sobota, 17 stycznia 2015

Chapter 51: Back for you

-Więc czym zajmujesz się na co dzień, Zayn?
Siedzieliśmy wszyscy w salonie. Moja mama i David byli usadzeni na kanapie z Frankim i Kristen na kolanach. Mój tata też powinien siedzieć razem z nimi, ale ciągle wstawał, nie będąc w stanie opanować jego zdenerwowania. 
-Chcesz coś do picia?
Minutę później. -Może jesteś głodny?
Minutę później. -Chcesz żebyśmy włączyli klimatyzację?
Denerwował się będąc w towarzystwie kolesia, który skradł serce jego córce, a potem je złamał. Zayn za każdym razem kulturalnie odmawiał. Nigdy nie słyszałam, żeby tak uprzejmie się do kogoś zwracał, ale wtedy zrozumiałam, że Zayn był tak samo nerwowy, by poznać moją rodzinę, tak jak oni, by poznać go.
Mama siedziała z głupim uśmieszkiem rozciągniętym na twarzy. Im dłużej poznawała Zayna, tym wydawało się że podoba jej się coraz bardziej. Za każdym razem gdy otwierał usta i wychodził z nich ten jego gładki, ale i chropowaty głos, przyciągało to moją mamę jeszcze bardziej. 
Mój brat z drugiej strony, nienawidził Zayna jeszcze bardziej z każdą mijającą sekundą. Piorunował go spojrzeniem i miał wykrzywioną w podejrzeniu twarz, zresztą cała jego postawa krzyczała ''nie ufam ci''. 

I Zayn widocznie to zauważył.
Zayn siedział na fotelu naprzeciwko mojej rodziny. Każdy próbował zmusić mnie żebym usiadła gdzie indziej, ale nie chciałam go puścić, więc ku jemu zawstydzeniu i temu, że mojej rodzinie było niezręcznie, usiadłam mu na kolanach.
Siedziałam mu okrakiem na biodrach, tak, że stykaliśmy się klatkami. Miał oplecione wokół mnie ramiona i jego dłonie pocierały mi delikatnie plecy. Miałam policzek przyciśnięty do jego ramienia, a jego broda znajdowała się na czubku mojej głowy. 
Pasowaliśmy do siebie jak klucz do zamka.
Wątpiłam w to, że kiedykolwiek będę w stanie się od niego oderwać, nawet nie na sekundę.
Moja rodzina, a raczej moi rodzice, prowadzili z nim uprzejmą rozmowę o bez istotnych bzdurach, ale wszyscy unikali tematu, o którym ktoś musiał w końcu wspomnieć: to, że Zayn mnie zostawił i to, jak bardzo mnie to zniszczyło.
Wiedziałam, że David powstrzymywał się, żeby czegoś nie powiedzieć. Wiedziałam, że Zayn się mu nie spodobał, nawet trochę. Wiedziałam, że przejrzał na wylot to całe udawanie miłego. Wiedziałam, że wyczuwał, że coś z Zaynem było nie tak, ale nic nie powiedział. Trzymał gębę na kłódkę.
Na szczęście po tym, gdy wpuścili Zayna do środka, David napisał mojej dzisiejszej randce o zmianie planów, nieświadomie zapobiegając katastrofie. Już sobie wyobrażałam, to jak Zayn pobija na śmierć Rickiego na oczach mojej rodziny. 
Byłoby niezłe pierwsze wrażenie.

