piątek, 12 lipca 2013

Chapter 18: And Then There Were Two

 strasznie dziękuję za 20.000 wyświetleń! lov ya all♥

Zaniemówiłam kiedy w kółko czytałam ten sam list. Był od mojego brata, Davida. Napisał go by przekazać mi jak bardzo tęskni za mną moja rodzina. Pisał o tym jak próbowali skontaktować się ze mną przez ostatnie pare tygodni, ale mój telefon nie odpowiadał. O tym jak nie mogą doczekać się by zobaczyć mnie, gdy przyjadę na Boże Narodzenie. O tym jak moja młodsza siostra i młodszy brat malują dla mnie obrazki i nie mogą się doczekać mojej reakcji, gdy mi je podarują. O tym jak moi rodzice i on martwią się, że od wieków nie dostają ode mnie żadnych wieści.
Wypuściłam smutne westchnienie i puściłam list by opadł na inne, które leżały na podłodze.
Kiedy Zayn mnie przetrzymywał, przyszedł do mnie całkiem niezły plik korespondencji. Większość była z uniwersytetu, o tym jak zawaliłam większość zajęć przez moje nieobecności. No właśnie... a jak myślicie? Kogo to wina? Pozwólcie, że dam wam wskazówkę. Jego imię rymuje się z ''rain'' i z ''insane''. I ''pain'', zupełnie jak ''pain in the ass''.
-Wszystko w porządku, babe?- zapytała Natasha, opadając leniwie na kanapę. Przygryzłam wargę i pokiwałam głową, składając starannie wszystkie listy ze szkoły i podałam je Clarie.
Oczywiście Natasha to zauważyła...
-Co tam masz? -zapytała błagalnie, byśmy jej nie lekceważyli i usiadła, mierzwiąc swoje ogniste włosy. Clarie spojrzała na mnie znacząco i wymusiła na swoje usta słodki uśmiech.
-Oh, nic. To tylko rachunki. W tym miesiącu moja kolej na ich pokrycie.- skłamała, chowając moje listy. Czułam się okropnie, że zatajamy przed nią prawdę, ale to było dla jej dobra.
-Mmhmm. Jestem pewna, że to rachunki.- przewróciła oczyma na nasze kłamstwa. Rozłożyła się na kanapie i zaczęła przeglądać czasopisma.
-Idę przygotować się na dzisiejsze zajęcia. Nie czekajcie na mnie.- Powiadomiła nas Clarie i wymknęła się do łazienki. Siedziałyśmy jakiś czas w milczeniu, zanim Natasha zerwała się z kanapy z uśmiechem na twarzy.
-Mam genialny pomysł!- zapiszczała z jej wyraźnym akcentem. 
-Dawaj.- zachęciłam ją z uśmiechem. Trudno było jej nie docenić. Pomimo, że jej najlepsze przyjaciółka została wyrzucona z programu i zmuszona do opuszczenia kraju, mimo, że jej dwie inne przyjaciółki mają przed nią tajemnice, to i tak starała się być dobrą przyjaciółką. 
-Gdy nie będzie Clarie możemy zrobić sobie taki babski wieczór. Będziemy piec, malować paznokcie i oglądać filmy! No, te wszystkie rzeczy, które wy Amerykanie robicie!- podskakiwała entuzjastycznie na jej pomysł.
-Brzmi świetnie, ale dzisiaj nie mogę... Może jutro?- zapytałam z poczuciem winy. Szczerze, to było dokładnie to, co chciałbym robić w piątkowy wieczór, ale nie miałam wyboru.
-A czym jesteś taka zajęta?- zapytała. Wzruszyłam ramionami. No bo co niby mam jej powiedzieć? ''Nie mogę spędzić z tobą czasu, bo nie mam wyboru, ale idę na ''randkę'' z psychicznym przywódcą gangu?'' Ta, na pewno by zrozumiała.
-Eee, idę...- urwałam starając się wymyślić jakieś kłamstwo. -Idę do...sklepu.- mruknęłam. Jakim zjebem trzeba być by to powiedzieć? Najwyraźniej mną. 
Niedowierzanie, rozczarowanie i ból- to wszystko co wyrażała mina Natashy, zanim posłała mi kiepski uśmiech i udała się do swojego pokoju. 
-W porządku, skoro tak mówisz...- przewróciła oczyma i zniknęła. Wypuściłam długie westchnienie, gdy zalało mnie poczucie winy. Teraz pewnie myśli, że ją olewamy, gdy w rzeczywistości próbujemy ją chronić. 
Poszłam do mojego pokoju, gdzie Clarie poprawiała swoje włosy. W milczeniu zaczęłam się przebierać i robić makijaż.
-Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Zadzwoń, jeśli będziesz mnie potrzebować... to znaczy, jeśli ci pozwoli.- wyszeptała i pocieszająco położyła rękę na moim ramieniu. 
