środa, 5 czerwca 2013

Chapter 6: Marked

-Chcesz jeszcze herbaty?- zapytała Clarie. Pokręciłam głową i dalej wpatrywałam się w telewizor. Minęły 3 dni od mojej ''randki'', czyli 3 dni odkąd ostatni raz opuściłam mieszkanie. Wiedziałam, że ON może tu przyjść, ale to było mało prawdopodobne.
-A potrzebujesz czegoś innego?- zapytała stojąc w kuchni. 
-Nie, dziękuję.  Kiedy powiedziałam jej co wydarzyło się gdy wyszłam z Zaynem, Clarie przeżywała to razem ze mną. Zdecydowałyśmy, że nie powiemy o tym Natashy i Mirandzie, by uchronić je od strachu i przerażenia.
Po tym gdy ja i Zayn wróciliśmy do restauracji, zjedliśmy szybko kolację, a potem odwiózł mnie do domu. Na szczęście nie próbował robić nic z rzeczy, które robił w alejce, a ja wróciłam do domu nietknięta.
-Będzie dobrze, Hannah. Próbowała mnie pocieszyć. 
-Idziesz dzisiaj na zajęcia?- zapytałam od niechcenia, chcąc zmienić temat.
-Jeśli dasz radę zostać tu sama... 
-Właściwie to mogę iść z tobą?- zapytałam się cicho. Miałyśmy kilka wykładów razem, a ja byłam zbyt wystraszona by iść tam sama. 
-Okej, pójdę po nasze książki.- powiedziała powolnie. Była naprawdę wyrozumiała przez te kilka ostatnich dni, dbając o mnie jakbym była chora. W sumie to wkręciłyśmy Mirandzie i Natashy kit o tym, że jestem chora, dlatego miałam pretekst by zostać w domu, a Clarie by się mną opiekować. 
Zabrałyśmy nasze rzeczy i udałyśmy się w stronę drzwi. Zeszłyśmy po schodach i szybko przebyłyśmy drogę do najbardziej zaludnionych ulic, unikając przy tym przechodzenie przez mroczne i podejrzane zaułki. Wszyscy wiedzą, że to jest jego terytorium.
Powolnie szłyśmy w stronę naszego uniwersytetu, niemal podskakując ze strachu, gdy jakaś ciemna postać wyszła zza rogu. Nim się obejrzałam siedziałam już na zajęciach słuchając usypiającego wykładu profesora.
-Hannah -Claire szepnęła do mnie. 
-Hmmm?- mruknęłam niezadowolona, że ktoś przerywa mi moją drzemkę. 
 -Miranda napisała mi, że źle się czuje. Muszę wrócić do mieszkania.- wyszeptała. Moje serce się zatrzymało. 
-Zostawisz mnie? I będę musiała wracać sama?- wydyszałam. Obie wiedziałyśmy, co dzieje się, gdy wracam do domu sama. 
-Nie. Andrew zaoferował, że cię odprowadzi.- skinęła głową na chłopaka, który siedział obok niej. Był dość... duży, a jego ramiona były szerokie.
-Nie martw się, kochanie. Ja i Clarie znamy się od dawna, a jej przyjaciele, to także moi przyjaciele.- powiedział, ciepło się uśmiechając. W sumie to był dość muskularny; zapewne obroniłby mnie lepiej niż moja przyjaciółka.  
-Nie martw się. Nie powiedziałam mu dlaczego potrzebujesz ochrony. Jeśli bym to zrobiła, na pewno by się nie zgodził.- wyszeptała tak cicho jak było to możliwe. Przytaknęłam tylko głową, a Clarie udała się w stronę wyjścia.
Kiedy wykład się skończył, Andrew zarzucił rękę na moje ramię w przyjazny sposób i wyszliśmy z sali, by udać się wzdłuż ulic Londynu prosto do mojego mieszkania. 
-Możesz mi powiedzieć czego się boisz. Nie będę cię osądzał, przysięgam.- powiedział, spoglądając na mnie z sympatią. Wydawał się być miłym gościem, może pewnego dnia zostaniemy przyjaciółmi...
