem przygwoździć ją do ceglanej ściany pobliskiego budynku. Musiałem zachować spokój, gdy widziałam jak krzywi się z bólu. Nienawidziłem ją krzywdzić, ale nie miałem innego wyboru. Nie wiedziałem jak inaczej zmusić ją do współpracy.
-Nie wiesz jakie niebezpieczne jest dla ciebie bycie tutaj?- syknąłem, pochylając się, tak, że mieliśmy oczy na tym samym poziomie. Zauważyłem, że dłonie się jej trzęsły i jak drgało jej gardło, gdy przełykała ślinę. Bała się mnie. I dobrze. Taki był cel mojego zachowania, ale dlaczego byłem też taki rozczarowany sobą, że ją przerażałem? 
-Nie, ty głupia pizdo. Jak do cholery mam wiedzieć co jest grane skoro, kurwa, wszystko przede mną ukrywasz?!- warknęła w odwecie. Jej odwaga i głupota całkowicie przewyższał jej strach. Zwalczyłem chęć do uśmiechnięcia się dumnie.
Zadziorność Hany była jedną z rzeczy, które w niej kochałem. Ale było to też jedną z rzeczy, które doprowadzały mnie do szaleństwa.
-Jak ty mnie, kurwa, nazwałaś?- prychnąłem, jeszcze raz przygważdżając ją do ściany. Czasami, nawet gdy wściekłość nie przejmuje nade mną całkowitej kontroli, nie mogłem się powstrzymać przez zrobieniem jej krzywdy. Nigdy nie zważała na to co robi, a ja musiałem pokazać jej, że są konsekwencje. Bałem się, że jeśli nie zrobię jej krzywdy w ramach kary to staną się gorsze rzeczy. Takie jak to, że Sharksi mogliby położyć na niej swoje obślizgłe łapy.
-Potrzebujesz aparatu słuchowego, staruszku? Chyba mnie słyszałeś.- opowiedziała. Dałem jej drobnym dłoniom uderzyć mnie w pierś, chyba w celu popchnięcia mnie do tyłu, ale jej małe rączki nic nie zdziałały. Ledwo się w ogóle poruszyłem. Jej siła ani trochę nie równała się z moją.
-Chodźmy już.- zaczepiłem ręce wokół jej nadgarstków jak kajdanki i zacząłem ją ciągnąć z powrotem do mojego- to znaczy do naszego domu. Siłowała się ze mną przez całą drogę i pozostając przy swoim nastawieniu przez cały czas przeklinała.
I oczywiście nikt nie stanął mi na drodze, bo nikt, kurwa, nie zadziera z Zaynem Malikiem. 

No, z wyjątkiem Sharksów.
-Jeśli będę musiał wciągnąć do windy, to będziemy mieli pieprzony problem. Rozumiesz, kochanie?- potrząsłem nią lekko, żeby zrozumiała przekaz, ale tylko przewróciła oczami. 
-No to chyba będziemy mieli pieprzony problem.- warknęła, gdy dalej zaczęła się ze mną szarpać. Zmrużyłem na nią oczy. Naprawdę musiałem się starać, żeby kontrolować swój gniew i nie pobić jej na oczach wszystkich w lobby tak jak chciałem. 
Nie byłem już takim człowiekiem. A przynajmniej tak sobie wmawiałem.
-Chyba powinnaś rozważyć to ponownie.- ostrzegłem ją. Naprawdę testowała moje granice, ale nie mogłem oczekiwać od niej żeby się zachowywała. To po prostu nie było w jej stylu.
-Weź jeszcze mnie ugryź- syknęła. Wepchnąłem ją do windy i przycisnąłem do niej moje ciało, przypierając ją do ściany.
-Nie kuś mnie, kochanie.- miała na twarzy uśmieszek. Myślała, że nie będę mógł z niej nic wyczytać, ale dokładnie wiedziałem co chce zrobić. Szybko zablokowałem ręką jej kolano, które wędrowało do mojego krocza. Z siłą odepchnąłem jej nogę do tyłu i złapałem ją za ramiona.
