niedziela, 30 czerwca 2013

Chapter 13: Monster

W sumie to oczekiwałam obudzić się w szpitalu. To znaczy... zanim straciłam świadomość, jedyne co czułam to przeraźliwy ból. I byłam wtedy cała zakrwawiona i bez wątpliwości ze złamaną kością tu czy tam.
Nie zdziwiłabym się też, gdybym obudziła się w tym ciemnym zaułku... No bo kto wie czego spodziewać się po Zaynie?
Kiedy otworzyłam oczy i zamrugałam kilkakrotnie, by przyzwyczaić je do światła, nie obudziłam się w żadnym z tych miejsc. Leżałam teraz na ogromnym łóżku, w pokoju, którego nigdy wcześniej nie widziałam, ale jego urządzenie było mi znajome.
-Nie śpisz już? Ktoś szepnął obok mnie. Obróciłam głowę w jej stronę i zobaczyłam osobę, którą najbardziej w tym momencie chciałam widzieć; Eleanor z apteczką pierwszej pomocy. Nie byłam w szpitalu, ale to jest o wiele lepsze od zakrwawienia się na śmierć w ciemnym zaułku...
-Ugh. Co mi się stało?- Jęknęłam nie zdając sobie do końca sprawy ze wszystkich moich urazów. Całe moje ciało było obolałe, ale ukryte pod kołdrą w łóżku.
-Cóż... z tego co słyszałam- Zaczęła, ale jej przerwałam.
-To było pytanie retorycznie. WIEM co mi się stało. Przewróciłam oczami i posłałam jej przyjazny uśmiech. El przybliżyła się do mnie i zaczęła obmywać mi twarz.
-Więc mogę ci powiedzieć co stało się PO tym kiedy cię pobito. Przytaknęłam, na znak by kontynuowała.
-Któryś z chłopców zadzwonił do Louisa by mnie tu przyprowadził. Kiedy przyszłam, leżałaś w łóżku cała poobijana i zakrwawiona. Pierwsze co przyszło mi na myśl, to, że Zayn chciał cię zabić, ale wiem, że zbyt bardzo cię kocha, by to zrobić.
-Oh, daj spokój... Nie mogłam się oprzeć by jej przerwać.
-On naprawdę cię kocha, Hannah.- naciskała. Wywróciłam oczyma, ale nic nie powiedziałam.
-Mam dość duże doświadczenie w pielęgniarstwie, ale nie mam rzeczy, które są mi potrzebne, w czym zawinił Louis. Dostałam jakieś mokre szmaty i apteczkę i kazali mi się tobą zająć.
-Jesteś pielęgniarką? Przypuszczałam, że modelką czy coś.- mruknęłam. El zaśmiała się na mój komentarz i przerwała tą ponurą atmosferę.
-Tak, na pewno.
-Nie, Eleanor, mówię serio. Teraz to ona przewracała oczyma.
-NIE jestem pielęgniarką, tak przy okazji. Byłam w szkole dla pielęgniarek, ale poznałam Louisa. Zaczęliśmy się spotykać, ale kiedy to przerodziło się w coś poważniejszego, musiałam rzucić szkołę, rzucić moją tymczasową pracę i wyprowadzić się do niego. Tak to tutaj działa.- wyszeptała niemal z utęsknieniem. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią ze smutkiem.
-Byłaby z ciebie świetna pielęgniarka.
-Dzięki. Uśmiechnęła się z uznaniem.
-W każdym razie- kontynuowała -oczyściłam twoje rany i pomogłam ci się przebrać. I tak oto tu jesteśmy.- podsumowała.
-Byłam naga, kiedy chłopaki mnie znaleźli?- zapytałam z nadzieją, że nie widzieli mnie nago. Naprawdę nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie, ale musiałam zapytać. El skrzywiła się i przygryzła wargę.
-Cóż... kiedy cię tutaj znalazłam byłaś goła, ale Zayn okrył cię płaszczem, gdy cię tu przenosił, by nie robić zamieszania. Wzdrygnęłam się na myśl o nim, dotykającym moje nagie ciało, niosąc mnie tutaj bez ubrań. Tak w ogóle gdzie jest TUTAJ?
-Gdzie my jesteśmy? Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko naokoło mnie było dziwnie znajome, ale wiedziałam, że nigdy tu nie byłam.
-W pokoju gościnnym Zayna.- powiedziała, jakby to było oczywiste. Przewróciłam oczyma i westchnęłam. Oczywiście. Spędziłam tak dużo czasu, by wydostać się z tego miejsca, a teraz jestem tu z powrotem...tyle, że w o wiele gorszym stanie.
