wtorek, 2 lipca 2013

Chapter 15: "Because I Love You"

Wpatrywałam się z nienawiścią w drzwi, czekając aż Zayn tu wróci i zbije mnie na kwaśne jabłko, ale nie przyszedł. Co jakiś czas zamykałam oczy i szybko je otwierałam, jakby oczekując, że nagle się tu pojawi, ale tak nie było. Może czekał? Czekał aż jego przyjaciele wyjdą, by nikt nie mógł usłyszeć moich krzyków gdy będzie mnie bił.
Z cichym westchnieniem zaczołgałam się na środek pokoju gdzie stało łóżko i przykryłam kołdrą. Przecież może mi być wygodnie, gdy czekam na rzeź, prawda? Przytuliłam się do kołdry, starając się nie dotykać siniaków. Wiedziałam, że będę musiała znieść więcej bólu gdy Zayn się już pojawi. A skoro o nim mowa, to i tak nie przyszedł. Leżałam tak kilka godzin czekając na niego aż w końcu usnęłam.
Obudziłam się w całkowitej ciemności. Spodziewałam się, że Zayn będzie siedział na krześle w kącie pokoju, ale go tam nie było. Pokój wyglądał jakby nie było tu nikogo od kiedy zasnęłam. Zebrawszy wszystkie moje siły, wydostałam się z łóżka i rzuciłam się w stronę drzwi. Ani drgnęły...
Płakałam i krzyczałam w stronę drewna, ale nikt nie odpowiadał. Nie słyszałam kompletnie nic. Hm, może przyjaciele Zayna już wyszli? Jeśli szczęście mi dopisało, może Zayn też wyszedł. Może potraktował to jako ostateczny akt dobroci i zostawił mnie tu bym umarła z głodu w samotności?
Mam nadzieję.
Wciąż atakowałam drzwi resztami moich sił. Gdy byłam już fizycznie i emocjonalnie wyczerpana, a moje rany dawały mi się we znaki, upadłam na podłogę, a pokój zaczęła ogarniać ciemność.
Obudziłam się już za dnia, musiało być kilka godzin później. Pomimo, że promienie słońca przedzierały się przez okno, to nie było to co mnie obudziło.
Obudził mnie zapach.
I to jaki zapach... to musiało być jedzenie. Dla kogoś kto nie jadł Bóg wie ile, ten zapach był jak niebo i piekło. Zarówno zbawienne jak i morderczo kuszące.
Wystawiłam głowę w kierunku zapachu. Na stoliku nocnym po prawej stronie łóżka (jakim kurwa cudem obudziłam się w łóżku? Zasnęłam przecież na podłodze...) leżał talerz z grillowanym serem. Pomiędzy dwoma grubymi kawałkami sera był pomidor, a naokoło leżała ładnie pocięta marchewka. Przy talerzu stała też szklanka czystej zimnej wody.
Uczucie mdłości spowodowanej moim głodem szybko minęło i sięgnęłam niecierpliwie po jedzenie, ale szybko odstawiłam je z powrotem, jakby ten ser zamierzał mnie ugryźć. Oh na miłość boską, on pewnie czegoś tu dosypał. Pewnie chciał, żebym była jeszcze słabsza, gdy już przyjdzie mnie pobić. Chory drań.
Starałam się ignorować jedzenie jak długo się tylko dało. W końcu się przełamałam i rzuciłam na jedzenie jak jakiś bezdomny pies. Szczerze mówiąc, wyglądało to jakbym nie jadła od wieków. Oh, czekajcie... ja nie jadłam od wieków!
Stwierdziłam, że jeśli Zayn ma zamiar przyjść, to przyjdzie. To czy dorzucił mi coś do jedzenia czy nie go nie powstrzyma, więc po co to wszystko?
Wypiłam resztę wody i uderzyło mnie to niczym tona cegieł. Drżącą dłonią odłożyłam szklankę i położyłam się z powrotem. Moje powieki stały się nienaturalnie ciężkie i opadły.
Moją ostatnią myślą przed zaśnięciem było: Ten pieprzony dupek dosypał mi coś do jedz-
Cholera jasna, mam déjà vu. Znów obudziłam się w ciemnościach, i znów z zapachem jedzenia obok mnie. Tym razem był to ryż z warzywami na parze i szklanka mleka. Starałam się oprzeć zjedzeniu tego, bo wiedziałam, że coś do niego dosypał, ale nie udało mi się po raz drugi.
Nie osądzajcie mnie, moje ciało potrzebuje czegoś do regeneracji i muszę mieć siłę. Przynajmniej ja tak to sobie tłumaczę...
I ponownie, kilka minut po jedzeniu zapadłam w sen.
Ten pokręcony cykl powtarzał się przez jakiś czas. Nie byłam pewna czy minęły dwa dni czy dwa tygodnie, straciłam rachubę czasu. Za każdym razem kiedy się budziłam, nowe jedzenie leżało już koło mnie, co powodowało, że znów zapadałam w sen.
Często starałam się ignorować jedzenie, by wstać z łózka, ale kończyło się to tym, że padałam nieprzytomna gdzieś na podłodze. Mimo to i tak budziłam się w łóżku każdego jebanego razu.