-Niezła próba.- przełknęła nerwowo ślinę. Znów przytwierdziłem jej ciało do ściany windy, gdy wiozła nas już w górę, do mojego mieszkania.
-Zayn, ja-
-Cśśś. Po prostu zamknij te twoje piękne usteczka zanim przysporzą ci jeszcze więcej kłopotów.- prychnęła obrażona i dumnie mnie minęła, wchodząc do mieszkania, zdzielając mi po drodze z bara. Obróciłem się i poszedłem tuż za nią, depcząc jej po piętach.
Widziałem, że Eleanor posłała jej przepraszające spojrzenie, stamtąd gdzie siedziała na kolanach Lou. Nie miała za co ją przepraszać. W przeciwieństwie do niektórych, zrobiła to co powinna.
-Hannah! Nie skończyliśmy jeszcze gadać!- krzyknąłem za nią. Obróciła się i spojrzała mi prosto w oczy. Nie miała w w nich ani grama strachu, ale wiedziałem, że tam był. 

-Jeśli nie chcesz powiedzieć mi co jest grane, to ta rozmowa jest z pewnością skończona.-warknęła. Strasznie chciałem powiedzieć jej o tej groźbie, ale nie mogłem. Nie chciałem jej straszyć. Nie chciałem, żeby się zamartwiała. 
Plus, znając Hanę jej reakcja wpędziłaby ją w jeszcze większe zagrożenie.
Louis mógł powiedzieć Eleanor, bo racjonalnie myślała. No i dlatego, że jest pieprzoną cipą, która nie potrafi trzymać języka za zębami.
Liam nie powiedział Danielle, bo byłaby przerażona. Ta biedna dziewczyna i tak trzęsła się nawet w naszym towarzystwie.
No a do tego groźba była skierowana tylko do Hany, a nie do reszty dziewczyn. Tak naprawdę nikt nie wiedział o Eleanor i Danielle, a Harry i Niall sypiali z naznaczonymi dziewczynami tak dużo razy, że zdążyły już zmieszać się z tłumem.
Ale nie moja Hannah.
Hannah stała się znana dla wszystkich, nawet moich wrogów.
Dałem jej odejść, nie mając serca kłócić się z nią jeszcze bardziej, wiedząc, że to przez jej związek ze mną jej życie jest w niebezpieczeństwie. Była moją dziewczyną i to była moja wina, że te dupki siedziały jej na ogonie.
-Dzięki Bogu, że nic jej nie jest.- Liam wymamrotał. Danielle przytaknęła w zgodzie, jak zawsze nic nie mówiąc. 
-Powinieneś trzymać ją na smyczy, stary.- Niall zażartował. Spojrzałem na niego, mając nadzieje, że ciemność w moich oczach wystarczy, żeby się, kurwa, zamknął. Może i jesteśmy przyjaciółmi, ale miałem dość tego, że moi kumple gadają takie gówna o mojej dziewczynie.

Reszta popołudnia była napięta. Hannah dalej była na mnie wkurzona, za to, że nie chciałem jej powiedzieć, co się dzieje, więc ją ignorowałem. Wolałem już udawać, że jej tu nie było niż skończyć robiąc coś, czego bym żałował.
Nie byłem już tą osobą.
-Będzie obiad czy z tego też jestem wykluczona?- Hannah warknęła. Czułem się winny, ale nie była jedyną, która o tym nie wiedziała; Danielle też była niczego nieświadoma, ale jej to chyba nie przeszkadzało.
-Dość tego, kochanie.- warknąłem. Wiedziała, że pracowałem nad moim gniewem, ale i tak testowała jego granice. Zacisnąłem pięści na oparciu mojego krzesła i policzyłem pod nosem do dziesięciu. Najwyraźniej to miała być jakaś gówniana metoda, która miała pomóc mi z poradzić sobie z gniewem. 

Totalne pierdolenie.
Wciąż chciałem uderzyć ją w twarz. W jej piękną, porcelanową twarz.
Coś zdecydowanie było ze mną nie tak.
Ale z nią również było coś nie tak, bo ze mną została.
