piątek, 28 czerwca 2013

Chapter 12: Attack

Przez dłuższy czas byłam w uścisku Clarie. Siedziałyśmy w salonie płacząc sobie nawzajem w ramię. Clarie była przerażona moimi obrażeniami i znakiem na mojej szyi, a ja bałam się o to, w jakim stanie był Andrew.
Zapadł w medyczną śpiączkę z powodu jego rozległych urazów. Będzie potrzebował dużo czasu, by wyzdrowieć. W drodze do szpitala powtarzał ciągle 'ona nie była naznaczona, ona nie była naznaczona'. Myślę, że nic mu nie będzie... Chociaż nie rozumiem jednego. Jak do cholery można zostawić w śmietniku krwawiącą osobę!? Bezwzględne potwory! Tyle dowiedziałam się od Clarie.
W końcu postanowiłam się umyć i zdjąć z siebie JEGO ubrania. Oderwałam się od Clarie, posyłając jej wdzięczny uśmiech, który odwzajemniła.
Rzuciłam okiem na nasze mieszkanie i od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak.
-Po co te pudła? Co się dzieje?- wyjąkałam i uniosłam brwi w kompletnej dezorientacji. Oczy Clarie spojrzały na pudła ze smutkiem.
-Miranda.. ona, cóż.. wyrzucili ją z uniwersytetu. Nie chodziła na zajęcia i je zawaliła.
-O kurwa. To jedyne co udało mi się w tej chwili powiedzieć.
-No właśnie...Niedługo wróci żeby się pożegnać. Jest załamana, ale myślę, że powinnyśmy dać jej odejść bez tej całej dramy. Wraca do Ameryki, to jedyne do możemy dla niej teraz zrobić. Przytaknęłam i ruszyłam do mojej sypialni. Biedna Miranda... Będzie mi brakować jej wybryków. Teraz będę jedyną Amerykanką w naszym mieszkaniu.
Po wzięciu prysznica i zmienieniu ubrań, postanowiłam iść spać. Była dopiero 4 po południu, ale po tym całym dniu byłam wyczerpana. Ruszyłam w stronę mojego łóżka, które wyglądało coraz bardziej zachęcająco, ale w oczy rzuciła mi się biała karteczka leżąca na poduszce.
Delikatnie ją podniosłam i moje oczy zaczęły wertować niechlujne pismo.


Niezła próba, widzimy się wkrótce, kochanie. 

Zayn xx


Moje serce przestało pompować krew, a ja od razu wiedziałam, że tej nocy nie usnę.