Około jedenastej, każdy przeniósł się na górę, żeby iść do łóżek. Mama zaprowadziła Zayna do pokoju gościnnego, ale tylko na pokaz. Dobrze wiedziała, że i tak wyląduje u mnie, więc nie robiła zamieszania, gdy grzecznie jej odmówił i udał się ze mną do mojego pokoju.
Moje usta wylądowały na jego, gdy tylko zamknęliśmy drzwi.
Chwycił mnie za biodra i przyciągnął do siebie bliżej, a ja wplątałam mu ręce we włosy. Nasze usta poruszały się w idealnej harmonii, zupełnie jakby te dwa miesiące w rozłące nie istniały. 
Starał się trzymać mnie przy sobie blisko, gdy dosłownie zaciągnęłam go na łóżko. Jęknął i obrócił nas tak, że to on był na górze. 
Czyli w jego ulubionej pozycji.
-Kochanie, tak bardzo za tobą tęskniłem.- wyszeptał, rozłączając nasze usta.
-Nawet nie próbuj.- podniosłam rękę w górę. Nie chciałam jego przeprosin. Nie chciałam wyjaśnienia. Wszystko czego potrzebowałam, to on obok mnie i to, żeby już nigdy mnie nie opuszczał.
-Ale-
-Proszę, przestań.- błagałam. Wpatrywał się we mnie dobrą chwilę. Jego piwne oczy zatopione były w moich i obserwowałam, jak uważnie nad czymś rozmyślał. W końcu się poddał, kiwając tylko głową.
-Już nigdy cię nie zostawię, kochanie. Wrócisz ze mną do Londynu? Wybaczysz mi i znowu będziesz moją dziewczyną?- zapytał z niecierpliwością. Jego słowa mieszały się w jedną kupę przez jego zdenerwowanie. Czułam nawet, że dłonie mu się pociły. 
-Mhm. Nigdy nie mogłabym ci odmówić.- odpowiedziałam szeptem z uśmiechem na twarzy. Pochylił się i mnie pocałował też się uśmiechając. Oderwał się ode mnie i uśmiech wyparował. Na jego rysach twarzy zapanowała powaga.
-Kochanie, wiesz że musimy o tym porozmawiać. Nie możesz tego unikać.- próbował podnieść mnie do pozycji siedzącej, ale nie współpracowałam. Przyparłam się do łóżka i chciałam znów go do mnie przyciągnąć.
-Mogę.- zaśmiał się mrocznie i delikatnie pociągnął mnie na jego kolana.  
-Nie, musimy pogadać teraz.- zadecydował. Łatwo rozpoznałam ten ton, nie warto było się z nim teraz kłócić. Już postanowił i zdania nie zmieni. 
-No dobra.- mruknęłam z niezadowoleniem. Moje ręce powędrowały do jego klaty i ciasno zatrzasnęły się wokół materiału jego koszulki. 
-Chcę tylko, żebyś wiedziała, że kazałem ci odejść tylko i wyłącznie dla twojego dobra. Myślałem, że robię to co dla ciebie najlepsze. Ani przez sekundę nie przestałem cię kochać. Ani przez sekundę nie mogłem myśleć o czymś innym niż ty.- zaczął, a jego palce przeniosły się na mój policzek, lekko go pocierając. Potem zgarnęły pasmo moich włosów i zaczęły się nim bawić.
-Tak strasznie cię kocham.- wyszeptałam, wtapiając się w jego dotyk. Pozwolił mi zanurzyć twarz w zagłębienie między jego szyją a ramieniem, tak, że mogłam wdychać jego zapach.
-Wiem, kochanie. Wiesz, że po tym gdy mnie zostawiłaś, ja nigdy nie opuściłem ciebie? Przyleciałem za tobą do Stanów i miałem na ciebie oko. Zostawiłem biznes chłopakom i wziąłem dwa miesiące wolnego, żebym mógł upewnić się, że jesteś bezpieczna. No ale jak widzisz, nie byłem na tyle silny. Nie mogłem pozwolić ci odejść. Nie mogłem tego znieść. Więc się poddałem i tak oto tu jestem.
Nie miałam świadomości, że zaczęłam płakać, dopóki nie poczułam przemoczonego materiału jego koszulki przyklejającego się mi do twarzy. Odsunęłam się, żeby obejrzeć to, co zdobi jego tors, gdy zorientowałam się, że to mojego łzy go przesiąkały. 
-I wiem, że umawiałaś się z innymi kolesiami i moi ludzie dosłownie musieli mnie powstrzymywać, bo byłem bardzo blisko od zabicia kilku z nich. Może to może być pojebane dla innych ludzi, ale jestem w tobie tak bardzo zakochany i nawet nie wiem jak ci to okazać.
Próbowałam ciągnąć go za szyję, tak, żeby się pochylił i żeby nasze usta znów mogły się połączyć, ale z siłą się odsunął. Ogarnęła mnie fala odrzucenia, więc opuściłam wzrok, żeby nie zobaczył w moich oczach bólu, ale głupie z mojej strony było myślenie, że nie zauważy. 
-Nie, nie. Nie, kochanie. Chcę cię pocałować, ale wiem, że jeśli to zrobię to będę rozproszony i nie powiem tego co chciałem.- jego palce owinęły się wokół mojej brody, podnosząc moją twarz w górę, tak, że byłam zmuszona na niego spojrzeć.
-Nie wiem, jak ci to pokazać, bo nawaliłem. Wszystko spieprzyłem. Zjebałem wszystko, dając odejść jedynej osobie, która się dla mnie liczy, jedynej osobie, którą kiedykolwiek kochałem, jedynej osobie, która kiedykolwiek kochała mnie. Nie wierzę, że pozwoliłem ci wymsknąć mi się przez palce jak piasek.
Pokręciłam głową, gotowa by się z nim kłócić. Zbyt mocno się osądzał. Myślał przecież, że robi tylko to co dla mnie najlepsze. Zayn nawet nie dał mi otworzyć ust, zanim sam znów zaczął mówić. 
-Wiedziałem, że sobie nie radziłaś. Widziałem jak płaczesz więcej razy niż chciałoby mi się liczyć. Obserwowałem jak twoja rodzina próbowała przywrócić cię do normalność, ale się w sobie zamknęłaś. Twoi rodzice mają mnie za jakiegoś idiotę, który znęcał się nad ich córką, a potem ją rzucił... chyba mają racje, ale- 
-Przestań. Kocham cię, wybaczam ci. A teraz mnie pocałuj, do cholery.- przeszkodziłam mu. Oczy Zayna spotkały moje, a nasze usta się zderzyły. Przygniótł mnie do materaca, a jego ciało przejęło kontrolę. 
W końcu poczułam dotyk, za którym tak bardzo tęskniłam, dotyk, którego tak pragnęłam, dotyk, który pozwalał mi przetrwać najgorsze czasy.
