czwartek, 30 stycznia 2014

Chapter 41: Threat

Zapłaciłam tak szybko, jak tylko mogłam, chociaż kasjerka miała żółwie tempo, a jej duże, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie ze strachem. Pomimo tego, że byłam nie w humorze i chciałam się na nią wydrzeć za ślimaczenie się, ale pomyślałam, że i tak jest już przestraszona, więc tylko posłałam jej przyjazny uśmiech.
Spojrzałam przez ramię, tam gdzie myślałam, że stał Zayn, ale natrafiłam na pustą przestrzeń. Wróciłam wzrokiem na dziewczynę i zrozumiałam, że to mnie się obawiała. Niby czemu? 
Przez Zayna Malika.
Myślała pewnie, że jeśli nawali to pójdę i na nią nakabluję. Aż lekko przekręciło mi się w żołądku i czułam wiercenie w sercu. Ostatnią rzeczą, jaka mi była potrzebna to, żeby ludzi się mnie bali.
No to gdzie wtedy był Zayn?
Wyciągnęłam kartkę kredytową i zapłaciłam za zakupy. Pchając wózek na zewnątrz sklepu, rozglądałam się za moim chłopakiem, ale zamiast znalezienia jego, wpadłam tylko w kontakt wzrokowy z jego matką. Przytaknęłam do niej pocieszająco, obiecując, że porozmawiam z jej synem, zanim skierowałam się tam, gdzie zaparkowaliśmy. 
-Zaczekaj! Hannah!- usłyszałam moje imię i się odwróciłam. Matka Zayna podbiegła do mnie z jej córką tuż za nią. 
-Nie chciałam wścibiać nosa w nie swoje sprawy, kochanie. Wiem, że dość szkód już narobiłam, ale  chciałam upewnić się, że wszystko w porządku.- spojrzała na mnie z czystą troską, trochę podobnie do tego, jak moja mama patrzyła na mnie za czasów, gdy byłam jeszcze w liceum.
-Oczywiście, że wszystko dobrze.- wymusiłam sztuczny uśmiech. Pokręciła głową i spojrzała w dół na dziesięciolatkę, która stała trzymając się jej bluzki.
-To znaczy, on wyglądał jakby naprawdę się zdenerwował i... słyszałam o nim co nieco i obawiam się, że...- wróciła wzrokiem na jej córkę i ostrożnie scenzurowała przed nią swoje słowa -że zrobi coś, czego będzie żałował.
Przygryzłam wargę. Cholera, o tym nie pomyślałam. Zayn ma tendencje do zachowywania się gwałtownie, gdy jest wkurzony, ale za często to on tego nie żałuje. Oczywiście, że odkąd mieszkam z nim pod jednym dachem to ja zawszę jestem workiem treningowym na jego napady złości.

-Nie boję się go.- skłamałam. Wiedziałam, że mama Zayna mi nie uwierzyła, ale nie drążyła już tematu w obecności Safy. Pomachałam im lekko i obróciłam się na pięcie.
Zatrzymałam się tuż przy samochodzie, który był zamknięty, więc zgadywałam, że utknęłam tu dopóki nie pojawi się Zayn.

Łapiąc ślad charakterystycznego zapachu, rozejrzałam się wokoło dopóki moje oczy nie spoczęły na chmurze dymu pochodzącego zza rogu sklepu. Stwierdzając zostawienie wózka wypełnionego zakupami przy samochodzie Zayna (który miał napisane MALIK na tablicy rejestracyjnej) za bezpieczne, powędrowałam za dymem papierosowym, kierując się przeczuciem.
-Wiesz, co sądzę o paleniu.- powiedziałam łagodnie. Jego ciemne oczy momentalnie na mnie spoczęły, ale nawet nie kłopotał się z wyrzuceniem zapalonego papierosa z pomiędzy jego palców.

-A ty, do cholery, wiesz co sądzę o mojej matce, ale to nie powstrzymało cię przed przed wtrącaniem się.- odpowiedział głosem chrapliwszym i niższym niż zazwyczaj. 
-Nie chciałam zrobić ci na złość, po prostu było mi jej szkoda.- Zayn prychnął na moje słowa i wyrzucił filtr fajki na beton, miażdżąc go czubkiem buta.
-Dobrze wiedziałaś, co robisz, kochanie.- poszedł sobie, zostawiając mnie stojącą w pozostałościach dymu. Westchnęłam poirytowana i poszłam jego śladami.
-Zayn.- zawołałam. Gdy już go dogoniłam, załadowywał bagażnik siatkami z zakupami. Odepchnął z siłą wózek od samochodu, nie kłopocząc się z odprowadzeniem go na jego miejsce.
Jego wzrok napotkał mój i zobaczyłam, że rzeczywiście wyglądał na zranionego, ale ból w jego oczach został szybko zamaskowany. Zawsze to robi- tłumi w sobie pewne sprawy, póki nie jest ich już w stanie kontrolować i wtedy obrywam ja.
Nie tym razem.

-Zayn!- podniosłam głos, by upewnić się, że wiedział, że byłam w tym momencie całkowicie poważna. Jego wzrok znów napotkał mój, a jego szczęki się zacisnęły.
-Co? Czego ty ode mnie chcesz, kochanie? Czego ty ode mnie możesz teraz chcieć?!- od razu zaczął na mnie krzyczeć na oczach ludzi, który wchodzili i wychodzili ze sklepu, ale ich ignorował. Udawali, że się nam nie przyglądają, ale widziałam obserwujące mnie, ostrożne oczy.
-Chcę tylko o tym z tobą pogadać, proszę.- błagałam. To jakby coś w nim zaskoczyło i go uruchomiło. Zanim mogłam w ogóle zareagować, jego pięść się zwinęła i uderzyła w bok jego samochodu. Jęknęłam cicho i zakryłam sobie w szoku usta. 

Kierował swoją przemoc na coś obok mnie. 
-Niech to!- krzyknął prychająco. Chciałam podejść i go przytulić, albo chociaż pocieszająco poklepać go po ramieniu, ale zbyt bardzo się bałam. Zostałam tam gdzie stałam i starałam się zostać poza jego zasięgiem. 

