czwartek, 20 marca 2014

Chapter 45: Zayn's POV part 2

Stałem pośród gruzu. Pośród prochu. Pośród ciał.
Nie czułem żadnych wyrzutów sumienia, gdy kopnąłem na bok spalone szczątki człowieka. Jego ubrania były przypalone na jego skórze, a jego oczy były wciąż otwarte. Niekończące się kałuże wpatrywały się we mnie w bólu. Ten człowiek nie umarł szybką śmiercią, to pewne.
Ale mnie to nie obchodziło.
Jestem potworem. Zimnym do pieprzonej duszy. Jego śmierć prawie przyniosła mi przyjemność. Prawie.
Tylko jedna rzecz przynosiła mi przyjemność w tych dniach, a nie mogłem jej znaleźć.
- Znaleźliśmy go! – jeden z moich ludzi rzucił się do przodu, aby dać mi szybkie ostrzeżenie. Odwróciłem się na pięcie twarzą do samego diabła. Jay był wleczony do przodu przez niektórych członków mojego lojalnego gangu i zmuszony do klęczenia przede mną. Jego zimne, ciemne oczy wpatrywały się we mnie z całkowitym rozbawieniem. Nie doszukałem się żadnego strachu.
- Będziesz, kurwa, chciał być martwy, debilu. – syknąłem na niego, kopiąc go ostro w brzuch. Próbował się zgiąć i zakaszlnął trochę pod wpływem mojej siły. Prawie uśmiechnąłem się głupkowato w jego bólu. Prawie.
Nie spojrzał na mnie z bólem. Spojrzał na mnie z dumą.
- To zabawne. To jest dokładnie to samo co zrobiłem Twojej suce kilka godzin temu. – jego usta wykrzywiły się w zły i krzywy uśmiech.
Moje całe ciało trzęsło się w złości i zacząłem widzieć czerwień. Rzuciłem się do przodu i owinąłem swoje dłonie wokół jego szyi. Prawie natychmiast dwie pary rąk odciągnęły mnie od niego.
 - Zayn. Przestań. – Liam rozkazał mi na ucho. – Przestań, nie chcesz go zabić. Chcesz żeby cierpiał. – przypomniał mi. Skierowałem na niego swój wściekły wzrok.
- Tak, bracie. Zaopiekujemy się nim. Obiecujemy. – Harry mu zawtórował. Odepchnąłem ich od siebie i odwróciłem się tyłem do lidera Sharków.
- Zróbcie to tak źle, jak to możliwe. – warknąłem nie patrząc do tyłu. Nie mogłem już nawet spojrzeć na Jay’a. Następnym razem zobaczę go w piekle.
- WYGRAŁEM! – śmiał się, gdy Liam i Harry ciągnęli go na zewnątrz magazynu. Kazałem moim ludziom podpalić magazyn, ale to wystarczyło, by spowodować ofiary. Tylko rama ocalała.
- Wygrałem, bo jest załamana! Nigdy nie będzie już taka sama! – Zanim mogłem nawet odwrócić się i uderzyć go pięścią w jego paskudny pysk, chłopcy zabrali go na zewnątrz.
Ja i moi ludzie kontynuowaliśmy przeszukiwanie budynku. Sprawdziłem kraniec magazynu, moje ręce ciągnęły desperacko wszystko co mogło ukryć drobne ciało Hanny.
O Boże, co jeśli ona nie żyje?
Zacząłem się trząść na myśli z mojej głowy. Nie mogłem nawet o tym myśleć. Nawet nie potrafiłbym funkcjonować, jeśli to była prawda.
Hannah. Moja Hannah.
- ZAYN! – tak prędko jak usłyszałem swoje imię na zewnątrz moje ciało przyprowadziło mnie do Louisa.
- Jest tutaj. Niall ją ma.
Louis poklepał moje plecy i wskazał swoją głową w kierunku jednych z kilku drzwi, które przetrwały w pożarze.  Zerwałem się, aby je otworzyć i znaleźć schody, na dole, które zostały pochłonięte przez ciemność. Mogłem zobaczyć słabe światło z latarki Nialla. Chwyciłem jedną z latarek, które Louis trzymał i włączyłem ją. Podążałem schodami do piwnicy, gdzie mogłem znaleźć małe wgniecenie w ścianie i parę kałuży krwi. Nie mogłem powstrzymać siebie przed psychicznym strachem. To była jej krew. Była tutaj.
- Kochana, musisz do mnie podejść. – słyszałem cichy szept Nialla. Kontynuowałem wędrówkę dalej do piwnicy, zanim usłyszałem dziewczęcy krzyk i odgłos klapsa.
- Ja pierdolę. Nie mogę Ci pomóc, jeśli będziesz mnie biła. – Niall przeklął starając się bardzo, aby zachować swój spokojny i opanowany głos.