-Zaraz skończę, więc będę musiała cię obandażować. Skinęłam głową i zamknęłam oczy.
-A ty na początku próbowałaś uciekać?- zapytałam ją kiedy skończyła. Leżałam w wygodniej pozycji, wciąż z zamkniętymi oczami.
-Szczerze? Nie. Louis zawsze chciał mieć nade mną kontrolę i władzę, ale nie w takim stopniu jak reszta chłopaków. Naprawdę go kocham i zamierzam spędzić z nim resztę mojego życia.- odpowiedziała szczerze. Słychać było w jej głosie miłość do Louisa, a ja naprawdę nie mogłam zrozumieć skąd się to brało.
-Ale.. on nigdy... no wiesz.. nie ukarał cię? Ani nic z tych rzeczy? Na przykład kiedy pomagałaś mi tyle razy?- zapytałam niepewnie. Nawet nie musiałam na nią patrzeć, żeby widzieć, że się rumieni. Już chciałam przeprosić za to, że zbyt bardzo na nią naciskam, ale zaczęła mówić.
-Cóż... szczerze to nie ufałam nigdy nikomu na tyle by mu o tym powiedzieć, ale myślę, że ty nie będziesz jak inni i to zrozumiesz. Lou nie bije mnie, tak jak Zayn bije ciebie. On kara mnie ummm... w inne sposoby.- wytłumaczyła mi powolnie, zastanawiając się przy tym, jak mi to wyjaśnić.
-Oh? Zaintrygowała mnie. Bałam się na nią naciskać, bo to jedyna osoba, która jest w identycznej sytuacji jak moja.
-Tak... cóż... on... hmm.... gwałci mnie.- powiedziała cicho. Otworzyłam oczy by na nią spojrzeć. Przybliżyła się do mnie, by obandażować moją rękę starając się ukryć róż na jej policzkach.
-Że co?- wydyszałam. Nikt nie ma prawa robić tego kobiecie, bez względu na to kim on do cholery myśli, że jest.
-To nie tak, Hannah, przysięgam. Louis i ja jesteśmy w seksualnym związku. Po prostu kiedy chce mnie ukarać, to jest dla mnie bardziej bolesne niż przyjemne. Starała się go bronić, widząc moje niedowierzanie.
-Nie wiem co o tym sądzić.- westchnęłam i obróciłam głowę tak, że wpatrywałam się w ciemny sufit. El również westchnęła, dalej starając się przekonać mnie, że to co robi jej Lou jest w porządku.
-Cóż.. to nie jest tak, że.. gdy jestem karana to...- jąkała się.
-Okej, okej. Nie musisz mi tego mówić.- zapewniłam ją. Jeśli był to dla niej niewygodny temat, to nie zamierzałam jej zmuszać.
-On robi to analnie. Kurewsko boli, ale chociaż trzyma mnie w ryzach. W końcu wyznała i od razu skierowała swój wzrok na podłogę by ukryć jej policzki koloru pomidora.
-Awww...El. Nie do końca wiedziałam jak ją pocieszyć. Musiała radzić sobie z tym sama już przez długi czas.
-Nie, jest ok. Ze mną wszystko ok. Przywróciła się do pionu i usiadła koło mnie.
-To już nie boli tak jak kiedyś. To po prostu jest żenujące, to wszystko. Już się z tym pogodziłam, ale tak czy inaczej to ty jesteś tutaj najbardziej poszkodowana. Ja wybrałam sobie taki los, ty nie. Starała się przenieść rozmowę z powrotem na mój tor. To jak kara ją Louis z pewnością nie był dla niej komfortowy temat, więc jej odpuściłam.
-Tak, ale rany szybko się goją. Kilka siniaków mnie nie powstrzyma. A tym bardziej nie powstrzyma mnie Zayn głupi Malik.- syknęłam. Roześmiała się lekko, ale dalej miała poważny wyraz twarzy.
-Muszę powiedzieć Louisowi, że wstałaś, żeby powiedział Zaynowi.- powiedziała z rezygnacją. Wywróciłam oczyma.
-Jakie to ma dla niego znaczenie? I w sumie to dlaczego sama nie możesz mu tego powiedzieć?
-To zasada. Jestem dziewczyną Louisa. Nie mogę rozmawiać z innymi chłopakami, a oni nie mogą odzywać się do mnie. Nawet chłopaki z gangu. Tak to tutaj działa. To dlatego też nie mogą wpychać nosów w związki innych. Lou czy Niall nie mogą stanąć pomiędzy tobą a Zaynem. Przytaknęłam głową. Teraz to miało sens- popieprzony, ale sens.
