środa, 19 czerwca 2013

Chapter 9: Home

Bałam się, że Zayn będzie na mnie wściekły i wydarzenia, które działy się w ślepym zaułku się powtórzą, tylko dlatego, że dzwoniłam do Clarie. Nie był na mnie wściekły, nie był nawet zły... przynajmniej tak mi się wydawało.
Czekał aż przekroczę próg mieszkania Louisa i Eleanor i zamknął za mną drzwi nie odzywając się nawet słowem. Kiedy staliśmy sami, na środku korytarza spojrzał na mnie wymownie.
-Musisz być głodna. Naprawdę!? Po tym wszystkim co się dzisiaj wydarzyło, po tym wszystkim co mi zrobił, po tym wszystkim co dzisiaj przeszłam, to wszystko co był w stanie powiedzieć?
-Nie bardzo.- powiedziałam cicho. Przewrócił teatralnie oczami.
-Oczywiście, że nie jesteś- parsknął -chodź, wychodzimy. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę windy. Nawet nie obejrzał się by sprawdzić czy za nim idę. Nie musiał, wiedział, że będę posłuszna.
Jego długie, umięśnione nogi powędrowały szybko do końca korytarza, a ja poobijana i posiniaczona ledwo szłam, więc nie mogłam go dogonić. Zayn zatrzymał się przed windą i nacisnął guzik, a ja byłam daleko w tyle. Szłam najszybciej jak mogłam, wciąż podtrzymując się ściany i czułam coraz większy ból w okolicy brzucha.
-Nawet chodzenie zajmuje ci tak cholernie długo?- rzucił w moją stronę. Wyjąkałam coś co brzmiało jak przeprosiny i starałam się zwiększyć tempo. Zayn westchnął z rezygnacją i zaczął iść w moją stronę. Nawet nie zauważyłam, gdy jednym szybkim ruchem złapał mnie za nogi.
Trzymał mnie jak pannę młodą, jego ręce chwyciły moje uda i bok. Momentalnie skrzywiłam się, gdy jego palce wbiły się w siniaki na moim brzuchu.
Syknęłam z bólu, gdy zacieśnił uścisk. Od razu spojrzał na mnie z niepokojem.
-Co się stało, kochanie?- zapytał gdy wniósł mnie już do windy.
-N-nic. Wszystko okej.- skłamałam unikając jego wzroku. Delikatnie postawił mnie na nogi, opierając moje ciało o ścianę windy. Przybliżył się jeszcze bardziej i spojrzał na mnie badawczym wzrokiem.
-Spytam jeszcze raz, ale chcę szczerej odpowiedzi. Co jest nie tak?- zapytał mnie cichym lecz stanowczym głosem. 
-Boli.- szepnęłam, patrząc na moje stopy. Jego długie, chłodne palce podniosły mój podbródek, tak bym na niego spojrzała. 
-Co cię boli, kochanie? Powiedz mi, mogę pomóc.- spojrzałam na niego wzrokiem pełnym niedowierzania. Ten skurwiel naprawdę zamierza grać teraz w te swoje gierki? On DOSKONALE wie co mnie boli. 
-Ummm... mój brzuch.- odpowiedziałam ledwo słyszalnym tonem. Zayn uniósł brwi w zdziwieniu i lekko się uśmiechnął. Momentalnie zamarłam, a moje serce zaczęło łomotać gdy schylił się i podciągnął moją koszulkę w górę. Zaczął zostawiać delikatne pocałunki na każdym siniaku, a jego palce muskały mój brzuch gdy na mnie spojrzał. 
-Lepiej? Nie odpowiedziałam. Byłam w szoku na widok klęczącego przede mną chłopaka.
-Już nie boli?- zapytał z uśmiechem, ukazując rząd białych zębów. Widocznie nie tylko amerykańscy chłopcy przywiązują dużą wagę do takich rzeczy.
-Mmhmm.- wymamrotałam, nie chcąc by pozostawił jeszcze więcej pocałunków na moim ciele.
-Nie prawda. Możesz mi powiedzieć co cię boli. Zamiast odpowiadać wysunęłam w jego stronę obie dłonie. Muskał ustami każdy najmniejszy siniak i zadrapanie na nadgarstkach. Jego wzrok powędrował do siniaków na moim rękach, gdzie po chwili powędrowały jego usta. 
Drżałam za każdym razem gdy jego wargi stykały się z moją skórą. Przeniósł się na szyję i poczułam jego gorący oddech na skórze pokrytej siniakami, które były jego dziełem.
Przejechał językiem po ugryzieniu, którym mnie naznaczył.
-Mogę sprawić, że ból odejdzie.- wyszeptał mi do ucha. Wzdrygnęłam się na samą myśl.
-Z-Zayn.- wybłagałam.
-Dobrze kochanie, mów moje imię. Pomimo przerażenia jego reakcją, odepchnęłam go od siebie i wyszłam z windy. Szłam tak szybko jak mogłam, ale oczywiście Zayn znalazł się tuż obok mnie, z łatwością mnie doganiając.
-Zostaw mnie w spokoju.- wysyczałam. Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie, dając do zrozumienia, że stąpam po cienkim lodzie.