Jego ręce dotykały mnie z pożądaniem. Jego palce wędrowały po moich biodrach, przez piersi aż do szyi, w dół mojego brzucha, przez moje krocze, chwyciły moje nogi i owinęły je wokół jego bioder. Było zupełnie tak, jakby nie wiedział od czego zacząć. Jakby chciał dotykać mnie wszędzie w tym samym czasie. Jakby myślał, że mu zaraz wyparuję.
Ale ja się nigdzie nie wybierałam.
Chwyciłam materiał na jego plecach i z niecierpliwością pociągnęłam go w górę. Zayn chyba zrozumiał moją niezbyt subtelną wskazówkę i szybko zdjął ze mnie ręce, żeby przeciągnąć sobie koszulkę przez głowę, zanim jego palce znów wróciły na moje ciało.
Rozkoszowałam się uczuciem jego gołej klatki piersiowej naciskającej na moją. Czułam jak mięśnie mu się napinają od tego, jak mocno mnie przy sobie trzymał.
Jego sześciopak. Jego bicepsy. Jego klata. Jego mięśnie na ramionach. Tyle rzeczy w nim mogło mnie chronić. Zayn był najsilniejszą osobą jaką znałam. Jego mięśnie otoczyły mnie w ludzkiej klatce i jeszcze nigdy przedtem nie czułam się tak bezpiecznie.
Jego biodra wpijały się w moje i jęknęłam mu w usta. Czułam, że uśmiecha się przez pocałunek, a jego palce wbiły się w moją skórę. Następną rzeczą jaka się stała było pozbycie się mojej koszulki. Jego palce powędrowały w górę i złośliwie bawiły się zapięciem mojego stanika.
Tak strasznie chciałam, żeby się go pozbył, ale mi na to nie pozwalał. Widziałam, że znacznie się powstrzymywał i nie wiedziałam dlaczego. Chciałam, żeby rzucił mnie na łóżko, rozebrał mnie i pieprzył tak mocno, że wypadło by mi z głowy, żeby kiedykolwiek znowu umówić się z innym facetem.
-Nie, kochanie.- dłoń Zayna mocno chwyciła mnie za nadgarstek, gdy sięgnęłam do zapięcia jego spodni. Spojrzałam na niego prosząco, ale pokręcił głową.
-Nie. Nie teraz.- powtórzył, ale wolnej. Słyszałam w jego głosie upartość i to, że zdania już nie zmieni, ale i tak chciałam poczuć go wewnątrz mnie.  
Ja pierdole.
-Zayn, proszę. Nie wytrzymam. Tak bardzo cię pragnę. Tak bardzo za tobą tęskniłam.-  powiedziałam płaczliwym tonem. Brzmiałam jak maruda i rozpieszczony bachor, ale wątpię, żeby zrozumiał jak bardzo chciałam, żeby się ze mną przespał.
W całym moim życiu uprawiałam seks tylko kilka razy, i większość razy nie była nawet z Zaynem. Większość z nich nic nie znaczyła. Większość z nich była gwałtem.
I musiałam o tym zapomnieć. Musiałam zapomnieć, o tym, że Zayn mnie zostawił. Musiałam zapomnieć o miesiącach, które spędziłam w bólu i męce. Potrzebowałam, żeby sprawił, że o tym wszystkim zapomnę. 
Ale z jakiegoś powodu nie chciał.
-Czemu nie chcesz mnie dotknąć? Czemu nie chcesz... się ze mną pieprzyć?- zapytałam go. Nie chciałam brzmieć na załamaną i zagubioną, ale nie mogłam się opanować.
Spojrzał na mnie ze smutkiem.
-Bardzo bym chciał, kochanie, ale twoi rodzice są w pokoju obok. I tak mnie już nienawidzą, nie chciał bym żeby przyłapali nas grzmotających się jak króliki.- zaśmiał się głęboko. Westchnęłam, bo wiedziałam, że ma rację, ale to nie znaczyło, że przeszła mi ochota na seks. 
Bo nie przeszła.
-Zamiast tego możemy się poprzytulać?- zakompromisował, przyciągając mnie do siebie jeszcze ciaśniej niż wcześniej. Owinęłam ręce wokół jego szyi i zostawiłam mu na ramieniu pocałunek.
-Nienawidzisz się przytulać.- przypomniałam mu.
Powędrowałam myślami wstecz do wszystkich tych razów, gdy chciałam żeby Zayn mnie przytulił, ale był taki niecierpliwy i nie potrafił zrozumieć, dlaczego niby powinien marnować czas na siedzeniu i trzymaniu mnie przy sobie.
-Nie mogę nienawidzić czegoś jeśli to związane z tobą.- wyszeptał. Przenieśliśmy się pod kołdrę na moim łóżku, z nagimi torsami, z wyjątkiem mojego stanika. Niedługo po tym, Zayn pozbył się swoich spodni, żeby było mu wygodniej i pomógł mi zdjąć moje.
Tylko w naszej bieliźnie trzymaliśmy się siebie ciasno. Utulił mnie do jego klaty i szeptał mi do uszu słodką nicość.
I dopiero wtedy byłam w stanie usnąć pierwszy raz bez koszmarów.
Zupełnie jakby straszny gangster potrafił odgonić ode mnie wszystko co złe, nawet moją bezsenność.
-Kochanie.- uśmiechnęłam się, gdy obudziłam się przez dźwięk porannego ochrypłego ale i delikatnego głosu Zayna.
-Kochanie, wiem, że nie śpisz.- odezwał się znowu. Moje oczy otworzyły się powoli i ogarnęły to, co mnie otaczało. Górując nade mną był najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałam. Goły Zayn uśmiechał się do mnie, aureola światła otaczała jego cudowne ciało.
-Dzień dobry.- wymamrotałam cicho.
-Dobrze, że już wstałaś. Twoja mama zrobiła śniadanie, ale nie chcę iść sam. Więc podnoś się z łóżka.- wyszczerzył się do mnie złośliwie, zanim się oddalił. Usiadłam szybko, krzywiąc się, że nie ma go ze mną w łóżku.
Mój wzrok powędrował tam gdzie stał i zakładał na siebie ciuchy z wczoraj i znowu się położyłam.
-Ej, wstawaj. Umieram z głodu.- wrócił, żeby lekko mnie trącić. Zmrużył na mnie oczy jakby był wkurzony, ale wiedziałam, że się tylko wygłupiał.
-Nie chce mi się jeść.- westchnęłam, zanurzając się w kołdrze. Zaśmiał się, nie wierząc mi i zaczął ciągnąć mnie za kostki.
-Zayn!- pisnęłam, gdy opuściło mnie ciepło koca. Zostałam powolnie ściągnięta z łóżka, ale zamiast spaść na ziemię, Zayn złapał mnie w swoje ramiona. Trzymał mnie przy swojej piersi i wpatrywał się we mnie intensywnie.
-Pójdziesz ze mną na śniadanie?
-Nie.
-Pójdziesz ze mną na śniadanie jako moja dziewczyna?- dodał po przemyśleniu, myśląc, że zmienię zdanie. Drocząc się, pokręciłam głową, przez co zmarszczył brwi w rozważaniu. 