-Dzięki Clarie-Bear.- wymamrotałam. Wpatrywałyśmy się w siebie zanim Clarie musiała iść.
-Wychodzę!- krzyknęła i opuściła pokój. Wzięłam się za zakładanie kolczyków, ale przerwałam, gdy ktoś mnie zawołał.
-Han! Myślę, że powinnaś tu przyjść! Głos Clarie wydawał się zaniepokojony, więc ruszyłam biegiem w stronę salonu, żeby zobaczyć o co chodzi.
Przy drzwiach ustawiony był stos walizek. Natasha miała tam chyba wszystkie ubrania jakie kiedykolwiek na niej widziałam. Stałam tam w grubym płaszczu i szalikiem mocno owiniętym wokół szyi. Widać było łzy w jej dużych brązowych oczach, a jej twarz miała kamienny wyraz.
-Co się dzieje?- zapytałam, chociaż znałam odpowiedź. Clarie odwróciła się, żebyśmy nie widziały jej łez.
-J-ja...wyprowadzam się.- wyszeptała i zalała się łzami.
-Co? Czemu? Podeszłam do niej, wiedziałam, że to całkowicie moja wina.
-W-wiem, że coś dzieje się pomiędzy wami dwiema i nie chcecie powiedzieć mi o co chodzi. To nie jest miejsce dla mnie, nie chcę wam się dłużej pałętać pod nogami. Zatrzymam się u znajomych na kampusie. Cokolwiek przede mną ukrywacie... powodzenia wam życzę. - wygłosiła i odwróciła się do wyjścia.
-Natasha! Zaczekaj, proszę. Nie musisz odchodzić. Przykro nam, ale ty po prostu tego nie zrozumiesz. Tak bardzo chciałam jej to wszystko wytłumaczyć. Nie chciałam by nas opuszczała, ale tak będzie dla niej lepiej.
-Masz rację, nie zrozumiem.- dodałą ze smutkiem. -Nie mogę dłużej tego ciągnąć. Może wyskoczymy kiedyś na szybką kawę, czy coś...- zaczęła dławić się od strumienia łez. Clarie i ja szybko zamknęłyśmy ją w uścisku, by oglądać za chwilę jak odchodzi w głąb korytarza.
To było dla jej dobra, musiałyśmy dać jej odejść.
-Będzie teraz bezpieczna.- szepnęła Clarie.
-I szczęśliwa, chociaż trochę samotna.- dodałam. Posłała mi smutne spojrzenie, po czym sięgnęła po swoją torebkę i wyszła na zajęcia.
Najpierw zostawiła nas Miranda, a teraz mój ''sekret'' zmusił Natashę do opuszczenia jej własnego mieszkania. Zaśmiałam się gorzko do siebie... więc zostałyśmy tylko we dwie.
Stwierdziłam, że lepiej, żeby Natasha wyprowadziła się zanim wciągnę ją w ten cały bałagan, tak jak zrobiłam to z Clarie. Teraz już nic nie mogę na to poradzić.
Wróciłam do mojego pokoju, by dalej przygotowywać się do mojej tak-bardzo-interesującej ''randki''.
Siódma godzina nadeszła szybciej niżbym się spodziewała. Wstrzymałam oddech, kiedy wyjrzałam przez okno i zauważyłam auto Zayna zaparkowane przy krawężniku. Nie mogłam dostrzec jego twarzy, widziałam tylko jego napięte mięśnie gdy wychodził z wnętrza samochodu. 
Przyglądałam się mu nerwowo, gdy wsunął na siebie skórzaną kurtkę i rzucił na chodnik papierosa, starannie zgniatając go czubkiem buta. Odwrócił się, a moje serce momentalnie się zatrzymało.
Jego oczy były rozwścieczone, a ręce trzęsły mu się lekko. Miał ciemny cień na twarzy, nie mogłam zobaczyć co to dokładnie jest, ale widziałam, że jego usta wygięte są w grymasie. Ostrożnie odsunęłam się od okna, moje serce wciąż biło nierównomiernie. 
Zayn był totalnie wściekły, a ja nie zdążyłam walnąć jeszcze w jego stronę żadnego chamskiego komentarza.
Cholera, nie dobrze.
Minęło kilka minut, zanim usłyszałam gniewne walenie w drzwi frontowe. Ostrożnie je otworzyłam, by zobaczyć niemal gotującego się ze złości Zayna.
Wszedł do środka, szturchając mnie przy tym i zatrzymał się na środku salonu. Zamknęłam cicho drzwi i zwróciłam się w jego stronę, czekając aż wybuchnie.
Odwrócił się i jego oczy spotkały się z moimi.
Gdy tylko zobaczyłam go z bliska, wypuściłam zszokowane westchnienie.