-Nie mogę, kurwa, o tym gadać! Wiesz to!- znów krzyknął, kopiąc mocno w oponę. Patrzyłam jak uderza w samochód jeszcze dwa albo trzy razy, upuszczając całą jego furię i ból na kawał drogiego metalu. Po jednej stronie zaczęły formować się wgniecenia, a jemu zaczęły krwawić knykcie.
Czułam się samolubnie, przez to, że nie próbowałam go nawet powstrzymać. Tylko robił sobie krzywdę, wyżywając się na samochodzie, ale nie mogłam już dłużej stawać się celem jego bolesnej pięści.
W końcu się do mnie odwrócił, z czarnymi oczami, tak jak zwykle, gdy jest w takich nastrojach. Skanowałam jego sylwetkę w górę i dół, odnajdując uszkodzone tylko knykcie. Wszystko inne wydawało się być nienaruszone. Oddychał ciężko i wciąż miał zaciśnięte pięści, ale chyba najgorszę było już za nami.
Dzięki Bogu.
-Przepraszam.- wyszeptałam.
-Nic się nie stało.- odszeptał, pomiędzy topornymi oddechami. Spojrzałam w dół na moje dłonie i znów otworzyłam moją niewyparzoną jadaczkę, będąc idiotką jak zawsze.
-Myślę, że powinieneś wybaczyć swojej matce.
Co ja sobie myślałam? Bóg jeden wie... Zayn wpatrywał się we mnie przez chwilę z niedowierzaniem, zanim parsknął.
-Tak naprawdę tak nie myślisz, kochanie, więc tym razem ci odpuszczę.
-Myślę tak- broniłam się -Myślę, że byłoby ci lepiej, jeśli coś byś z tym zrobił.- twardo stałam przy swoim, czując się pewniejszą siebie, gdy miał już szansę pobić swój pojazd, a nie swoją dziewczynę. 
-Hannah, jaja sobie, kurwa, w tym momencie ze mnie robisz. Ta suka zostawiła mnie samego z alkoholikiem, gdy byłem dzieckiem! Pieprzonym dzieciakiem! Nie usłyszałam od niej jednego słowa.- wytknął w moją stronę palec, jego ciało znów zaczęło dygotać. 
-Ludzie popełniają błędy, Zayn. Sam coś o tym wiesz.-wymamrotałam łagodnie, zniżając głos w nadziei, że zrobi to samo.
-Zostawiła mnie z nim! Nawet, kurwa, nie masz pojęcia, jak mnie tym skrzywdziła!
-Ty też krzywdzisz ludzi, Zayn. Jeśli dałbyś jej szansę, mógłbyś-
-Nigdy nie skrzywdziłem dziecka. Nigdy. Wszyscy ludzie, których skrzywdziłem nie byli bez winy.  A ja byłem wtedy niewinny. Byłem pieprzonym jedenastolatkiem. Nie zrobiłem nic złego, a ona mnie zostawiła.
-Ja byłam niewinna i mnie skrzywdziłeś.- spojrzał na mnie śmiertelnie poważnie i pokręcił głową.
-To było coś innego, kochanie. Moja matka… ona….- nie mógł nawet przyjść z odpowiedzią. Koła w jego głowie się obracały, ale nie był w stanie się bronić. Wiedział, że to co zrobił on było o wiele gorsze od tego co zrobiła jego matka.
-To przez nią taki jestem.
-Wiem, skarbie. Wiem.- wyszeptałam. Pocierałam go pocieszająco po ramionach, ale nie robiłam nic więcej. Westchnął i obserwowałam jak jego pięści zaciskają się i rozluźniają od nowa i od nowa dopóki jego ciało nie przestało dygotać.
Gdy się uspokoił, pozwoliłam sobie być przy nim coraz bliżej i bliżej, odważnie owijając ramiona wokół jego torsu i zanurzając twarz w jego piersi. Jego ręce w końcu rozłożyły się na moich plecach, pocierając je, tak jakbym to ja musiała się uspokoić.
-Możemy wrócić do domu?- zapytałam cicho przy jego piersi. Wzięłam delikatny pocałunek złożony na czubku mojej głowy jako potwierdzenie i się od niego oderwałam. Miałam problemy z otworzeniem drzwiczek od strony pasażera, bo czyjaś pięść wgniotła zatrzask, więc musiałam wejść od strony kierowcy.   