-Możesz tu ze mną zostać, kiedy skończysz? Będę potrzebowała moich wszystkich sił, by się z nim zmierzyć.- westchnęłam. El kiwnęła ochoczo głową i wzięła się do dalszej pracy.
-Skończone.- odetchnęła i wstała z łóżka. Spędziłyśmy resztę czasu w ciszy, ciesząc się swoim towarzystwem. Wiedziałam, że będę musiała się z nim zmierzyć. Powstrzymałam łzy strachu, tak by nie okazać przed nią słabości.
-Więc co ze mną będzie, doktorze?- dokuczyłam jej z uśmiechem. Obserwowałam jak chowa przybory do apteczki.
-Brak poważnych złamań, dzięki Bogu. Dużo siniaków, otarć, drobne stłuczenia i skręcenia. Będzie bolało jeszcze przez jakiś czas, ale jesteś cała poobijana. Na szczęście to nic poważnego, miałaś dużo szczęścia. Widać, że walczyłaś, żeby nie było gorzej.- westchnęłam. Czyli moje próby wyrwania się im nie poszły na marne.
-Możesz zawołać bestię. Zamknęłam oczy. Słyszałam, że El wychodzi tak cicho jak to było możliwe. Minęło kilka minut, zanim usłyszałam ciężkie kroki, które były zupełnym przeciwieństwem chodzenia Eleanor.
Szedł w pośpiechu i czym bliżej pokoju był, tym jego kroki były głośniejsze. Słyszałam, że otworzył drzwi, ale nie otwierałam oczu, póki nie było to konieczne. Starałam wyobrazić sobie, że jestem teraz w lepszym miejscu; z Clarie, albo w domu- w moim prawdziwym domu w Ameryce.
-Kochanie, wstałaś? Jego gruby, głęboki głos w końcu się odezwał. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego wciąż stojącego w drzwiach. Głupi sukinsyn. Ugryzłam się w język, by nie powiedzieć tego na głos.
-Jak się czujesz?- zapytał cicho, wchodząc w głąb pokoju, zamykając za sobą drzwi. Podszedł do łóżka, na którym leżałam i przykucnął. Wpatrywałam się w sufit i udawałam, że go tam nie ma. Wiedziałam, że ta taktyka nie działa, ale może zrozumie, że go tu nie chce i sobie pójdzie.
-Kochanie, spójrz na mnie.- powiedział już trochę bardziej stanowczo, starając się by nie brzmieć zbyt ostro. Obróciłam się w jego stronę, wpatrując się w niego spod przymrużonych powiek.
-Co?- warknęłam. Uniósł brwi w zdziwieniu.
-Nie bądź na mnie zła, kochanie. Sama się doigrałaś.- zaśmiał się. Co do chuja on widzi zabawnego w tej sytuacji? To, że leżałam ranna w łóżku? Oh tak. To jest cholernie zabawne.
-Niby dlaczego? Nie prosiłam, by ktoś napadł mnie w alejce. Zaatakowali mnie tylko dlatego, że starałam się unikać CIEBIE!- syknęłam. Ten pierdolony dupek myśli, że może winić mnie za to wszystko? Jego niedoczekanie!
-To TY szłaś tamtą alejką, kochanie. To TY ukryłaś swoje oznaczenie pod makijażem.- wytknął mi. Nie był już w stanie ukrywać surowości jego głosu.
-Zrobiłam to przez CIEBIE. Kiedy ostatni raz cię widziałam, groziłeś mi. Nie chciałam byś znów mnie pobił.- prychnęłam. Jak on może sądzić, że to moja wina?
-Taka szkoda, kochanie... Unikając pobicia przeze mnie, wpadłaś na kogoś kto pobił cię jeszcze bardziej. Wygląda na to, że to było nieuniknione.- zaśmiał się. Ten sukinsyn ma pojebane poczucie humoru.
-Równie dobrze możesz zrobić to teraz. Miejmy to już z głowy.- wyszeptałam niechętnie. Jeśli mam czuć ból, to teraz, gdy i tak umieram od samego leżenia w łóżku. Zayn zmarszczył brwi i przesunął palcami po mojej zabandażowanej ręce.
-O czym do cholery mówisz, kobieto?- mruknął, wyraźnie zorientowany. Spojrzałam na niego równie zmieszana co on.
-Nie zamierzasz mnie ukarać?- wyszeptałam tak cicho, że zdziwiłam się, że mnie usłyszał.
-Dlaczego miałbym to zrobić, kochanie?- zapytał delikatnie, prawie przyjaźnie. Nie, Zayn Malik NIE jest miły.