- Zayn przyjdzie. Zayn przyjdzie.
To ona! To moja Hannah! Czeka na mnie. Zacząłem biec lekkim truchtem, moje serce wyskoczyło mi z piersi, a mój umysł zalały właściwe myśli. Moja latarka wylądowała na plecach Nialla, jego ręka pocierała jego ramię. Tak, Hannah tutaj była. Mogła być jedyną, która mogła uderzyć Nialla tak mocno.
- Zayn przyjdzie. Zayn przyjdzie.
Jej głos był tak załamany i przepełniony bólem, że prawie nie myślałem, że to była ona. Ale sposób w jaki powiedziała moje imię… Uśmiechnąłbym się, gdyby sytuacja nie była tak ponura.
- Jestem tutaj, kochanie. Jestem tutaj. – powiedziałem do niej.
Skierowałem swoją latarkę na dziewczynę w kącie. Swoje dłonie trzymała na głowie w obronie. Jej ciało było zwinięte w kłębek, by bronić siebie przed poważnymi uszkodzeniami. Jej blade ciało było rozebrane do naga z ubrań. Ciemnofioletowe i szare siniaki były rozproszone poprzez jej kończyny i brzuch. Plamy krwi i głębokie cięcia znaczyły jej delikatną skórę.
I to wszystko mnie zabiło.
Zdumiało mnie to, że zaledwie 36 godzin temu właśnie ta dziewczyna wrzasnęła na mnie, że w stosunku do niej jestem dupkiem czy coś takiego.
- Zayn? – uniosła swoje kołtunowate-blond włosy przykrywające głowę, a moje oczy spotkały się z jej zielonymi. Jej zasłonięta twarz wykrzywiła się w rozpaczliwy i pełny nadziei uśmiech. Dosłownie poczułem jak moje serce spada do mojego żołądka.
Zbliżyłem się do niej ostrożnie z rękoma podniesionymi do góry i dłońmi przed sobą. Chciałem aby wiedziała, że jej nie skrzywdzę. Chciałem aby wiedziała, że zapewnię jej bezpieczeństwo.
Byłem w szoku, gdy natychmiast jej ciało zderzyło się z moim sprawiając, że cofnąłem się o kilka kroków zanim znów mogłem utrzymać równowagę. Jej drobna postać zderzyła się z moją piersią, jej chude ręce owinęły się wokół mojej szyi. Moje ręce natychmiast owinęły się wokół jej talii i trzymały ją blisko mojej piersi.
Nie wyobrażałem sobie, abym pozwolił jej odejść ponownie.
Niall szedł za mną ostrożnie, gdy ja niosłem miłość mojego życia na górę po schodach.               Nie patrzyłem na nikogo, gdy opuszczaliśmy budynek. Zignorowałem Louisa, gdy zawołał pozostałych chłopaków, oczywiście dlatego, że byłem zajęty czymś innym.
Nie martwiłem się, gdy mijałem Liama i Harry’ego krzyczących poniżające rzeczy w innym pomieszczeniu z cienkimi ścianami chroniącymi od ich hałasu, gdy bili Jay’a niemiłosiernie. Niall pomógł mi wziąć Hanę do samochodu i zawiózł nas do domu.
Niall złapał dla mnie Eleanor, gdy ja zabrałem Hanę prosto do naszej sypialni. Jej piękne powieki były zamknięte na jej wdzięcznej twarzy. Za każdym razem, gdy brała głęboki oddech  jej twarz wykrzywiała się w bólu. Cięcia i siniaki wzdłuż jej żeber powiedziały mi dokładnie co miała zranione.
Ostrożnie położyłem ją na łóżku i odciągnąłem pierzynę na bok. Powoli czułem, że moje ciało rozpada się, gdy naprawdę miałem zbadać jej cierpienie w świetle lamp mojego domu. Jay postawiło ją w tej sytuacji przez to… Jay postawił ją w tej sytuacji przeze mnie.
Liam zostawił Danielle mniej więcej sześć godzin przed naszymi poszukiwaniami. Zrobił to dla jej bezpieczeństwa. Zrobił to, by ją chronić. Danielle zrozumiała oczywiście i odeszła z własnej woli. To była tylko kwestia czasu, aż nasz gang będzie zastraszony ponownie. To była tylko kwestia czasu, aż dowiedzą się o Danielle. To była tylko kwestia czasu, aż ktoś zabrałby też ją.
Więc odeszła. Liam dał jej bilet pierwszej klasy do innej części kraju. Bolało go to, ale zrobił to co musiał. Płakał przez kilka godzin, ale Liam wrócił do nas szybko.
Dlatego, że wiedział, że zrobił to co było najlepsze.