Never back down, never give up, never gonna leave, so put your hands up.- śpiewałam razem z radiem podczas drogi do domu. Zayn i ja siedzieliśmy w komfortowej ciszy; jednym dźwiękiem było ciche radio i moje okropne śpiewanie. Chyba Zayn czuł się skruszony, że go poniosło, bo pozwolił mi słuchać lekkiego radia zamiast R&B czy rocka, które przeważnie puszczał. 
Z jedną dłonią na kierownicy, a z drugą na moim udzie, tuż nad kolanem, sprawy z Zaynem znów wydawały się w porządku. Ale gdy podjechaliśmy pod jego dom, obojgu nam zrzedły miny.
Stało tam One Direction, czekając na nas. Cała czwórka.
-Zostań w samochodzie.- Zayn mi rozkazał głosem przyjmującym autorytatywny charakter. Przytaknęłam, wiedząc, że lepiej z nim nie zadzierać. Coś było na rzeczy, to mogłam powiedzieć. Niall i Louis smutno kręcili głowami, gdy Zayn do nich dołączył, podczas gdy Liam i Harry stali jacyś tacy napięci, najwyraźniej próbując opanować złość.
Nie byli zbyt oddaleni od samochodu, więc mogłam usłyszeć przytłumione rozmowy, ale nie mogłam rozgryźć o czym mówili. Wszystko co wiedziałam, to że coś się stało i byli wkurwieni.
Posłałam mu lekki uśmiech, gdy Zayn na mnie spojrzał, ale go nie odwzajemnił. Z powrotem odwrócił się do swoich przyjaciół, zanim wszyscy oprócz Liama podeszli do samochodu.
-Lou, Haz and Niall pomogą ci wnieść do środka zakupy, a ja pogadam z Liamem, okej?- Zayn zapytał mnie, otwierając drzwiczki od strony kierowcy i pomagając mi wysiąść. Przytaknęłam, dobrze wiedząc, aby nie wszczynać kłótni. Pocałował mnie w policzek i popchnął w kierunku trzech chłopaków, którzy rozładowali już samochód.
Szłam za nimi do środka, patrząc za siebie, widząc Liama i Zayna znikających za rogiem.
Jazda windą była niezręczna. Louis, Harry i Niall wymieniali pomiędzy sobą spojrzenia, komunikując się bezgłośnie i zostawiając mnie poza rozmową. Zanieśli torby z jedzeniem do naszej kuchni i zaczęli je rozpakowywać, dobrze znając mieszkanie Zayna i wiedząc, gdzie wszystko powinno trafić.
-Z Zaynem wszystko w porządku, prawda?- zapytałam łagodnie Louisego. Ze wszystkich przyjaciół Zayna lubiłam go najbardziej. El go kochała, a to coś dla mnie znaczyło.
Harry się obrócił i zaśmiał się parsklwie. Ze wszystkich przyjaciół Zayna go lubiłam najmniej. Z oczywistych powodów.
-Co cię tak bawi, lokowaty zjebie?- warknęłam na niego.
-Uważaj, jak się do mnie odzywasz, Hannah.- ostrzegł, zanim otworzył jedną z paczek chipsów i wrzucił sobie kilka do ust. Niall zostawił to co robił, żeby też wziąć garść.
-Nie musisz się o niego martwić. Zayn nie robi niczego niebezpiecznego, musiał pogadać tylko z Liamem.- pocieszył mnie Louis.
-Więc czemu wszyscy tu przyszliście?- naciskałam, cholernie dobrze wiedząc, że to musi być jakaś skrajny moment, gdy całe One Direction zjawia się w mieszkaniu Zayna. Niall i Louis wymieniali nerwowe spojrzenia, podczas gdy Harry czytał etykietę wartości odżywczych na Tostitos, które jadł. 
-Jedna porcja ma pieprzone 120 kalorii! To z jakieś 30 chipsów! No nieźle.- uśmiechnął się chłopięco i wziął kolejną garść. Zignorowałam go i bacznie obserwowałam Nialla i Louisego, czekając, by któryś z nich mnie oświecił.
-Chcieliśmy odwiedzić naszą ulubioną paskudę.- Niall zwrócił się do mnie, a jego policzki przybrały odcień jasnego różu. Nawet powszechnie znanemu gangsterowi przytrafia się takie coś, gdy kłamie.
-Niezła próba, Horan.
-Weź się zachowuj. Zayn zaraz wróci i to jego możesz irytować pytaniami.- błagał mnie Louis. Westchnęłam ze smutkiem, wiedząc, że Zayn i tak mi nic nie powie.
-A powiesz Eleanor?- jego oczy od razu napotkały na moje i dostałam groźne spojrzenie.
-To co innego.
-Niby dlaczego?
-Nie jesteś moją dziewczyną. Muszę szanować związek Zayna tak samo jak on szanuje mój. Daj sobie spokój, Hannah.-powiedział urywanymi słowami, wyraźnie na mnie wkurwiony. No cóż, złoszczący się, niebezpieczni członkowie gangu to ostatnimi czasy moje klimaty, więc byłam do tego przyzwyczajona.
-Mam prawo wiedzieć czy powinnam martwić się o bezpieczeństwo mojego chłopaka czy nie.- odpaliłam, dorównując oziębłości w jego głosie. Nie będę się pierdzielić.
Oczywiście moja odpowiedź spotkał stłumiony śmiech Harrego. Odwróciłam się do niego i wpatrywałam się w niego przez zmrużone oczy. Jego wzrok połączył się z moim i użerając się, pomachał mi.
-Co jest takie, kurwa, zabawne?!- krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze.
-Nic, laleczko. Tylko to, że gdyby Zayn o tym wiedział, to by się wkurzył.- Harry wzruszył ramionami, posyłając porozumiewawczy uśmiech Niallowi, który pokręcił głową w stronę jego kręconowłosego przyjaciela. 

-O czym wiedział?
-O tym, że się o niego martwisz. To on zajmuje się tobą i nie chce, żebyś się o niego niepokoiła ani nic. On martwi się o ciebie, ale bez vice versa.- chciałam odpowiedzieć mu, że się mylą, że trzeba się zajmować Zaynem tak samo jak każdym innym, ale zanim mi się to udało, dwie pary ciężkich butów rozniosły po mieszkaniu echo.
Od razu wybiegłam z kuchni, chłopaki zaraz za mną i rzuciłam się na Zayna. Natychmiast mnie załapał i trzymał mnie przy swoim ciele. Wdychałam jego męski zapach i wtargnął mi do nosa mocny zapach papierosów.
-Martwiłam się o ciebie.- wyszeptałam mu do ucha, chociaż wiedziałam, że zareaguje tak jak mówił Harry. 
-Nie waż się, kurwa, o mnie martwić.- warknął w odpowiedzi, ściskając mnie mocniej do jego umięśnionej sylwetki. Nie odpowiedziałam i zamiast tego schowałam twarz z dala od wszystkich przy jego piersi. Czułam drganie jego szyi, gdy wypowiadał słowa skierowane do jego przyjaciół. 
-Liam wie jaki wprowadzić plan nadzoru. Zadzwońcie do reszty i powiedzcie im, żeby tu przyjechali. Tak będzie najbezpieczniej.- rozkazał im Zayn. Liam i Louis ruszyli szybko z mieszkania, gdy Niall i Harry zatrzymali się, żeby pogadać po cichu sam na sam, zanim też zniknęli mi z widoku.

Odsunęłam się wystarczająco, by zobaczyć rozszalałe spojrzenie Zayna.
-Zayn, co się dzieje?- zapytałam cicho, troska wyryta była wyraźnie w moim wyrazie twarzy. 
-Nic, kochanie. Wszystko w porządku.- wyszeptał, przyciągając moja głowę z powrotem do jego piersi.
-Nie pozwolę, żeby cię dopadli.- mruknął do siebie słowa, które nie były przeznaczone dla moich uszu. 


~~
hej misie!
siedziałam nad tym rozdziałem jakieś 9 godzin, padam na twarz... ale chciałam dodać go dzisiaj, bo mija 8 miesięcy od założenia tego bloga, a licznik pokazuje 300.000 w co nie mogę uwierzyć. jeju, jesteście niesamowici ♥♥♥ :')
chociaż coś się w końcu zaczyna dziać w tym opowiadaniu. czyli jeszcze lepiej, bo chciałabym je skończyć do końca marca, nie wiem czy dam radę, no ale zobaczymy ;) 
co tam u was? kiedy macie ferie? bo mi się właśnie kończą i rozpaczam haha
do następnego <3