Mimo to i tak nie powiem mu, co mnie dręczy. 
-Oh.. um. Ja wciąż staram się przyzwyczaić do Londynu. Często gubię drogę wracając do domu.- zachichotałam niczym głupia blondynka. 
Wiedział, że nie mówię mu całej prawdy, a mimo to nie naciskał.
-Jest tutaj droga na skróty, jeśli nie masz nic przeciwko.- skinął głową w kierunku mniej uczęszczanej drogi. Oddech ugrzązł mi w gardle. ON zawsze spędzał czas na takich ulicach jak ta.
-Wolałabym iść główną drogą, jeśli możemy.- mruknęłam cicho. Skinął głową i zaczął prowadzić mnie tuż obok tej przerażającej ulicy.
-Nie ma sprawy.- powiedział. Zauważyłam, że dwie znane mi sylwetki znajdują się po drugiej stronie ulicy. Jedyne co czułam to przerażenie.
Dwójka chłopaków zaczęła podchodzić do nas od niechcenia.; byli muskularni, co dodawało im jeszcze więcej odwagi. Jeden z nich miał blond włosy. Moją uwagę przykuły jego niebieskie oczy, które nie wyrażały żadnych emocji. Drugi chłopak miał o wiele większe mięśnie. Jego oczy były w kolorze głębokiego brązu, a jego włosy dokładnie ułożone. Miał zaciśniętą szczękę i ponury wyraz twarzy. 
Przełknęłam ślinę, mając nadzieję, że nie mają złych zamiarów. Miałam nieodparte wrażenie, że skądś ich kojarzę. Byłam pewna, że widziałam ich już wcześniej.
Przylgnęłam mocniej do ramienia Andrew, czując się winna, że go w to wciągnęłam. Przypomniałam sobie kim są ci kolesie i skąd ich znam, ale było już za późno, by go ostrzec, bo ci dwaj dotarli do nas. 
Jednym szybkim ruchem odepchnęli mnie do tyłu i chwycili za ramiona Andrew. Z moich ust wydostał się krzyk gdy zobaczyłam, że zaciągnęli go do alei, z której przyszli. Zostałam sama pośrodku ulicy.
-Stop! Zatrzymajcie się!- krzyknęłam i zaczęłam za nimi biec. To ON ich nasłał, wiedziałam to. Biegłam w stronę alei, ale zniknęli. Po prostu ich nie było. Przyśpieszyłam tempo gdy usłyszałam trzask, a potem łomot, a następnie krzyk, który mógł pochodzić tylko od Andrew. 
Miałam zamiar podążać za hałasami, ale poczułam dwie ręce łapiące moje ramiona. Znów usłyszałam krzyk i próbowałam wyrwać się z tego żelaznego uścisku, ale osoba, która mnie trzymała zaczęła ciągnąć mnie w inną stronę. Jeśli mogłabym się cofnąć w czasie, nie chciałbym iść tą drogą.
To była ulica, na której mogłam natknąć się na Zayna... i tak się stało.
Szarpnął mnie za nogi i pchnął mnie na ścianę. Ugryzłam się w język, powstrzymując krzyk. Jego brązowe oczy płonęły w ogniu wściekłości. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie, co czyniło go jeszcze bardziej strasznym...uważam, że to całkiem sexy. Co się ze mną dzieje!? 
-Co to kurwa było?- splunął na mnie. Wzdrygnęłam się, jego twarz znajdowała się milimetry od mojej. 
Brak odpowiedzi, sprawiło, że był coraz bardziej zły... jeśli to w ogóle możliwe. 
Podniósł rękę i uderzył mnie w twarz. Nie odwracałam wzroku od ściany, do której i tak byłam przygnieciona.  
-Odpowiedz mi, kiedy do ciebie mówię, kochanie.- szepnął groźnie. Powoli odwróciłam twarz i odważyłam się na niego spojrzeć. 
-Nie wiem o czym mówisz.- syknęłam do niego drżącym ze strachu głosem. Mulat podniósł brwi w zdziwieniu na moją odpowiedź. 