Oczywiście, Louis także pomyślał o tych wszystkich rzeczach. Obserwowałem go, gdy najpierw zwrócił się do Eleanor, krótko po tym jak Liam zostawił i wysłał Danielle. Powiedział jej, że pomyślał, że najlepiej będzie, jeśli go zostawi. Jeśli z nim zerwie. Jeśli pójdzie do przodu i będzie żyć lepszym życiem.
Jej odpowiedź?
Uderzenie w twarz i wprowadzenie przekleństw do gry.
Nie trzeba mówić, że Eleanor nigdzie nie pojechała.
Dziewczyna wspomniana w pytaniu weszła cicho do pokoju i z trudem łapała powietrze, gdy zobaczyła Hanę. Jej łzawiące oczy spotkały moje, ale bezzwłocznie wyjęła apteczkę i zabrała się do pracy. Stałem przy brzegu łóżka trzymając chudą rękę Hany w mojej dłoni, gdy Eleanor wycierała krew z jej ciała.
Nie mogłem odwrócić wzroku od przepięknej twarzy mojej dziewczyny.
Szczerze mówiąc, nigdy nie widziałem nikogo tak pięknego jak ona. Nikt więcej jeszcze nie był tak blisko.
Eleanor nałożyła Neosporin na cięcia Hany i jeszcze przyniosła zestaw medyczny z igłą i nicią do zszycia kilku głębszych nacięć.
W pewnym momencie, ostry ból obudził Hanę, ale Eleanor szybko wyjęła pigułkę i zmusiła ją do połknięcia. Kilka miesięcy temu, Eleanor dała mi te same pigułki, by pomóc Hanie wyzdrowieć z innych kłopotów.
Innych kłopotów, w których była przeze MNIE.
Ja byłem problemem.
Zawsze problemem.
Eleanor wcierała jakiś krem w ciemne siniaki plamiące skórę w kolorze kości słoniowej. Jej ręce ostrożnie dotykały ramię, palec do uda, palec do ramion. Puściłem ją, gdy Eleanor sprawdzała nadgarstek Hany. Skinęła na mnie, więc wziąłem go znów w zasięg swojego dotyku. Eleanor przeniosła się na drugi nadgarstek.
Zgięła każdy palec zanim delikatnie obracała jej nadgarstkiem. Prawie natychmiast Hanna wyrwała swoją rękę daleko od Eleanor i trzymała go przy swojej klatce piersiowej. Podczas snu mruczała przekleństwa, ale to nie było nowe zjawisko.
Spałem obok Hany jakiś czas. Niektóry ludzie chodzili we śnie, inni chrapali, a dużo ludzi mówiło, ale nie moja Hannah. Nie, ona klęła.
Czasami budziła mnie w nocy mrucząc słowa, których nawet ja nie znałem.
- Co Ty, kurwa, zrobiłaś?
Nie mogłem pomóc, ale warczałem na Eleanor. Brązowowłosa dziewczyna spojrzała zaskoczona i natychmiast zaczęła bełkotać na swoją obronę.
- J-J-Ja myślę, że jest złamany… Zbyt łatwo było go zgiąć. Odruch jej ciała…
Odwróciłem oczy z daleka od niej i spojrzałem na dziewczynę leżącą na łóżku.
Nie chciałem nawet wiedzieć co się stało, że miała złamany nadgarstek.
To znaczy, zrobiłem jej bardzo wiele chujowych rzeczy, ale jeszcze nie udało mi się złamać pojedynczej kości w jej ciele. I czasami, aż trudno się do tego przyznać, to było moim zamiarem.
Eleanor zaczęła konstruować gips wokół delikatnego nadgarstka Hany. Nastawiła go jak najdelikatniej umiała, pouczając mnie, by trzymać Hanę ostrożnie, by nie mogła rzucać się we śnie.
Słyszeliśmy, że reszta chłopaków przyszła do apartamentu, ale żaden z nich nie ośmielił się przyjść do mojego pokoju, więc zignorowaliśmy ich.
- Mógłbyś…?
Policzki Eleanor zaczerwieniły się, gdy wręczyła mi uśmierzający krem i skinęła na siniaki na piersiach Hany. Siniaki w kształcie palców… Zazgrzytałem zębami na myśl o tłustych palach Jay’a dotykających ją tutaj.
Podczas, gdy moje palce ostrożnie rozcierały krem na perfekcyjnych piersiach, Eleanor ostrożnie wyciągnęła nogi Hany przed siebie. Moje oczy powędrowały na dolne partie ciała Hanny, by zobaczyć czego Eleanor tam szukała.
A później to zrozumiałem.
Moje ręce drżały, a ja natychmiast zbladłem. Patrzyłem pytająco na Eleanor mając nadzieję, że spojrzy na mnie i zaprzeczy moim najgorszym obawom, ale widziałem jak jej oczy rozszerzyły się.