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Chapter 40: Reconnection

-Nie rozumiem o co w tym chodzi.- mruknęłam, marszcząc brwi i starając skupić się bardziej. Zayn jęknął w frustracji i podniósł małą broszurkę.
-Próbowałem ci to wyjaśnić, po prostu to przeczytaj, może jakoś pomoże.- cisnął ulotkę w moją stronę i pochylił się na krześle do tyłu i poirytowany patrzał wszędzie tylko nie na mnie.
-Czytałam to, Zayn!- rzuciłam kartkę z powrotem do niego i wstałam z krzesła. Przewrócił na mnie oczami i zaczął zbierać małe elementy porozrzucane na stole.
-Wiesz co? Zrozumiesz to lepiej, gdy już zagrasz. To ciężkie co zrobienia tylko we dwójkę, więc może gdy znów przyjdą chłopaki to pomogą mi cię uczyć.- zdecydował, całkowicie rezygnując z jego prób nauczania.
-Nie wiem czemu w ogóle muszę uczyć się grania w tę grę, wydaje się głupia.- czułam się obrażona, że gra planszowa była w stanie mnie pobić, więc nie mogłam się powstrzymać przez pozwoleniem złości i zażenowaniu zawładnąć moim zachowaniem. Zayn zapakował grę i położył ulotkę z instrukcję na sama górę, żeby mieć do niej lepszy dostęp w przyszłości.
-Nie jest głupia. Jest przy tym dużo zabawy, jeśli rzeczywiście wiesz jak grać, kochanie- warknął. Cierpliwość Zayna ma swoje granice, więc można było powiedzieć, że byliśmy na granicy kłótni o głupią grę planszową.
-To jest głupia gra. Nigdy przedtem o niej nie słyszałam, więc pewnie jakiś Brytyjczyk ją wymyślił.- upierałam się, nie chcąc być druga w jakiejś pieprzonej grze.
-Hannah. Stany Zjednoczone na pewno mają Ryzyko, po prostu nigdy o tym nie słyszałaś, ale to zdecydowanie internacjonalna gra.- odpowiedział, popychając pudełko z powrotem na jego miejsce, wśród innych trzech gier, które Zayn miał w swoim domu; zestaw Pokera, szachy, Ryzyko i Mastermind były jedynymi grami, które miał i jedynymi czterema grami, w które nie umiałam grać.
Stwierdziliśmy, że zostaniemy w domu, żeby podszkolić trochę moje zdolności w grach planszowych. Najwidoczniej Zayn czuł się winny, że byłam taka obolała, więc postanowił, że najlepiej będzie żebyśmy odpoczęli.
-Mam się w ogóle kłopotać próbując nauczyć cię pozostałych trzech gier czy to też spieprzysz?- wędrował wzrokiem pomiędzy mną a grami.
-Znam coś innego, co wolałabym pieprzyć.- uśmiechnęłam się do niego, mając nadzieję rozchmurzyć rozmowę. Znów jęknął.
-Kochanie, jeśli będziesz mnie kusić, nie będę w stanie się kontrolować, ale nie chcę znowu cię skrzywdzić.- powiedział powolnie, jakby wyjaśniał to jakiemuś małemu dziecku. Pokręciłam w jego stronę głową i podeszłam niemal jak kaczka, tak, jak kaczka do lodówki.
-A może ochłoniemy i zrobię nam obiad?- zaproponowałam. Zaczęłam przeszukiwać szafki, ale moja uwagę przyciągnęło z powrotem do Zayna, gdy jego śmiech rozchodził się echem po małej przestrzeni.
-Z czego tak ryjesz?- warknęłam, dobrze wiedząc jaka będzie jego odpowiedź. Za każdym razem, gdy próbowałam to się ze mnie śmiał.
-Chcesz zrobić obiad? Proszę cię. Oczywiście... nigdy nie przegapiłby okazji do nabijania się z moich zdolności albo ich braku w kuchni.
-Dla twojej informacji to umiem zrobić niezłe kanapki, dziękuję ci bardzo.- moja uwaga powróciła do szukania potrzebnych rzeczy, ale jego szafki wydawały się puste. Otworzyłam lodówkę i znalazłam to samo- brak jedzenia.
-Gdzie się podziało jedzenie? Przysięgam, że tu było, jak ostatni raz sprawdzałam.- zwróciłam się do Zayna, który przecierał sobie oczy po śmianiu się. 
-Wszystko zjedliśmy, głupolu.- powstrzymałam się przed jakąś mądrą uwagą i tylko przewróciłam oczami.
-Kiedy ostatni raz byłeś na zakupach?
-W sumie to nigdy, Eleanor zawsze je za nas robi, ale jej to nie przeszkadza.- wzruszył ramionami. Gapiłam się na niego zszokowana. Jak ktoś mieszkający na swoim nigdy nie chodzi na zakupy?

-Już wiem dokąd dziś pójdziemy.- stwierdziłam.
-Niby gdzie, na zakupy? Kochanie, możesz sobie wyobrazić szok biednych mieszkańców, gdy natkną się na Zayna Malika na dziale z pieczywem?- parsknął. -Zadzwonię do El.
-Nie, już postanowiłam i potrafię być bardzo natrętna, więc przestań się kłócić. Poszłam do naszej sypialni, żeby się przebrać, a on szedł tuż za mną i stanął we framudze drzwi, obserwując, jak zamieniam dresy na parę jeansów i sweter. Mogłam czuć się jak gówno, ale wychodziliśmy na zewnątrz, to chciałam przynajmniej wyglądać dobrze. Powędrowałam do łazienki, żeby się pomalować, gdy znów za mną poszedł i znów stanął w drzwiach.
-Wiesz jakie to będzie żenujące, gdy ktoś zobaczy mnie w sklepie?- próbował ponownie.
-Nie, nie wiem, a ty jakoś sobie poradzisz.- nałożyłam korektor na pozostałe siniaki na twarzy.
-Kochanie, i tak nie najlepiej się czujesz, nie zmuszajmy cię.- próbował innego podejścia. Odwróciłam się do niego i posłałam mu intensywne spojrzenie zanim zamrugałam rzęsami przy szczoteczce od tuszu.

-Zayn, przedtem zostawiałeś mnie już w gorszym stanie. Wszystko ze mną w porządku, więc idziemy.- jęknął, najwyraźniej akceptując to, że tym razem mu się nie upiecze i poszedł się przebrać.
Zawsze dziwiło mnie jak mało wysiłku wkładał w to, żeby wyglądać tak świetnie. Zwykłe czarne jeansy, biała koszulka i skórzana, czarna kurtka przemieniały Zayna z modela w boga. Wziął w dłonie trochę żelu i przebiegł nimi przez włosy, żeby uzyskać tę jego grzywkę.
Gdy już byliśmy w sklepie, Zayn chwytał co popadnie i wkładał to do wózka. Nie mogłam uwierzyć jaki stał się podekscytowany, gdy byliśmy w środku. Był prawie jak dziecko w sklepie ze słodyczami. 
-Możemy je kupić? Eleanor kiedyś mi je kupowała, ale potem przestała.- Zayn trzymał w górze pudełko Hostess Twinkies.
-Przestała, go są totalnie nie zdrowe dla twojego organizmu, ale pewnie, czemu nie.- mruknęłam, gdy patrzałam na różne rodzaje makaronów. Uśmiechnął się szeroko i położył je w wózku, idąc przez chwilę obok mnie, zanim znów coś go zainteresowało.