-Bo byłam nieposłuszna. Odmówiłam ci. Uciekłam od ciebie. Ukryłam swój znak pod makijażem. Unikałam cię. Leżałam naga przez trzema obcymi facetami. Skrzywił się, gdy usłyszał ostatnią rzecz, ale poza tym nic nie zrobił. Mogłam jeszcze długo wymieniać, co zrobiłam ''źle'', ale stwierdziłam, że te powody wystarczą.
-Karałem cię tylko ze względu na to, żebyś nauczyła się co zrobiłaś źle i nigdy nie robiła tego ponownie. Tym razem dostałaś dość cenną lekcję, by przede mną nie uciekać i nie ukrywać znaku na swojej szyi. Pogłaskał mnie delikatnie po policzku.
-Poza tym, nie byłaś nago przed tymi facetami z własnej woli. Jeśli byłabyś, to byłaby zupełnie inna historia. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Czy on mi tak po prostu odpuścił? Zrobił to bo było mnie mu żal i byłam cała posiniaczona i pobita? Czyżby Zayn Malik miał serce?
-Co się stało po tym gdy zemdlałam?- zapytałam. Co zrobił z tymi ludźmi? Zapewne byli w o wiele gorszym stanie niż Andrew. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Nie chciałam o tym myśleć.
-Pilnuj swoich spraw.- rzucił wyraźnie poirytowany, że o to pytam. Spojrzałam mu w oczy; były wściekłe. Poczułam przypływ paniki, ale starałam się jej nie okazywać.
-To jest moja sprawa! Oni mnie zaatakowali. Zgwałciliby mnie jeśli przyszedłbyś parę minut później.- warknęłam.
-Zmień ton.- ostrzegł.
-Czyli co? Zostawiłeś ich w śmietniku tak jak Andrew? Jesteś potworem...- mruknęłam pod nosem. Nie miał tego usłyszeć, ale z moim szczęściem usłyszał tak czy inaczej.
-Chyba się przesłyszałem! Pobili cię aż do krwi i chcieli cię zgwałcić, a ty mówisz, że to JA jestem potworem? Wstał na równe nogi i górował nade mną swoim wzrostem. Wzdrygnęłam się ze strachu, ale i tak nie zamierzałam mu odpuścić. 
-TY też mnie tak pobiłeś!- przypomniałam mu.
-To była dla ciebie nauczka! Dostałaś wtedy to na co zasłużyłaś; kilka dni bólu. Tamci faceci nie mieli zahamowań! Nie byłaś wtedy świadoma!- wykrzyczał mi prosto w twarz.
-Gdyby LIAM ci wtedy nie przeszkodził, pobiłbyś mnie na śmierć!- krzyknęłam z powrotem. Co z tego, że leżę chora i posiniaczona w łóżku? Nie jestem słaba. Chciałam walczyć.
Zayn podniósł dłoń, tak jakby zamierzał mnie uderzyć. Miał rozwarte nozdrza, a jego oczy płonęły. Opuścił rękę i zamknął oczy. Widziałam, że liczy w pamięci do dziesięciu, by się uspokoić. Gdy to zrobił, znów przykucnął obok łóżka.
-Oni też byli potworami. Dostali to, na co zasłużyli.- powiedział cicho, chociaż wiedziałam, że całymi siłami próbuje powstrzymać swój gniew.
-To znaczy co?- zapytałam.
-W przeciwieństwie to twojego byłego przyjaciela Andrew, ta trójka nie miała tak lekko. Chłopcy już o to zadbali...-wyszeptał powoli, uważnie obserwując moją reakcję na jego słowa.
Szczęka mi opadła, a oczy otworzyły się szeroko w szoku. Wiedziałam, że Zayn jest zły... ale żeby był mordercą? Nie znałam tych ludzi, ale na pewno nie chciałam ich śmierci, nawet po tym co mi zrobili. Kurwa. W co ja się wpakowałam?
-Jesteś potworem.- wyszeptałam bez zastanowienia. Bardzo mądrze, Hannah. Dalej wkurzaj kogoś, kto przed chwilą przyznał się do morderstwa. Stawałam się głupsza coraz bardziej...
Ku mojemu zaskoczeniu, Zayn się nie wkurzył. Wstał i skierował się w stronę wyjścia. Otworzył cicho drzwi i stał odwrócony do mnie plecami. Kiedy już myślałam, że odejdzie, on zapalił światło i spojrzał na mnie przez ramię z jego diabelskim uśmiechem.
-Każdy ma potwory wewnątrz siebie, kochanie. Ja po prostu dałem swoim wyjść na zewnątrz.- powiedział, po czym zamknął drzwi i zniknął.