-Pójdziesz ze mną na śniadanie jako moja narzeczona?- już miałam znowu pokręcić przecząco głową, ale wtedy mój mózg zarejestrował jego słowa. Zajęło mi minutę, żeby znaleźć słowa na odpowiedź. 
-Co?- westchnął i ostrożnie posadził mnie na łóżku.

-Dobra, wiem, że dopiero co do siebie wróciliśmy, dosłownie pare godzin temu. Wiem, że jesteśmy ze sobą dopiero rok i przez większość czasu byłaś ze mną pod przymusem. Wiem, że powinienem teraz błagać o twoje przebaczenie i starać się wszystko ci wynagrodzić. Mam tego świadomość. Alę chcę, żebyś była moja. Chcę żebyś nosiła pierścionek i chwaliła się tym twoim znajomym. Chcę oficjalnego dokumentu, mówiącego, że należysz do mnie. Chcę, żebyś została moją żoną. Chcę, żebyś za mnie wyszła.
Widziałam jak jego ciało się trzęsło. Strasznie się denerwował. Słowa utknęły mi w gardle i nie mogłam nawet wymyślić, co powiedzieć.
Serio, wyparował z tym ot tak.
Jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu próbowałam pogodzić się z tym, że już nigdy w życiu nie zobaczę miłości mojego życia, a tu proszę, stał przede mną i mi się oświadczał.
-Więc, kochanie? Wyjdziesz za mnie?



