-Otwieraj, kochanie!- zawołał zbyt uprzejmie zza drzwi. Miałam ochotę wymiotować na myśl jaki to on nie jest ''miły''. Słyszałam, że wciąż uderza w drzwi, więc odsunęłam się od nich, tak że natknęłam się na ścianę, byle by jak najdalej od niego.
-Nie mam problemu z wyważeniem tych drzwi, kochanie. Otwieraj! Znów ten miły głos. Nie odpowiedziałam. Nie mogłam... i nie chciałam. Nigdy mu nie otworzę; byłam pewna jak cholera, nigdy nie otworzę mu tych drzwi!
-HANNAH!- krzyknął, przerywając mój spokój. Usłyszałam głośne uderzenie w drzwi. Nie miałam wątpliwości, że to jego pięść. Byłam niezmiernie wdzięczna, że dzieliła nas ta drewniana bariera. Nie wyobrażam sobie, gdyby celował tą pięścią we mnie...
-Dobrze! Zobaczymy czy dasz radę siedzieć tam cały pieprzony dzień. I tak w końcu wymiękniesz.- zaśmiał się ponuro. Czekałam na jego dalsze krzyki, ale nie usłyszałam nic. Zajrzałam przez dziurkę od klucza by zobaczyć czy dalej tam był. Był.
Siedział na podłodze na przeciwko drzwi i oparty był o ścianę. Nadal miał na sobie tylko bokserki, tak jak minionej nocy, co przypomniało mi, że dalej mam ubraną jego koszulkę. Zerwałam ją z mojego ciała i rzuciłam w kierunku toalety. I wtedy zorientowałam się, że zostałam w samym staniku i majtkach... bardzo mądrze.
Oparłam się o kabinę prysznicową i schowałam głowę w dłoniach. Co ja zrobiłam!? Siedziałam tak w ciszy przez około godzinę, póki nie odezwał się Zayn.
-Gotowa by się poddać, kochanie?
-Nie! Mogę siedzieć tu cały dzień!- krzyknęłam pewnym głosem, choć nie czułam się tak w ogóle.
-Jakoś w to wątpię.- dokuczał mi.
-A ty? Masz zamiar siedzieć tu cały dzień?- rzuciłam mu wyzwanie.
-W zasadzie to i tak nie miałem planów na dzisiaj. Zamknęłam oczy i starałam się go ignorować.
-Zaprosiłem kilku przyjaciół, żebyśmy wszyscy razem mogli siedzieć tu i czekać aż postanowisz wyjść.- poinformował mnie przez drzwi.
-Jestem z ciebie taka dumna, Zayn! Masz przyjaciół!- krzyknęłam sarkastycznie. Usłyszałam tylko cichy śmiech zanim odpowiedział.
-Tylko poczekaj, aż cię dopadnę. Moje serce momentalnie przyśpieszyło, czułam, że przez moje żyły przepływa strach. Nie odpowiedziałam mu, bo uznałam, że nasza chamska wymiana zdań została zakończona. Przycisnęłam ucho do drzwi, by sprawdzić co robi Zayn.
-Hej, jak leci?- powiedział, ale nie usłyszałam odpowiedzi, mimo to mówił dalej. Musiał rozmawiać przez telefon.
-Tak, jestem w domu.- roześmiał się przez coś, co powiedziała osoba po drugiej stronie.
-Słuchaj, wiem, że mieliśmy spotkać się u ciebie, ale mam ummm... mały problem. Może przyszlibyście do mnie? Zapadła cisza, podczas gdy jego rozmówca mu odpowiadał.
-Tak, mógłbyś przekazać to reszcie? Kolejna przerwa.
-Dzięki, Lou. I oczywiście weź ze sobą El. Tak czy inaczej potrzebuje jej pomocy. Słyszałam, że odkłada telefon. Zajrzałam do otworu od klucza i zobaczyłam, że wstał i zaczął kierować się w głąb jego sypialni. Odetchnęłam z ulgą, ale i tak nie mogłam wykonać żadnego ruchu, dopóki nie wrócił. Trzymał w ręce poskładane ubrania, wsunął je na siebie i oparł się o ścianę na przeciwko drzwi.