-Zayn, idę na dział z warzywami. Może poszukać jakiś ciastek, a ja pójdę znaleźć marchew i rzodkiewki?- zaoferowałam.
-Tylko jedno pudełko?- narzekał jak jakieś małe dziecko. Przewróciłam na niego oczami.
-Mamy już twinkies, ciasto czekoladowe i brownies. Potrzebujemy tylko jedno pudełko ciastek, a teraz idź już!- zaśmiałam się. Wrócił do działu ze słodyczami, sprawiając, że obróciło się pare osób, gdy koło nich przechodził. Ludzi zdecydowanie byli zszokowani, widząc powszechnie znanego lidera gangu Zayna Malika w sklepie, ale ja sama wciąż dziwiłam się, że go do tego namówiłam.
Pchałam wózek, mijając parę kłócącą się o przyprawy, małą dziewczynkę decydująca się pomiędzy dwoma batonami obok kas i jakiegoś nastolatka oglądającego pudełka prezerwatyw na dziale z kosmetykami.
-Och, przepraszam, kochanie.- przeprosił głos, gdy jakiś wózek uderzył w mój. Włożyłam do niego marchewki i spojrzałam na zwracającą się do mnie osobę.
-Nic się nie- natychmiastowo przestałam mówić, gdy spojrzałam na stojącą przede mną kobietę.
Była w średnim wieku, ale była też niesamowicie piękna. Była białej rasy, ale miała sobie ciemne detale. Miała ciepły, oślepiający uśmiech, a jej oczy były strasznie przyjazne.
Tricia Malik.
Pamiętałam ją z pogrzebu. 

Uznanie pojawiło się na jej twarzy, gdy najwyraźniej zapamiętała mnie z bycia dziewczyną, którą jej syn trzymał za rękę podczas tego wydarzenia. Obie po prostu stałyśmy tam przez chwilę, zanim przeszkodził nam inny głos.
-Mamo, nie mogę się zdecydować. Chyba po prostu wezmę oba.- mała dziewczynka zbliżyła się do nas, decydując pomiędzy batonami i spojrzała w górę na jej matkę. Ta dziewczynka, chyba Safaa wyglądała dokładnie jak jej starszy brat. Jej ciemne, proste włosy okalały jej okrągłą twarz, a gdy się do mnie uśmiechnęła mogłam zauważyć w jej wyrazie twarzy mojego chłopaka. Zayn powiedział mi, że ma dziesięć lat, ale jej brązowe oczy wydawały się bardziej świadomie niż na dziesięciolatkę. Ta mała dziewczynka była niemowlęciem, gdy jej matka ją zabrała, więc wątpiłam, żeby wiedziała kim jestem, ale widziała, że coś się dzieje, przez sposób w jaki jej mama na mnie patrzała.
-Powiedziałam jeden, Safaa.- powiedziała, przelotnie patrząc na swoją najmłodszą córkę. Dziewczynka się nadąsała.
-Ale nie mogę się zdecydować!
-Będziesz musiała. Ostatnią rzeczą, jaką potrzebujesz są dwa batony.- jej matka skierowała swoją uwagę z powrotem na mnie, studiując powolnie mój wygląd.
-A co jeśli wezmę jeden dla mnie i jeden dla Doniyi?- Safaa naciskała, zmuszając swoją mamę do skupienia się znowu na niej.
-Wiem, że Doniya ci go odda, Safo, niezła próba.- i to zakończyło spór.
-Co Doniya zrobi z jej batonem to jej sprawa...- Safaa mruknęła, kładąc jednego batonika w wózku, a drugiego na przypadkowej półce. Jej uparte nastawienia było niemal identyczne do kogoś kogo znałam. 

-Przepraszam za to... -Tricia uśmiechnęła się do mnie. Pokręciłam głową i posłałam jej w odpowiedzi nieśmiały uśmiech.
-Jest przeurocza.- zaczęłam odciągać mój wózek, nie bardzo wiedząc, co zrobić w tej sytuacji, ale Tricia mnie zatrzymała.
-Przepraszam, za moje maniery, kochanie, ale czy ty- znasz mojego- Ja… chyba widziałam cię ostatnio na pogrzebie.- wymamrotała zakłopotana. Wiedząc, że nie mogłam skłamać, przytaknęłam.
-Więc jesteś...Słyszałam o tobie.
-Słyszała pani?- zapytałam nerwowo. Wiem, że Zayn i jego matka mają skomplikowaną przeszłość, ale i tak denerwowałam się tym, co ona sobie o mnie pomyśli. Jakby mnie patrzeć to wciąż jest matką mojego chłopaka.
-Moja najstarsza córka, Doniya, słucha plotek o Londynie nawet w mieście, z którego pochodzimy, Bradford. Wiemy o, ymm, jego przeszłości. Doniya mówiła, że słyszała o dziewczynie, która skradła mu serce i zmienia go na lepsze. Musisz być Haną Olson.- zarumieniłam się. Wiedziałam, że Zayn jest dobrze wszystkim znany, ale nigdy nie sądziłam, że mój związek z nim tak samo. 
-Jedna i jedyna.
-O matko, nie mogę uwierzyć, że cię spotkałam. To prawdziwa przyjemność, kochanie.- przeszła naokoło naszych wózków, żeby przytulić mnie przelotnie, ale ciepło, zanim się odsunęła i do mnie uśmiechnęła. Zauważyłam jej nawyk nazywania mnie 'kochaniem'. Brzmiało tak samo jak nazywa mnie Zayn i zastanawiałam się, czy to stąd to podpatrzył.
-Ja po prostu... Tak strasznie się o niego martwię, bo słyszeliśmy o nim dużo rzeczy i żadna z nich nie była dobra. I wtedy usłyszałam o tobie... po prostu... nie byłam dla niego matką przez ostatnie dziesięć lat i po prostu jestem szczęśliwa, wiedząc, że ktoś się nim opiekuje.- łzy napłynęły jej do oczu i natychmiast poczułam się źle. 