Odwrócił się i zaczął chodzić wzdłuż i wszerz uliczki. Kopnął w ceglany mur tuż obok mnie, a gdy uspokoił swój oddech, wrócił i znów stał naprzeciwko.
Jego agresywne zachowanie sprawiało, że moje serce biło coraz szybciej. 
-Co powiedziałem ci w dniu naszej randki, kochanie?- warknął. Stał dosłownie kilka kroków ode mnie, ale zaryzykowałam i odepchnęłam się od ściany, by wrócić myślami do naszej (bardzo niezręcznej...) rozmowy podczas kolacji. 
Zamówił piwo, a gdy ja poprosiłam go żeby nie pił- wybuchnął śmiechem. 
-Jedno piwo nie sprawi, że będę pijany, kochanie.
-Ummm. Powiedziałeś, nie upijesz się jednym piwem.- próbowałam zażartować i rozluźnić tą napiętą atmosferę. Zayn posłał mi groźne spojrzenie i przybliżył się do mnie. 
-Myślisz, że to żart?- splunął. Pokręciłam głową, ale nie chciałam pokazać mu, że się boję. 
-Powiedziałem ci, że jesteś moja. Pamiętasz?- powiedział i przysunął się jeszcze bardziej. 
-Oh tak, to.- mruknęłam, patrząc w dół.
-Oh tak, to.- przedrzeźniał mnie niskim głosem. Kolejny krok bliżej.
-O-on po prostu odprowadzał mnie do domu.- jąkałam się, nie patrząc na niego. 
Poczułam, że zrobił kolejny krok. Czułam go; dym, ogień i papierosy, czyli to czym pachniał. Dało się wyczuć przez to wszystko bardzo mocne męskie perfumy. 
-Dlaczego potrzebny ci ktoś kto odprowadzi cię do domu, kochanie?- zapytał retorycznie. Mogłam zobaczyć kpiący uśmieszek na jego ustach. Zbliżył się, przygniatając mnie do ściany. Pomiędzy nami nie było nawet centymetra szczeliny. Miał rozstawione ręce po dwóch stronach moich ramion, trzymając mnie w pułapce. 
-Zayn, proszę. Chcę tylko wrócić do domu.- syknęłam i odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Zaśmiał się ponuro i przycisnął swój nos do mojego. 
-Trzeba było o tym pomyśleć, zanim poszłaś się puszczać.
-Nie należę do ciebie. Nie należę do nikogo. Mogę robić WSZYSTKO co mi się podoba!- krzyknęłam ze wściekłością w głosie, dlatego, że dopiero co nazwał mnie dziwką.
-Kochanie, nie chcę cię skrzywdzić, ale przez twoje nastawienie i nie przestrzeganie moich zasad muszę dać ci nauczkę.- złapał mnie za brodę, zmuszając bym się na niego spojrzała. 
-Z-Zayn... uspokój się, to tylko przyjaciel. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej, by odepchnąć go i zwiększyć odległość między nami. 
-Nie na długo... Niall i Liam już o to zadbają. Mówił bardziej do siebie niż do mnie. 
-Zatrzymaj ich! Zabiją go!- błagałam go, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
-Nie mogę, kochanie. Każdy kto cię dotknął musi ponieść konsekwencje.- powiedział ostro. 
-Pozwól. Mu. Odejść.- powiedziałam głośno i wyraźnie. 
-Albo co?- zażartował.
-Jeśli puścisz go wolno, będę twoja. Obiecuję.- powiedziałam przez płacz.
-Przykro mi, kochanie, ale to nie podlega negocjacji. I tak jesteś moja.- syknął.
Zanim zdążyłam zaprotestować, złapał tył mojej szyi jedną ręką, a drugą położył na mojej tali. Jego usta zostawiały łaskoczące pocałunki w czułym miejscu na mojej szyi, zaczęłam dyszeć gdy poczułam ból. Nie spodziewałam się tego.
Jeździł językiem po ugryzieniu na mojej skórze. Teraz to już oficjalne.
Naznaczył mnie. Od teraz należę do niego.