Przesunął swój wzrok na dziurkę, jakby wiedział, że go obserwuję. Westchnęłam i cofnęłam się do tyłu, tak, żeby dystans pomiędzy nami mógł chronić mnie od jego przenikliwego spojrzenia. Moja klatka piersiowa opadała szybko w górę i w dół z każdym oddechem.
On jest po drugiej stronie drzwi. Muszę się uspokoić...
Stałam w bezruchu przez kilka minut starając się uspokoić mój oddech. Zanim znów odważyłam się spojrzeć w otwór w drzwiach, usłyszałam za drzwiami inne głosy.
-Co jest? Słyszałem od Lou, że masz jakiś problem?- zapytał go jeden z przyjaciół. Harry?
-Taaak, Hannah zamknęła się w łazience. Zayn skarżył się tak, jakby myślał, że go nie słyszę.
-Musisz kontrolować swoją dziewczynę.- zachichotał.
-No co ty nie powiesz. Wywróciłam oczyma, opierając się pokusie, by otworzyć drzwi i zdzielić obydwu po twarzy. Z JAKIEGOŚ powodu wiedziałam, że to się dla mnie dobrze nie skończy. Usłyszałam inne osoby wchodzące do pokoju.
-Co się dzieje? Myślę, że zapytał Liam.
-Hannah zamknęła się w łazience.- wyjaśnił cicho Harry. Zamknęłam oczy i udawałam, że ich nie słyszę. Zastanawiałam się czy nie odkręcić wody w kranie, by nie słyszeć ich w ogóle, ale usłyszałam głos, który wyróżniał się spośród reszty.
-Louis, Lou, mogę z nią pogadać? Mogę jej pomóc. Delikatny, damski głos zapytał. Szybko stanęłam na nogi i ruszyłam w stronę drzwi. Bez zastanowienia je otworzyłam, wybiegłam z łazienki i rzuciłam się, by ją przytulić.
-Lepiej pilnuj swoich spr-. Louis przerwał przez moje nagłe wyjście.
Eleanor była zaskoczona moim atakiem, ale również delikatnie mnie przytuliła. Louis stał naprzeciwko niej, pewnie odepchnęłam go od niej, no cóż... Kątem oka zauważyłam, że Zayn zbliża się w naszą stronę, więc odruchowo się cofnęłam, a El razem ze mną.
-Wyjście przeciwpożarowe jest w jego gabinecie, obok jego sypialni.- wyszeptała szybko, zanim Zayn mnie od niej odciągnął. Rzuciłam jej szybkie spojrzenie, by zobaczyć jak bardzo ucierpiała zeszłej nocy. Ku mojemu zdziwieniu nie miała żadnego obrażenia- czyżby jej nie pobił? Albo siniaki nie były widoczne w odkrytych miejscach.
-Gdzie się podziała twoja koszula?- warknął. Widziałam, że wszyscy chłopcy odwrócili wzrok, rozumiejąc, że to nie ich sprawa i nie mają patrzeć. Spojrzałam w dół i się zarumieniłam. No tak... byłam przecież w samej bieliźnie.
-Oh, masz na myśli ten obrzydliwy materiał, który mi wczoraj dałeś? Pływa pewnie w toalecie.- splunęłam w jego stronę. Widać było złość w jego oczach. Złapał mnie za rękę i zaciągnął w stronę jego sypialni.
-Włóż coś na siebie. Policzę się z tobą później.- warknął. Wywróciłam oczyma i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-Nie.- rzuciłam mu wyzwanie. Odwrócił się do mnie z wyrazem twarzy pytającym ''zabić cię czy zabić cię?''
-Nie denerwuj mnie, Hannah.- wysyczał i odszedł ze swoimi przyjaciółmi do innego pokoju. Eleanor posłała mi zachęcające spojrzenie, zanim została pociągnięta przez Louisa.