-Co cię się stało?- zatkałam sobie usta dłonią gdy wymsknęło mi się to pytanie. Zayn spojrzał na mnie ze złością.
-Nic. Chodźmy już. Podszedł do drzwi, ale z moją głupotą stanęłam mu na drodze i chwyciłam w dłonie jego policzki.  
 Był zaskoczony tak samo jak ja, że to zrobiłam
Przełknęłam strach, bo i tak było już za późno by zmienić fakt, że stanęłam mu na drodze. 
-Nie pójdziemy nigdzie jeśli tak wyglądasz.- stwierdziłam. Zmrużył gniewnie oczy i złapał moje nadgarstki w jego silne dłonie. 
-Chyba się przesłyszałem. Od kiedy to ty podejmujesz tu decyzje?- warknął. Westchnęłam i wyszarpałam się z jego uścisku. 
-Zayn, na litość boską! Masz podbite oko! Nigdy nie widziałam Zayna z jakąś kontuzją, a teraz gdy stał przede mną z podbitym okiem i rozciętą wargą było dla mnie szokiem. 
-Tak kurwa! Wiem to, Hannah.- warknął. Wypuściłam pełne irytacji sapnięcie i pod wpływem odwagi chwyciłam go za ramię i zaciągnęłam w stronę łazienki. Chyba się uspokoił i pozwoli bym oczyściła jego rany, bo się nie opierał i pozwolił bym szarpała go za sobą. 
Puściłam jego rękę i zaczęłam grzebać w zabałaganionej apteczce. Usiadł na zamkniętej muszli i obserwował jak przekopuję jej zawartość. 
-Więc co się stało?- zapytałam gdy wzięłam się do pracy. Spojrzał mi prosto w oczy, by za chwilę odwrócić wzrok i wpatrywać się prosto przed siebie.
-Nie twoja sprawa.- warknął. Przewróciłam oczami na jego odpowiedź.
-Co tak właściwie ty i twój napompowany testosteronem gang robicie? Handlujecie narkotykami czy jesteście alfonsami?- palnęłam bezmyślnie, dobrze wiedząc, że stąpam po cienkiej linie.
-Słyszałaś co powiedziałem.- warknął. -Nie twoja jebana sprawa.
-Zayn. Jeśli dalej masz zamiar zmuszać mnie bym z tobą była, to od razu twoje ''sprawy'' stają się moimi. Jeśli mi, kurwa nie powiesz, nie będę z tobą.- postawiłam sprawę jasno i zaczęłam odkładać rzeczy do apteczki z powrotem. Uniósł brwi i wstał ze swojego niekonwencjonalnego siedzenia. Kiedy się odwróciłam, wpadłam prosto na jego klatkę piersiową.
-Więc myślisz, że masz kurwa wybór?- zaśmiał się ponuro. Odsunęłam się od niego i z powrotem udaliśmy się do kuchni. 
-Pewnie, że mam. Czułam, że idzie zaraz na mną. Nerwy nasiliły się w mojej piersi, dobrze wiedziałam, że sprzeczanie się z nim to głupi pomysł. Taki bardzo mój pomysł... 
Złapał mnie za ramię, jego palce mocno wbiły się w moją skórę. Zaczęłam ciężko oddychać, gdy obrócił mnie i przycisnął do swojej klaty. 
-Wyniosę cię stąd, jeśli będę musiał. Powinnaś coś o tym wiedzieć, kochanie.- zaczął mi grozić. Wyszarpałam się i spojrzałam prosto w te jego diaboliczne oczy. 
-Wtedy będę tak kurewsko głośno krzyczeć i uprzykrzać ci każdą minutę.- odpowiedziałam.  
-Wtedy pobiję cię tak, że nie będziesz miała siły by się odezwać.- syknął, pochylając się tak, by nasze oczy były na tej samej wysokości. Przewróciłam oczyma by nie mógł zobaczyć w nich strachu i ominęłam go, oplatając się ramionami.
-Jezu! Wtargnąłeś z brudnymi buciorami do mojego życia prywatnego, a nie chcesz ujawnić przede mną chociaż kawałek swojego. Staram się, by nasz związek wypalił, ale to wymaga też twojego zaangażowania, Zayn.- skarciłam go, jakby był małym dzieckiem, dobrze wiedząc, że to najgłupsza rzecz jaką mogłam zrobić. 
Chwyciłam moją torebkę i czekałam na niego przy drzwiach. Spodziewałam się najgorszego; zetknięcia z jego pięścią, gdy usłyszałam jego szybkie ciężkie kroki. Obrócił mnie i przyparł do ściany. 
Wiedziałam co zaraz nastąpi. Praktycznie go do tego zmusiłam.
Zamknęłam oczy, oczekując ciosu, ale zamiast tego poczułam jego wargi na moich. Intensywność pocałunku wzrosła, gdy z jakiegoś powodu zdecydowałam się go odwzajemnić.