awww relationship goals *-*

piątek, 2 stycznia 2015

Chapter 50: Forever

-I wróżka powiedziała do księcia i księżniczki, że będą żyli długo i szczęśliwie. Koniec.- zamknęłam dziecięcą książeczkę i położyłam ja na podłodze obok łóżka, na którym leżałam.
-Jeszcze jedną bajkę!- moja pięcioletnia siostra Kristen zażądała. Westchnęłam i podniosłam się z łóżka.
-Najpierw spróbuj zasnąć. Przeczytam ci kolejną, jak nie uśniesz, kochanie- wyszeptałam, przyciskając usta do jej czoła. 

-Kochanie?- zapytała, przechylając w bok blond główkę. Udawałam, że moje policzki nie stawały się czerwone i tylko potaknęłam głową.
-Tak, przepraszam. Musiałam podłapać to w Londynie.- wzruszyłam ramionami, nie chcąc robić z tego wielkiego halo. 
-Gdy będę duża, tak jak ty, też chcę tam wyjechać!- oznajmiła.
-Nie. Nigdzie cię nie puszczę.- warknęłam od razu, brzmiąc ostrzej niż zamierzałam.
-Czemu?
Bo nie chcę, żebyś miała do czynienia z gangami ulicznymi, tylko po to, żeby zakochać się w liderze jednego z nich, który prędzej czy później i tak cię zostawi po tym, gdy jego wróg porwie cię i zgwałci.
-Bo wtedy byłabyś z dala ode mnie.- uśmiechnęłam się do niej smutno i zgasiłam lampkę nocną w jej różowym aż do porzygania pokoju.

