niedziela, 28 lipca 2013

Chapter 23: Expulsion

Niedziela mijała powoli. Z niechęcią zadzwoniłam do Zayna i umówiliśmy się na randkę, ale poza tym, nie zrobiłam nic.
Kiedy nadszedł poniedziałkowy poranek, zmusiłam się do opuszczenia łóżka z powodu zajęć. Zaczynały się dopiero po południu, no ale jednak. Chodziło o to, bym pokazała się na uniwersytecie chociaż jeden jebany raz.
Udałam się do kuchni i zrobiłam sobie płatki. Przeżuwałam je powoli, przeglądając przy tym korespondencje. Otworzyłam wszystkie listy zaadresowane do mnie. Rachunki oczywiście były codziennością, listy od mojej rodziny i jeden ze szkoły.

Szanowny/a pan/pani,
Z głębokim żalem informujemy, że Hannah Olson została wydalona z London University. Wynika to z z niezaliczeniu 3(trzech) przedmiotów i słabej frekwencji. Pani/pan Olson nie jest już zobowiązana do udziału w akademickich działaniach związanych z London University. Kiedy zacznie się nowy semestr, pan/pani Olson jest mile widziana by rozpocząć swój pierwszy rok na uniwersytecie ponownie.
Z poważaniem,
Dean Michael Richards

Wpatrywałam się w list w szoku. Kurwa, właśnie zostałam wyrzucona z jebanego London University. Reszta listu to bzdury o zwrocie pieniędzy i innych gównach, ale nie zwracałam na to uwagi.
Kurwa, co ja mam teraz zrobić?
Mam przejebane...
Moi rodzice nie tylko mnie zabiją, ale będą też rozczarowani. Zawaliłam studia. Kurwa, zawaliłam studia.
I jak ja im to niby wytłumaczę? Ah tak, zawaliłam studia, bo mój zaborczy chłopak porwał mnie kilka razy. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. Nie mogłam po prostu udawać, że mnie nie wyrzucono, bo moi rodzice pewnie dostaną taki sam jebany list- szkoła miała ich adres, żeby wysyłać im wyniki mojej nauki.
Nawet nie chciało mi się płakać. Jedyne co mogłam zrobić to złożyć pismo i z westchnieniem, wsunąć je do tylnej kieszeni. Podejrzewam, że będę musiała wrócić teraz do USA.
Tak bardzo tęskniłam za moją rodziną.
Tęskniłam za starymi przyjaciółmi.
Tęskniłam za moim starym życiem.
Ale fakt, że tak naprawdę nie chciałam opuszczać Londynu nie był dziwny? Może to obawa przed zakończeniem przygody. A może bałam się o moją przyjaźń z Clarie.
Może chodziło o Zayna...
O cokolwiek chodziło, nie chciałam wracać do Stanów Zjednoczonych. Jestem wreszcie niezależna (tak jakby...). Nie sądzę, bym była w stanie odejść. To znaczy, ja i Clarie stawałyśmy się dla siebie naprawdę bliskie.
Zaczęłam obmyślać w mojej głowie plan. Może gdybym znalazła pracę... pomogłabym Clarie z czynszem, jeśli rodzice nie chcieli mi już więcej pomagać.
Ale kto chciałby zatrudnić obcą dziewczynę, przebywającą tu na wizie, która już na pierwszym roku została wyrzucona z uniwersytetu? Hmm, raczej nie miałam zbyt dobrego początku.
Kiedy Clarie pojawiła się w końcu w kuchni, w milczeniu podałam jej list. Nie skomentowała tego, a gdy przeczytała, złożyła go z powrotem i mnie przytuliła. Czułam jej łzy na moim ramieniu, ale sama nie płakałam. Płakałam zbyt wiele razy w tym semestrze (w większości przez jedną osobę, której imienia nie muszę wymawiać), a ten list nic dla mnie nie znaczy, chodziło o to, że już teraz muszę zmienić swoje życie. Począwszy od dorośnięcia i nie zachowywania się cały czas jak mała pizda.
Oddała mi list i spokojnie otarła oczy.
-Coś wykombinujemy, Hannah. Coś wykombinujemy...- mruknęła cicho. Wzięłam ten cholerny list i z powrotem wsadziłam go to tylnej kieszeni.
-Ja... po prostu potrzebuję pobyć sama. Muszę zadzwonić do rodziców, zanim sprawdzą swoją pocztę.- wyszeptałam. Czułam się wewnętrznie pusta na samą myśl o rozmowie telefonicznej. Nie rozmawiałam z rodzicami wieczność, a teraz gdy do nich zadzwonię, to tylko po to, by poinformować ich, że zostałam wyrzucona ze szkoły, na którą marnowali swoje pieniądze.