-Dokąd się wybierasz, Hannah?- zapytał mnie w pełni poważnie, zastawiając mi drogę, zanim zdążyłam opuścić budynek.
-Do domu.- splunęłam. Zmrużył gniewnie oczy przez moje buntownicze zachowanie, przez co serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Nie chciałam się poddawać, nie chciałam okazywać mu słabości, żeby mógł przejąć nade mną kontrolę. No bo co mi może zrobić? Pobić mnie kolejny raz? Nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli...
-Okej. Zabiorę cię do domu.- powiedział cicho. Co!? powiedział, że zabierze mnie do domu? Chyba się przesłyszałam. Zszedł mi z drogi i owinął rękę wokół mojej talii, przytrzymując drzwi bym mogła przejść. Zaprowadził mnie do samochodu i pomógł usiąść na siedzeniu pasażera.
W samochodzie panowała niezręczna cisza, jedyne co było słychać to mój ciężki oddech. Zayn skupiony był na drodze, a ja obserwowałam mijane przez nas budynki. To była droga do mojego mieszkania, więc nie miałam powodu do zmartwień.
Kiedy przeoczyliśmy drogę kierującą w stronę mojej ulicy, poczułam przypływ strachu i złości. Spojrzałam na Zayna, który wciąż wpatrywał się w drogę.
-Zayn, przegapiłeś zjazd.- powiedziałam cicho. Rzucił mi tylko krótkie spojrzenie, ale nic nie powiedział.
-Zayn.- powiedziałam głośniej.
-Coś nie tak, kochanie?
-Przegapiłeś zjazd na moją ulicę. Spojrzał w moją stronę i zmarszczył brwi.
-Tak, i co z tego?- powiedział z rozbawieniem.
-P-powiedziałeś, że w-weźmiesz mnie DO DOMU.- wyjąkałam. Kłamał. Dlaczego byłam tym zaskoczona...?
-Mmhmm.- wymruczał.
-Kłamałeś?- szepnęłam z niedowierzaniem. Czułam, że głos zaczyna mi się łamać, ale nie mogłam na to zaradzić.
-Nie kłamałem.- odpowiedział od razu.
-A-ale...
-Zabieram cię do domu, do MOJEGO domu.- zaśmiał się. Spojrzałam na niego gniewnie i zmarszczyłam brwi. Moja warga zaczęła drżeć i czułam, że zaraz pociekną mi łzy. Nie zwracałam uwagi na Zayna i wpatrywałam się w okno.
Słyszałam, że do mnie mówi, ale go nie słuchałam. Wiedziałam, że mnie zgwałci. Najpierw mnie pobił, a teraz to... jak mam połapać się w tym całym bałaganie?
-HANNAH! Wściekły głos wyrwał mnie z zamyślenia. Stał na zewnątrz samochodu, trzymając otwarte drzwi. Wyglądał na dość wkurzonego.
-P-przepraszam.- wyszeptałam.
-Kochanie, będziesz mnie cały czas ignorować?- zapytał, gdy wyciągnął mnie z samochodu, po czym od razu owinął rękę wokół mojej talii. Nie odpowiedziałam mu.
-Kochanie, chyba nie będziesz płakać?- zapytał i przejechał palcem po mojej drżącej wardze.
-Zamierzasz coś powiedzieć?- warknął. Nie odpowiedziałam.
Zamiast tego próbowałam wyrwać się z jego uścisku i stąd uciec; to była moja jedyna nadzieja.
-Możemy to zrobić w łatwy lub przykry sposób, kochanie. Tak czy inaczej... mam zamiar dostać TO, czego chcę.- wyszeptał mi do ucha. Wzdrygnęłam się na samą myśl i dalej próbowałam się od niego uwolnić. 
-No cóż... rozumiem, że wybierasz trudny sposób?- zaśmiał się i przerzucił sobie moje ciało przez ramię kierując się w stronę wysokiego budynku. Biłam i kopałam go gdy przekroczyliśmy wejście. Ludzie wokół nas przyglądali się nam ze zdziwieniem, lecz szybko odwracali wzrok, zupełnie jakby nie widzieli porywanej dziewczyny. 
Zayn zaniósł mnie na ostatnie piętro i otworzył drzwi do mieszkania... lub raczej apartamentu. Nadal trzymał mnie przerzuconą przez ramię, kompletnie ignorując moje próby wyrwania się.
 Rzucił mną o kanapę i pochylił się nade mną, próbowałam go kopać i odpychać, ale to jak zwykle było na nic. Złapał mnie za nadgarstki i trzymał je nad moją głową i pochylił się tak, że jego oddech owiał moją twarz.
-Uważaj, kochanie. Lepiej mnie nie denerwuj.- ostrzegł mnie. Oddech ugrzązł mi w gardle. 
-Proszę, Zayn. Puść mnie.- wyszeptałam. On tylko uśmiechnął się z wyższością i wziął nadgarstki znad mojej głowy w jedną rękę, a drugą przeniósł na ugryzienie, którym mnie naznaczył.
-Jesteś moja... i nigdy nie pozwolę ci odejść.