Kręciłam się po jego sypialni, załamana moją porażką, zanim wsunęłam na siebie jego ubrania, żeby nie chodzić pół naga. Wciąż nie rozumiałam, dlaczego Eleanor chciała mi pomóc, zapewne tylko pogorszyła swoją sytuację. Nie mniej jednak, byłam jej nieskończenie wdzięczna.
Po cichu wymknęłam się z pokoju Zayna, by zbadać pokój naprzeciwko. Były w nim półki sięgające od podłogi aż do sufitu, ciemna podłoga z mahoniowego drewna. Za olbrzymim biurkiem i nowoczesnym komputerem stał skórzany fotel. Przypuszczałam, że to jego biuro. Udałam się do okna i spojrzałam w dół.
Wyjście przeciwpożarowe.
Starałam się je otworzyć, ale sprawiało za dużo hałasu. Wiedziałam, że Zayn przyjdzie sprawdzić co się dzieje, jeśli to usłyszy.
Z przypływem adrenaliny otworzyłam okno z głośnym, skrzeczącym hałasem. Słyszałam krzyki z salonu, a następnie ciężkie kroki. Zanim stchórzyłam, wyszłam przez okno i zaczęłam schodzić w dół drabiny ewakuacyjnej. Słyszałam, że drzwi do pokoju zostały otwarte, ale się nie zatrzymałam. Nie mogłam, zabiłby mnie.
-HANNAH! Słyszałam, że ktoś krzyczał nade mną. Nawet nie podniosłam wzroku, wciąż się oddalałam. Poczułam, że drabina zaczęła drżeć, bo ktoś schodził po niej nade mną. To tylko przyśpieszyło moje tempo.
-Hannah. Przysięgam na Boga, jeśli się teraz nie zatrzymasz... Zayn urwał.
-Jeśli się nie zatrzymam to co? Mam przewagę, i tak mnie nie złapiesz. Nie mogłam się powstrzymać, by mu tego nie powiedzieć. Głos mi trochę drżał, ale wiedziałam, że Zayn doskonale mnie zrozumiał. Podniosłam wzrok w górę, by potwierdzić swoje podejrzenia.
Zayn niemal pędził schodami przeciwpożarowymi prawie mnie doganiając. Mogłam wręcz poczuć gniew, który od niego bił. Widziałam głowy Nialla i Harrego wyglądające przez okno, obserwując naszą gonitwę, ale nie palili się do pomocy Zaynowi. Nigdy nie zrozumiem ich relacji...
Wciąż pędziłam w dól, bez momentu przerwy. Nie mogłam pozwolić by mnie złapał.
Oczywiście on był w znacznie lepszej formie niż ja, więc pomału mnie doganiał.
Kiedy wreszcie dotknęłam bosymi stopami bruku, poczułam niesamowitą ulgę. Zaczęłam uciekać w przypadkowym kierunku i biegłam tak długo, póki nie znalazłam sklepu, w którym mogłam się schować.
Stałam schowana za półką w księgarni, a sprzedawca i klienci spoglądali na mnie jakbym uciekła z psychiatryka. Cóż... nie dziwię się im. Miałam włosy w nieładzie, byłam zdyszana, byłam boso i miałam na sobie męskie ciuchy. Nieważne. To nie było tak, że osądzałam tych ludzi. Nikt mi nie pomógł, bo nie wiedzieli co mi się przydarzyło...
Kiedy zauważyłam, że Zayn przebiegł tędy nie zwracając nawet uwagi na ten sklep, odetchnęłam z ulgą. Jego umięśnione nogi ruszyły dalej szukać mnie w tłumie ludzi. Wyszłam ze sklepu i ruszyłam w przeciwnym kierunku niż on, ale starałam się nie zbliżać w stronę jego mieszkania.
Nie oglądałam się już przez ramię, gdy byłam już na dobrze znanej mi ulicy. Kiedy stanęłam przed moim mieszkaniem, poczułam łzy radości spływające mi po policzkach. Uciekłam mu. Byłam bezpieczna.
Przynajmniej teraz.