- Proszę… - szepnąłem. Spojrzała na mnie smutno i skinęła głową.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
Nie mogłem tego dłużej wytrzymać. Potwór wewnątrz mnie nie mógł się już dłużej hamować. Godzinami go budowałem. Godzinami trzymałem swoją złość w sobie, gdy jej szukaliśmy, gdy się o nią martwiliśmy, ale nie mogłem już dłużej. Przestałem dotykać ciało Hany i opuściłem pokój bez słowa.
Rozszalały minąłem moich czterech najbliższych przyjaciół idąc do windy. Moja pięść przebiła ścianę, a ja wydałem z siebie bolesny krzyk. To nie był nawet ból fizyczny żebym chciał płakać. To był JEJ ból. To było to co ONA musiała przejść.
- Kolego, jest z nią w porządku. El jest tam, by ją naprawić. Będzie jak nowa. Wszystko z nią w porządku, jest bezpieczna.
Niall próbował mnie pocieszyć, ale z grubsza go popchnąłem. Patrzyłem jak jeden z moich najlepszych przyjaciół wylądował boleśnie na drogim stoliku. On nawet nie patrzył na mnie zły, gdy się podnosił. Jego niebieskie oczy nie wyrażały niczego, prócz litości.
- To koniec, Zayn. Masz ją tutaj ze sobą. – dodał Louis nie ryzykując, by podejść bliżej mnie.
Mogłem tylko sobie wyobrazić jak wyglądałem – zarośnięty, włosy w nieładzie, potargane ubrania, drżące dłonie, oszalałe oczy.
Wziąłem wszystko co miałem, aby się nie załamać i nie płakać. Moja Hannah. Moja biedna Hannah. Ona znaczy dla mnie wszystko. Jej śmiech sprawiał, że uśmiech pojawiał się na mojej twarzy nawet w najciemniejsze dni. Jej pewny siebie chód sprawiał, że śliniłem się za każdym razem, gdy odchodziła. Jej napady złości trzymał mnie na palcach. Jej sarkastyczne komentarze dowodziły, że poznałem kogoś kto mi dorównywał. Jej łzy były moim bólem. Jej miłość była moim światem.
Jest dla mnie wszystkim.
Jest lepsza beze mnie.
Nic z tych rzeczy  nie mogło jej się stać ponownie.
Będzie bezpieczna.
Bezpieczna jak Danielle.
Bezpieczna i zdrowa.
Chroniona przed ludźmi takimi jak Devon, którzy próbowali zgwałcić ją te wszystkie miesiące temu.
Przed ludźmi takimi jak Jay, który… który…
Przed ludźmi takimi jak ja.
Tak.
Będzie jej zdecydowanie lepiej beze mnie.


♥ rozdział tłumaczony przez Gosię z http://i-need-love-just-enough-love.blogspot.com/

niedziela, 16 marca 2014

Chapter 44: Nightmare

Porwanie.
Pierdolone porwanie.
Ktoś mnie porwał. Kto do cholery robi coś takiego? Czułam się jakbym była w filmie czy czymś w tym stylu, bo normalnie nie zostajesz do cholery porwany. Prawda? No proszę was.
Siedziałam w moim pokoju, jak zwykle dąsając się na Zayna i jakiś dupek pojawił się za mną. Musiał przyjść przede mną i schować się gdzieś w moim pokoju aż mógł spokojnie wyjść i mnie dopaść. Nie mogłam nawet krzyczeć, bo skurwiel chwytając mnie zatkał mi usta szmatą.
Było z nim dwóch innych mężczyzn. Zrobili bałagan w moim pokoju, więc Zayn się nie pomyli. W jednej sekundzie zorientuje się co się stało.
Jakimś cudem, skurwiele, przenieśli mnie przez okno i w dół na ulicę zupełnie bezszelestnie. Nawet nie pamiętam jak to się stało. Kto znosi dziewczynę ważącą 61kg w dół mieszkania (bez drabiny czy wyjścia ewakuacyjnego) i do vana nie robiąc żadnego cholernego hałasu?
Czy to jest w ogóle możliwe?
Najwyraźniej tak.
Przewrócili mnie próbując wsadzić mnie do furgonetki. Wyglądało na to, że było to wyjątkowo trudne. Cóż, te cipy powinny się do tego przyzwyczaić. Jeśli myśleli, że wsadzenie mnie do vana było wyzwaniem, to czeka ich niezbyt miła niespodzianka.
-Obudź się!- Ktoś kopnął mnie w bok sprawiając, że przeturlałam się kilka razy. Wydobyłam z siebie żałosne jęknięcie i podniosłam się na kolana.
-Wstawaj!- Spojrzałam w górę na cień człowieka górującego nade mną, ale zrobiłam co mi kazał i wstałam. Podszedł bliżej, przynosząc ze sobą odrażający zapach. Woń alkoholu i papierosów zawirowała wokół mnie, gdy pochylił się na wysokość moich oczu.