*Kilka dni później* 
Po dość płaczliwym wyjeździe Mirandy, atmosfera między nami byłą napięta. Natasha podejrzewała, że coś przez nią ukrywamy. Ukrywałyśmy prawdę o moich kłopotach z One Direction, ale tylko i wyłącznie dla jej dobra.  
Od tamtej pory nie pokazywałam nikomu rany na szyi, którą zostawił mi Zayn. Pamiętam, że gdy przytulałam Eleanor, zauważyłam u niej kilka blizn. Tak jak ja, miała dość dużą malinkę w pobliżu obojczyka. Było widać, że to ślady z jej poprzednich ugryzień, które ukrywała pod makijażem.
Zrobiłam dokładnie to samo. Jednak ludzie i tak dowiedzą się, że należę do Zayna, nie ważne jak bardzo bym to ukrywała. To może tyczyć się Andrew... No ale przynajmniej się starałam.
-Do zobaczenia później!- krzyknęła do mnie Clarie, kiedy ruszyła do sali, gdzie odbywały się jej zajęcia. Posłałam jej uśmiech, pomachałam na pożegnanie i udałam się w stronę naszego mieszkania. Nie przejmowałam się już tym, że wracam sama, wręcz przeciwnie- cieszyłam się z tego. Przynajmniej Zayn nie skrzywdzi nikogo z mojego powodu. Stwierdziłam, że dopadnie mnie prędzej czy później, niezależnie od tego, czy ktoś będzie ze mną.
Nadal jednak unikałam podejrzanych ulic. Chodzenie nimi byłoby wręcz proszeniem się o to by mnie złapał.
Rozpoczęłam szybki marsz w dobrze znanym kierunku mojego domu. Zimne londyńskie powietrze nie przestało mnie zaskakiwać. Mocniej owinęłam się płaszczem, by choć trochę się ogrzać.
Spojrzałam w lewo i o mało nie dostałam zawału serca. Przez kręgosłup przeszedł mi dreszcz i czułam strach rosnący w moim ciele z każdą chwilą. Zobaczyłam Harrego i Liama opierających się o ścianę budynku skrytego w głębi ulicy. Palili papierosy i zagadywali ludzi z mojej uczelni, którzy ich mijali. Szybko pobiegłam w stronę innej uliczki, tak by mnie nie zauważyli.
Wiedziałam, że Zayn i tak mnie dopadnie... ale po co miałam to przyśpieszać?
Szłam tą alejką, mając nadzieję, że prowadzi do ulicy, którą mogłabym dojść do domu.
-Co my tutaj mamy? Męski głos zabrzmiał po mojej prawej stronie. Podskoczyłam ze strachu i obróciłam głowę w jego kierunku. Stało tam trzech kolesi, którzy mieli na sobie postrzępione jeansy i koszulki.Widać było, że cała trójka dawno się nie goliła.
-Hej skarbie, co powiesz, by spędzić ze mną chwilę?- krzyknął któryś z nich. Wywróciłam oczyma i szłam dalej. Banda pijaków...
-Dokąd się wybierasz hmm?- zapytał kolejny.
-Zostawcie mnie w spokoju!- warknęłam gdy zaczęli się do mnie zbliżać. Starałam się iść w szybkim tempie, ale lider grupy stanął mi na drodze.
-Czyżby Amerykanka?- parsknął śmiechem. Wyprostowałam się, podniosłam wysoko głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy.
-Zejdź mi z drogi! Starałam się brzmieć tak odważnie, jak tylko mogłam. Oni tylko parsknęli śmiechem... a panika ogarnęła całe moje ciało. Byłam wręcz pewna ich intencji, ale żałuję, że się nie myliłam.
-Daj spokój, cukiereczku. Nie bądź taka.- zaśmiał się. Poczułam, że owinął rękę wokół mojej tali, ale zanim zdążyłam zareagować i krzyknąć, zacisnął też rękę na moich ustach. Nie mając zbyt dużo możliwości uwolnienia się, ugryzłam go w jego obrzydliwą, brudną łapę.
Mężczyzna krzyknął z bólu, by za chwilę uderzyć mnie prosto w twarz.
-Ty suko!- warknął. Opadłam na ziemię pod wpływem kolejnego ciosu.
-Walczysz jak baba.- zaszydziłam z niego. Wiedziałam, że to tylko pogorszy moją sytuację. Był teraz porządnie wkurzony, ale nie mogłam się powstrzymać.
Kopnął mnie prosto w brzuch, przez co momentalnie zachłysnęłam się i zaczęłam pluć krwią. Pięknie... na pewne zrobiłam to z gracją. Z ust wyrwał mi się krzyk, który przypominał zabijane zwierzę. Mimo to jeden z mężczyzn postawił mnie z powrotem na nogi i znów przycisnął mi dłoń do ust.