Zeszłam na dół i walnęłam się na kanapę obok Davida, który miał naszego ośmioletniego brata Frankiego na kolanach.
-A ty czasami nie powinnaś przygotowywać się na randkę?- zapytał, gdy ściszył mecz baseballu. Mój tata wydał na to pomruk niezadowolenia, ale nie robił z tego zbytniej afery.
Randka z Willem nie była taka zła, ale dobra też nie była. Nie uderzał do mnie, nawet próbując nawiązać cywilizowaną rozmowę nie udało mu się pozbyć tej niezręczności wiszącej w powietrzu.
W dwa tygodnie od tamtej pory, byłam też na trzech innych randkach. Z Derekiem, Isaakiem and Joshuą. Każdy z nich był fajny, ale żadnemu się nie otworzyłam.
W sumie to dość zabawne, David zawsze miał w zwyczaju grozić chłopakom, których przyprowadzałam ze sobą do domu jeszcze w liceum. Kiedyś strasznie się przez to złościłam, ale przez te parę tygodni robił zupełnie na odwrót. Umawiał mnie dosłownie z każdym jego znajomym. Wszystko, żebym tylko zapomniała o Zaynie.
A jak się okazywało, przez to też się złościłam.
-Nie chcę nigdzie iść.- jęknęłam jak małe dziecko. 

-To już ostatni w tym tygodniu, obiecuję.- wybłagiwał. Wiedziałam, że chciał tylko, żeby mi się poprawiło, ale to całe randkowanie to nie był na to sposób. Jeśli miało by mi się polepszyć, to tylko z biegiem czasu. Zmuszanie mnie do umawiania się z facetami tego nie załatwi. 
-Nawet nie wiem jak ten gościu się nazywa.- w końcu zgodziłam się niechętnie.
-Ricky.
-Ricky?- zakpiłam- ale idiotyczne imię. David trącił mnie łokciem i posłał ostrzegawcze spojrzenie. Przewróciłam tylko oczami. 
-Nie trudź się Dave, on śpi.- wskazałam na śpiącego chłopca. Davidowi włączył się tryb starszego brata, gdy zakrył młodemu uszy przed moim paskudnym słownictwem, z którego najwyraźniej byłam znana.
-A poza tym, idiotyczny to nie jest przekleństwo.
-Wolałabym raczej, żeby moje dzieci nie używały takich słów, kochanie.- wciął się damski głos. Przekręciłam głowę tak szybko, że pewnie mnie to zabolało, ale byłam w tym momencie zbyt rozproszona.
Wiedziałam, że to nie był on.
On nigdy tak tego nie wymawiał.
Ten głos był zbyt damski jak na niego.
On miał taki głęboki głos i ostry akcent.
Ona brzmiała zbyt przyjemnie i radośnie.
Wiedziałam, że to była tylko moja mama.
Ale część mnie i tak miała nadzieję.
-Jak ty mnie nazwałaś?- wyszeptałam cicho. Mama, tata i nawet mój brat wyczuli tę nagłą zmianę w moim głosie. Sama nawet ją usłyszałam. Brzmiałam na załamaną.
-Kochanie? Zawsze tak do ciebie mówiłam.- powiedziała zmartwiona. Zamknęłam szczelnie oczy i starałam się wszystkich zablokować. Próbowałam zablokować jego.
Kochanie.