Zayn pachnie papierosami. Ale jakby z leśną nutką, męskim zapachem zmieszanym z papierosami i odrobiną wody kolońskiej. Ten facet pachniał zbyt mocno papierosami, dodatkowo woń alkoholu była odurzająca. I zamiast wody kolońskiej, pachniał potem.
Cudownie.
-Ty musisz być Hannah Olson.- Zaczął pewnym, niskim głosem. Cofnęłam się od niego o krok, by móc lepiej przyjrzeć się jego gębie.
Nigdy wcześniej go nie widziałam. Byłam tego pewna. Wiedziałam, że zapamiętałabym jego blizny i poprzekłuwane, czarne oczy.
-Co się stało kochanie? Boisz się?-Zaszydził, śmiejąc się głośno i obrzydliwie. Prychnęłam na jego komentarz, moja duma brała górę nade mną.
-Błagam. Miałam do czynienia z gorszymi niż ty.- Byłam tego pewna, przecież dawałam radę z najciemniejszą stroną Zayna, więc ten facet będzie niczym bułka z masłem.
Moja głowa odskoczyła w bok, gdy jego szorstka dłoń zetknęła się z moim policzkiem. Nie wydobyłam z siebie nawet okrzyku bólu. Tak, bolało jak diabli. Tak, czułam ból. Ale to było nic, w porównaniu do tego, co czułam wcześniej. Nic nie było porównywalne do tego co zrobił mi Zayn.
-Tak uważasz ty, ale jestem twoim najgorszym koszmarem, skarbie.- Warknął. Zaśmiałam się gorzko.
-Szkoda, że mój najgorszy koszmar uderza jak baba.- Moje usta zdają się nigdy nie być zgodne z rozumem. Pomyślałam, że kurwa, ten facet jest poważny, ale mimo to obraziłam go. Byłam na fali.
-Słucham?- Warknął. Mogłam przeprosić i dać spokój, ale czy to zrobiłam? Oczywiście, że nie. Jestem Hannah Olson i z jakichś cholernych powodów nie mogę utrzymać mojej gęby zamkniętej na kłódkę.
-Nie zrozumiałeś? Uderzasz. Jak. Baba.- I wtedy wylądowałam na podłodze. Popchnął mnie na beton i kopnął dwa razy w jelita z olbrzymią siłą. Poczułam jakieś szarpnięcie wewnątrz mnie i natychmiast zwinęłam się w kłębek chroniąc najważniejsze narządy. Kopnął mnie w tył, uderzając w kręgosłup i posyłając osty ból z góry na dół moich pleców.
Chciałam zwymiotować, ale gdy otworzyłam usta, wypłynęła z nich jedynie krew. Cholera.
-Podoba ci się to suko? Kto teraz jest babą?-Krzyknął, gdy zawisnął nade mną. Brutalny cios został skierowany w mój bok, nim mężczyzna szybko się oddalił. Gdy tylko zniknął, dwaj inni podeszli do mnie.
Chwycili mnie za ramiona i podnieśli z podłogi. Próbowałam walczyć z ich uściskiem, ale mocny uchwyt jedynie zacieśnił się na moich ramionach. Wywlekli mnie z pokoju i zrzucili ze schodów. Sturlałam się na dół i wylądowałam z hukiem.
Spojrzałam w górę, tylko po to by zobaczyć jak dwaj mężczyźni zatrzaskują i zamykają drzwi u szczytu schodów.
Nie miałam sił by się podnieść, skuliłam się jedynie u stóp schodów i pozwoliłam wydostać się cichemu szlochowi, gdy zdradzieckie łzy spłynęły po moich policzkach.
Nie wiem jak długo tak tkwiłam nim drzwi znów się otworzyły. Dwóch mężczyzn zeszło na dół i znów mnie chwyciło. Byli inni niż ci poprzedni, byli dwa razy bardziej szorstcy. Ich palce wbijały mi się w ciało, gdy ciągnęli mnie po schodach. Popchnęli mnie na podłogę przed potwornym mężczyzną, którego widziałam już wcześniej i przytrzymali mnie w miejscu.
-To wszystko- Poinformował ich przerażający facet. Puścili mnie i zniknęli w głębi korytarza. Błądziłam wzrokiem dookoła, byleby tylko nie patrzeć na mężczyznę przede mną. Wyglądało na to, że byliśmy w czymś w stylu magazynu.
Nie był to zużyty, opuszczony magazyn jak na filmach. W tym można było mieszkać, był przystosowany na kryjówkę dla tego faceta kimkolwiek on był.
Ta kryjówka nie utrzyma mnie w ukryciu przez wieczność. Zayn przyjdzie. Zayn nadejdzie.
-Spójrz na mnie, suko- rozkazał mężczyzna.
Zayn przyjdzie. Zayn nadejdzie.
