Po jego wyznaniu zostawił mnie całkowicie oniemiałą. Ku mojemu zaskoczeniu zostawił otwarte drzwi, jakby zapraszał mnie bym stąd wyszła i siedziała tam razem z nim.
Taaak, już pędzę.
Wyślizgnęłam się z łóżka i zamknęłam je z trzaskiem, robiąc to wystarczająco głośno, żeby zrozumiał, że nie mam zamiaru wychodzić. Jestem jego więźniem, a NIE gościem.
Wspięłam się z powrotem na łóżko, czując się obrzydzona, bo wciąż miałam na sobie jego koszulkę i próbowałam wyrzucić go z mojego umysłu.
Tęskniłam za moją rodziną. Tęskniłam za mamą, tęskniłam za tatą, tęskniłam za braćmi i siostrą, tęskniłam za moim psem, tęskniłam za moimi znajomymi. Dlaczego byłam na tyle głupia żeby studiować za granicą i trafić do jebanego Londynu? Mogłam wybrać Paryż albo Madryt...
Głupia. Jestem taka głupia.
Jak on mógł powiedzieć, że mnie kocha? Jak kurwa on mógł powiedzieć, że mnie kocha? Jeśli kogoś kochasz to go TAK nie traktujesz. Wątpię, żeby Zayn wiedział czym jest miłość. To niemożliwe żeby mnie kochał. Za każdym razem się kłócimy albo mnie bije. Nie, on mnie nie kocha.
Czekałam aż przyjdzie i nawrzeszczy na mnie za trzaskanie drzwiami, ale nie przyszedł. Z powrotem poszłam spać.
Kiedy się obudziłam, dalej było ciemno. Nie byłam w stanie stwierdzić czy to ta sama noc czy następna. Obudziłam się przez zapach, ale raczej nie przyjemny. Nie czekał na mnie żaden posiłek. Nie było żadnych kanapek napchanych narkotykami.
Ten zapach pochodził z rogu pokoju, gdzie znów zauważyłam ten błyszczący przedmiot. Metalowa sprzączka od jego butów znów błyszczała w świetle księżyca.
-Czego chcesz, Zayn?- mruknęłam z irytacją i znów oparłam głowę o poduszkę. Słyszałam ciężkie kroki zbliżające się do łóżka. Zapach był coraz mocniejszy i mocniejszy.
Papierosy i coś jeszcze.
-Chcę ciebie.- wybełkotał, gdy klęczał już tuż przy mojej głowie.
Papierosy i alkohol. To był ten zapach. Był totalnie pijany, co mogłam dosłownie WYCZUĆ.
-Cóż, odkąd jestem twoim więźniem, to technicznie mnie masz.- syknęłam do niego i przeniosłam się na drugą stronę łóżka, by zwiększyć odległość między nami. Mimo, że Zayn był pijany to i tak to zauważył.
-Nie... chodzi mi o to, byś chciała mnie tak jak ja chcę ciebie. Dlaczego nie możesz pokochać mnie tak jak kocham ciebie?- mruknął i oparł łokcie na łóżku. W prawej dłoni trzymał butelkę wódki. Oh Boże.
-Cóż, daj mi pomyśleć- Przerwał mi.
-To było retoryczne, kochanie. Jego słowa były trochę zagmatwane. Ku mojemu zdziwieniu, na to jak pijany był to trzymał się całkiem nieźle.
-Czemu tu jesteś, Zayn? Zamierzasz zrobić coś czego będziesz żałował...- wyszeptałam. W moim głosie był spleciony ze sobą strach i ból jednocześnie. Zayn od razu to wyczuł.
-Chcę tylko byś mnie kochała. Żebyśmy byli jak Lou i El. Dlaczego nie możemy być jak oni?
-Bo Eleanor nie ma nic przeciwko temu, a Louis nigdy nie pobił jej tak, że ledwo mogła chodzić!- wrzasnęłam. On tylko przewrócił oczyma.
-Szczegóły. Machnął szydząco ręką na moje argumenty.
-Dlaczego?- szepnęłam po kilku minutach ciszy. Spojrzał na mnie poważnie, zanim się odwrócił.
-Dlaczego co?- zapytał, ale to było oczywiste, że wiedział o czym mówię.
-Dlaczego ja? Dlaczego mnie kochasz? Nawet mnie nie znasz. Dlaczego po prostu nie możesz zostawić mnie w spokoju? Byłam w 100% pewna, że moje słowa dadzą mu do myślenia, ale on tylko wzruszył niewinnie ramionami.
-Nie wiem.- wyszeptał.