-Kocham pani syna.- wyszeptałam, mając nadzieję, że tylko ją to zadowoli. Safaa obserwowała nas z rozszerzonymi oczami i nadsłuchującymi uszami, bez wątpienia spijając wszystkie informacje, które jej matka zapomniała przez nią ukryć.
-Nie wiem czy chcę znać odpowiedź, ale muszę zapytać... Dobrze cię traktuje?- przygryzła wargę, widocznie mając świadomość o rekordach Zayna z kobietami, przemocą i ze mną.
-Pewnie, że ja i Zayn się kłócimy, ale to nie jest nic z czym bym sobie nie poradziła. Jego przyjaciel powiedział, że jestem jedyną osobą, która może z nim konkurować.- odpowiedziałam tak szczerze jak tylko potrafiłam, bez zasmucania jej brutalnymi detalami naszego związku. Uśmiechnęła się do mnie, najwyraźniej inaczej interpretując moją odpowiedź.
-Myślisz, że mogłabyś mu to dać?- wyciągnęła z torebki mały kawałek papieru i coś na nim napisała.  Gdy już mi go podała, rzuciłam na niego okiem. Numer telefonu.
-Zastanawiałam się czy udało by ci się namówić go, żeby zadzwonił. Kochanie, naprawdę chcę stworzyć z nim jakąś relację.- błagała. Wsunęłam kartkę do tylnej kieszeni.
-Nie wiem czy to taki dobry pomysł... Zayn ledwo co pozbierał się po śmierci jego ojca i nie wiedziałam, czy dobrze było by nakładać na niego jeszcze więcej stresu. 
-Proszę. Wiem, że byłam dla niego okropną mamą, ale chcę to zmienić, jeśli tylko mi na to pozwoli. Dziewczynki i ja zdecydowałyśmy się zostać przez jakiś czas w Londynie. Miałam nadzieję, że jakoś się z nim skontaktuję, zanim wrócimy do Bradford. Proszę, jesteś moją jedyną szansą na pogodzenie się z nim.- ścisnęła ciasno moje dłonie i bezwstydnie błagała. Latałam nerwowo spojrzeniem w tą i z powrotem pomiędzy jego mamą i jego dziesięcioletnią damską wersją.
-Wspomnę mu o tym, ale nie wiem co będzie jeśli-
-Kochanie! Obróciłam się, żeby zobaczyć  podbiegającego do mnie Zayn z oczami przyklejonymi do kartonów w jego dłoniach. Ooh ooh.
-Wiem, że powiedziałaś tylko jedno pudełko ciastek, ale nie mogę się zdecydować. Jeśli sytuacja nie byłaby taka poważna i niezręczna, to zaśmiałabym się z ironii, że dwudziestojednoletni Zayn musi zmierzać się z takimi problemami jak jego siostra, która jest od niego jedenaście lat młodsza.
-Zayn, ja- Przerwałam, gdy na mnie spojrzał, a potem na ludzi, z którymi rozmawiałam. Lekko rozwarły mu się usta, a oczy wędrowały w tę i z powrotem. Jego matka miała w nim utkwiony zszokowany wzrok, gdy jego młodsza siostra patrzała na niego z zaciekawieniem.
-Zayn...- Tricia Malik poruszyła się powili, gdy chciała się do niego zbliżyć, ale szybko się odsunął, stając obok mnie.
-Co do cholery, Hannah?- powiedział powolnie, ale nieco ze złością.
-Wpadłyśmy na siebie. Rozpoznałyśmy się z pogrzebu, Zayn.- wyszeptałam w odpowiedzi, chociaż i tak wiedziałam, że jego matka i siostra nas słyszą. Z powrotem spojrzał na jego rodzicielkę, a potem w dół, na jego siostrę i przysięgam, że widziałam łzy w jego oczach. Patrzał na małą dziewczynkę z instynktowną miłością, chociaż jeszcze tak naprawdę nigdy jej nie poznał. Szybko zamrugał, pozbywając się łez i przeniósł spojrzenie z powrotem na mnie. Widziałam w jego oczach panikę, gdy starał się wysłać mi niemą wiadomość. 
-Zayn, ja- Jego matka wyglądała jakby była bliska łez, gdy spojrzała na jego odseparowanego syna -Dałam twojej dziewczynie mój numer. Chcę, żebyśmy się pogodzili.
-Zabawne, że mówisz to teraz, po dziesięciu latach bez słowa.- warknął, obracając się na pięcie i wypadając stamtąd jak burza.
-Zayn, proszę.- jego matka błagała, ale została zignorowana.
-Hannah, chodź! Wychodzimy!- zawołał po mnie. Spojrzałam w tył na jego rodzinę jeszcze raz.
-Spróbuję z nim pogadać, tylko dajcie mi czas.- obiecałam zanim poszłam za nim do wyjścia. 

sobota, 11 stycznia 2014

Chapter 39: Pleasure

And I set fire, to the rain!
And I threw u-u-us into- 
-Ej, kochanie!- Zayn przerwał moją wspaniałą solówkę, gdy ścieliłam nasze łóżko. Spojrzałam na niego przez ramię z uśmiechem, który momentalnie mi zbladł, gdy zobaczyłam w jaki sposób na mnie patrzał.
W oczach miał czysty smutek a jego usta były wykrzywione coś wzór wiecznego niezadowolenia. 
-No?- zapytałam z obawą, stając prościej i przekrzywiając głowę na bok.  

-Możemy pogadać?- zapytał, wchodząc do naszej sypialni i patrząc na mnie tęsknie. Przytaknęłam głową z brwiami zmarszczonymi w dezorientacji. Nie miałam pojęcia co się dzieje, nie wiedziałam, co chciał powiedzieć.
Dał mi znak, żebym usiadła na łóżku, co wykonałam bez odrywania od siebie naszych oczu.
-Co się dzieje, Zayn?- zapytałam cicho. Uklęknął przede mną i wziął moje małe dłonie w jego większe.

-Muszę cię o coś spytać.- poinformował mnie, a ja przytaknęłam w jego stronę by kontynuował, bez słów wychodzących z moich ust. Przerażał mnie.
-Pamiętasz co powiedziałaś mi kilka tygodni temu? Powiedziałaś, że jeśli jeszcze raz położę na tobie rękę to mnie zostawisz... Pamiętasz to?- pochylił się w moją stronę, cała jego twarz skręcała się w desperacji.
-T-tak.- szepnęłam.
-Kochanie, w zeszłym tygodniu byłaś przy mnie, gdy cię potrzebowałem i nie mogę wystarczająco ci za to podziękować. Szczerze, jak dla mnie jesteś najbardziej idealną osobą na świecie. Ale... to nie zmienia faktu, że zrobiłem ci krzywdę, Hannah. Naprawdę cię skrzywdziłem.- jego palce powędrowały do blednącego siniaka na moim oku. 