Niechętnie uniosłam brodę do góry, tak że nasze spojrzenia zetknęły się ze sobą. Jego czarne oczy srogo wpatrywały się wprost we mnie i praktycznie mogłam zobaczyć złowrogie myśli przelatujące przez jego umysł.
-Zayn nas znajdzie i was zabije.- wycedziłam odważnie. Czekałam na wybuch jego złości i kolejny cios, ale moje ostre słowa spotkały się z głośnym śmiechem.
-To prawda, moja droga.- Kucnął, by lepiej mnie widzieć. Wciąż byłam na podłodze, zbyt obolała by się podnieść, więc pochylił się by upewnić się, że patrzę mu prosto w twarz.
-W zasadzie nawet to zaplanowałem. Wiem, że nie wyjdę z tego cało, ale ty również nie.- Zasyczał. Jego ogromna dłoń chwyciła mój podbródek. Szarpnął mnie do przodu, tak że znajdowałam się praktycznie pod nim. Próbowałam się wykręcić, ale nie byłam w stanie z nim walczyć. Przytrzymywał mnie mocno zadając ból wbijającymi się palcami.
-Myślisz, że boję się umrzeć? Moja droga, tu chodzi jedynie o zemstę. Widzisz, dawno temu rządziłem Londynem, kontrolowałem go. MÓJ gang był postrachem. Wtedy pojawiło się One Direction i zajęło moje miejsce. Byli zbyt silni dla moich ludzi. Wiedziałem, że ich siły były większe niż moje i nigdy nie odzyskam Londynu.- Wyjaśnił. Każde słowo wypowiadał ostro i z goryczą. Jego kolano przycisnęło moją pierś, gdy tylko wspomniał o One Direction.
Ledwo oddychałam przez ściśnięte płuca, ale nie walczyłam z nim. Przegrałabym w mgnieniu oka.
Zayn przyjdzie. Zayn nadejdzie.
-Więc widzisz kochanie, czekałem na zemstę idealną. One Direction zabrali wszystko co miałem, więc postanowiłem odebrać wszystko co mają oni.- Uśmiechnął się do mnie drwiąco.
-Ale widzisz, Hannah.- wycedził moje imię z obrzydzeniem -Chłopaki z One Direction nie mieli nic do stracenia, aż do tego momentu. Zauważyłem ciebie. Widziałem cię razem z muzułmaninem. Widziałem jak ten kutas patrzył na ciebie, jak się o ciebie troszczył. Zrozumiałem, że otrzymam moją zemstę za twoją pomocą.- Zachichotał. Wzdrygnęłam się na sposób w jaki mówił o Zaynie. Nigdy w życiu nie słyszałam takiej nienawiści. Nawet gdy nienawidziłam Zayna, uważałam jego głos za jedynie trochę szorstki.
-Teraz zamierzam cię złamać. On spędzi następne półtora dnia szukając ciebie i mnie. Wpadnie tu po 36 godzinach by cię uratować, 12 godzin przed swoim terminem, jego ludzie zabiją wszystkich moich i mnie, ale mnie to nie obchodzi, bo wtedy będę już zwycięzcą.- Uśmiechnął się krzywo. Jego oczy były ciemne, ale mogłam zobaczyć, że nic się za nimi nie kryje. Żadne emocje oprócz nienawiści. Nic.
-Gdy zabierze cię do domu, zobaczy, że jesteś złamana. Nie będziesz tą samą osobą. Będziesz nieodwracalnie zraniona... pełna blizn. Będzie musiał z tym żyć do końca swojego życia. Zrujnowanie jednego z ich żałosnych istnień mi wystarczy. Mogę być martwy, ale będą zwycięzcą.
-Jeśli myślisz, że mnie złamiesz, to mnie nie znasz.- Wycedziłam tak zaciekle jak tylko potrafiłam. Mężczyzna tylko się ze mnie zaśmiał.
-Zdecydowanie nie wiesz, kim jestem, Hannah. Zayn nic ci nie powiedział?- Spojrzał na mnie wyzywająco unosząc brwi z rozbawieniem.
-Zayn nie łączy swojego życia prywatnego ze swoja pracą.- syknęłam, moje policzki zaczerwieniły się trochę na myśl, że ten dupek ma rację; Zayn nie powiedział mi nic o One Direction ani o tym czy się zajmuje.
-Cóż, jestem Jay Fisher. Przywódca Sharksów.-  Spojrzał na mnie jakbym powinna od razu rozpoznać jego nazwisko. Jakby spodziewał się, że nagle opadnie mnie strach. Ja tylko wpatrywałam się w niego wciąż tak samo zdezorientowana.
-To zespół czy coś w tym stylu?- Zapytałam się go poważnie, starając się jak tylko mogłam by zapobiec wypłynięciu uśmieszkowi. Zacisnął zęby i rozszerzył nozdrza.