-Nie kochasz mnie.- stwierdziłam uparcie. Westchnął z frustracją i przeczesał palcami jego ciemne włosy.
-Może kocham, może nie. Nie mogę być tego pewien. Wiem tylko, że chcę ciebie.- jęknął. Przewróciłam oczyma. To już chyba było jasne.
-Więc, dlaczego ja? Możesz mieć każdą inną. Wiedziałam, że nie mogę posunąć się za daleko. Stąpałam po niepewnym gruncie. On był kompletnie pijany, a ja i tak poruszyłam drażliwy temat. Nie chciałam na niego naciskać, ale byłam zbyt uparta, nie mogłam powstrzymać nawet samej siebie.
-Bo mi odmówiłaś. Nikt mi nie odmawia, więc postanowiłem, że musisz być moja, ale ty mi nie pozwoliłaś. Jesteś zbyt uparta. Teraz już prawie krzyczał. Obserwowałam jak podniósł butelkę do ust i opróżnił ją do końca. Dreszcz przeszedł mi po plecach, wiedziałam, że to będzie jeszcze gorsze.
-Więc dlaczego po prostu sobie nie odpuścisz? Zayn, to nie powinno tak wyglądać...- powiedziałam cicho i sięgnęłam po jego rękę, mając nadzieję, że choć trochę go tym uspokoję.
Zamiast tego, wyszarpał się z mojego uścisku i wstał.
-NIE! Nie mogę sobie odpuścić! To wszystko JEGO wina, a ty widziałaś jak to wszystko się potoczyło.- krzyknął. Cofnęłam się do tyłu przez jego napad i zmarszczyłam brwi w zmieszaniu. O czym on mówi? I o kogo mu chodzi?
-Zayn, myślę, że może- Przerwał mi i dalej kontynuował.
-Nie był prawdziwym facetem. Nie zatrzymał jej. Pozwolił, by go opuściła. Pozwolił, by opuściła mnie...- krzyknął wściekle, ale zaraz po tym zaczął się uspokajać.
-O kim mówisz?- spytałam nieśmiało.
-To dlatego robię to co robię- kontynuował ignorując mnie -bo jeśli nie zmuszę cię byś została to skończę tak jak on. W samotności. Zayn był zbyt wściekły i pijany by przestać. Pozwoliłam mu skończyć, bojąc się, że mnie skrzywdzi jeśli mu przerwę.
-Zostawili mnie z nim. Był słaby. Nie kontrolował swojej kobiety i skończył sam. Nie będę taki jak on. Mam kontrolę. Jesteś moja. Nigdy nie pozwolę byś opuściła mnie tak jak ona opuściła jego. Nigdy nie opuścisz mnie tak jak oni!- rzucił gniewnie zanim opadł na podłogę.
Przyjrzałam mu się uważnie przez chwilę zanim wyszłam z łóżka. Usiadałam po cichu obok niego i zaczęłam pocierać mu plecy. Stwierdziłam, że muszę znaleźć nowy sposób na obchodzenie się z nim. Moje szorstkie i sarkastyczne podejście było przydatne w normalnych sytuacjach, ale bałam się pijanego Zayna, bo przecież każdy, kto jest pijany jest nieprzewidywalny, więc nie chciałam ryzykować.
-O czym mówisz?- zapytałam szeptem. Oderwał ręce od swojej głowy i wpatrywał się we mnie ciemnymi oczyma.
-O niczym. Nie twoja sprawa. Starał się brzmieć przerażająco, ale słychać było w jego głosie samotność i ból.
-Proszę. Daj sobie pomóc.- posłałam mu najmilszy uśmiech na jaki mnie było stać. Zmarszczył brwi i przyglądał mi się ze zdziwieniem.
-Dlaczego kurwa miałabyś mi pomagać? Przecież mnie nienawidzisz. Jego załamany głos nie pokrywał się nawet do jego zwyczajnego tonu. Myślałam przez chwilę co mu odpowiedzieć, by nie przekroczyć granicy i nie zepsuć tego momentu.
-Jeśli powiesz mi co jest nie tak to lepiej cię zrozumiem. Może będę bardziej wyrozumiała. Widziałam gdy w środku niego toczyła się walka o to czy wpuścić mnie do swojego życia. I w końcu zauważyłam w jego oczach, że wygrałam.
Oparł się o ścianę i zamknął oczy, zanim zaczął mówić.
-Kiedy byłem mały, moi rodzice ciągle się kłócili. Nigdy nie zwracałem na to większej uwagi.