-Bo co zrobisz? Pobijesz mnie?- rzuciła mi wyzwanie, desperacko szukając sposobu, żeby ktoś zwrócił na nią uwagę. 
-To zaproszenie?- powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Tak bardzo jak jej niezależność mnie podniecała, to niesamowicie mnie też wkurwiała. 
Prychnęła obrażona i obróciła się na pięcie, wpadając jak burza do naszej sypialni. Uśmiechnąłem się zwycięsko i rozluźniłem moje napięte mięśnie. Udało mi się skończyć kłótnię bez przemocy. Fajne uczucie.
Gdzieś półtora godziny później Eleanor wstała.
-Pójdę sprawdzić co u Hany. Jest jakoś nadzwyczaj cicho.- spojrzałem w górę na brązowowłosą dziewczynę z zaskoczeniem. To było dziwne, że mojej dziewczynie udało się być tak długo bez wywołania jakiś szkód. Obserwowałem jak El i Danielle wyszły z salonu i udały się do końca korytarza. 
Odczekałem chwilę, zanim wstałem żeby za nimi pójść. Zanim mogłem się chociaż ruszyć, żeby wyjść z pomieszczenia, Danielle wydarła się w niebo głosy. Cała nasza piątka pobiegła do mojej sypialni szybciej niż wydawało się to możliwe.  
Danielle i Eleanor stały na środku pokoju z bladymi twarzami i ustami otwartymi w szoku. Liam i Louis od razu do nich podbiegli.
Te ich przesłodzone związki mnie obrzydzały.
Hannah i ja nie musieliśmy tacy być. Mieliśmy siebie nawzajem.
Rozejrzałem się po pokoju. Nie było nigdzie Hany, ale było za to otwarte okno. Znów mnie, kurwa, zostawiła...
Wpadłem w furię. Miałem nagłą potrzebę przywalenia komuś. Gdy położę na niej ręce, przysięgam na Boga, skręcę jej kark. Zrobię to, żeby już nigdy nie była w stanie chodzić. Zrobię-
-Zayn, stary. Weź rzuć okiem.- Harry pomachał mi przed twarzą kawałkiem papieru. Wyrwałem mu go z ręki i skorzystałem z okazji by się rozejrzeć.
W pokoju panował totalny bałagan.
Łóżko było nie pościelone, a kołdry były rozrzucone na podłodze. Krzesło leżało do góry nogami, a po całym pokoju walały się papiery. Zasłony były zerwane z karniszy. Było też małe wgniecenie zostawione na ścianie obok łazienki. Wyglądało jakby przeszło tu tornado.
Rozładowała tu swój napad złości i uciekła. Zabiję ją. No, kurwa, ją zabije.
-Powinieneś to przeczytać, stary.- Harry mnie popędził. Jęknąłem i przeniosłem mój wzrok na kartkę. Napisany niechlujnymi bazgrołami był bardzo prosty przekaz.
Masz 48 godzin.
To było takie zwyczajne, ale znaczyło tak wiele. Niall wziął to ostrożnie z moich rąk i pokazał reszcie.
Nie byłem w stanie nawet zwrócić na nich swoją uwagę. Zastygłem w bezruchu, moje ciało zesztywniało z szoku, a serce prawie stanęło mi ze strachu. 
Zabrali ją.
Powinienem był domyślić się wcześniej. Pokój był jednym wielkim bałaganem- Hannah nigdy nie poddałaby się bez walki. Ale jak udało się Sharksom po prostu tu wejść i zabrać mi ją z pod nosa? Nie usłyszeliśmy przecież nawet pieprzonego pisku.
Zacisnąłem pięści i uderzyłem nimi o ścianę, przyozdabiając ją na stałe małymi kraterami. Krzyknąłem i przewróciłem szafę pełną jej ubrań.
Liam i Louis wypchnęli Eleanor i Danielle z pokoju. 
-Odzyskamy ją, Zayn. Nie martw się.- Niall poklepał mnie po plecach.
-To wojowniczka, stary. Poradzi sobie.- Harry powiedział poważnie stamtąd gdzie stał, oglądając okno.
-Już nie żyją. Wszyscy.