Ani razu nie widziałam Zayna. Czułam tylko zapach papierosów, gdy zanosił mnie z powrotem do łóżka. I dalej jedyne co robiłam to jedzenie rzeczy, które ciągle mi podstawiał.
Najdziwniejsze było to, że za każdym razem gdy się budzę, czeka na mnie świeży i gorący posiłek. Zupełnie tak jakby wiedział o której wstanę.
Obudziłam się jak zwykle w zupełnej ciemności i już mogłam poczuć zapach czegoś pysznego obok mnie. No cóż... jak na zaborczego psychopatę, ten dupek jest całkiem dobrym kucharzem.
Rzuciłam spojrzenie na jedzenie i jak zwykle starałam się je ignorować. Zupa pomidorowa, francuska bagietka i mrożona herbata. Cholera... to wygląda pysznie.
Oderwałam wzrok od jedzenia i zaczęłam rozglądać się po pokoju. I wtedy coś zauważyłam.
Całe otoczenie było w ciemności, jedyną rzeczą, która zwróciła moją uwagę był metalowy przedmiot, który migotał od światła księżyca. Zwęziłam oczy by bardziej się mu przyjrzeć, zastanawiając się dlaczego wcześniej go nie zauważyłam.
Co to jest?
Krzyknęłam gdy obiekt moich obserwacji się poruszył. Mój strach zderzył się z ponurym śmiechem, który przeraził mnie jeszcze bardziej.
-Spokojnie, kochanie. To tylko ja.- szepnął i pochylił się na krześle tak, że było widać teraz jego twarz w świetle księżyca.
Dalej hodował zarost na jego szczęce i miał jebane gejowskie pasemko we włosach, a poza tym dalej wyglądał jak psychopata, którego tak uwielbiałam (poczujcie ten sarkazm...).
-C-co ty tutaj robisz?- wyjąkałam słabym głosem. Eh, naprawdę tak bardzo ciężko było mu wstać?
-To jest moje pieprzone mieszkanie, kochanie. Mogę być, gdzie mi się do cholery podoba.- zaśmiał się, wpatrując się we mnie swoimi ciemnymi oczami.
-Cóż, miło z twojej strony, że mnie trułeś i unikałeś.- syknęłam. Zamiast się wkurzyć, tylko roześmiał się jeszcze bardziej.
-Odseparowana od wszystkiego przez tydzień i dalej taka waleczna? Kocham to, kochanie. Oh, więc byłam tu tylko przez tydzień.
-Potrzeba czegoś więcej, by mnie złamać, idioto.- rzuciłam, zakładając ręce na piersi.
-Liczę na to. Puścił mi oczko.
-Tak cię kurwa nienawidzę...- wyszeptałam, a on uniósł tylko brwi w zdziwieniu.
-Oj, Hannah. Nie słyszałaś nigdy powiedzenia 'nie gryź ręki, która cię karmi'? Lepiej bądź dla mnie miła, albo będziesz głodować.- zagroził.
-WOLĘ GŁODOWAĆ!- krzyknęłam. -Śmierć z głodu jest lepsza od bycia tutaj z tobą!
-Wystarczy tych melodramatów, kochanie.- skarcił mnie jak dziecko.
-Powiedział pojeb, który trzyma mnie niczym więźnia!- wybuchłam. Reakcją Zayna był jeszcze głośniejszy śmiech, który wkurzył mnie jeszcze bardziej. Chwyciłam miskę zupy pomidorowej i rzuciłam nią o ścianę tuż nad jego głupią głową.
Miska rozbiła się przez uderzenie, a kawałki rozsypały się na podłodze. Zupa spływała po ścianie wyglądając identycznie jak krew. Czułam, że żołądek mi się wywraca.
Spojrzałam mu w oczy, by zobaczyć jego reakcje. Jego twarz była spokojna, ale oczy były wściekłe. Mój brzuch znów dał o sobie znać.
-Rozładowałaś już swoją złość, kochanie? Jak dziecko?- zapytał surowo.
-Pierdol. Się.
-Jeśli będziesz zachowywać się jak jebane dziecko, to tak cię będę traktował. Nie mam problemu, żeby brać cię na kolana. Udawałam, że jego groźby na mnie nie działają, choć wewnątrz wyłam ze strachu.
-Nie boję się ciebie.- powiedziałam uparcie. Zayn uniósł brwi i wstał. Instynktownie drgnęłam i skuliłam się pod kołdrą.
-Tak myślałem.- zaśmiał się i usiadł z powrotem. Rzuciłam mu gniewne spojrzenie zza kołdry.
-Jeśli przyszedłeś tu tylko żeby mi grozić, to będę cię uprzejmie prosić byś już sobie poszedł.- powiedziałam z udawaną grzecznością. Zayn słodko, a raczej zbyt słodko się do mnie uśmiechnął i pochylił się w moją stronę.
-To moje mieszkanie.- przypomniał mi.
-Nie jestem tu dobrowolnie, pozwól mi chociaż cierpieć w spokoju.- wyszeptałam. Mój głos był na krawędzi desperacji. Zayn westchnął sfrustrowany i skierował się do drzwi.
-Dlaczego ja?- wyszeptałam sama do siebie, gdy wyszedł już na zewnątrz. Nie chciałam by w ogóle to słyszał, ale mi odpowiedział.
-Bo cię kocham.