Tak naprawdę nigdy nie uświadomiłem sobie do końca, że do siebie nie pasowali. Moja matka pochodziła z Londynu, a mój tata został przeniesiony tutaj z Pakistanu. Zbyt bardzo się różnili.
Rozwiedli się gdy miałem 11 lat. Nie ważne jak bardzo mój tata starał się zatrzymać moją mamę to i tak nie działało. Zabrała od niego naszą czwórkę- mnie i moje siostry. Wieczna wojna nareszcie się skończyła. Nie chciał mieć już z nami kontaktu. Zbyt bardzo się nienawidzili.
W końcu wszystko miało być rozstrzygnięte. Ja i moje siostry mieliśmy być rozdzieleni. Mama i tata zbyt bardzo wściekali się na siebie by zauważyć jak cierpimy. Mój tata ciągle był ciągle w pracy, a mama zostawała w domu by się nami zajmować. To nie tak, że kochałem ją bardziej, po porostu bardziej ją rozumiałem. Byłem z nią bliżej niż z ojcem, bo nigdy nie było go w domu.
Sędzia zadecydował, że podzieli nas w zależności od płci, a jako, że byłem jedynym chłopcem to zostałem z ojcem, a moje siostry z matką. Nigdy więcej ich nie widziałem. Po prosu zostawiły mnie jakby nigdy nic.
Mojemu ojcu tak bardzo brakowało matki, że zaczął topić smutki w alkoholu. Cały czas był pijany. Nie znęcał się nade mną czy coś, ale nie był już moim ojcem. Możesz sobie tylko wyobrazić jak bardzo przerażony byłem mając jedenaście lat i mieszkając z ojcem takim jak ten.
Jeśli kiedykolwiek był trzeźwy to nie w domu tylko w pracy. Czasami modliłem się, że gdy przyjdę ze szkoły mojego ojca nie będzie jeszcze w domu, żebym znów nie musiał się bać. Nienawidziłem bycia z nim, bo nigdy nie mogliśmy się dogadać.
To było bardziej niż oczywiste, że on też tego nie chciał, więc gdy miałem siedemnaście lat po prostu go opuściłem. Nigdy nie byłem taki samotny. Nie widziałem go od czterech lat... W końcu otworzył oczy i na mnie spojrzał. Dopiero teraz zauważyłam w nim prawdziwego człowieka, a nie szowinistycznego potwora.
-Zayn...- zaczęłam, nie do końca wiedząc co powiedzieć.
-Nie. Nawet nie próbuj. Nie chcę twojego jebanego współczucia. Po prostu tego kurwa nie chcę.- warknął. Wpatrywałam się w niego zanim się podniosłam i z powrotem poszłam do łóżka. Czułam, że jego smutne oczy błądzą za mną po pokoju.
-Proszę. Nie chciałam cię przestraszyć. Proszę, nie gniewaj się.- powiedział błagalnie.
Z mojego doświadczenia pijani faceci byli agresywni i napaleni. Zayn był zupełnym przeciwieństwem; był miły, delikatny, załamany i potrzebujący. A kiedy był trzeźwy był zły, agresywny i napalony. Dość zagmatwany charakter...
-Nie gniewam się, Zayn.- westchnęłam. Spojrzał na mnie w nadzieją w jego piwnych oczach.
-Chcę żeby pomiędzy nami było normalnie. Chcę, żebyśmy byli jak El i Lou.- wyszeptał. Wypuściłam smutne westchnienie. Nie mogłam patrzeć na jego dziecięcą ekspresję. Pijany Zayn był taki delikatny i wrażliwy, że nie mogłam się na niego gniewać.
-Nie wiem, Zayn. Nie sądzisz, że już wystarczająco dużo złego się stało?
-Proszę. Obiecuję, że wszystko będzie dobrze. Już nigdy więcej cię nie skrzywdzę. Będę traktował cię jak księżniczkę. Będę cię kochał.- powiedział błagalnie. Był teraz tuż obok mnie, ze swoimi wielkimi oczami, przypominającymi mi szczeniaczka.
-Dobrze. Spróbujmy.- zgodziłam się. Teraz na jego twarzy widniał ogromny uśmiech. Pochylił się i pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju. Nie chciałam się zgodzić, ale nie dawał mi zbytniego wyboru patrząc na mnie tymi niewinnymi oczyma.
Trudno mi było uwierzyć, że Zayn pokazał mi tą stronę siebie. Stwierdziłam, że był tak pijany, że jutro rano nie będzie pamiętał nic z naszej rozmowy i po porostu wrócimy do naszej starej wzajemnej nienawiści. Przynajmniej miałam taką nadzieję.