-Zayn, nie możesz być poważny. Miałeś żałobę i byłeś-
-To nie powinno się liczyć, kochanie, nigdy nie dawaj mi wymówek żebym cię uderzył.- skarcił mnie, ale tylko wpatrywałam się w niego zupełnie przegrana. 
-Chcę, żebyś mnie wysłuchała, zanim kompletnie ześwirujesz, dobra?- jego słowa wychodziły powoli i ostrożnie. Delikatnie ścisnął moją dłoń w geście otuchy. Wziął moją niepewną ciszę jako zachętę do kontynuowania.
-Hannah, kocham cię. Nigdy przedtem nie kochałem kogoś tak jak kocham ciebie. Chciałbym dać ci wszystko, czego tylko zapragniesz, wszystko, czego potrzebujesz, chciałbym zapewnić ci szczęście i opiekę. Ja po prostu... nawet nie potrafię opisać jak bardzo cię kocham.- męczył się ze słowami. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że Zaynowi nie łatwo przychodzi mówienie o uczuciach. Wręcz niemożliwym było powiedzenie nawet tego, że przejmował się mną bardziej niż jakąś bezużyteczną dziwką z ulicy, więc wiedziałam, że powiedzenie tych wszystkich rzeczy musiało być ciężkie.
-Zayn-
-Kochanie, proszę. Daj mi skończyć.- błagał. Przygryzłam wargę i pozwoliłam mu kontynuować. Cokolwiek chciał powiedzieć, to nie mogło być coś dobrego. Po prostu to wiedziałam. Węzeł niepokoju uformował się z moich wnętrzności.
-Chciałbym być chłopakiem, który potrafi zrobić dla ciebie wszystko. Ale nie potrafię... nie jestem tym chłopakiem, nie potrafię dać ci tego wszystkiego. Nie potrafię cię uszczęśliwiać i ledwo co potrafię chronić cię przed samym sobą.- oderwałam moje dłonie od jego i zakryłam sobie usta, gdy tylko wydostało się z nich westchnienie. Łzy uformowały się w moich oczach, gdy tylko zrozumiałam co się dzieje.
On ze mną zrywał.

Kurwa mać.
Zayn Malik ze mną zrywał.
-Kochanie, och, proszę, nie płacz. Proszę, nie płacz.- wyszeptał, łapiąc opuszkami palców ścieżkę łez spływającą po moich policzkach. Strząsnęłam jego rękę z dala ode mnie i spojrzałam na podłogę.
 -N-nie mogę uwierzyć ze ze mną zrywasz.- powiedziałam płaczliwym głosem, brzmiąc strasznie dziecinnie i marudnie. Nigdy nie chciałam bym laską, która miała obsesję na punkcie swojego chłopaka, ale po tym wszystkim przez co przeszliśmy, myślałam, że nie nie rzuci mnie tak po prostu. A teraz jeszcze twierdzi, że robi to dla mojego dobra i żeby mnie chronić? 
Gówno prawda.
Jeśli rzeczywiście przejmował by się o którąś z tych rzeczy, to zerwałby ze mną, gdy tylko podniósł na mnie rękę.
-Nie, nie, nie, nie, nie. Kochanie, nie zrywam z tobą.- chwycił moje policzki w jego duże dłonie, by zdobyć moją uwagę.
-Nie widzisz tego? Nigdy nie mógłbym cię zostawić!- warknął. Jego oczy wyglądały na oszalałe i namiętne, gdy przeniósł swój uścisk z mojej twarzy na mój tors.
-Więc o czym ty, do cholery, gadasz, Zayn? Przerażasz mnie na śmierć!- krzyknęłam na niego, zdzielając go po rękach, tak, że mogłam wstać. On też wstał, ale tylko żeby nade mną górować.
-Chcę, żebyś coś dla mnie zrobiła.- wyłapał mój wzrok tym swoim zamyślonym spojrzeniem, które sprawiało, że wyglądał tak cholernie seksowanie i refleksyjnie.
-Cokolwiek.- moje usta wyszeptały bez pozwolenia mojego mózgu. Spojrzał na mnie przez chwilę, zanim przeniósł swój wzrok na ścianę. Powtórzył ten nerwowy nawyk żucia jego ust, zanim szczelnie zamknął oczy i zaczął ciągnąć się za włosy.
Chciałam go uspokoić, ale dałam mu wydostać się jego emocjom na zewnątrz. Gdy już był w stanie ponownie na mnie spojrzeć, bez strachu wyłapałam jego spojrzenie.
Zayn powiedział, że mnie kocha. Dlaczego aż tak to na mnie zadziałało? Dlaczego miałam motyle w brzuchu? Dlaczego serce biło mi tak nieposkromienie?
-To tu musisz mnie rzucić. Nie mam w sobie siły, by cię zostawić, ale dla twojego dobra to ty musisz ze mną zerwać.- nie mógł nawet spojrzeć mi w oczy, gdy prosił mnie, bym zrobiła tą rzecz nie do pomyślenia. Jedyne co mogłam zrobić to gapić się na niego, zanim słowa napłynęły mi do ust.
-Czyś ty, kurwa, oszalał?- warknęłam na niego, a moje myśli szalały. Kto mówi komuś, że go kocha, a potem prosi, by ten ktoś go rzucił?
-Hannah, proszę- Przerwałam mu i zdzieliłam go po rękach, gdy chciał mnie dosięgnąć.
-Czego ty żeś się naćpał?- krzyknęłam na niego, moje nowojorskie pochodzenie dało o sobie znać poprzez gestykulację i gesty, żeby pokazać jak niestabilna emocjonalnie byłam w tej chwili.
-JEZU CHRYSTE, HANNAH! POSŁUCHAJ MNIE KURWA!- wykrzyczał i pojawiła mu się żyła ma szyi. Natychmiastowo ucichłam i dałam mu mówić, ale wyglądało na to, że Zayn potrzebował wyładować swój gniew w jakiś inny sposób, bo zamiast użyć słów, podniósł najbliżej leżący przedmiot, który akurat był moim telefonem i cisnął nim o ścianę, powodując, że rozleciał się na kawałki. Wzdrygnęłam się na głośny dźwięk urządzenia na ścianie, ale starałam się wyglądać, że mnie to nie ruszyło.
-Niech to, Hannah! Dlaczego, do chuja, nie potrafisz niczego zrozumieć? To jakby podobało ci się, gdy cię uderzę lub pobiję. Myślałem, że mówiłaś, że zostawisz mnie jeśli kiedykolwiek zrobię to ponownie, ale tego nie zrobiłaś! Wciąż dajesz mi kolejne szanse, a ja, kurwa, na nie nie zasługuję.