Kochanie.
Kochanie.
-No to mnie tak nie nazywaj.- warknęłam. Usłyszałam, że się przemieszczali i nie byłam zdziwiona, gdy poczułam, że mama kładzie mi dłoń na ramieniu. 
-Przepraszam, skarbie. Myślałam-
-Po prostu już nigdy więcej mnie tak nie nazywaj! Dobra?!- wykrzyczałam, podnosząc się z siedzenia. Przejechałam wzrokiem po zszokowanych i zranionych wyrazach twarzy mojej rodziny i od razu ogarnęło mnie poczucie winy. Usta mojej mamy były wykrzywione w lękliwym niezadowoleniu i widziałam, że naprawdę była przejęta.
-Przepraszam. On tak do mnie mówił... przepraszam.- wymamrotałam cicho, mając nadzieję, że to wystarczy jako wyjaśnienie. Mama wymieniła z tatą porozumiewawcze spojrzenia i wiedziałam, że od razu mi wybaczyli.
-Hannah!- niezręczny moment został przerwany przez najmłodszego członka Olsonów dochodzącego z piętra. Spojrzałam po wszystkich, westchnęłam i skierowałam się na górę. Gdy tylko weszłam do pokoju małej dziewczynki, ktoś zadzwonił do drzwi.
I dobrze. Mogłam się tu schować na chwilę, więc spędzę z tym chłopakiem mniej czasu na randce. Bez trudu podniosłam Kristen i zaniosłam ją na szczyt schodów. Usiadłam z nią na kolanach i oparłam głowę o ścianę, dzięki której nikt nas nie widział. 
-Co ty na to, zamiast kolejnej bajki, poszpiegujemy trochę moją randkę?- szepnęłam do niej, wyglądając zza ściany i żeby zobaczyć koniec schodów.
-Tak!-  Kristen potaknęła entuzjastycznie.
-Witaj! Ricky, prawda?- moja mama przywitała go radośnie. Nie nawet mogłam dojrzeć twarzy tego chłopaka. Jedyną rzecz, którą widziałam z miejsca, w którym siedziałam to jego buty.
-Widzisz go, Krissy?
-No.- wychylała się ze schodów, stąd gdzie trzymałam ją na kolanach. Dałam jej wychylić się tyle, ile mogła, tak długo na ile wciąż mocno ją trzymałam.
-Przystojny chociaż?- zapytałam.
-No.- przewróciłam oczami. Tylko moja siostra mogła odpowiadać najkrócej jak się dało.
-Ricky? Nie, nie jestem Ricky. Czy pan i pani to Olsonowie?
Całe ciało mi zesztywniało. Od razu z powrotem przyciągnęłam do siebie siostrę i próbowałam opanować mój nierówny oddech. Nie, to się nie działo. Tak dobrze mi szło... Jakim cudem miałam halucynacje?
-Tak, to my. Wybacz młody człowieku, ale kim ty jesteś?- odezwał się mój tata. 
Zamknęłam oczy i lekko ścisnęłam Kristen. Poczułam, jak jej małe rączki sięgają mi do głowy, żeby kojąco ją poklepać, prawie jakby wiedziała, że coś ze mną nie tak.
-Jestem kolegą waszej córki. Jest Hannah w domu? Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie. Moje ciało trzęsło się z radości i strachu jednocześnie. Z radości, że wciąż pamiętałam jego głos i to jak moje imię brzmiało delikatnie z jego akcentem. Ze strachu, bo moje halucynacje mogły być takie przekonywujące. Takie... realistyczne. 
-Jak wygląda?- zapytałam siostrę. Jej duże niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, zanim pochyliła się szybko ze schodów, żeby spojrzeć jeszcze raz. 
-Ma czarne włosy. I jest opalony. I ktoś pomalował mu ręce mazakami. I jest wysoki. Większy od mamusi i od tatusia i nawet od Davida.- jej mała rączka zacisnęła się wokół mojej.
-I?
-I ma ładne oczy i białe ząbki. I ma nos. I ma czarną kurtkę.
-Tak, mam ją zawołać? Proszę, nie. To się nie działo naprawdę. Łzy zapiekły mnie w oczy, gdy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie mogłam sobie przecież tego wyobrażać. Modliłam się, żeby to co się działo na dole było prawdziwe, żeby on tu był. Ale i tak wiedziałam, że będę musiała zmierzyć się z rozczarowaniem.
-Tak. Niech jej pani powie, że Zayn Malik do niej przyszedł. I gdy usłyszałam jego imię, serce dosłownie mi stanęło. Puściłam Kristen, która od razu zeskoczyła mi z kolan, żeby przytulić mnie od tyłu.
-Nie! Ona nie jest gotowa, żeby cię w ogóle widzieć. Jest załamana. Nawet nie zaczęło się jej poprawiać!- ej! Myślałam, że dobrze mi idzie... 
-David, idź po siostrę.- mama naciskała.
-I?- poprosiłam Kristen, żeby powiedziała mi coś jeszcze. Potrzebowałam jakiegokolwiek potwierdzenia, że...że on rzeczywiście tu był, czekając przy drzwiach wejściowych.
-I wygląda na groźnego i wrednego, ale smutnego i w ogóle.- wyszeptała. To mi wystarczyło.  