Czuję się jak jebany, przegrany kretyn.
Może zadzwonię do nich później. List do nich będzie szedł trochę dłużej, bo musi przebyć drogę do mojego domu-Ameryki przez Atlantyk, co daje mi dzień lub dwa swobody. Jak na razie muszę nacieszyć się tym póki mogę.
Clarie poklepała mnie lekko i wszyła z kuchni, wracając po chwili ze swoją torebką i opuściła mieszkanie. Jest dobrą przyjaciółką. Wie, że musi dać mi przestrzeń, kiedy tego potrzebuje i zbyt bardzo się nie wtrącać.
Będę za nią tęsknić.
Stałam w kuchni oparta rękoma o krawędź blatu. Pochyliłam się nad zlewem, chcąc zwymiotować, ale się nie udało. Ta cała sytuacja jest taka mdła.
Usłyszałam, że ktoś otworzył drzwi od mieszkania, ale stwierdziłam, że to pewnie Clarie czegoś zapomniała. Stałam przez chwilę w bezruchu, czekając aż sobie pójdzie, ale poczułam za mną czyjąś obecność. Obróciłam się szybko i ujrzałam wysoką i szeroką sylwetkę, czyli przeciwieństwo drobnej Clarie. Ciemne orzechowe oczy wpatrywały się we mnie uważnie.
-Z-zayn?- wyjąkałam, wciąż w szoku, że wie, jak dostać się do mojego mieszkania.
-Jak ty tu-
-Twoje mieszkanie naprawdę nie jest bezpieczne, kochanie. A twoje zamki są do dupy.- odezwał się wreszcie głębokim głosem. Trzymał pomiędzy wargami nowego papierosa i dalej się we mnie wpatrywał. Zapalił go i zaczął się nim zaciągać, ale szybko mu go zabrałam. Oblałam go wodą i zostawiłam z zlewie.
Zayn spojrzał na mnie z rozbawieniem i wypuścił smugę dymu.
-Zły dzień, kochanie?
-Nie pal w moim mieszkaniu!- warknęłam, mijając go i wychodząc z kuchni. Słyszałam, że idzie za mną do salonu.
-Wszystko okej? Nie zrzuciłaś jeszcze na mnie bomby. Coś się stało, kochanie?- zapytał troskliwie. Odwróciłam się i do niego podeszłam, przyciskając policzek do jego piersi i zaplatając ręce wokół jego brzucha. Jego umięśnione ramiona ostrożnie mnie oplotły, a jego twarz zatopiła się we włosach na czubku mojej głowy.
-Coś nie tak? Co się stało?- rzucił, zaniepokojony moim zachowaniem.
-Nic- wymamrotałam w jego pierś. -Nic się nie stało.
Nie wiem dlaczego, ale wstydziłam się powiedzieć Zaynowi, że mnie wyrzucili. Tak, to po części była jego wina, bo powstrzymywał mnie od chodzenia na zajęcia, ale nie byłam na niego o to zła. To była także moja wina, zdecydowanie mogłam bardziej starać się chodzić do szkoły. 
-Jeśli nic się nie stało, to czemu przytulam cię jak małe dziecko?- zapytał, odsuwając się nieco, tak, że nasze oczy się spotkały. Jego gęste brwi były uniesione tuż nad jego pięknymi oczami.
-Nie mogę cię przytulić tak po prostu?- jęknęłam, próbując zmienić temat.
-Jesteś najmniej potrzebującą przytulania osobą, jaką znam. Poza tym, należę do jebanego gangu, a to o czymś świadczy. Tak więc, nie. Nie możesz mnie po prostu przytulić, bo taka nie jesteś, kochanie.- powiedział surowo. Westchnęłam cicho i znów oparłam się o jego pierś.
-To nic takiego, naprawdę.
-Nie zmuszaj mnie, żebym to od ciebie wyciągnął, kochanie.- ostrzegł.
-To groźba?- zapytałam sztywno.
-Tak.
-Zayn-
-Jeśli mi nie powiesz, będę cię łaskotał, a oboje wiemy, że zrobię to z łatwością, kochanie.
Lekko się zaśmiałam i wyślizgnęłam z jego uścisku.
-Straszne...- przewróciłam oczyma i odwróciłam się do niego plecami. Słyszałam, że zrobił krok w moją stronę i poczułam jego rękę, wyciągającą z kieszeni moich spodni list.
-Zayn.- krzyknęłam, odwracając się i próbując złapać kartkę. Trzymał złożony list nad swoją głową, tak, że nawet podskakując w górę, nie mogłam go dosięgnąć.