Wzięłam głęboki oddech, nie chcąc wydrzeć się na niego, za tę tego głupotę.
Dałam moim oczom przeskanować jego sylwetkę; ciężki oddech, zaciśnięte pięści, poburzone włosy, czerwona twarz i dzikie oczy. Wszystko w nim krzyczało do mnie, bym trzymała się z daleka, ale byłam zmuszona złapać go za przedramię.
-Zayn… mogę już mówić?- zapytałam go powolnie. Zmrużył na mnie oczy, ale przytaknął. 
-Dobra, po pierwsze, jeśli chcesz zakończyć nasz związek, to ty musisz mnie rzucić. Przestań być taką pizdą i dorośnij. Po drugie, nigdy cię nie zostawię, bo... bo chyba też cię kocham. Nie mogę uwierzyć, że te słowa wyszły z moich słów. Te słowa, które przysięgałam, że nigdy ich ode mnie nie usłyszy. 
Może tak na mnie wpłynął, albo może miało być tak przez cały czas, ale w moich myślach nie było zwątpienia, że kocham Zayna Malika.
Te groźby, że go zostawię, gdy znów pojawi się przemoc były puste i samolubne. Zayn jest załamany. Jest pokrzywdzony i pokazuje emocje przez jedyny sposób jaki zna- przez przemoc.
Takie grożenie mu było z mojej strony strasznie... głupie i egoistyczne. Szczerze to nie mogłam zostawić Zayna. Stałam się od niego zbyt zależna i zbyt dużo dla niego poświęciłam, naprawdę nie chciałam być bez niego. To brzmi głupio, że ten sam facet, który doprowadził mnie prawie do nieprzytomności jest tym samym chłopakiem, któremu odmawiam zerwania z nim. To znaczy... jestem Hannah Olson, do chuja pana. Nikt nie będzie wkręcał mi takich gówien.
-Hannah, proszę. Muszę cię chronić i to jest jedyny sposób w jaki mogę to zrobić. Musisz wyjechać. Kupiłem ci bilet na samolot, który odlatuje za dwie godziny. Ląduje w Nowym Jorku... zgódź się. Tu nie jest dla ciebie bezpiecznie.
-Więc jeśli jesteś tak cholernie zaniepokojony moim bezpieczeństwem, to czemu, kurwa, nie rzuciłeś mnie już dawno temu?!- krzyknęłam na niego, gniew sprawiał, że mój głos wzrósł na nowy poziom głośności. Chciałam czymś rzucić, żeby wyładować agresję, ale nie sądzę, żeby to pomogło. Nie wyglądało na to, żeby pomogło Zaynowi.
-Bo dopiero teraz zorientowałem się, że cię kocham. Pokazałaś mi jak bardzo się o mnie troszczysz, a ja sam nie wiem jak ci to pokazać. Musisz mnie zostawić żeby się ochronić.- próbował mi wytłumaczyć. Zmrużyłam oczy i zrobiłam krok bliżej.
-Twierdzisz, że mnie kochasz?- pokiwał gorączkowo głową.
-Więc to udowodnij.- uderzyłam moimi ustami o jego, biorąc go z zaskoczenia. Nie dałam mu wystarczająco czasu, by zareagować, zanim opadliśmy na łóżko. Moja pierś uderzyła o jego, ale jego ręce mocno trzymały nad nim moją talię, zapobiegając przez moim upadkiem. 

Szybkim ruchem, obrócił nas i uwięził mnie pod jego ciałem. 
-Przeklęta kobieto! Dlaczego ty mi to robisz?- warknął, a jego usta atakowały podstawę mojej szczęki.
-Zayn, jeśli chciałabym cię zostawić, to zrobiłabym to już teraz.- uśmiechnęłam się, wiedząc, że wygrałam.
-Ale jestem Zayn Malik, nigdy nie byłem w więzieniu, bo gliny zbyt bardzo boją się mnie aresztować. Utworzyłem własny gang w wieku siedemnastu lat, gwałciłem i zabijałem ludzi, Hannah.- odsunął się, by spojrzeć na mnie srogo, a  ja tylko gapiłam się na niego niewinnie, cholernie dobrze wiedząc, że to go wkurzy.
-No właśnie, jesteś Zaynem Malikiem. Facetem, który zabił trzy osoby, bo zrobiły mi krzywdę. Facetem, który zmusił mnie do zostania z nim, by upewnić się, że wyzdrowiałam. Facetem, który całkowicie zmienił zasady w jego gangu, bo źle się czułam ignorowana przez jego kumpli. Jesteś najsłodszym chłopakiem jakiego znam, tylko ukrywasz to pod złością.- przebiegłam palcem po zarysie jego ust.
-Jesteś głupia skoro chcesz ze mną zostać.- wymamrotał przez mój dotyk. Przyciągnęłam jego głowę z powrotem do mojej szyi,  tak, że jego usta dalej mogły zostawiać pocałunki.
-Wywalili mnie z college'u, pamiętasz?- poczułam jego uśmiech na mojej skórze i dałam mojemu ciału zatracić się pod jego dotykiem. 

Wiecie, że w poranki po intensywnej nocy dużo lasek budzi się, nie pamiętając co wydarzyło się poprzedniej nocy. Mi się to nie przytrafiło.
Gdy się obudził, naga, w umięśnionych ramionach Zayna, pamiętałam wszystko. Pamiętałam sposób w jaki nasze gołe torsy ocierały się o siebie, pamiętałam jak nasze ciała idealnie do siebie pasowały.  Pamiętałam uczucie, które doświadczyłam, gdy pozwolił mi być na górze i szczęście, które czułam, gdy znów byłam na dole.
Wciąż niemal czułam ból, który we mnie wybuchł, gdy we mnie wszedł i odebrał mi moją najniewinniejszą część i przyjemność w dole brzucha, gdy wykrzyczał moje imię podczas swojego orgazmu.
A do tego ta przyjemność. Przyjemność, której do tej pory jeszcze nie doświadczyłam. Nie byłam nawet w stanie opisać jak czułam się dzięki Zaynowi. 
Ale w tej chwili, gdy leżałam w jego ramionach, jedyne co czułam to ból z moich dolnych partii. Wiedziałam, że w końcu będę musiała stracić z kimś dziewictwo, ale nie miałam pojęcia, że to będzie takie bolesne, szczególnie już po.
Próbowałam wyślizgnąć się z ramion Zayna by iść po herbatę albo tabletki przeciwbólowe czy coś,  ale w jego śnie, ograniczał moją swobodę jego uściskiem, trzymając mnie mocno przy jego piersi, przypominając mi, że nigdy nie mogłabym go zostawić i że on nigdy nie mógłby zostawić mnie.