W jednej chwili znalazłam się po drugiej stronie pokoju, uderzając w ścianę z głośnym hukiem. Wydałam z siebie cichy skowyt i starałam się podnieść. Jay podszedł i mocno kopnął mnie w bok. Dłonią oplótł moja szyję i podniósł z podłogi. Wbijałam w niego paznokcie i drapałam, ale nawet tego nie poczuł.
Przyparł mnie do ściany i uderzył w brzuch. Próbowałam opaść na podłogę i zwinąć się w kłębek , ale mnie nie puszczał. Uderzał mnie raz za razem aż w końcu pozwolił mi zsunąć się na ziemię.
-Ty głupia suko. Nie masz zielnego pojęcia po co tu jesteś.
Wyszedł i dwaj mężczyźni znów się pojawili i zrzucili mnie ze schodów. Moje ręce i nogi podrapały się, gdy runęłam z betonowych stopni. Wylądowałam na nadgarstku i cicho krzyknęłam. Coś było nie tak. Oparłam się o ścianę i przyłożyłam rękę do piersi.
Nie była złamana, to wiedziałam, ale coś było z nią nie w porządku. Była co najwyżej zwichnięta, ale to nie znaczy, że nie bolało jak cholera.
Minęła kolejna godzina lub dwie nim mężczyźni znów po mnie przyszli. Warknęłam na nich, ale nic sobie z tego nie zrobili. Mieli gdzieś, że całe moje ciało bolało jak cholera. Nie obchodziło ich, że bolał mnie nadgarstek. Albo, że moje mięśnie były obolałe. Albo, że byłam wycieńczona. I chciałam do domu. Nie mogło ich to mniej obchodzić.
Znów zostałam rzucona na ziemię przed Jay'em. Spojrzałam na niego, nie zdając sobie nawet trudu by ukryć smutek, którym byłam przepełniona. Trącił mnie brutalnie nogą i przykucnął przy mnie.
-Myślisz, że jesteś wielka i potężna, czyż nie? Myślisz, że Zayn jest tym dobrym w tym wszystkim? Jest tak samo zły jak i ja, laluniu.- Warknął. Pokręciłam głową. Wiedziałam, że Zayn był zły, ale nie był nawet porównywalny do Jay'a. Pod wszystkimi krzywdami, pod tym całym bólem, pod tą całą przemocą, był dobry człowiek. Dobry mężczyzna, który mnie kochał.
Zayn przyjdzie. Zayn nadejdzie.
-Zayn nie jest nawet porównywalny do hołoty tak niskiej jak ty.- Obraziłam go, cholernie dobrze wiedząc, że poniosę konsekwencje tego. Ale po prostu nie mogłam pozwolić mu mieszać imienia Zayn'a z błotem. Fizycznie nie mogłam mu na to pozwolić.
-Zapłacisz za to.- Zaśmiał się złowieszczo. Skinął na dwóch mężczyzn, którzy zjawili się na komendę i przeciągnęli mnie na środek podłogi magazynu. Pchnęli mnie na ziemię i stanęli zaraz za mną.
-Rozbierz się.- Zarządał Jay podchodząc do nas. Zaczęłam dusić się z przerażenia. Całe moje ciało zaczęło drżeć ze strachu, ale nie poruszyłam się.
-Nie.- Odpowiedziałam krótko słabym głosem. Znów kiwnął na swoich ludzi, którzy natychmiast podeszli i przycisnęli mnie płasko do chłodnego betonu. Przytrzymywali mi ręce i nogi uniemożliwiając mi przeciwstawienie się ich sile nawet w najmniejszym stopniu.
Jay podszedł z szelmowskim uśmiechem i chwycił tkaninę na mojej piersi. Pociągnął gwałtownie i zdarł ze mnie bluzkę. Zaczęłam kopać i wiercić się, ale nic to nie dało. Jay bezwstydnie podziwiał moje piersi, gdy wyciągnął scyzoryk i powoli rozciął moje spodnie.
Świeże, gorące łzy spływały po moich policzkach. Cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera cholera.
Zayn przyjdzie. Zayn nadejdzie.
Jego brudne ręce odnalazły mój biustonosz i rozpięły go. Jego oczy powędrowały do ostatniej części garderoby, która zasłaniała moje ciało. Nie nie nie nie NIE!
Podobnie jak moją koszulę, Jay zerwał ze mnie moje majtki, pozostawiając mnie całkowicie obnażoną przed nim. Poczułam gorąco na policzkach i coraz intensywniej spływające łzy.
-Teraz moja droga, zmierzasz zrobić to z własnej woli? Czy będę musiał cię do tego zmusić?- Uśmiechnął się drwiąco. Nawet w zupełnym strachu i desperacji moja niewyparzona gęba i arogancka strona mnie wzięła nade mną górę.