Podniosłam się i pomknęłam na samą górę schodów, żeby spojrzeć w dół. Musiałam cofnąć się do ostatniego schodu, żeby móc zobaczyć cokolwiek na dole.
-Nie mogę. Nie pozwolę temu kretynowi tak tu wparować i zepsuć postępy, które z nią zrobiłem. Nie pozwolę mu znów jej skrzyw- i wtedy usłyszeli mnie na schodach.
Z Kristen tuż za mną, spojrzałam na nich wszystkich stąd gdzie stałam. Wszystkie cztery głowy powędrowały w moim kierunku, a moje łzy ulgi zastąpiły łzy rozczarowania.
Nie byłabym w stanie sobie tego wyobrazić, prawda?
-Zayn?- wyskrzeczałam, schodząc kilka stopni w dół. Zrobił krok do przodu, tak, że stał na samym dole schodów, niecałe dwa metry ode mnie. Wyglądał tak... tak.. tak prawdziwie.
-Kochanie? Kochanie, to ja. To ja.- wyszeptał.
Wyglądał inaczej niż wcześniej. Nie miał włosów postawionych na żel jak zwykle. Były matowe i oklapnięte, ale i tak były postawione w coś na rodzaj grzywki. Na szczęce miał zarost. Jego przeważnie gładka skórzana kurtka była pognieciona i podwinięta w rękawach, ukazując kolekcję tatuaży. Miał rozwiązane sznurówki, a spodnie zwisały mu nisko na biodrach.
-Zayn!- wydyszałam entuzjastycznie, gdy dosłownie skoczyłam, tak- skoczyłam z mojego miejsca na schodach mu w ramiona. Powaliłam go na ziemię, ale wylądował na plecach nie wydając z siebie żadnych dźwięków z bólu. Jego ramiona owinęły się wokół mnie ciasno i obrócił nas tak, że byliśmy jedną wielką kupą złączonych kończyn na podłodze przedsionka u podnóży schodów.
Chyba nawet Frankie obudził się od całego tego hałasu, więc cała moja rodzina obserwowała nasze ponowne spotkanie.
Podniósł mnie z ziemi i pomógł wstać na nogi nie przerywając nawet naszego uścisku. Byliśmy wtedy złączeni se sobą na stałe i wiedziałam, że już nigdy nie pozwolę mu odejść. Miałam ręce owinięte wokół jego torsu, a jego były wokół mojej talii i szyi. Głowę miałam przyciśniętą do jego piersi i moczyłam mu koszulkę łzami z mojego cichego płaczu.
Poczułam, że całuje mnie w czubek głowy i zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
On naprawdę tu był.
Naprawdę mnie przytulał.
W jakiś sposób, te osiem tygodni w rozłące były gorsze od półtora dnia, które byłam z Jayem. A przecież byłam z nim o wiele krócej. Jay skrzywdził mnie cieleśnie, ale byłam na tyle silna, by to znieść. I przynajmniej wiedziałam, że Zayn po mnie przyjdzie.
Te osiem tygodni były najdłuższymi w całym moim życiu. Nie mogłam znieść tego emocjonalnego zamieszania, które Zayn u mnie wywołał. A najgorszym w tym wszystkim było, że nie sądziłam, że Zayn po mnie wróci. Myślałam, że to już koniec. I to bolało najbardziej. To przez to wszystko było takie bolesne. 
-Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.- zapłakałam mu w pierś.
-Wiem, kochanie. Tak bardzo cię przepraszam.- wyszeptał.
-Nie wiedziałam, że po mnie wrócisz.- mocno trzymałam się jego koszulki. Już nigdy go nie puszczę. Już nigdy nie pozwolę, żeby znowu ode mnie odszedł.
-Wiem, kochanie.- uciszył mnie. Czułam na nas spojrzenia całej mojej rodziny, ale mnie to nie obchodziło. Jedyne co się liczyło, to to, że po mnie wrócił.
I już nigdy nie pozwolę na to, żeby znowu mnie zostawił.