-Myślę, że na razie ci wystarczy.
-Ej, poznaję tę dziewczynę. Najcichszy z nich się odezwał. Pozostała dwójka gapiła się na niego w szoku.
-O czym do cholery gadasz?- westchnął lider.
-Czy to przypadkiem nie jest dziewczyna Malika?- kontynuował Devon.
Część mnie wzdrygnęła się w obrzydzeniu na samą myśl o Zaynie. Od razu chciałam stanąć w swojej obronie i wyjaśnić im, że nie należę do niego i jestem niezależna. Za to inna część mnie była wdzięczna, za to, że Zayn rządził tymi ulicami i wszyscy się go bali. Może ci faceci dadzą mi spokój, jeśli zorientują się, że należę do niego..?
Jeśli mam być szczera, to cieszę się, że miałam dłoń przyciśniętą do ust, bo nie byłam pewna, czy mam się przyznać.
-Oszalałeś?- rzucił drugi.
-Nie jest nawet naznaczona.- stwierdził lider. Devon wzruszył ramionami i pozwolił im kontynuować, co zaczęli.
-Nie ruszaj się, skarbie, to minie szybko. Lider zwrócił się do mnie. Devon zajął miejsce za mną, trzymając mnie w miejscu i pilnując, by z moich ust nie wyszedł żaden dźwięk.
Powinnam się ich słuchać i nie sprzeciwiać się ani nie walczyć. Posłuchałam? Oczywiście, że nie. Nigdy nie będę posłuszna.
Mężczyzna zachłannie zrywał ze mnie ubrania, ale starałam się stawiać opór. Starałam się kopać Devona, mimo, że go to nie ruszało. Wkrótce przybrało to wymiar bardziej pobij-Hannę niż zgwałć-tą-dziewczynę.
Z każdym uderzeniem, okładaniem pięścią, kopnięciem traciłam siłę i coraz bardziej się poddawałam. Gdy już na prawdę nie miałam sił, po porostu pozwoliłam tym bandziorom zrobić co chcą. Wskóram w ogóle coś moim próbami wydostania się? Oczywiście, że nie.
Moja twarz była postrzępiona od każdego uderzenia. Moje ciało zaczęło pokrywać się niebiesko- fioletowymi siniakami, a oprócz tego było całe czerwone. Miałam wszystko odrętwiałe, ból był zbyt duży.
Najgorsze było chyba to, że nie mogłam wołać o pomoc, bo wciąż miałam rękę na ustach. Byłam pod wrażeniem wytrzymałości Devona. Na początku ugryzłam go dość mocno kilka razy, mimo to i tak nie zabrał ręki.
Do niczego jeszcze nie doszło. Chodzi mi o to, że wciąż miałam na sobie majtki i stanik. Mój oprawca całował moje ciało w niektórych miejscach. Nazwałabym to raczej aktem przemocy, a nie gwałtem.
Ale chyba stwierdziłam to zbyt szybko...
Jak już wspominałam wcześniej, byłam w samej bieliźnie, która najwyraźniej ich podnieciła. To i fakt, że byłam bezbronna, pokryta krwią z moich ran. Popieprzone dupki.
Lider jeszcze bardziej się nade mną pochylił i owinął mi rękę wokół szyi. Jego język zaznaczał mokrą ścieżkę, a jego palce jednym szybkim ruchem zerwały ze mnie stanik.
Drugi facet kucnął obok nas, ściągając mi majtki, aż zatrzymały się na moim kostkach. Jego palce drażniły moje i tak obolałe już uda.
Lider przejechał językiem, po znaku, który zrobił mi Zayn i zamarł w bezruchu.
-Cholera, co to ma być?- wysyczał, przejeżdżając palcami po mojej szyi, a gdy znów dotknął mojego znaku, jęknął i odskoczył jak najdalej ode mnie.
-D-Devon miał rację! Jest oznaczona! Miała na sobie makijaż!- wyjąkał zszokowany. Facet klęczący obok mnie odszedł w tył, patrząc na mnie w przerażeniu.
-O kurwa!
Byłam ledwie świadoma, ale poczułam iskierkę nadziei, że zostawią mnie teraz w spokoju.
-Co do cholery się tu dzieje? Dobrze znany mi, chrapliwy głos warknął. Nie zdążyłam nawet spojrzeć w stronę, z której pochodził głos.
-Zayn... Devon wydyszał i odskoczył jak poparzony, byleby jak najdalej ode mnie.
Próbowałam wstać, ale moje nogi były zbyt słabe by mnie utrzymać, więc uderzyłam głową prosto o ziemię.
Nie minęła nawet sekunda gdy moi oprawcy zniknęli mi z pola widzenia, a mój umysł ogarnęła ciemność.