-Nie dotknęłabym cię z własnej woli nawet półmetrowym kijem.- Jego uśmiech zmienił się na złowieszczy i nikczemny.
-Bardzo dobrze.- Sięgnął po swój pasek i rozpiął go. Wyciągnął go gładko, nie spuszczając ze swoich czarnych, przepełnionych złem oczu moich smutnych i przerażonych. Niespodziewanie klęknął przede mną, między moimi nagimi kolanami. Oddech uwiązł mi w gardle, gdy podniósł pas i silnie opuścił na mój goły tors.
Skóra mocno zapiekła i musiałam zacisnąć powieki by powstrzymać napływające łzy. Bił mnie swoim psem raz za razem. Skórzany pas pozostawiał pręgi na moim nagim ciele. Pas przedzierał się przez skórę i ranił moją duszę. Uderzenia sprawiały, że czułam się bardziej chujowo i poniżona niż kiedykolwiek wcześniej.
Zayn przyjdzie. Zayn nadejdzie.
Trzęsłam się i drżałam, skomlałam i płakałam aż uderzenia ustały, ale nawet wtedy nie otworzyłam oczu.
-20 godzin.-Jay zachichotał mi do ucha pochylając się nade mną. Nie patrzyłam na niego, ale słyszałam szelest materiału, więc wiedziałam co będzie następne. Chciałam by wrócił do bicia mnie. Chciałam, żeby to co miało się stać, nie było prawdziwe.
Ale wtedy go poczułam. Wewnątrz mnie.
To był dopiero drugi raz, gdy uprawiałam seks. Ból jego pchnięć prawie dorównywał emocjonalnemu bólowi, który bliznami naznaczał moją egzystencję. Prawie.
Pchnięcie za pchnięciem. Jęk za jękiem.
Nie rozumiem jak tych dwoje mężczyzn mogło po prostu mnie trzymać, gdy ten potwór mnie torturował. Musieli być również źli. Coś musiało być nie tak również z nimi. Wszyscy w tych Sharksach byli niewiarygodnie popieprzeni.
Gdy Jay skończył ze mną, zostałam zrzucona na dół schodów i zamknięta w piwnicy. Przeczołgałam się i ukryłam pod schodami. Zwinęłam się w kłębek i po prostu płakałam. Okropny szloch wstrząsał moim ciałem.
Teraz wiem jak Clarie czuła się, gdy Harry ją zgwałcił.
Nie mogłam nawet wzbudzić w sobie wystarczającej nienawiści, gdy myślałam o Harrym. Tak bardzo jak go nie lubiłam, tak wiedziałam, że Harry nie jest aż tak okropny jak Jay. Tak samo Zayn.
Nikt nie mógłby być.
Następne piętnaście godzin było piekłem. Dwaj mężczyźni przychodzili cztery razy by zabrać mnie na górę by Jay… Jay… Jay… robił pewne rzeczy.
Zayn przyjdzie. Zayn nadejdzie.
Nie miałam już więcej łez do wylania. Moja tolerancja bólu była tak duża jak tylko to możliwe. W pewnym momencie stałam się nieczuła na jego znęcanie się nade mną. Każde pchnięcie, każde uderzenie, każde kopnięcie, każdy ból zmieszał się w jedno. Całe moje ciało płonęło i nie potrafiłam już odróżnić poszczególnych aktów przemocy.
Zostałam wrzucona do piwnicy z przypomnieniem, że zostało jeszcze 5 godzin.
Zayn przyjdzie. Zayn nadejdzie.
To była jedyna rzecz, która pomagała mi to wszystko przetrwać. Obietnica, że znów go zobaczę. Obietnica, że mnie przytuli. Obietnica, że będę mogła przebiec palcami przez jego włosy. Obietnica, że znów i znów i znów się na mnie zezłości i będziemy się kłócić. Obietnica, że pod koniec dnia zasnę w jego ramionach.
Zayn przyjdzie. Zayn nadejdzie.
Minęły dwie godziny, gdy Jay zszedł do mnie. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się złośliwie. Jego czarne oczy napotkały moje, ale odwróciłam wzrok. Nie mogłam na niego patrzeć. Nie mogłam już dłużej znieść jego ciemności.
-Trzy godziny laluniu.- Powiedział i odwrócił się do wyjścia. Zobaczyłam jak zatrzymał się na stopniu schodów nim spojrzał na mnie jeszcze raz.
-Mówiłem ci kochanie, że wygram. Ja zawsze wygrywam.- Zniknął na piętrze nad piwnicą, Chichocząc ponuro po drodze.
Miał rację, wygrał.
Poddałam się. Złamał mnie.
Zayn przyjdzie. Zayn nadejdzie. 


rozdział przetłumaczony przez @Just_a_Girl_09
i pytanie do was, kiedy dodać następny? haha