-Chcesz mi wytłumaczyć, co to jest?- zapytał spokojnie, zbyt spokojnie.
-Nie. Nie ważne. Oddawaj!- podskoczyłam ponownie, ale Zayn się odwrócił i go rozłożył.
-Zayn, przestań!- krzyknęłam, próbując dotrzeć do listu naokoło jego szerokich ramion. Trzymał mnie w miejscu jedną ręka, a drugą trzymał list. W końcu opuścił rękę, tak, że mogłam go zabrać. Ale już nie chciałam.
Rzucił ten cholerny kawałek papieru na bok i spojrzał na mnie ze smutkiem.
-Wykopali cię z uniwersytetu?- zapytał cichym głosem. Przygryzłam wargę i cofnęłam się od niego, kiwając głową.
-Kochanie- tak mi przykro.- podszedł bliżej i chciał mnie objąć, ale go odepchnęłam.
-Nie przepraszaj. To nie twoja wina.- mruknęłam, patrząc ze wstydem na swoje stopy. Jego kciuk i palec wskazujący złapały mój podbródek i przechyliły moją twarz, tak bym musiała na niego spojrzeć.
-Bzdura. Obydwoje dobrze wiemy, że to moja wina. Nie gniewaj się, proszę.- wyszeptał. Westchnęłam i w końcu dałam mu się przytulić.
-Nie gniewam się, naprawdę. Jestem tylko sobą rozczarowana.
-Nie powinnaś być, kochanie. Jesteś najmądrzejszą osobą jaką znam- odnosiłabyś sukcesy na uniwerku, gdybym ci w tym nie przeszkadzał.
-Zayn, przestań. Nie mam ochoty się z tobą kłócić.- mruknęłam cicho, wyczerpana tym wszystkim.
-To nie koniec świata. Pisali przecież, że przyjmą cię ponownie, prawda? Poczekasz na następny semestr i po sprawie.- postanowił i poklepał mnie delikatnie.
-Nie mogę sobie na to pozwolić, Zayn. Moi rodzice starają się jak mogą, tylko po to, żebym mogłam uczęszczać na zajęcia w tym semestrze. Zmarnowałam te pieniądze... Nie mogę prosić ich, żeby opłacili to ponownie. Nie wszyscy z nas zarabiają nielegalnie tak jak ty. Odsunęłam się od niego i poszłam usiąść na kanapie. Rzeczywistość w końcu mnie dopadła. Zayn przykucnął tuż obok mnie, przybliżając twarz na wprost mojej, a jego gorący, papierosowy oddech owiał mi policzki.
-Zapłacę za to.
-Nie, nie chcę byś to robił. Chcę być niezależna, a nie potrzebująca.- odpowiedziałam, wzdychając ponownie.
-Sprawię, że przyjmą cię z powrotem. Zmuszę ich do zmiany zdania.- zacisnął zęby w determinacji, a jego oczy błysnęły z dzikością.
-Nie. Nie sądzę, żeby pobicie dziekana pomogło, Zayn.- odciągnęłam go od tego pomysłu. Jego oczy złagodniały i pochylił się do przodu.
-Jakoś damy radę, kochanie. Nie martw się o to; to nie koniec świata. Po prostu zrób sobie kilka dni przerwy, okej? Będzie lepiej, gdy odpoczniesz.- nakazał mi delikatnie. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. On nie zdawał sobie z tego sprawy...?
-Zayn, to jest koniec świata, nie rozumiesz? Jeśli nie jestem już studentem na London University, to nie mogę już mieszkać w akademiku, co oznacza, że nie mam gdzie się podziać, albo pieniędzy by kupić sobie mieszkanie. Moi rodzice zmuszą mnie do powrotu do domu. Nie rozumiesz? Nie damy sobie rady, bo nie będzie żadnych nas!- warknęłam, ciągnąc się za włosy z frustracji.
Wyraz jego twarzy zmienił się drastycznie. Dopiero teraz zrozumiał.
-O kurwa.
-No właśnie.- syknęłam, pocierając sobie twarz dłońmi. Usłyszałam jak się podniósł i tępo przede mną stał.
-Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa!!!- krzyknął.
Nagle głośny trzask sprawił, że aż podskoczyłam. Westchnęłam i spojrzałam na Zayna, którego klatka piersiowa unosiła się i opadała z każdym ciężkim, pełnym złości oddechem. Po drugiej stronie pokoju woda spływała po ścianie, a na podłodze leżał zbity wazon i połamane kwiaty.
-Jezu, Zayn.-czułam, że mój głos drżał ze strachu. Spojrzał na mnie czarnymi oczami, zanim gwałtownie odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami, tak, że chyba cały budynek lekko się zatrząsł.